Opeth zagrał w Warszawie

Dodano: 27.02.2012

Stara gwardia nie rdzewieje. Opeth to koncertowy pewniak, nawet, jeśli na żywo gra spokojniej niż kiedykolwiek wcześniej. W piątkowy wieczór Szwedzi zafundowali wszystkim przybyłym do Stodoły prawdziwą, muzyczną ucztę.

Ten artykuł czytasz ZA DARMO w ramach bezpłatnego dostępu. Zarejestruj się i zaloguj, by mieć dostęp do wszystkich treści. Możesz też wykupić dostęp cyfrowy i wesprzeć rozwój serwisu.
Nim jednak na deskach klubu pojawiła się główna gwiazda imprezy, licznie zgromadzonych fanów rozgrzewał Von Hertzen Brothers, prezentując mieszankę klasycznego i progresywnego rocka. Bracia gitarzyści oraz bębniarz i klawiszowiec zagrali całkiem przyzwoicie, choć trzeba przyznać, że  momentami atmosfera siadała, a zbyt wiele kompozycyjnych rozwiązań przywodziło na myśl twórczość Pain of Salvation.









Opeth przyjechał do Polski w ramach trasy, promującej najnowszy album "Heritage", nic więc dziwnego, że w setliście znalazły się aż cztery utwory reprezentujące ten krążek. Pozostałą część koncertu wypełniło siedem kawałków - każdy z innej płyty, począwszy od "Watershed", a skończywszy na "My Arms, Your Hearse". Pierwsza część setu przebiegła pod znakiem łagodniejszych dźwięków i można było odnieść wrażenie, że frontman całkowicie porzucił growling. Pod koniec zespół sięgnął po mocniejsze utwory, tak czy owak był to jednak najspokojniejszy gig Szwedów, w jakim dane mi było  uczestniczyć. 







Bezdyskusyjny perfekcjonizm ekipy Mikaela Akerfeldta, objawiający się doskonałym wręcz odegraniem materiału w warunkach scenicznych, poparty został tego wieczoru świetnym kontaktem z publicznością i (jak zwykle) luzacką konferansjerką frontmana. Lider Opeth mógłby zrobić karierę jako stand-up?owy komik. Jego opowieści o zmianie nazwy kapeli na Martin Mendez Band ("Albo zmienimy nazwę na Martin Fucking Mendez Band, albo odchodzę"), o pierwszej wizycie w Polsce ("Jeśli mam być szczery, niczego nie pamiętam"), o metalu i Abbie ("Gdyby Abba się reaktywowała, kto by się wybrał na koncert?"), technice gry na gitarze ("Lubię akord molowy"), czy wreszcie o  perkusiście Martinie Axenrocie aka Legolasie ("Różnica jest taka, że Orlando Bloom wygląda jak dziewczyna, natomiast Axe jak prawdziwy facet..."), wywoływały salwy śmiechu publiki. Podobnie,  zresztą, jak przedstawienie z trzykrotnym wyrzucaniem całego zestawu kostek w kierunku publiczności i przywoływaniem uśmiechniętego technika do uzupełniania pick holdera, przy dźwiękach zabawnej melodyjki. Opeth świetnie bawi się na scenie i nie traktuje koncertów jak zła koniecznego. Było to widać w każdej minucie piątkowego wieczoru.  














Wracając do Legolasa, to właśnie gra w Opeth pozwala Axenrotowi udowodnić, że jest bardzo wszechstronnym perkusistą, co w Bloodbath czy Witchery jest jednak znacznie trudniejsze. Blondwłosy perkusista odnajduje się we wszystkich klimatach, począwszy od tych łagodniejszych ("Folklore"), poprzez klasyczny "patatajec" (inspirowany twórczością Raibow "Slither"), czy klasyki formacji w rodzaju "Deliverance", którego świetna końcówka, oparta na potężnej pracy podwójnej stopy, okazała się najlepszym możliwym zakończeniem tego blisko dwugodzinnego występu.













Setlista:

The Devil's Orchard  
I Feel the Dark
Face of Melinda
Slither
Credence
To Rid the Disease
Folklore
Heir Apparent
The Grand Conjuration
The Drapery Falls  
Deliverance









Tekst: Szymon Kubicki
Zdjęcia: Małgorzata Napiórkowska-Kubicka

QUIZ – Nie wiesz tego o Evans!
1 / 12
Evans jest w rodzinie firmy D’Addario wspólnie z marką pałeczek…
Dalej !
Left image
Right image
nowość
Platforma medialna Magazynu Perkusista
Dlaczego warto dołączyć do grona subskrybentów magazynu Perkusista online ?
Platforma medialna magazynu Perkusista to największy w Polsce zbiór wywiadów, testów, lekcji, recenzji, relacji i innych materiałów związanych z szeroko pojętą tematyką perkusyjną.