Rick Allen (Def Leppard)

Dodano: 08.10.2012
25 lat temu, członek zespołu Def Leppard - Rick Allen starał się pogodzić z utratą swojej lewej ręki. w przeciągu roku stał się częścią największego zespołu na tej planecie. 
Ten artykuł czytasz ZA DARMO w ramach bezpłatnego dostępu. Zarejestruj się i zaloguj, by mieć dostęp do wszystkich treści. Możesz też wykupić dostęp cyfrowy i wesprzeć rozwój serwisu.

Def Leppard w drugiej połowie lat osiemdziesiątych był jednym z największych zespołów na świecie. Sprzedawał miliony płyt, grał setki koncertów, w tym słynne trzy koncerty na trzech różnych kontynentach jednego dnia (!). Wszystko to za sprawą albumu Hysteria, który wyniósł ich na wyżyny sławy. Za bębnami siedział jeden z najbardziej niesamowitych perkusistów na świecie, jednoręki Rick Allen. Wszyscy ci, którzy słyszeli, jak grał, chociażby podczas koncertów w Polsce byli zdziwieni, że robi to jednoręki facet. Posłuchajmy, jak wyglądał moment, w którym cały jego świat stanął na głowie i jak to wszystko się skończyło.

Siedzieliśmy z perkusistą Def Leppard, z powrotem w Donington. Jeszcze kilka godzin wcześniej byli głównym zespołem na festiwalu Download. 25 lat od perkusyjnego odrodzenia Ricka na festiwalu Monster Of Rock w Donington, gdzie zagrał swój pierwszy poważny występ na żywo z zespołem, od momentu, kiedy stracił swoją lewą rękę w wypadku samochodowym - 18 miesięcy wcześniej. "Koncert w Castle Donington to punkt przełomowy w moim życiu" - mówi nam Rick Allen. "Tam wszystko się zmieniło".

16 sierpnia 1986 roku, show, na którym Def Leppard umieszczone było na plakatach zaraz pod Ozzy Osbournem i The Scorpions. Był to doniosły i ogromnie onieśmielający powrót na scenę. Rick znowu był w centrum uwagi przed dziesiątkami tysięcy fanów, pragnących zobaczyć na własne oczy, czy zawzięty bębniarz faktycznie nadal jest w stanie napędzać tę rockową maszynę. Rick wspomina: "To było naprawdę przerażające. Nie sądziłem, że będę w stanie to osiągnąć. Ale czuć to ciepło bijące od tłumu w taki specyfi czny sposób, po prostu czuć, że oni chcą, żeby mi się udało, ta ich była wprost niewiarygodna. Co za moment." Powrót z krawędzi był tym bardziej niesamowity ze względu na to, że Rick powrócił w przeciągu roku, w punkcie kulminacyjnym, gdy Leppardzi wypuszczali Hysterię, album, który definiował ich dotychczasową karierę. Album ten osiągnął sprzedaż ponad 20 milionów egzemplarzy, a pochodzące z niego sześć singli zostały hitami, sprawiając, że zespół stał się światową mega gwiazdą.

Zespół udał się do Dublina, żeby napisać i nagrać materiał, który znalazł się na Hysterii. Byli bardzo pewni siebie dzięki sukcesowi przełomowego albumu Pyromania w 1983 roku. Mimo, że raczej mało występowali w Wielkiej Brytanii, album stał się wielkim hitem w Stanach, gdzie tylko Thriller Michaela Jacksona dzielił ich od pierwszego miejsca na liście przebojów Billboard Chart. Rick wspomina dalej: "Mutt (Lange - producent) naprawdę chciał zrobić rockowe nagranie, które by przeszło do historii i uważam, że tak właśnie się stało z albumem Pyromania. To interesujące, Bringing On The Heartbreak stał się hitem zaraz, jak wypuściliśmy Pyromanię. Później z powodu sukcesu, jaki odniósł ten krążek, czuliśmy presję podczas nagrywania albumu Hysteria."

Ta presja wkrótce spowodowała, że zegar zaczął tykać. Zespół pracował nad albumem przez większą część roku, żeby mógł ukazać się na koniec 1984. Pierwszy problem podczas prawie niekończącego się procesu pisania i nagrywania Hysterii pojawił się, gdy sprawdzony i zaufany producent Leppardów - Mutt Lange, ogłosił, że potrzebuje przerwy i nie jest w stanie zobowiązać się do nagrania całości. Przywództwo przejął zatem Jim Steinman. "Jak wiecie, zajęło to całe lata, aby stworzyć tę cholerną rzecz, a potem, żebym przeszedł swoje wszystkie te perypetie? To po prostu oddalało całą sprawę czyli nagranie płyty jeszcze bardziej." - mówi Rick. "Z mojego punktu widzenia to wyglądało tak: zacząłem układać ścieżki perkusyjne do Hysterii, a potem z powodu rozpoczęcia współpracy z Jimem Steinmanem wszystkie wcześniejsze rzeczy, które ułożyłem, nigdy nie zostały wykorzystane. Stało się tak dlatego, że Mutt wrócił i napisaliśmy całą masę nowych piosenek i to było właśnie to. To była w zasadzie zupełnie nowa płyta".

Potem, 31 grudnia 1984 roku życie Ricka zmieniło się na zawsze. Jadąc na imprezę sylwestrową w swoim rodzinnym Sheffield, 21-letni perkusista stracił panowanie nad swoim samochodem i rozbił się w polu. W wyniku wypadku stracił lewą rękę i to wydawałoby się końcem jego kariery za bębnami. Ale Rick nie do końca widział to w ten sposób. Dzięki intensywnemu okresowi rehabilitacji oraz przełomowemu zestawowi Simmons?a, w którego skład wchodziły specjalnie zaprojektowane stopy, które umożliwiają jego lewej nodze przejąć zadania, za które odpowiedzialna była jego lewa ręka Rick powrócił do studia, aby kontynuować pracę nad Hysterią, dołączając do Lange?a, który wrócił z tułaczki. Ilość pracy, która była przed nim, wcale go nie przytłoczyła. Powiedział: "Jak możecie sobie wyobrazić, dla mnie to było wielkie wyzwanie w tym momencie. Czułem się nieco przytłoczony perspektywą konieczności wykonania wszystkich tych piosenek". Gigantyczne przedsięwzięcie zostało utrudnione przez nowy, drobiazgowy proces układania ścieżek perkusyjnych, dlatego Rick musiał się pogodzić z tym, że każdy kawałek potrzebuje kilku ujęć, aby uzyskać kompleksowy efekt hybrydy, złożonej z akustycznego zestawu, talerzy i elektroniki.

"To, co zrobiliśmy, składało się z wielu partii drum maszyny, po czym wszedłem i nagrałem na to oddzielnie prawdziwy zestaw bębnów, no a później talerze" - wyjaśnia Rick. "Byłem w stanie grać kolejno partie bębnów i talerzy, a potem składałem te rzeczy razem, następnie to, co pomagało, polegało na wykorzystaniu sporej rzeszy partii z drum maszyny. W rezultacie brzmiało naprawdę dobrze. To było dość wyjątkowe brzmienie, ponieważ jest bardzo "w twarz". Ale możesz wyraźnie usłyszeć i rozpoznać, że jest to mieszanka elektronicznych i prawdziwych próbek. Jest to proces polegający na wykorzystaniu perkusji akustycznej po to, żeby zorientować się, co chcę zrobić, a potem być w stanie zrobić to wszystko kolejno w tym samym czasie. Może to trochę zawiłe... To jak używanie różnych części twojego mózgu przez cały czas. Od rozpracowywania tego na akustycznych bębnach do zastanawiania się nad tym, gdzie uderzyć na samplerze."

Mimo, że postęp był powolny, sprawy znowu ruszyły w obozie Leppardów, a Rick był wdzięczny za prawie ślimacze tempo rozwoju Hysterii. "Dla mnie proces nagrywania był zupełnie nowym przedsięwzięciem. Nigdy wcześniej nie miałem do czynienia z czymś takim. W pewnym sensie to było szczęście, że nagranie zajęło tak dużo czasu, ponieważ to dało mi możliwość dostosowania się do tego, co mi się przytrafiło i zajęło moje myśli tym, jak zamierzam to odtworzyć na żywo. Świetnie, że miałem taki dobry rok, zanim musiałem siąść za bębny i zagrać."

Nagrywanie Hysterii


Nadal zmierzając się z zawiłościami swojego nowego akustyczno- elektronicznego zestawu, Rick udał się do holenderskiego studia, do którego przenieśli się Leppardzi. Tam zaczął wzmacniać elektroniczne bębny, które zespół nagrał i które miały pełnić rolę szkieletu Hysterii w chwili, gdy Rick był poza aktywną grą. "Do czasu mojego powrotu do Holandii, gdzieś w lutym 1985 roku, mieli już rozpocząć ustalanie kilku prostych ścieżek drum maszyny z myślą o mnie, aby zaprzątnąć moje myśli wokół piosenek i zacząć nagrywać już z tego miejsca" - mówi Rick. - "Początkowe użycie uproszczonych, zaprogramowanych uderzeń było koniecznością, ponieważ nie byłem wtedy dostępny. Byłem zbyt zajęty tym, co mi się przydarzyło i jak to na mnie wpływa. W większość piosenek wszedłem już po tym wszystkim i miały one naprawdę proste, podstawowe ścieżki perkusyjne. Brzmiały... no cóż, niezbyt dobrze. Wtedy zaczęliśmy modyfikować wzorce i już zaczęły brzmieć lepiej. Właśnie wtedy, siedząc tam i grając pod te ścieżki zauważyłem, jak możemy łączyć różne elementy. Myślę, że w tamtym momencie zaczęliśmy używać innego samplera, który ulepszył dźwięk jeszcze bardziej. Jako, że gitary miały mocniejsze brzmienie, musieliśmy wzmocnić perkusję, bo wokal też miał mocniejsze brzmienie i wszystko ze sobą kontrastowało. To nagranie jest po prostu ścianą dźwięku i jest bardzo skomplikowane. Proces nagrywania naprawdę był ćwiczeniem w robieniu tego, co Queen robiło już przez lata i podnoszeniem tego do potęgi n-tej, i to właśnie zrobił Mutt Lange."

Z notorycznie wymagającym Lange?m, który popychał zespół do granic ich możliwości, Rick zyskał mentora w egzekwowaniu jego rozwoju i ciągle rozwijającego się nowego stylu bębnienia. "Mutt był bardzo zaangażowany w cały proces i dlatego ma ogromny wpływ na to, że zacząłem grać, ponieważ ciągle wypytywał, dlaczego coś robię. Nie starał się być wyjątkowy, czy coś, ale naprawdę podkreślał znaczenie każdej najmniejszej rzeczy, która została zrobiona. To była ogromna nauka dla mnie, siedzieć tam z nim, z kimś, kto był mistrzem w pisaniu piosenek i wiedział, jak umiejętnie je zagrać. Żadna z nich nie była frywolna. Tak, było miejsce na spontaniczność, ale równocześnie wszystko było kontrolowane do tego stopnia, że każdy najdrobniejszy bit na nagraniu był policzony. To było trochę straszne, ponieważ miałem momenty, w których myślałem: "Nie wiem, czy mogę to zrobić." To sprawiało, że czułem się czasami trochę nieudolnie, ale to jak ze wszystkim, jeżeli nad czymś sterczysz to w końcu w to wrastasz. Teraz to już jak druga natura i po prostu przychodzi samo. Gdy coś usłyszysz po prostu to wystukujesz."

Wymagania Lange?a miały ogromny wpływ na grę Ricka i dodatkowo napędzały frustrację nigdy nie kończącą się sesją w studiu, trwającą miesiące, a nawet lata, jako że album nie został jeszcze skończony. Rick przyznaje: "Wchodziłem czasem do studia, a Joe (Elliott - frontman Def Leppard - przyp. red.) prawie ze łzami w oczach twierdził, że nie jest w stanie tego zrobić. Cóż, przynajmniej nie w taki sposób, jaki chciał Mutt. Wszyscy się tak czuliśmy. Czujesz się nieodpowiedni, bo nie jesteś pewien, czy potrafisz dać Muttowi to, o co cię poprosił. On bardzo rzadko szedł na kompromis. Ciągle popychał nas do przodu. To nie tak, że on stawiał nam wyzwania, on chciał, żebyśmy sami sobie je stawiali. "Cholera jasna, muszę się do tego przyłożyć, muszę to zagrać". Do tego stopnia się nakręcaliśmy, że zaczynaliśmy kwestionować swoje umiejętności, czy faktycznie potrafi my coś zagrać."

Kontynuował ten wyczerpujący proces, ponieważ wiedział, że zespół jest już u szczytu stworzenia - zmieniającego ich życie - albumu. Albumu, który zostanie uznany za klasykę rocka i sprawi, że staną się legendą. "Wszyscy wiedzieliśmy, że mamy coś wyjątkowego" - mówi Rick. "Wszyscy czuli się z tym naprawdę dobrze, ale wydaliśmy mnóstwo przeklętej kasy na to nagranie i troszeczkę się obawialiśmy, że nie damy rady odzyskać całej kwoty, którą na to przeznaczyliśmy. To było szalone. Musieliśmy sprzedać jakieś niewiarygodne ilości nagrań, żeby wyjść na czysto. To zasadniczo wykraczało poza możliwości normalnej sprzedaży. Myślę, że to właśnie wtedy wyszło Pour Some Sugar On Me. Uważam, że właśnie to otworzyło nam drogę do wszystkiego i zaczęło się sprzedawać w "gazilionach" egzemplarzy. Byliśmy bardzo szczęśliwi. Jeśli stworzysz coś, co ma jakość, ludzie wreszcie do tego dojdą i sądzę, że tak się właśnie stało w przypadku Hysterii i dlatego stała się klasycznym nagraniem."

Nagranie Hysterii zajęło tylko trzy nerwowe lata, (włączając miesiące poświęcone łączeniu tego wszystkiego), miało w tym udział wielu producentów i zakończyło się sprzedażą kilku milionów albumów, potrzebnych do tego, żeby Leppardzi wyszli na prostą. Album ostatecznie wyszedł 3 sierpnia 1987 roku, rok po powrocie Ricka na scenę na Monster Of Rock 1986. Napędzany przez przebojowe single Pour Some Sugar On Me, Rocket, Love Bites, Animal i kawałek tytułowy, album ten nie określał jedynie kariery zespołu, ale przedstawiał również ich postawę never-say-die, gdzie po prostu udowodnili, co można osiągnąć nawet w najtrudniejszych okolicznościach.

"Był taki moment" - mówi Rick - "Wciąż używaliśmy kaset analogowych, bo to było przed Pro Tools itp., więc myślisz sobie, co to za przedsięwzięcie? Słuchasz Hysterii i myślisz, że to właśnie dlatego wymyślili Pro Tools. Dlatego, że my właśnie byliśmy na granicy podnoszenia wszystkiego do potęgi n-tej, nie mogliśmy zrobić nic więcej ze sprzętem, który posiadaliśmy, a następnym krokiem był już tylko zapis cyfrowy. Niedługo po wydaniu Hysterii zaczynały się wczesne nagrania cyfrowe albo przynajmniej nagrania, które były bardziej dostępne dla większego grona osób."

Zaawansowana technologia


Sesja nagraniowa przełamała również wszystkie bariery związane z tym, co może być wykorzystywane w elektronicznym zestawie perkusyjnym. Na pytanie, czy album pozostawia po sobie jakąś spuściznę perkusyjną, Rick odpowiada: "Myślę, że tak, że ludzie mają radochę na widok sprzętu, jaki obecnie wykorzystuję. Jest to bardzo customowy sprzęt. Ale pod względem wprowadzenia elektronicznych padów i możliwości ustanowienia równej dynamiki, sprawuje się lepiej niż wszystko, co miałem dotychczas. Fajną rzeczą jest to, że nie ma znaczącej latencji. Jest tak szybki, jak to się mówi, jak szybki jest mikrofon. Przechodzisz z tym do stołu i z powrotem na głośniki. Fajne doświadczenie."

Podobnie jak w przypadku wielkiej ilości zmian w jego zestawie - od pierwszych zaadaptowanych Simmonsów, aż do obecnego wcielenia hybrydowej Yamahy, łączącej akustyczne bębny z pedałami, samplerami, padami i triggerami - Rick wypowiada się na temat tego, jak rozwinęła się jego gra na przestrzeni tych 25 lat, od momentu narodzenia się na nowo podczas koncertu w Donington. "Zmieniła się całkiem sporo. To, co teraz muszę robić, jest bardzo rozważne i przemyślane. Muszę trzymać się ścisłych partii. Jest oczywiście półeczka na improwizację, ale moja lewa noga w porównaniu do mojej lewej ręki jest bardzo niezdarna. To naprawdę musi być przemyślane. Moja lewa ręka była bardzo sprawna szczególnie w kontekście tradycyjnego uchwytu. Grałem rzeczy, które wypełniały beat, przez co było to bardziej płynne. Oczywiście teraz to ulepszam. Nie mam ręki przez połowę swojego życia czyli jest to jedna z tych sytuacji, z którą się zżyłeś. Obecnie, mimo, że musi być to bardzo przemyślane, co gram, jestem w stanie zagrać wszystko, co pojawi mi się w głowie."

Pomimo czasu na oswojenie się i zaprzyjaźnienie się ze swoim hybrydowym zestawem pewne elementy wymagają dodatkowej uwagi, chociaż Rick od razu wskazuje swój nowy zestaw jako coś, co dało mu nowe życie. "Nieprzerwane uderzenia są zawsze wyzwaniem, nie możesz ich zagrać czysto płynnie, więc musisz je podmieniać. Angażujesz swoją prawą lub lewą nogę i grasz tyle dwójek, ile się da ze swoją prawą ręką w zależności od tempa utworu. Podoba mi się to. Chłopaki wydają się być wkręceni w to. Ten zestaw to najlepsza rzecz, jaka mi się trafiła. To, co się dzieje to fakt, że jestem coraz bardziej płynny w grze. Wszystko uzależnione jest od skali dostępnej dynamiki. Wcześniejszy zestaw miał zakres 0-50, obecny ma 0-100. Gdy grasz na akustycznych bębnach, dynamika jest wręcz nieskończona, ponieważ grasz tak mocno lub tak lekko, jak tylko się da. Dlatego cieszę się, że mój zestaw zaczyna łapać, co mam w głowie do przekazania. Wydaje mi się, że Hysteria jest bardzo dobrym punktem porównawczym. Cofanie się w czasie i słuchanie Hysterii lub Pyromanii jest bardzo pomocne. Dla mnie, nasz nowy numer Undefeated jest jak połączenie Animal i Rocket, łatwo było się cofnąć do tamtych czasów i zapytać: "Co ja wtedy robiłem? Co Mutt mógłby zrobić?"

Tryumf nad przeciwnościami


Skoro wracamy do Hysterii, Rick uważa, że to nagranie wywarło na niego ogromny wpływ, nie tylko muzycznie, ale również personalnie i tak się dzieje już od czterech dekad. "To wszystko zmieniło" - przyznaje. "Ten okres w moim życiu zmienił wszystko. Kocham Hysterię. Siadam, gram Hysterię i zawsze mnie porywa. To taka niesamowita podróż i życie, które dla siebie wybrałem. Zawsze czuję się wdzięczny." Ta wdzięczność częściowo przejawia się w działalności charytatywnej, która gra główną rolę w życiu Rick?a przez ostatnie 25 lat. Rick stara się pomagać innym ludziom, którzy przeszli przez podobne zawirowania, włączając w to weteranów wojennych za pośrednictwem fundacji Raven Drum, której został współzałożycielem w 2001 roku.

Rick tłumaczy: "Wypadek pozornie był i jest straszną rzeczą, której bym nigdy nikomu nie życzył, ale to stało się też rodzajem dobrodziejstwa, ponieważ teraz mogę dzielić się moim doświadczeniem z innymi i pomóc innym ludziom, którzy przechodzą przez coś podobnego, nieważne, czy grają na bębnach czy nie. Czy to praca z żołnierzami lub praca z osobami, które straciły kończyny lub cokolwiek, to staje się błogosławieństwem, bo mogę dzielić się tym doświadczeniem, w przeciwieństwie do mówienia: "Spójrz na tę książkę, ona powie ci, co robić".

Natomiast to jest doświadczenie, przez które przeszedłem, więc kiedy pracuję z innymi to łatwo jest to przekazać. To stało się prawdziwym błogosławieństwem. "Ostatecznie, pomimo całego bólu i ciemności, która poprzedza i towarzyszy albumowi, Hysteria pozostanie doskonałą lekcją zwycięstwa nad przeciwnościami. Rick podsumowuje: "Cały ten album podkreśla wdzięczność i trudy, przez które wszyscy w życiu przechodzimy, wzloty i upadki. Ale ostatecznie odnieść sukces z tą wdzięcznością w sercu. To nagranie umieściło mnie w dobrym miejscu. To jest, jak "wszystko jest dobrze, dokładnie tak, jak jest, niczego nie ruszaj, jest dobrze."

www.defleppard.com
Materiał przygotowali: Rich Chamberlain, Salemia oraz Maciej Nowak
QUIZ – Nie wiesz tego o Evans!
1 / 12
Evans jest w rodzinie firmy D’Addario wspólnie z marką pałeczek…
Dalej !
Left image
Right image
nowość
Platforma medialna Magazynu Perkusista
Dlaczego warto dołączyć do grona subskrybentów magazynu Perkusista online ?
Platforma medialna magazynu Perkusista to największy w Polsce zbiór wywiadów, testów, lekcji, recenzji, relacji i innych materiałów związanych z szeroko pojętą tematyką perkusyjną.