Janusz Yanina Iwański
Dodano: 12.11.2012
"Lubię grać z bębnistami, a nie z perkusistami". Subtelną różnicę między nimi wyjaśnia Janusz Yanina Iwański.
Ten artykuł czytasz ZA DARMO w ramach bezpłatnego dostępu. Zarejestruj się i zaloguj, by mieć dostęp do wszystkich treści. Możesz też wykupić dostęp cyfrowy i wesprzeć rozwój serwisu.
Próbowałeś kiedyś grać na bębnach?
Tak. Ciężko jak cholera (śmiech). Jak każdy szanujący się człowiek, który gra na instrumentach i uprawia szeroko rozumianą twórczość muzyczną, miałem epizod z perkusją. Mówię o zestawie rockowo-jazzowym. W zasadzie to do dzisiaj siadam za bębnami i wybijam różne rytmy.
Po co?
Kręci mnie perkusja. Jest to fascynujący instrument polirytmiczny. Ćwiczyłem grę na nim przez kilka lat. Fascynuje mnie polirytmia, na jaką człowiek może sobie pozwolić, używając do gry czterech kończyn. Ocean możliwości. Niestety, nie zapałałem do tego instrumentu tak wielką miłością, by przy nim zostać. Ale grywam. Ludzie nie zdają sobie sprawy, jak trudny jest ten instrument w opanowaniu. A w zrozumieniu? Jeszcze trudniejszy. Fascynuje mnie jej fizyczność. To, jak wiele możliwości w wydobywaniu setek różnych dźwięków ma sam werbel czy blacha tj. ride.
Wolisz perkusję, która produkuje spokojny groove, czy może odjechaną polirytmię?
Szanuję w perkusji wszystko, co dany perkusista słyszy i przekłada na swój instrument. Jeżeli artysta słyszy punkty rytmiczne i potrafi przełożyć je na bębny, to może być to najprostszy podział, najprostszy beat w relacji stopa werbel, a zawsze wyjdzie super. Będzie miał w sobie energię, którą da publiczności. Kiedyś rozmawiałem z nieżyjącym już wybitnym polskim perkusistą - Władysławem Jagiełło. Ten ówczesny magik jazzowych bębnów w latach 50-70 przedstawił mi ciekawe spojrzenie na muzyków, grających na perkusji. Jagiełło powiedział mi: - "Yanina, na świecie są perkusiści i bębniści. Ja jestem bębnistą". Natychmiast wiedziałem, co Władysław chciał powiedzieć...
Intrygujący podział. Znaczy lepsi i gorsi?
W tym czasie dzieliłem artystów na muzyków i muzykantów. I nie chodzi tu o to, że jeden jest gorszy lub lepszy. Każdy z bębnistów i perkusistów sam odpowie sobie na pytanie, kim jest.
Kogo zatem częściej spotykasz na scenie? Bębnistów czy perkusistów?
Mam to szczęście, że gram na scenie i współpracuję z bębnistami. Wielką umiejętnością jest granie z nut a vista. Jeszcze większą jest granie z głowy, serca. Granie tego, co się słyszy... Współpracowałem i współpracuję z perkusistami, jednak bardziej sobie cenię bębnistów. Są mi w naturalny sposób bliżsi sercu...
Dlaczego?
Ze względu na to, że to są muzykanci. Grają sercem. A ja jestem muzykantem...
A czym się różni muzyk od muzykanta?
Muzyk to człowiek dalece i szalenie wykształcony. Potrafi świetnie interpretować muzykę zapisaną w nutach. Potrafi grać a vista. Najczęściej muzyków spotykam w filharmonii. Muzykant może być wykształcony, ale nie musi. Najczęściej spotkać ich można w klubach jazzowych... Taka w mojej nomenklaturze jest różnica między nimi. Według tych kryteriów John Coltrane jest muzykantem. Charlie Watts jest muzykantem. Charlie Parker był muzykantem. Jack DeJohnette jest muzykantem. Większość światowej sławy jazzmanów i rockmanów to muzykanci. Mimo tego, że bardzo często zdarza się, że są świetnie wykształceni muzycznie.
Jakich manier, nawyków w graniu, nie lubisz u perkusistów?
Nie znoszę, kiedy wiem, co zagra... Przewidywalności i tego, gdy nie jest czujny. Nie słucha. Uwielbiam grać z bębnistami, którzy mają świadomość czasu. Time?u. Dokładnego wyczuwania miejsca, gdzie jest "raz". Bez względu na skomplikowany podział, jeśli gość za bębnami czuje time, to kocham z nim pracować. Zdarza się, że młodzi perkusiści są świetni technicznie, ale gra się z nimi, jak z elektronicznym bezdusznym metronomem lub ten ich time jest jeszcze nie osadzony, w związku z tym bardzo poszarpany. Wynika to z tego, że nie są pewni tego, co grają. Zdarza się, że są zbyt metronomiczni. Gra się z nimi, jak z maszyną, a nie jak z człowiekiem. Poza punktem, który wybija perkusista, powinien wkładać jeszcze coś, co chce przekazać. To coś to właśnie muzyka. Coś co chce się powiedzieć. I nie chodzi tu wcale o ciszej, głośniej. Rzecz w tym, by włożyć to coś w uderzenie. To przychodzi z czasem i z umiejętnością kontaktu i dialogu z innymi muzykami.
Czy kontakt wzrokowy perkusisty z resztą muzyków jest ważny? Jako młody bębniarz mam z tym ogromny problem. Czy to wielka wada w komunikacji na scenie?
Nie. Jeśli słyszysz dobrze resztę swojej kapeli, reagujesz na ich dźwięki, na wymowę basu, gitar, wokalu, to wcale nie musisz na nich patrzeć. Oczywiście, kontakt wzrokowy jest ważny np. w jazzie, kiedy jeden z muzyków jest liderem i dyryguje, wtedy kontakt wzrokowy jest konieczny. Jeśli gramy rock, utwór jest zamknięty i nie ma improwizacji, to perkusista może być ślepy. Byle miał dobre ucho. Swoją drogą, podziwiam perkusistów, którzy grają z zatkanymi uszami...
Grają do sampli, klika lub z odsłuchem. Albo wszystko jednocześnie. Co tu podziwiać?
Dla mnie perkusista z zatkanymi uszami traci przez to moc bębnisty, jeśli takową posiada... Cokolwiek by w nich nie miał, nie ma pełnego kontaktu ze wszystkimi punktami i dźwiękami, jakie wydobywają się z innych instrumentów. Nie ma go "tu i teraz". Spełnia funkcję żywego metronomu. Może to duża umiejętność, ale to jest umiejętność perkusisty, a nie bębnisty. Ten ostatni gra biologicznie równo bez "klika", w realnym czasie jest z pozostałymi muzykami na scenie.
Odnoszę wrażenie, że umiejętność grania z klikiem nie jest u ciebie najważniejsza...
Bo ja kocham pracować z tymi, którzy metronom mają w sercu, a nie na uszach. Oczywiście granie z klikiem jest ważne. Głównie dla współczesnej produkcji muzycznej, która tego wymaga. Nowe możliwości techniczne nagrywania sprawiają, że ta produkcja jest półmartwą muzyką... Od młodych ludzi uprawiających muzykę, słyszę, że jest to "projekt". Zespół nazywają lub traktują jako "produkt", ale nikt nie nazywa tego muzyką. A przecież ta jest w tym wszystkim najważniejsza.
Wyczuwam, że nie przepadasz za nowymi technologiami...
Przeciwnie. Sam z nich korzystam. Wytrawni perkusiści potrafią nagrywać bębny w Kanadzie i pracować online z muzykami w Warszawie. Takim bębnistą jest choćby Andrzej Ryszka. Nie mam nic przeciwko technologii, jeśli nie kanibalizuje ona muzyki. Płyta, jako produkt, nie jest muzyką. Muzyka dzieje się tu i teraz. Na scenie, w studio. Płyta jest wierną kopią tego, co zrobiliśmy. Oryginał jest w studio, w czasie nagrania. Spójrzmy na Chopina czy Mozarta? Ci faceci nie mieli takich możliwości edycji jak my. Oni musieli doprowadzać swoje kompozycje do perfekcji. Mieli jedynie nuty. Nie mogli ciąć swoich utworów na kawałki i lepić ich w studio. Nie mogli rejestrować swoich dźwięków. Oni pracowali z muzyką żywą. My coraz częściej pracujemy z półproduktami. Jeśli muzyka powstaje z kawałków, a nie tu i teraz - nigdy nie będziemy mieli do czynienia z muzyką, a jedynie z produktem. Muzyka jest jedyną sztuką, której nie ma. Istnieje jedynie poprzez drgania powietrza. Obraz widać. Jest namacalny. Muzyki dotknąć się nie da.
Aż mi się na usta ciśnie, że Mozart, Bach i Chopin to byli muzykanci...
Oczywiście, że tak! Tak samo jak Virgil Donati jest genialnym muzykantem i bębnistą.
Z jakim perkusistą chciałbyś spotkać się na scenie?
Bezapelacyjnie byłby to Jack DeJohnette. Z Elvinem Jonesem nie mam już żadnej szansy, bo nie żyje.
Dlaczego DeJohnette?
Bo ma wyczucie czasu, którego nie słyszałem u żadnego innego bębniarza. No, może jeszcze Andrzej Ryszka. Polecam płytę firmowaną przez DeJohnette pt. "New Directions", gdzie gra walking, który do dziś przyprawia mnie o dreszcz. Moim marzeniem jest zderzyć się z tym perkusistą. Jest geniuszem bębnów. Talentów grających na bębnach jest ogrom, ale ten uderzył mnie chyba na całe życie. Facet zmienił moją świadomość muzyczną.
Wspomniałeś o Andrzeju Ryszce, który na stałe w tej chwili przebywa w Kanadzie.
Wielki polski bębnista! Miałem przyjemność z nim pracować. Kwintesencja bębnów polskiego rocka. Genialnie taktuje. Ma genialną świadomość czasu. Dawno temu nagrywał wraz z formacją Tie Break płytę "Live" z filharmonii w Częstochowie. Chcieliśmy zapis tego koncertu wydać na płycie. Materiału było więcej niż mogła zmieścić analogowa płyta. Niektóre kawałki miały po 15 minut. Trzeba było je ciąć. Bębny Andrzeja mimo kilku cięć, jakie wykonywaliśmy w różnych miejscach utworu nie miały ani jednego momentu wahnięcia w czasie. Gigant! Nieprawdopodobny timekeeper! I wspaniały człowiek do tego...
Jakich porad udzieliłbyś młodym perkusistom, by stali się bębnistami?
Muzykanci, bębniści, to tacy ludzie, którzy muzykują czyli w zespole są w permanentnym kontakcie z innymi muzykami. Chodzi o to, by grać tylko to, co się w sobie słyszy w relacji z innymi. Troszkę to zawiłe. Powiem tak: każdy dziś ma aparat fotograficzny i robi zdjęcia, ale nie każdy jest fotografikiem. Każdy może napisać wiersz i nawet wyspecjalizować się w układaniu rymowanek, ale nie każdy jest poetą i podobnie jest z graniem. Każdy człowiek może nauczyć się wybijać rytm albo grać na gitarze, ale nie każdy jest grajkiem - muzykantem. Myślę, że ważne jest uświadomienie sobie, czy naprawdę z serca chcesz grać muzykę i to właśnie na perkusji. Nie chcę tu mówić o formalnych poradach, jak to zrobić, bo jest naprawdę wiele literatury i mistrzów, którzy mogą wam to przekazać. A potem już jest tylko pod górkę (ha, ha, ha!). Te tysiące godzin nigdy niekończących się ćwiczeń, okropnie nudnych i wyczerpujących, bez których daleko nie zajdziesz, ale jeśli masz ?świra" na punkcie muzy to jesteś już na dobrej drodze. Muzykowanie na jakimkolwiek instrumencie to sposób na przejście przez życie - ważne jest to, czy cię na to stać pod każdym względem. Chętnym zapaleńcom życzę wytrwania i powodzenia!
Wojtek Andrzejewski
Fot.: Piotr Dłubak
QUIZ – Nie wiesz tego o Evans!
1 / 12
Evans jest w rodzinie firmy D’Addario wspólnie z marką pałeczek…