Zbigniew Ciaputa (Sztywny Pal Azji)
Dodano: 25.07.2013
Sztywny Pal Azji to zespół obecny od ponad ćwierćwiecza na polskiej scenie rockowej. jak większość grup przechodził różne koleje losu - od wielkiego sukcesu po niemal kompletny rozpad.
Ten artykuł czytasz ZA DARMO w ramach bezpłatnego dostępu. Zarejestruj się i zaloguj, by mieć dostęp do wszystkich treści. Możesz też wykupić dostęp cyfrowy i wesprzeć rozwój serwisu.
Od samego początku do dziś dnia niestrudzenie pod tym szyldem trwają: gitarzysta Jarosław Kisiński (dziś również główny kompozytor i tekściarz grupy) oraz perkusista Zbigniew Ciaputa. Pierwszego wyróżniają ciągłe wygibasy z gitarą podczas koncertów. Drugi potrafi na scenie łączyć dwa nałogi: granie i palenie papierosów, choć ręce ma cały czas zajęte pałeczkami.
Na jednym z forum ktoś tak napisał o tobie: "Posiada dwa zestawy bębnów i pralnię chemiczną w Chrzanowie. Lubi psy i inne zwierzęta. Często z nimi rozmawia. Podczas koncertów wypala paczkę papierosów. Nikt o tym nie wie (albo prawie nikt), że rysuje i maluje. Ładnie. Największy rozrabiaka w zespole." Wszystko jest prawdą?
Pralnia się zgadza. Z tą paczką papierosów wypalaną podczas występu to przesada. Prawdą jest, że lubię zapalić w czasie grania, ale na scenie wypalam jakieś 5 papierosów, choć generalnie jestem nałogowym palaczem. Wstyd się przyznać, ale dochodzę do dwóch paczek dziennie. Na szczęście kondycyjnie daję radę za perkusją i tytoń nie osłabia mojego grania. Do palenia wybieram te spokojniejsze numery. Dymek snujący się po twarzy nie przeszkadza mi w graniu. Trening czyni mistrza. Co do reszty tego wpisu o mnie, dziś już nie jestem największym rozrabiaką w zespole. Ciągle pojawia się w składzie jakaś nowa młodzież, rośnie konkurencja, poprzeczka idzie w górę. (śmiech) Trudno im dorównać. Dawniej to się szalało. Hołdowałem zasadzie - jedzie się na koncert zagrać i jeszcze fajnie się zabawić. Chyba ci spokojniejsi w zespole nazywali mnie "rozrabiaką", ale - jak pamiętam - szaleliśmy wszyscy.
Zacznijmy od najbardziej mnie nurtującego wątku - pralni chemicznej w Chrzanowie...
To się zaczęło jakieś 12 lat temu. Było wtedy mniej grania zespołowego. Coś trzeba było robić, z czegoś żyć… Wymyśliliśmy sobie z koleżanką pralnię. Do dziś nie straszna mi konkurencja. Mam wiele dodatkowych usług: pranie kożuchów, farbowanie kurtek skórzanych, czyszczenie odzieży, krawiectwo - taki full serwis. Jakoś mi się kręci ten biznes.
Kiedy trafiłeś za perkusję?
Przygodę z perkusją zacząłem dopiero w pierwszej klasie liceum. Na jednej z lekcji profesor zaproponował założenie zespołu dla potrzeb gry na studniówkach, komersach itp. Profesor sam grał na saxie. Zgłosiłem się i poszedłem na pierwszą próbę. Mieliśmy do dyspozycji instrumenty, jeśli można to tak nazwać: jakaś gitara niewiadomego pochodzenia, piec gitarowy ELTRON 60 - jeden rzęch, fortepian, zestaw perkusyjny, czyli stopa, werbel, hi-hat, (POLMUZ oczywiście), blach nie było, więc hi-hat służył jako hi-hat i jako blacha, ale był czad. Pierwszy raz za bębnami usiadłem gdzieś w połowie próby, ponieważ robiliśmy jakiś kawałek i każdy początkowo grał, na czym chciał. "Bobik" - kumpel z klasy - grał na perkusji w taki sposób, że nikt nie wiedział, gdzie jest. Raz więc mówię: "Bobik dawaj te pały, ja spróbuję!". Spróbowałem i tak już zostało. W tym składzie, jaki się zawiązał, poznałem późniejszego wokalistę Sztywnego Pala - Leszka Nowaka i tak po serii prób graliśmy sobie po różnych imprezkach. Jako, że chodziliśmy do jedynego liceum w Chrzanowie, to napotkaliśmy na swojej drodze również Jarka Kisińskiego, no i tutaj się zaczęło już poważniej robić. Jarek do nas dołączył po jakimś niedługim czasie. Utworzyliśmy nową grupę pod nazwą Parking. Zaczęły się pierwsze własne kompozycje Jarka, własne aranże itd. Później przyszedł czas na nową kapelę - Instytucja, w której grałem już tylko ja i Jarek, i paru kumpli z tzw. podwórka. O dziwo, z grupą Instytucja nagrałem singla nie jako perkusista, ale jako wokalista. Fajne czasy. W czasie grania z tym zespołem podpisaliśmy pierwszy kontrakt z Estradą Krakowską i tak granie zaczęło być naszą pierwszą pracą - trasy koncertowe, studia nagrań, wywiady itp. Mój pierwszy zestaw perkusyjny to były bębny Polmuz. Jurek Piotrowski z SBB też na takich zaczynał (śmiech). Po podpisaniu umowy z Estradą musiałem mieć już własny instrument, więc zaczęła się pielgrzymka po okolicznych domach kultury, no i zbieranie, co się dało. Po paru dniach zestaw po remoncie, czyli pomalowaniu ich na biało, naklejeniu czarnych pasków był gotowy do użytku, ale był wypas. Wow. Po jakimś czasie zespół zaczął się wypalać. Każdy gdzieś tam poszedł w swoją stronę. Po powrocie Jarka z Wiednia i złapaniu świeżego oddechu postanowił założyć własny zespół. Powstały dwie formacje: Sztywny Pal Azji i grupa Woyzek. Oba dostały się później do "Złotej Dziesiątki" festiwalu rockowego w Jarocinie, ale więcej propozycji grania otrzymał zespół Szpal, więc tylko ta formacja się uchowała. Tak więc z Woyzeka przeszedłem do Sztywnego, w którym grał już na perkusji "Cytek", czyli Janusz Deda. Dlatego zacząłem swą przygodę w Sztywnym Palu na congach, ale po jakimś czasie graliśmy już na tych instrumentach na przemian. Później okazało się, że "Cytek" ma strasznego czuja do przeszkadzajek, więc ja zasiadłem za bębnami, a Cyto na przeszkadzajkach. Ja miałem mocniejsze, bardziej stanowcze przyłożenie.
Lubiłeś conga?
Jakoś nigdy specjalnie mnie nie rajcowały. Na początku to było w moim wykonaniu tylko rytmiczne klapanie. Opanowanie tego instrumentu nie jest proste, co wiem i widziałem po ludziach, którzy naprawdę grają na congach. Wszystko jest kwestią ćwiczenia. To całkiem inne granie niż na perkusji. Pracują tylko ręce. Za to możesz wydobyć dźwięki suche i głębsze, uderzać łokciem.
Konkurowałeś o zasiadanie za perkusją z Januszem Dedą?
Nic z tych rzeczy. Nikt nigdy nie chciał podsiąść drugiego. Byliśmy paczką kumpli, którym wspólne spędzanie czasu przynosiło totalną radochę. Pomysł na perkusjonalia w zespole narodził się po powrocie Jarka w czasach głębokiej komuny z Wiednia. Przywiózł wtedy maxi-singla grupy Talking Heads. Jak tego posłuchaliśmy, to buty nam pospadały i powiedzieliśmy sobie - my też tak chcemy brzmieć. Stąd te różne wszechobecne przeszkadzajki.
Lata 1986-88 to czas największej popularności grupy. Jak je wspominasz?
Mnóstwo koncertów, ciągle w trasie, coś pięknego.
Dlaczego wasza druga płyta "Szukam nowego siebie" (1989 r.) już tak nie porywała? Przeważały rozmydlone akustyczne melodie. Rzeczywiście szukaliście nowego pomysłu na siebie?
Nasza pierwsza płyta - "Europa i Azja" była bardzo dobra, a to postawiło nam bardzo wysoko poprzeczkę. Chcieliśmy jak najlepiej, ale wyszło jak wyszło. Aranżacyjnie wszystko jest ok, ale coś tam nie do końca "zażarło".
Tak fatalne następne płyty, jak "Emocje" (1992 r.), czy "Dewiacje na wakacje" (1993 r.) rzeczywiście wam się podobały?
Płyta "Emocje" to trochę niewypał. Album był nagrany w studio orkiestrowym w Katowicach w 36 godzin razem ze zgraniem i miksem. To jakiś absurd! Niewypał niewypałem, ale fajne kawałki też tam można znaleźć.
Z czasem z końcem lat 80 muzycy zaczęli odchodzić ze Sztywnego Pala. Czuli, że zespół traci na popularności?
W większości zespołów zawsze jest jakiś zakręt, przesyt tym wszystkim. Przychodzi czas, kiedy mamy siebie dość. Stąd te roszady w zespole, jedni odchodzą, przychodzą nowi i zawsze na początku kolejnej współpracy w nowej konfiguracji ludzi wydaje się, że to jest to, więc od nowa przystępujemy do roboty, powstają nowe numery, podejmujemy nowe wyzwania i tak dalej. Po wielkim sukcesie pod koniec lat 80 faktycznie się pogubiliśmy. Pojawiło się morze wódy, jakieś chore klimaty, a lata mijały. Leszek Nowak zrezygnował z grania. Poświęcił się rodzinie, pracy zawodowej. Granie przestało go rajcować. Nie jest zainteresowany powrotem do rocka. Chociaż mieszkamy w tym samym małym Chrzanowie, to rzadko się widujemy.
A gdy zespół zaczynał mieć przerwy w graniu, nie szukałeś możliwości dostania się do jakiejś innej znanej grupy? Nikt cię nie chciał?
Z tymi długimi przerwami w zespole, to nie do końca tak było. Zespół zawsze grał - raz więcej, raz mniej, ale rozpadu jako takiego nie było. Zmniejszyło się zapotrzebowanie na Sztywnego Pala i dlatego tak to wyglądało. Po prawie 15 latach wspólnego grania z Jarkiem nasze drogi się rozeszły. Jarek wyjechał do Warszawy, chyba na jakieś dwa lata szukać nowej weny. Ja w tym czasie pozbierałem chłopaków, między innymi Leszka Nowaka, no i zaczęliśmy grać na nowo. Jarek w tym czasie gdzieś tam bujał po Warszawie, ale i to się skończyło. Wrócił do Krakowa, zadzwonił do mnie i po zakrapianej rozmowie doszliśmy do wniosku, że szkoda ten rozdział zamykać, więc od nowa - nowa koncepcja, nowe pomysły, nowy repertuar i towarzyszące temu zmiany personalne.
Stuknęło wam 25 lat. Jak patrzysz w przyszłość? Dużo czasu jeszcze dajesz temu zespołowi?
25 lat zespołu to kupa czasu, ale nie żałuję żadnego dnia. Było i jest zajefiście. To jest jak narkotyk. Jak dłużej nie gram, zaczyna mnie nosić po domu. Zamierzamy działać zgodnie z hasłem Jurka Owsiaka - do końca świata i o jeden dzień dłużej. Jak zdrówko pozwoli, to nie widzę przeciwwskazań.
Rozmawiał Krzysztof Kowalewicz
QUIZ – Nie wiesz tego o Evans!
1 / 12
Evans jest w rodzinie firmy D’Addario wspólnie z marką pałeczek…