Linda McDonald
Dodano: 19.09.2013
To jedna z prekursorek żeńskiej perkusji metalowej. W latach osiemdziesiątych zeszłego stulecia, dziewczyn grających rocka było kilka, jednak Linda McDonald była z nich chyba najmocniej łupiącą.
Ten artykuł czytasz ZA DARMO w ramach bezpłatnego dostępu. Zarejestruj się i zaloguj, by mieć dostęp do wszystkich treści. Możesz też wykupić dostęp cyfrowy i wesprzeć rozwój serwisu.
Zapewne gdzieś po garażach było więcej ostrych dziewczyn, ale nasza perkusistka osiągnęła dość konkretny sukces z zespołem Phantom Blue. Teraz gra w bardzo popularnym na scenie kalifornijskiej zespole - trybucie The Iron Maidens, składającym się z samych kobiet, które znają się na swoim fachu.
Z tą dziewicą to przyznam szczerze, że nie bardzo jestem pewny, ale zostawmy intymne sprawy perkusistki, ponieważ w poniższej rozmowie zdradza nam wiele niesamowitych wręcz historii. Jej początki gry i inspiracja Clive’m Burrem z Iron Maiden, czy chociażby, jak to jest, gdy jedzie w trasę zespół składający się z samych dziewczyn i to całkiem urodziwych. Nie musiałem jej długo namawiać na rozmowę, ustaliliśmy, że przy najbliższej okazji, gdy się spotkamy to pogadamy troszkę dłużej. I tak też się stało. Linda to sympatyczna drobna osóbka, która zwiedziła prawie cały świat ze swoimi zespołami i być może przyjedzie z dziewczynami do naszego kraju? Zresztą nie ma co tu dużo gadać, przeczytajcie sami rozmowę z perkusistką…
Obecnie wiele dziewczyn gra na bębnach, ale kiedy ty zaczynałaś, nie było to tak powszechne. Jak to się stało?
Perkusja nie była pierwszym instrumentem, na jakim zaczęłam grać. Pierwszym instrumentem było pianino. Moja siostra się uczyła i chciałam robić to samo, co ona! Brałam lekcje przez jakieś 8 lat, muskając również skrzypce w podstawówce, a także klasyczną gitarę w ogólniaku. To były pięknie brzmiące instrumenty, ale ja chciałam czegoś więcej. Mój brat grał na gitarze i chciałam grać razem z nim, myślałam o basie albo o perkusji - z tym, że rozwiązaniem miało być to, co pierwsze uda mi się kupić. Znalazłam parszywy, brudny zestaw Ludwig Blue Vistallite Octaplus. W szkolnych latach zostałam przyłapana na robieniu złych rzeczy, jakie niepełnoletnie dzieciaki robią w ogólniaku i zostałam odesłana do domu na kilka dni. W tym czasie zrobiłam najazd na kolekcję płyt mojego brata i odkryłam album Iron Maiden Maiden Japan. Zostałam niemal wgnieciona w ziemię tą energią koncertowego wykonania i skoncentrowałam się na bębnieniu Clive’a Burra jako głównej sile pchającej wszystko do przodu i wywołującej moje podekscytowanie. To był ten moment, gdzie zdecydowałam się grać na bębnach i chciałam grać tak, jak zrobił to Clive Burr na tym albumie!
Clive odszedł parę dni temu (wywiad robiliśmy kilka dni po śmierci muzyka - przyp. red.)
To bardzo smutna informacja, że Clive Burr zmarł. Wiedzieliśmy, że walczył od dawna ze stwardnieniem rozsianym, ale nie spodziewaliśmy się, że tak szybko sprawa przyjmie zły obrót. Był za młody. Był perkusyjnym bohaterem dla wielu i integralną częścią wczesnego brzmienia i Iron Maiden.
Spotkałaś go kiedyś?
Miałam bardzo dużo szczęścia, że się z nim spotkałam! Mój ówczesny zespół Phantom Blue był w 1989 roku po raz pierwszy na trasie w Europie. Byłyśmy tam przez jakieś 6 tygodni i przez cały czas żartowałam mówiąc ludziom, że jedyną przyczyną, dla jakiej przyjechałam do Europy, była szansa spotkania Clive’a Burra. Byłyśmy na londyńskim Heathrow z największym kacem, jaki kiedykolwiek miałam. Czekałyśmy na samolot do domu, do Kalifornii. W pewnym momencie głos z głośników wezwał Clive’a Burra, by udał się w konkretne miejsce. Moja koleżanka z zespołu Michelle Meldrum (ś. p.) i ja dostałyśmy fi oła i pobiegłyśmy w to miejsce i go spotkałyśmy. Michelle była na tyle przytomna, żeby przynieść jeden z naszych albumów, by mu go dać, ale byłem jednocześnie tak zrypana i zdenerwowana faktem, że spotkałam bębniarza, przez którego zaczęłam sama grać na bębnach, że poprosiłam Clive’a o autograf na płycie i zatrzymałam ją dla siebie (śmiech). Powiedziałam mu o moim zespole i tym, że był dla mnie wielką inspiracją, za co mu podziękowałam. Był bardzo miły. Troszkę się spieszył. Mimo to poświęcił mi trochę czasu. Mam zdjęcie z tego zdarzenia i jest bezcenne!
Mówiłaś, że chciałaś grać ze swoim bratem, ale czy zdarzało ci się słyszeć szydercze komentarze: "Hej, ta dziewczyna chce grać metal!"?
Nie miałam nigdy problemów z ludźmi, którzy byliby negatywnie nastawieni do mnie, grającej metal. Gdy zaczynałam grać, trzymałam się z rockową ekipą z mojej szkoły, więc metal był tym, co kochaliśmy. Gdy usłyszeli, że mam zestaw bębnów i próbuję grać z ludźmi to nie spotkałam się z niczym innym jak wsparciem, łącznie z moimi rodzicami. Zawsze znajdą się ludzie, którzy mają z góry przyjęty osąd, jak dziewczyna za bębnami "powinna" brzmieć lub grać, ale wiem, że potrafi ę być bardzo mocna i agresywna, jeżeli jest to potrzebne. Jestem spokojna odnośnie swojej gry i pozwalam jej demonstrować, że nie ma powodów, by oceniać perkusistów ze względu na płeć. Większość ludzi wtedy, dowiadując się, że jestem muzykiem, była zaskoczona, że jestem perkusistką i dodatkowo, że jestem perkusistką grającą hard rock/ metal. Głównie ze względu na to, że 5 stóp i 2 cale (czyli niecałe 158 cm - przyp. red.) to tyle, ile udało mi się urosnąć (śmiech).
Co było najtrudniejsze dla ciebie, gdy zaczynałaś? Co było największym wyzwaniem?
Niech pomyślę… Zazdrosne chłopaki… (śmiech) Cóż, jedną z pierwszych rzeczy, jakie musiałam pokonać, gdy zaczynałam grać, była nieśmiałość i niepewność. Zawsze byłam lekko nieśmiała i obawiałam się, gdy mnie ktoś słuchał. Dziwnie to brzmi na pewien sposób, ale grając na bębnach nie ma możliwości, by ktoś cię nie usłyszał! Bębnienie pozwoliło mi nabrać większej pewności i nie bać się tego, że jestem słyszana, w wielu aspektach życia, a im większej pewności nabierasz tym mocniej przekłada się to na twoją grę. Czuję, że w dużej mierze gra na bębnach opiera się na energii, jaką dajesz z siebie w momencie, gdy grasz. Milion perkusistów może zagrać ten sam bit, ale nie będzie dwóch, którzy zagrają to z takim samym brzmieniem czy wyczuciem. Mój brat jest tym, który powiedział mi, bym grała tak, jak to rozumiem, dziękuję mu za to!
Powiedz mi, proszę, o Phantom Blue... Jak powstał ten popularny metalowy zespół przełomu lat 80/90 zeszłego stulecia?
Kochałam ten zespół! To był jeden z najlepszych okresów w moim życiu oraz doświadczenia, jakich nigdy nie zapomnę. Phantom Blue było koncepcją pięciu dziewczyn grających muzykę w stylu Racer X (zespół, gdzie na gitarze gra Paul Gilbert, a na bębnach Scott Travis - przyp. red.), co było obsesją dwóch gitarzystek zakładających kapelę - nieżyjącej już, niestety, Michelle Meldrum oraz Nicole Couch. Była to oczywiście obsesja nie w negatywnym znaczeniu. Jestem wdzięczna, że te dwie panie miały pomysł założenia zespołu bazującego na takiej muzyce. Znałam Michelle od paru lat, jeszcze przed powstaniem Phantom Blue, ponieważ obie szukałyśmy kogoś do wspólnej gry i przeszłyśmy wzdłuż i wszerz przez lokalną scenę, a także miałyśmy wspólnych znajomych. Grałyśmy kawałki Metalliki czy Accept oraz kilka oryginalnych kompozycji Michelle. Kilka lat później wpadłyśmy na siebie w Guitar Center i połączenie sił stało się faktem. Na pierwszym planie w tym zespole była zawsze muzyka. Chciałyśmy być grupą dziewczyn, które cieszyły się z tego, że ubierają się, jak dziewczyny, są ładne i grają tak, by kopary spadały!
Grałyście też trasy… Było rock and rollowo? Same laski…
Trasy z tym zespołem to była zawsze przygoda. Wydaje mi się, że nasz tour manager zawsze śmiał się jadąc w trasę z bandą dziewuch zamiast kolesi. Imprezowałyśmy sporo początkowo na trasie, tak, ale nigdy nie traciłyśmy kontroli nad sobą przez jakieś narkotyki czy alkohol, jak to miały "typowe" zespoły rock and rollowe, jeżdżące w trasy, których image ludzie mogą właśnie tak kojarzyć. Byłyśmy młode, dzikie, żądne przygód i trasy po Europie, gdzie za pierwszym razem byłyśmy w bardzo młodym wieku. Miałyśmy groupies…
Co?!
Tak, miałyśmy groupies, ale wydaje mi się, że różnica pomiędzy groupies męskich zespołów, a groupies damskich zespołów to jak dzień i noc. Męskie kapele mają gorące seksowne panienki, czekające na nich, by przyjść i zaspokoić zespół w taki sposób, jaki tylko sobie zapragną! My z drugiej strony miałyśmy tendencję trafiać dziewięć na dziesięć na nieśmiałych, głupkowatych typków, z tych, co mieli jaja, by podejść i nas poznać (śmiech). Wydaje mi się, że to i tak nie jest źle.
Phantom Blue to był naprawdę niezły zespół. Jak na to patrzysz z obecnej perspektywy?
Wiesz co? Ciągle pojawiają się osoby na moich obecnych koncertach, które przynoszą albumy i CD Phantom Blue oraz inne pamiątki, bym je podpisała. I szczerze - bardzo mi to schlebia. Głęboko mnie dotyka to, że znajome damskie zespoły mówią mi, że ta kapela była dla nich inspiracją do tego, by dążyć do gry na instrumencie. Że te dziewczyny mogły grać rocka tak mocno jak każdy inny, niezależnie od wymyślonej z jakiegoś powodu dyskryminacji ze względu na płeć. Jestem dumna z tego, co zrobiłyśmy z Phantom Blue. Chciałabym, żeby wydawnictwa, w jakich byłyśmy, wiedziały, co zrobić marketingowo, by przenieść nas na wyższy poziom. Jestem przekonana, że byłyśmy innym zespołem niż cała większość wtedy. Mówię to w kontekście dojścia do ludzi i inspirowania ich do gry na instrumentach. Nigdy nie zależało mi na popularności czy tam sławie, jaka idzie za znanym zespołem, nie takie były moje marzenia. Chciałam dosięgnąć do większego grona odbiorców, żeby pokazać, że nie ma takich rzeczy, jak granice płci w muzyce i grze.
Jaki jest twój największy moment w karierze?
Kilka z tych wielkich chwil lub tych moich ulubionych chwil były związane z pracą i nagraniami z producentem Maxem Normanem. Dreszcz, gdy słyszysz za pierwszym razem swój własny zespół w radio w różnych miejscach Europy. Grając koncert i oglądając się za siebie, za swój podest perkusyjny, gdzie stoi Randy Castillo z dwoma kciukami uniesionymi do góry. Współpraca z Martym Friedmanem, spotkanie z moim głównym powodem gry na bębnach czyli z Clivem Burrem, dziękując mu za inspiracje. Grając z Iron Maidens na festiwalu w Wenezueli dla 60.000 fanów metalu… Och, lista jest długa! Raczej chyba bezpieczniej powiedzieć, że nie był to jeden moment (śmiech). Każdy moment jest dla mnie wielki, po prostu kocham sięgać do ludzi i dotykać ich swoją grą. Uwielbiam każdy taki moment dzień po dniu.
Twoje Iron Maidens - zgodzisz się ze mną, że w przyszłości muzyka będzie grana głównie przez takie tribute zespoły albo coverbandy?
Zdecydowanie nie. Jest tak wiele zespołów-hołdów, ale ty musisz być naprawdę, wyjątkowo dobrym, by być nad całą resztą. Myślę, że przekaz, jaki płynie z takich zespołów wynika z tego, że ludzie zwyczajnie lubią się bawić. Ceny koncertów w tych czasach potrafi ą być naprawdę szokujące, moim zdaniem, a ludzie chcą bawić się przy muzyce, którą znają. Ponadto takie zespoły-hołdy robią dużą przysługę naśladowanym kapelom, które nie zawsze grają tak często w naszej okolicy, jak byśmy tego chcieli. Co może lepiej pasować jak dobry zespół-hołd, który podtrzyma cię aż do momentu, gdy przyjedzie właściwy zespół?! Iron Maidens jest tego doskonałym przykładem. Nie mogą być na całym świecie w jednej chwili, więc lubimy dawać ludziom tymczasowe zastępstwo, jeśli masz ochotę (śmiech)!
Który kawałek Maidenów jest twoim ulubionym i lubisz go grać na żywo?
Kilka z moich ulubionych to Rime Of The Ancient Mariner, Seventh Son Of A Seventh Son, Revelations, Phantom Of The Opera, Genghis Khan… Lista jest długa! Wszystko zależy od mojego nastroju w danym momencie, ale tak szczerze to większość moich ulubionych piosenek Iron Maiden pochodzi z ery Clive’a Burra, ponieważ kocham jego energię, gdy gra! Nie zrozum mnie źle, jestem fanką Nicko, ale to energia Clive’a Burra spowodowała, że zaczęłam grać na bębnach, tak więc jego gra jest bliska memu sercu.
Jak przygotowujesz ich partie bębnów?
Jest to naprawdę dużo roboty z dokładnym, mikroskopijnym, dogłębnym słuchaniem. Jest bardzo duża różnica pomiędzy tym, jak się normalnie słucha piosenki, a tym jak naprawdę słucha i oddziela partie bębnów, wgłębia i uczy się. Nicko gra z wieloma subtelnie wstawianymi dziwnie akcentami na hi-hacie, a także wieloma drobiazgami, które powodują, że jego styl jest jego własnym. Każdy może naśladować jego partie, ale jeżeli nie wkopiesz się głębiej i nie znajdziesz niuansów to nie będzie to brzmiało tak samo. Po słuchaniu i uczeniu się jego partii bębnów przez te wszystkie lata, czasami dziwnie się czuję, gdy biorę na warsztat jakąś nową piosenkę i praktycznie wiem, gdzie może podążać ze swoim następnym patentem, a gdzie nie. Szanuję bardzo jego grę! Jaką on ma prawą stopę!
Miałaś problem ze zdrowiem przez grę?
Miałam szczęście nigdy nie mieć problemów ze swoimi plecami, nadgarstkami czy czymkolwiek ze względu na bębnienie za wyjątkiem typowych zdarzeń po koncertowych. Bóle szyi i ogólne zmęczenie, jeżeli to była wyjątkowo energetyczna noc z publiką, która powoduje, że fi zycznie przeginam i gram mocniej niż jest to potrzebne! Miałam za to kilka razy śmierć w oczach ze względu na połamane końcówki pałeczek, lecące prosto w moją twarz albo motylek od statywu talerza, lecący prosto w moje oko! Chcesz zdjęcie? Miałam też kilka razy potężne siniaki ze względu na nietrafi ony rimshot! Auć! Kilka lat temu miałam wypadek samochodowy, po czym został mi wystający kręg w kręgosłupie. Nauczyłam się kontrolować ten aspekt swojego życia, by w przyszłości unikać kontuzji, a to doprowadziło mnie do lepszej pozycji przy zestawie i lepszej techniki.
Macie jakieś problemy z upierdliwymi kolesiami?
(śmiech) Grałyśmy trasę gdzieś za granicą, a gdzie to pozostanie między nami… I tam był taki idiota, który niepokoił i zaczepiał kilka z naszych dziewczyn po koncercie na stoisku z gadżetami. Byłam tej nocy ostatnia na stoisku i dziewczyny skarżyły się na tego frajera. Nachodził nas wciąż, dotykał i obmacywał. Spojrzałam na ochronę i powiedziałam, żeby zabrali tego gościa. Zaczęli się śmiać, a ja nie wiedziałam dlaczego. Pijaczyna przylazł znowu i znowu zaczął startować z łapami, do nas, dziewczyn. Złapałam go więc, zaprowadziłam za fi lar i ostrzegłam, żeby tego więcej nie robił. Zaczął znowu, więc sprzedałam mu cios w brzuch i zaprowadziłam do wyjścia. Okazało się, że to był promotor, który sprowadził nas do swojego kraju. Uuuuups! No cóż… Tyle mogę powiedzieć. Następnego dnia gorąco przeprosił nas wszystkie. Nie jestem pewna, czym to było wywołane, ale może zdjęciami, które zrobiłyśmy mu później tego wieczoru… Po tym, jak związałyśmy go i przyczepiłyśmy do krzesła taśmą klejącą, a on nie chciał, żeby jego żona wiedziała, że znowu pił. Zawsze mamy jakiegoś okazjonalnego świra na koncercie, który pokazuje się na długo przed koncertem i zostaje długo po koncercie. Zazwyczaj są niegroźni, ale trafi ają się wykręceni goście. Są kolesie, którzy chcą lizać nasze buty, głaskać po nogach, kupować rzeczy, zabierać w różne miejsca… Jedna z naszych skończyła na małżeństwie z kimś, kogo spotkała na jednym z naszych koncertów! To prawdziwa baśniowa historia!
Lubisz zwierzęta…
Uwielbiam zwierzęta, zwłaszcza psy! Istnieje specjalna więź między człowiekiem a psem. Obecnie mam dwa piękne psy. Barkley to zmieszany żółty labrador/golden retriever/chow chow oraz syberyjską husky/alaskan malamute - o której wiem, że jest zmieszana z wilkiem - wabiąca się Sophie. To są miłości mojego życia. Dzielą ze mną moje bębnienie, kochają mnie niezależnie od tego, jak bardzo jestem spocona po graniu i zawsze są gotowe, by się przytulać i dzielić się ze mną żarciem. Czego dziewczyna może chcieć więcej?
Co chciałabyś rozwinąć w swojej grze?
Chciałabym koniecznie rozwinąć bardziej niezależność czterech kończyn i rozszerzyć dynamikę, a także kontynuować ulepszanie techniki rąk. To niekończące się wyzwanie, by rozwijać każdy z możliwych aspektów. Oprócz tego chciałabym zwiększyć swoje "słownictwo" i kreatywność jako perkusistka. Mam Rolanda SPD-SX i kilka Octobanów, które mogą się sprawdzić w moim zestawie.
Który utwór podsumowuje twoją grę?
Moje ulubione to Nothing Good, Frantic Zone, Anti Love Crunch. W Iron Maidens to będzie Genghis Kahn, podsumowuje mój ulubiony styl naśladowania.
A którą piosenkę chciałabyś, żeby zagrano ci na pogrzebie?
Nigdy o tym nie myślałam i ciężko wybrać. Powiedzmy, że którąś z dwóch: Tom Petty American Girl albo Monty Python Always Look on the Bright Side of Life, która była grana na pogrzebie bliskiej mi osoby nie tak dawno. Śmiałam się jednocześnie i płakałam… (chwila zamyślenia) Nie, nie, chciałbym For You Pieces of a Dream. Albo nie! Zapomnij o tamtych piosenkach! To powinno być Somewhere Over the Rainbow w wykonaniu IZ.
Wiesz coś o Polsce? Pomijam amerykańskie dowcipy o Polakach…
Taa, te polskie dowcipy były nieco czerstwe z tego, co pamiętam. Jestem pewna, że macie milion kawałów o Amerykanach! Może masz jakiś w zanadrzu?
To nie są dowcipy, to wszystko prawda (śmiech).
Grałam w większej części Europy do tej pory, ale nigdy jeszcze nie zahaczyłam o Polskę. Nie wiem zbyt wiele na temat twojego pięknego kraju, ale może pewnego dnia dowiem się coś z pierwszej ręki z tobą jako przewodnikiem! Na zdrowie!
Rozmawiał: Kajko
Zdjęcia: Ernie Manrique, Robert John
QUIZ – Nie wiesz tego o Evans!
1 / 12
Evans jest w rodzinie firmy D’Addario wspólnie z marką pałeczek…