Tomasz Puzdrowski (Final Sacrifice)
Dodano: 28.11.2013
Alias "Średni", z którego słynie perkusista poznańskiego Final Sacrifice zdecydowanie nie oddaje poziomu jaki reprezentuje ów sympatyczny brodacz.
Ten artykuł czytasz ZA DARMO w ramach bezpłatnego dostępu. Zarejestruj się i zaloguj, by mieć dostęp do wszystkich treści. Możesz też wykupić dostęp cyfrowy i wesprzeć rozwój serwisu.
Chłop dwoi się i troi - co udowadnia zwłaszcza na żywo - aby młócka serwowana przez jego zespół była nie tylko ciekawa ze względu na charakterystyczny wokal Szyny, czy gitarowe sola gitarzystów, ale przede wszystkim, z racji na bezpardonowy atak sekcji rytmicznej. Średni opowiada nam o swoich początkach za zestawem, wyzwaniach jakie stawia młodym zespołom nasz rynek muzyczny oraz o fałszu panującym na rodzimej scenie.
Jesteś jednym z przedstawicieli nowej generacji perkusistów ukierunkowanych na jeden ekstremalny gatunek muzyczny. Szybkie tempa, blasty i połamane breakdowny to właśnie "to", czym od zawsze się interesowałeś? Masz już swoje lata i nie wierzę, że przygoda za bębnami zaczęła się od core’owych zespołów.
Przede wszystkim dzięki za miłe słowa. Rzeczywiście zawsze staram się, żeby Final Sacrifice to nie tylko była gitara czy wokal, ale i możliwie najlepsze i trudne partie perkusyjne. Szybkie tempa, blasty czy połamane "bidony" to nie tylko to, co od zawsze mnie rajcowało, uwielbiam też perkusistów jazzowych takich jak Tony Royster Jr., choć on potrafi zagrać już wszystko, czy inni, jak Mike Mangini, i jeden z moich ulubieńców z tego tzw. innego rodzaju muzyki, czyli Mike Portnoy. Sam grałem też w innych projektach min. w kapeli, która grała pop-rocka. Moja przygoda zaczęła się dawno temu, kiedy skończyłem szkołę muzyczną na gitarze, po czym grałem na tym instrumencie w paru kapelach, a później chwyciłem za od dawna wymarzone bębny i zacząłem grać w kapeli blackmetalowej. Dopiero potem trafiłem do Elm Street Nightmare (zawsze w moim sercu, pozdrowienia dla chłopaków z kapeli, zainteresowani wiedzą o kogo chodzi) no i Final Sacrifice.
Dorastałeś w czasach, gdy nie mieliśmy problemów z kupnem sprzętu, a co najwyżej ze znalezieniem odpowiedniej sali. Ciekawe jestem, czy mimo wszystko, miałeś kontakt z Amati czy innym Power Beatem?
A zaskoczę Cię, bo się mylisz. Mój okres dorastania i wkraczania w muzyczny świat cechowały dwie rzeczy: o ile sprzęt był dostępny, to z całą pewnością nie za taką cenę jak dziś. Druga, to oczywisty kontakt z firmami o których wspomniałeś. Moją pierwszą perkusją był Power Beat z dwiema centralami. Od początku wiedziałem, że chcę konkretnie grać na dwie stopy, a dwie centrale to rezultat podjarą Metallica, Slayer czy Megadeth. Później był jakiś model Amati też dwie centrale, rama samoróbka i 4 tomy (do dziś nie wiem po co) i jakieś dwie różne stopy no name, które chodziły mega topornie, ale to dobrze, bo dzięki temu dziś gra mi się lekko na każdym sprzęcie. Na koniec mój ukochany zestaw Ddrum Dominion Maple, który brzmi cudownie!
Jak dziś wygląda Twój zestaw? Z czego jest najbardziej zadowolony, a co chciałbyś zmienić? Czarcie Kopyto leży w kręgu Twoich zainteresowań?
Wspomniane Ddrum Dominion Maple: jeden tom, floor, centrala i werbel mega wygodne i wymagające techniki jak i wyobraźni zestawienie. Zaznaczam, że to bardzo subiektywna opinia! Najbardziej jestem zadowolony z brzmienia bębnów i talerza Paiste Rude Crash 17’, a zmieniłbym Axisy bo fakt są świetne do grania szybko, ale szybko też się rozlatują i partii bardziej z wyczuciem już nie zagrasz bo jest zbyt słaba kontrola. Obecnie wg mnie najlepsze stopy to DW 9002 PC - mają dokładnie wszystko to, czego potrzebuje. Czarcie Kopyto raczej nie, ale nie mam zdania, gdyż nie maiłem okazji na nich pograć. Z powodu braku czasu, nie jestem w stanie osobiście ich przetestować. Poza tym słyszałem, że komunikacja z producentami tego sprzętu nie należy do najłatwiejszych i stawiają raczej na wyrobione nazwiska, bądź zaprzyjaźnionych ludzi. Nie przekreślam tej marki i chciałbym sprawdzić ich stopki.
Niezależnie od miasta, młodzi adepci sztuki perkusyjnej zawsze narzekają na brak możliwości rozwoju pod okiem nauczyciela. Jak wyglądało to w Twoim przypadku? A może wygląda? Masz czas i chęci na to, aby się "dokształcać"?
Ja od zawsze na perkusji uczyłem się sam, nigdy nie pobierałem nauki od nauczyciela, co najwyżej od kolegów perkusistów, których uważałem za wzór (też pozdrawiam zainteresowanych) czy to w Złotowie czy z innych miast. Dużą rolę odegrało granie do muzyki z mp3. Poza tym, nieodżałowany Youtube, gdzie dziś za pośrednictwem tego portalu można samemu nauczyć się dosłownie wszystkiego. Jestem zmotywowany do kształcenia się pod okiem nauczyciela, ale bądźmy szczerzy kosztuje to nie mało. Poza tym - ciągle gadamy o czasie, którego wciąż brakuje. Nadrabiam padem i pałeczkami w domu z muzyką w uszach albo metronomem i ćwiczeniach zawodowych perkusistów, które są do pobrania za darmo w sieci.
O czas pytam nieprzypadkowo. Wszyscy w zespole pracujecie, co przekłada się na możliwości koncertowania. Jednakże, przynajmniej przy okazji premiery nowego materiału, częściej gościcie na deskach klubów. Tylko jesienią zagraliście kilka całkiem sensownych sztuk, w tym jedną, kluczową, w rodzinnym mieście u boku gwiazd gatunku z Betraying The Martyrs. Nadszedł czas przypomnieć się Polsce? (śmiech)
Dokładnie jak mówisz wszyscy z nas mają jakieś dodatkowe zajęcia, czy to studia czy pracę, więc nie jest nam łatwo koncertować, a uwierz mi, że wszyscy właśnie tego chcemy. Zawsze chętnie zagramy ile się da i gdzie się da i jakoś nagniemy ten czas zarezerwowany właśnie na pracę czy naukę w szkole. To przecież okazja do poznania nowych ludzi, promotorów czy kapel. W tym roku trochę mniej koncertowaliśmy ze względu na przygotowania do płyty i parę trudności życiowych. Dlatego po nowym roku planujemy ruszyć konkretnie z koncertami po kraju, żeby promować nasze nowe, jak na razie najlepsze wydawnictwo. Tak więc przy okazji, jeśli ktoś chce nas zobaczyć u siebie to zapraszamy do kontaktu poprzez facebook lub drogą e-mailową.
Poza, nazwijmy to, sezonem koncertujecie mało. I wydaje mi się, że pies pogrzebany jest nie tyle w braku wolnego czasu, co w relacjach promotor - klub - zespół. Ten temat był ostatnio wałkowany przez praktycznie wszystkie media - zarówno te muzyczne i opiniotwórcze jak i przez społecznościowe. Fala krytyki jaka przeszła po organizatorach/menedżerach klubów powinna wszystkim dać do myślenia, czy aby na pewno polski rynek muzyczny to dobre miejsce dla niszowych, metalowych artystów. Zresztą, metal jest tutaj tylko jednym z przykładów. W związku z powyższym Final Sacrifice stawia wyłącznie na jakość miejsc i koncertów?
Chcemy grać wszędzie. Wiadomo, że w pewnym momencie stawia się na jakość miejsca, sali, czy "pewnej frekwencji", ale możemy zagrać również z gorszych miejscach, nawet dla dwóch osób - i też będzie git. Jeśli chodzi o "falę krytyki" to szczerze powiem, że nie śledziłem za bardzo tematu. Od siebie mogę tylko powiedzieć, że kluby powinny popracować nad nagłośnieniem i osobami, które zatrudniają do tej pracy, a już na pewno nad bardziej profesjonalnym podejściem do organizacji samych koncertów. Menadżerowie winni dbać o to, by wszystko grało i nie pozwalać na samowolkę na scenie, czyli trzymać się ram czasowych i pilnować spraw związanych z promocją. Dużo też zależy od ludzi właśnie, którzy z jakichś powodów nie przychodzą na koncerty, albo przychodzą tylko na te zagraniczne kapele, więc pamiętajcie, że nie wszystko co z zagranicy jest najlepsze na świecie. Szanujcie swoje zespoły i przychodźcie na koncerty, bo inaczej nic się w tym kraju nie zmieni i będzie coraz gorzej.
Niejednokrotnie graliście poza naszym smutnym krajem. Do Niemiec macie rzut beretem, trafiliście też do aktywnie wspierających każdą muzykę Czechów, a to nie jedyne wasze wycieczki po Europie. W międzyczasie, zdążyliście się sparzyć w relacjach z jedną agencją koncertową, potem współpracować z inną, a koniec końców wracacie na własny rejon. Zatem gdzie czujecie się najlepiej?
Myślę, że jako kapela wszędzie czujemy się najlepiej. Gdyby było inaczej gralibyśmy słabe koncerty, a ze swojego rejonu nigdy nie uciekliśmy, jedynie mogą być gorsze lub lepsze wspomnienia z danych miejsc czy koncertów. A sparzyć musi się każdy od czasu do czasu, żeby wynieść jakieś wnioski.
A może jednak coś jest w Polsce i ludziach chodzących tu na koncerty. Jest całe mnóstwo zespołów, które ma materiał aby spróbować sił za granicą, ale tego nie robią. Według Ciebie to lenistwo, przekora, a może właśnie przywiązanie do własnego kraju? Czynniki ekonomiczne na razie pomińmy, bo z tym wszyscy muszą sobie radzić
Czynniki ekonomiczne to główny problem i niestety tego się nie da ominąć, bo to jest najważniejszy element. Z naszego gatunku są w Polsce dwie kapele, które podpisały z kimś jakieś papiery. Co więcej, z tego jedna niedawno się rozpadła. Z innych gatunków metalu mamy sporo reprezentantów, więc nie jest źle. Do tego dochodzi pewnie brak czasu (jak zawsze, bo przecież na paliwo, płyty do wysyłki czy na sprzęt pieniądze same się nie zarobią, a nasz kraj w tym nie sprzyja). Wreszcie czynnik promowania przez Polskie wytwórnie, czy od niedawna niektórych promotorów/menadżerów gównianych pięciominutowych kapel. Dochodzi do tego brak pomocy czy zainteresowania tymi lepszymi wartymi uwagi zespołami. Lenistwo? Nie wiem musiałbyś spytać się innych kapel, my się raczej nie lenimy i staramy się wszystko robić konkretnie i z przytupem, więc będziemy celować w zagranicę i wysyłać płyty gdzie się da.
Jest jeszcze coś, co często krzyżuje plany młodym kapelom. Poza wspomnianymi promotorami, dochodzą do tego relacje z innymi kapelami, nawet z tymi, z którymi na pozór "zbija się piątkę". Niepożyczanie sobie nawzajem sprzętu, uprzykrzanie życia na trasie, personalne wycieczki i prześmiewcze traktowanie to szara codzienność i wina naszej typowo polskiej mentalności. Tak bardzo sobie wzajemnie zazdrościmy, że zamiast pracować nad sobą musimy utrwalać stereotypy doprowadzając do waśni? Kiedyś prym w takich akcjach wiodła Warszawa, ale i w waszym Poznaniu dochodziło do scysji. Jak jest dzisiaj? Żyjecie w pełnej zgodzie ze wszystkimi, czy ktoś szczególnie zalazł wam za skórę?
My nigdy nie mieliśmy z nikim spiny i mieć nie będziemy bo po co? Zawsze na trasach chętnie współpracujemy, pomagamy, pożyczamy sprzęt, co by zabawa była przednia i jak najlepszy koncert. Tego typu tematy zawsze omijam i nie angażuję się w takie roszady. Jak ktoś lubi to proszę bardzo. Zresztą myślę, że dziś już tego nie ma, coraz częściej są jakieś featy co daje ciekawe efekty końcowe, choć znajdą się prześmiewcy co zjedli już scenę i są gwiazdami. Olewam to. Staramy się być samodzielną kapelą na poziomie i zawsze pomożemy, a tego typu tematy i praktyki omijamy i omijać będziemy.
Miejmy nadzieję, że tak już pozostanie. Ostatnie słowa należą do Ciebie
Zapraszam do darmowego odsłuchania lub pobrania naszej nowej Epki "Follow" na naszym profilu na Facebooku. Jak wam się podoba to lajkujcie, udostępniajcie i promujcie, przychodźcie na nasze koncerty i koncerty innych kapel, wspierajcie scenę, żeby było coraz lepiej. Pozdrawiam, dzięki za wywiad!
Grzegorz "Chain" Pindor
QUIZ – Nie wiesz tego o Evans!
1 / 12
Evans jest w rodzinie firmy D’Addario wspólnie z marką pałeczek…