Mike Terrana
Dodano: 17.01.2011
Mike Terrana to perkusista piekielnie rozpoznawalny. Precyzja gry, dynamika i wielka żywiołowość, która czasami mylnie buduje wizerunek niszczyciela zestawów, ponieważ Mike to muzyk przez duże "M".
Ten artykuł czytasz ZA DARMO w ramach bezpłatnego dostępu. Zarejestruj się i zaloguj, by mieć dostęp do wszystkich treści. Możesz też wykupić dostęp cyfrowy i wesprzeć rozwój serwisu.
Gdy mówię mu bez fałszywego "cukrowania" o sile i mocy jego przekazu porównując do znanych nazwisk sceny muzycznej, Mike skromnie mówi: "Miło mi jest, gdy ktoś wrzuca mnie do worka ze świetnymi bębniarzami, a jest ich przecież tylu, jednak gram przede wszystkim dla siebie.". Pewnym głosem, bardzo wyraźnie artykułując swoje myśli i co ciekawe niesamowicie melodyjnie opowiedział, co mu w duszy gra. Rozkręcał się, jak lokomotywa z minuty na minutę mimo, że samo wejście w wywiad miał z wielkim hukiem? Rozmowa z nim przerosła moje najśmielsze oczekiwania i zamiast zanudzać Was dalej długim wstępem, gdzie zapewne z mizernym skutkiem będę starał się wyjść na wielkiego myśliciela zapraszam do lektury?
W tym momencie Mike zrobił zeza i głosem kreskówkowego robocika przemówił (zostawmy lepiej wersję oryginalną i jeżeli ktoś nie zna języka angielskiego, niech poprosi kogoś znajomego, by przetłumaczył). "I practice. I?m a genius. I practice every day and I?ve never seen a pussy. What is pussy" (mega śmiech). Po czym już normalnym głosem dodał:
Cześć!
Guten Tag mein Freund, bongiorno, como estas? Mein Deutch ist scheiß? (śmiech)
Wiesz, mam zwyczaj umieszczać w wywiadach tego typu odgłosy?
Tak? A smarkanie, bekanie, prukanie też?
Jasne!
Spoko, większa zabawa. Będę uważał.
To znacznie ciekawsze niż tylko suche rozmowy o ćwiczeniu i grze?
W tym momencie Mike zrobił zeza i głosem kreskówkowego robocika przemówił (zostawmy lepiej wersję oryginalną i jeżeli ktoś nie zna języka angielskiego, niech poprosi kogoś znajomego, by przetłumaczył). "I practice. I?m a genius. I practice every day and I?ve never seen a pussy. What is pussy" (mega śmiech). Po czym już normalnym głosem dodał:
Tak naprawdę zawsze chciałem to powiedzieć paru kolesiom. Znam paru gości, którzy są tak drętwi podczas gry, są takimi lamusami bez żadnego życia, sztywne ofermy bez rock and rolla w sobie. "Hej stary, byłeś wyluzowany? Ostatnio?!" - Rozumiesz? Jeżeli grasz muzykę musisz żyć tą muzyką, musisz w ogóle żyć! Wyjść na zewnątrz i działać, robić, korzystać z życia? Nie wiem? Zakochać się - odkochać się. Po prostu żyć.
To między innymi dlatego tak żywiołowo reagujesz podczas gry?
Reaguję tak, bo jestem zły, bo moja dziewczyna rzuciła mnie przed przyjazdem do Frankfurtu? Żartuję (śmiech). Nie mam dziewczyny. Nie mogę znaleźć dziewczyny. Dziewczyny z Polski, proszę, przyjdźcie i zaopiekujcie się mną! To nie żart? Chciałbym zjeść "pierogi"! (śmiech - Mike powiedział to po naszemu). W mordę, stary, tylko nie pisz tego (śmiech)!
Więc jeśli to nie wina dziewczyn to o co chodzi?
Uważam, że muzyka to ekspresja i pasja. Mój charakter, moje bębny, sposób w jaki gram to po prostu przedłużenie, odzwierciedlenie mojej osobowości. Jest wielu muzyków, w tym wielu świetnych perkusistów, którzy pokazują, jak zajebiście świetni są, ale nie oznacza to, że jest to dobra muzyka. Nikogo nie obchodzi, jak idealne jest twoje "buzz roll", bo ludzie potrzebują pewnego rodzaju energii od ciebie. To jest czysta wymiana energii. Ja otrzymuję energię z publiczności. Staram się grać, bo to kocham i przez to chcę przekazać swoją siłę, moc, energię i mam nadzieję, że ludzie to zauważają. To jest to, to jest rock and roll, to jest muzyka.
Nie masz problemów z rozwalającym się sprzętem np. pękającymi blachami.
To tylko sprzęt, jasne, że pęka i się psuje tak jak niemal wszystko. Przez lata opracowałem technikę, dzięki której sprawiam wrażenie, jakbym grał mocniej niż robię to w rzeczywistości.
Blachy masz wysoko i płasko.
Tak, nie przechylam ich. Lubię uderzać w krawędź tym bardziej, że lepiej mi brzmią. Wiesz, wiele osób siada za moim zestawem i narzeka na rozstawienie. Ale to jest mój zestaw dla mnie i nie oczekuję, by komuś się podobał.
Podobnie grasz w studio?
Tak, gram tak samo w studio, jeśli nie jeszcze bardziej ekspresyjnie. Zawsze do tego dążę i uważam, że jest to bardzo ważne. Bo wykonanie w studio jest nawet bardziej ważne od występu na żywo, bo każde ujęcie jest tak naprawdę zdjęciem twojej osoby w danym momencie i to nagranie przetrwa prawdopodobnie dłużej niż ja sam. Na płycie można usłyszeć różnice w tym, kto, jak gra. Lubię wejść w muzykę i ją poczuć.
Twoja precyzja jest imponująca, ale czuje się w tym groove.
Lata zajmuje rozwinięcie groove?u, stylu, wyczucia. To jest ten bagaż, który wnosisz ze sobą. W studio nie słucham już clicka, nie słyszę go. Czasami wylecę z clicka i później do niego wracam, ale to nie ma znaczenia, ponieważ mam coś do powiedzenia. Słucham gitar, słucham basu, słucham całych bębnów. Click jest jedynie przypomnieniem. Najważniejsze w tym, co robię podczas nagrań teraz, a jestem już starszy i strzeliła mi pięćdziesiątka, jest wyrażenie samego siebie i chyba w tym momencie nie odkrywam tutaj nic nowego w tym temacie. To jest cały sens nagrań wstudio.
W takiej sytuacji, co robisz zanim wejdziesz do studia?
Wszystko zależy od tego, co mam zrobić w studio i do czego gram. To fascynujące, jak wiele jest dróg i jak wiele różnych metod można zastosować. Nie ma jednego modelu, który będzie pasował do wszystkiego. Gdy przygotowuję się do nagrań tematów symfonicznych jest wtedy dużo pre-produkcji. Ćwiczę jak oszalały, ponieważ nie ma w tych utworach ścieżek bębnów i muszę się w to wkomponować i wczuć. Gram przez cały miesiąc i nagrywam codziennie różne ujęcia różnych utworów. Słucham, co jest w porządku, a co nie, ponieważ muszę znaleźć się w tym od samych podstaw. Z drugiej strony, jak to było w przypadku płyt z Tarją (Turunen - przyp. red.) dano mi płytę z nagraną linią drum maszyny, gdzie miałem nanieść swoje uwagi. Ten groove zostawiamy, ten zmienimy, tu wstaw coś nowego, to zostaw, jak jest. Jeden z utworów nagrałem identycznie z drum maszyną, ponieważ wszystko było tam w porządku i pasowało idealnie. Zagrałem więc praktycznie nuta w nutę. Z Masterplan jestem zasadniczo wolny i swobodny. Więc tak jak mówię, wszystko to jest zależne od sytuacji, dlatego pracuję różnymi metodami. Ważne, żebyś wiedział w studio, co chcesz osiągnąć, jaki jest twój cel. Jaki jest zamysł kompozytora utworu oraz producenta. Wtedy przyjmujesz odpowiednią metodę pracy. Uważam, że nie ma sesji łatwych. Każda sesja to ciężka praca?
Która ci się najbardziej dała we znaki lub którą zapamiętałeś najbardziej?
Płyta, którą nagrałem ostatnio Symphonica była bardzo dużym wyzwaniem pod każdym względem. Chodzi tu o przygotowanie, nastawienie, wykonanie. Pod każdym względem było to duże wyzwanie. Jedną z najmilszych płyt, jakie nagrałem był z projektem Taboo Voodoo, ta sesja na pewno była ciekawa pod kątem emocjonalnym. Podejrzewam, że niewiele osób słyszało ten materiał.
Ja nie słyszałem?
Jestem o tym niemal przekonany (śmiech), ponieważ to bardzo mało znana płyta. Robiłem też płyty z Rage i? Pierwsze dwie płyty były w porządku, ale później to już było totalne gówno. Muszę to powiedzieć. Po prostu zniszczyli tam wszystko, co moje. Podłożyli próbki pod wszystko! Mówiłem im, żeby tego nie robili, ale nie chcieli mnie słuchać. Dla mnie to głupota, głupotą jest taka forma tworzenia muzyki. To nie jest organiczne, to nie jest żywe, to jest sztuczne!
Więc jak ci się podobają triggery?
To gówno! Wiesz, jak brzmi koleś grający triggerami (tutaj Mike zagrał długie tremolo na oparciu krzesła). "Hej stary, ty nie grałeś tego! Wiem przecież, jak się używa ProToolsa!". Jeżeli masz drobne różnice miedzy uderzeniami program ci to wyrównuje. Możesz zabrzmieć lepiej niż Dave Lombardo lub Gene Hoglan, ale ci kolesie tego nie robią, oni grają po swojemu. Lubię jak perkusista balansuje na granicy, jak jest troszeczkę nierówno, troszeczkę kuleje. Posłuchaj Keitha Moona, ten facet grał koszmarnie nierówno, ale spróbuj naśladować teraz Keitha Moona! Nie masz szans.
Oni grali razem, to jest chyba klucz do wszystkiego, prawda?
Jeśli grasz trochę za szybko lub trochę za wolno, jeżeli grasz do przodu czy do tyłu to tak naprawdę nie ma to znaczenia w momencie, gdy zespół jest z tobą. Problem pojawia się wtedy, gdy jeden z muzyków nie gra razem. Faceci w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych grali ze sobą razem. Słuchali się wzajemnie. Teraz wszyscy grają oddzielnie, słyszysz tylko pyk, pyk, pyk i wiesz co? To przeraźliwie nudne gówno? Te płyty Rage, o których ci mówiłem są tak nudne, że nie mogę ich już słuchać i wstyd mi jest, że widnieje na nich moje nazwisko. Musiałem ich opuścić i powiedzieć stop.
Wstyd?
Tak, wstyd! Bo to nie byłem ja! Musiałem im powiedzieć, że mam dość. To, co mnie w tym wkurza to fakt, że wsadziłem w to moją grę, moją duszę, zaangażowanie, moją pracę i to wszystko zostało po prostu usunięte z tych płyt. Bębny są bardzo istotne, to jest klej, który trzyma wszystko razem. Włącz sobie płyty Led Zeppelin, posłuchaj, jak oni grają. Oni grają razem! Podłóż sobie pod to click i co usłyszysz? Że pływa po całym numerze, ale to przecież nie ma znaczenia! Słyszysz to, gdy słuchasz tych piosenek? Oczywiście, że nie, bo kolesie grają razem! Rozbawiają mnie nieraz kolesie, którzy krytykują mnie w studio i mówią, że spóźniam się ze stopami. Pytam, o ile się spóźniam? "No wiesz, 0.02 milisekundy". No przepraszam bardzo! Ludzkie ucho nie jest w stanie wychwycić takiej różnicy. Ktokolwiek słucha, czy nawet po paru piwach czy po paru jointach nie ma możliwości tego usłyszeć. Sam tego nie słyszę mimo, że to gram. Więc o co chodzi? Z nowoczesną technologią jest tak, że wszystko możesz naprawić, poprawić? ale nie powinieneś. Podobnie jest z wokalistami. Przychodzisz później na koncert, słuchasz i? kurde, co to za numer? Ci kolesie są tak wyprodukowani, że nie potrafią na żywo wykonać numerów, które niby wykonywali w studio. No i co to ma znaczyć! Słyszałem kiedyś od realizatorów o kolesiach, którzy grali blasty i nie za bardzo im szło, więc mówili, żeby ich poprawić. Koleś wrzuca to do prostowania, a tu nie ma opcji, bo w tym podziale jest tak nierówno, że musisz zagrać to jeszcze raz. Zagrać! Przynajmniej, żeby być na tyle blisko, by program to wyrównał. Płyty Masterplan, Tarja Turunen czy ostatnia symfoniczna to cały ja, to są organiczne płyty. Grane w czasie rzeczywistym naturalnie się niosą. Są tam błędy, ale nie słychać ich. Jeżeli słuchasz muzyki, by wyłapywać błędy to nie cieszysz się muzyką, jesteś po prostu muzycznym idiotą! Przykro mi, ale tak jest.
To kwestia oryginalności.
Posłuchaj sobie Jimiego Hendrixa. I powiedz, kto jest na ostatniej okładce magazyn Rolling Stone? Jimi Hendrix! A co z tymi nowymi kolesiami, co robią cały czas jakiś "sweep picking" albo inne "legato"?
Jak Malmsteen?
Yngwie z tym nie ma problemu, bo był prekursorem i to zaczynał, ale to ta cała zgraja naśladowców, która stara się jedynie naśladować gościa, ma problem. Oni nie robią nic nowego. Zobacz, mamy rok 2010 a na okładce jest koleś, który nie żyje od czterdziestu lat.
Tak, to niesamowite.
Ale cofnij się do jego muzyki, zrozumiesz wtedy, że ten facet zasługuje na to, by po tylu latach nadal robić z nim okładki. Posłuchaj sobie Johna Bonhama, Keitha Moona, Cozy Powella, Ginger Bakera! Buddy Rich, Louie Bellson czy Gene Krupa?
?nasz ziomek.
Był Polakiem? Ciekawe?
Syn imigrantów. Kontynuuj?
Jestem wielkim fanem Sinatry, swingu. Lubię tych wszystkich swingujących bębniarzy, jak Sonny Payne. Oni nagrywali bębny na raz, często na jeden lub dwa mikrofony.
Coś jak wspaniałe big bandy.
Dokładnie, oni grają razem. Coś jak U2, możesz ich nie lubić, ale na pewno nie można powiedzieć, że to jest jakiś projekt, który się zebrał, by pograć. Ich muzyka jest bardzo organiczna i to w nich podziwiam.
Co sądzisz w takim razie o Mike?u Portnoy?u i Dream Theater, tam jest przecież duża produkcja.
Lubię grę Portnoya, nie jestem może wielkim fanem Dream Theater i rzeczywiście jest to mocno produkowana muzyka, ale widziałem ich w zeszłym roku na jednym festiwalu i urwali mi po prostu jaja przy samej szyi. Grali świetnie, bo to świetni muzycy, grali razem, mieli świetne brzmienie. Mike Portnoy to wielki bębniarz, inteligentny facet i bardzo sprawny za bębnami. Lubię oglądać jego grę. Z drugiej strony bardziej identyfikuję się z Johnem Bonhanem i jego przestrzenią gry. Tak, jak słyszysz Bernarda Purdie, grającego prosty groove to wiesz, że to on. To samo Bill Brufordd czy Steve Gadd - nie mają sampli na swoich werblach. Jestem też wielkim fanem perkusisty zespołu Supertramp, Boba Siebenberga. Wspaniały bębniarz, gra z wielkim wyczuciem i smakiem, bardzo inteligentnie. To jest właśnie to, na czym się wychowywałem.
Nie korzystasz z żadnych wspomagaczy. Co o tym sądzisz? Wielu perkusistów używa dopalaczy?
Kiedy byłem małolatem i dorastałem, mój ojciec był alkoholikiem. Obserwowałem to, byłem wystawiony na obcowanie z tym problemem. Wiesz, to nie jest tak, że jestem teraz aniołkiem, lubię napić się czasami drinka, ale zrozumiałem, że to nie jest drogą, którą chcę iść i zauważyłem, że wszyscy alkoholicy są tacy sami, używają tych samych sztuczek i mają te same przyzwyczajenia. Ci ludzie są po prostu nudni, to samo z uzależnionymi od narkotyków? Nie da się z nimi pracować. Preferuję trzeźwość i odkrywanie życia na tym naturalnym poziomie i uważam, że jest pełno interesujących rzeczy do zrobienia, nauczenia, zobaczenia. Gdy gram na bębnach to jest właśnie taki strzał endorfiny, wtedy odlatuję, dlatego chodzę na siłownię, biegam, ćwiczę. Gdybym zapalił wielkiego jointa przed grą to nie czułbym się dobrze (śmiech). Scena to miejsce twojego występu, gdy jesteś czymś odurzony to jedynie wydaje ci się, że wszystko słyszysz i jeszcze, że wszystko jest w porządku, ale tak po prostu nie jest. Twój występ jest słabszy, a ludzie płacą, by cię zobaczyć. Lubię pamiętać, co się działo na scenie, mieć kontakt z ludźmi po koncercie, rozmawiać z nimi i pamiętać, co się powiedziało, spotykać ich ponownie. Nie mam problemów z byciem trzeźwym. Oczywiście jest wielu artystów, którzy używają narkotyków w celu otwarcia innych sfer i nie mówię, że akurat to jest złe.
Z pewnością występom to nie służy.
Zdecydowanie, zdrowiu również. Był taki pisarz Aldus Huxley, który eksperymentował z LSD, napisał książkę pt. The Doors of Perception. Książka ta trafiła w ręce Jimiego Morrisona, który później nazwał swój zespół The Doors. Huxley mówił, że użycie tego narkotyku otwiera inne stany świadomości. Jedni wypalą zioło i malują piękne obrazy, inni powalą się na kanapę z pączkami i oglądają Big Brothera. Każdy jest inny, więc nie mówię stanowczo "Nie używaj narkotyków!", wszystko wymaga umiaru, wyczucia. Moje preferencje są takie, by nie ćpać i być trzeźwym mimo, że po koncercie lubię sobie wypić lampkę wina, być na wesoło, ale nie lubię być tak nachlanym, by być poza jakąkolwiek kontrolą i nie lubię oglądać oraz przebywać z ludźmi, którzy się nie kontrolują, bo są naćpani lub pijani. Grałem przez dwa lata z Yngwiem i trzy czwarte czasu był kompletnie poza kontrolą, pijany albo naćpany, po prostu nie mogłem z nim się porozumieć.
To trudna osobowość?
Tak, to trudna osobowość. Wiele osób z branży jest skomplikowanych. Zacząłem grać muzykę dlatego, że jest fajna, dla zabawy. Lubię być w fajnej grupie ludzi, poszukuję takich kontaktów. Współpraca z Tarją jest jedną z najfajniejszych rzeczy, jakie mi się przytrafiły. Jest artystką i tworzy muzykę z wielu powodów. Jest do tego bardzo sympatyczną osobą, świetnie zorganizowaną i pozytywnie nastawioną. Dla mnie gra u niej nie jest popisem gry na podwójnej stopie tylko wspomaganiem jej muzycznie pod każdym względem, być częścią jej muzyki. Po to są właśnie bębny. To nie jest cyrk 24 h na dobę. Twój puls ma być hipnotyzującą siłą. Podczas koncertów wzajemnie z kolegami nie patrzymy na siebie prawie wcale, bo wypowiadamy się tym, jak gramy. Zobacz Pink Floyd, Led Zeppelin?
Oczywiście to też jest zależne od rodzaju muzyki? Nasz polski Behemoth grający dość ekstremalnie mimo wszystko podczas koncertów ma w sobie dużo energii i pulsu?
Tak, znam ten zespół. Dlatego, że dużo ćwiczą, by osiągnąć taki efekt. Stąd problem jest w thrash metalu, który jest również szybki, ale jeżeli nie jest osadzony to powstaje jedna wielka plama. Dlatego lubię, jak death metalowe kapele uzyskują tę przestrzeń i selektywność. Dlatego lubię Slayera mimo, że na współczesne standardy nie jest to tak szybki zespół to oglądając ich na żywo zawsze widzę zespół grający muzykę.
Na żywo używasz clicka?
Gdy robię klasyczny materiał to mam go w uchu, ale traktuję go jedynie jako przewodnika i nie trzymam się go kurczowo. Z Masterplan nie używam praktycznie wcale, natomiast z Tarją jest obecny przez cały show ze względu na dodatkowe rzeczy podczas koncertu. Nawet koleżka od świateł ma clicka w uchu, bo wszystko musi być o czasie.
Czyli oświetleniowiec wie, jak daleko bujasz po tempie?
Dokładnie (śmiech). Ale wiesz, uważam to za nienaturalne, trzymać się kurczowo clicka. Je-śli-będziesz- trzy-mał-się-click-a-bę-dziesz-grał-wła-śnie-tak, a to nie jest rock and roll tylko jakiś sztywny robocik. Stary, nawet gówno ma swój swing, każdy ma swój styl i każdy uderza z innym wyczuciem.
Czyli w ekstremalnej muzyce także możemy ten balans odnaleźć.
Jasne. Powinieneś!
Co było najtrudniejszą rzeczą, gdy uczyłeś się grać na bębnach?
Pierwszą rzeczą było to, by przekonać moich starych, że chcę robić to, co robię? W latach 60 i 70, gdy dorastałem, moi starzy na hasło: "Chcę być bębniarzem" reagowali w stylu; "Co ty pierdolisz?" (śmiech). "Idź do roboty! Prawdziwy świat jest tam na zewnątrz, obudź się!".
Idź do banku, weź kredyt?
Kiedyś poszedłem do banku po kasę i na pytanie, co robię odpowiedziałem, że jestem bębniarzem. Wiele osób zaczęło się śmiać?
I to w Stanach, które żyją prawie całe na kredyt?
Tak, w Stanach jest z tym gorzej. Przyjazd do Europy był dla mnie chyba najlepszych ruchem, jaki zrobiłem w życiu.
Jojo Mayer mówił, że jeżeli chce się zaistnieć na scenie perkusyjnej to trzeba ruszyć się do Nowego Jorku.
Chodziło mu zapewne o nagłośnienie swojego nazwiska, co mu się udało, ale przede wszystkim dlatego, że to niesamowicie utalentowany człowiek. Jeżeli przyjeżdżasz z innego kraju do Europy jesteś dość egzotyczny i tak było ze mną. Wzbudza to z pewnością zainteresowanie. Niemieckie zespoły chciały ze mną współpracować i współpracują. Mieszkałem przez 10 lat w L.A. i z większością muzyków mogę porozmawiać maksymalnie minutę i starczy? Cały ten mit Los Angeles to jedno wielkie gówno. Całe miasto, stan jest gówno wart? Spróbuj pojechać tam i żyć jako muzyk to odechce ci się wszystkiego. Lata 60 i 70 w Stanach były naprawdę bardzo swobodnymi czasami, zdecydowanie czuło się większą wolność niż teraz. Teraz to jakiś chory koszmar.
Łatwo nie miałeś, co jeszcze sprawiało ci trudność?
Wydaje mi się, że ciągle mi to sprawia, a mianowicie nauczyć się grać na bębnach. Cały czas poznaję ten instrument, a nie jest on łatwy. Nie ma także łatwo w branży muzycznej, są wzloty i upadki. Nie dążę do tego, by być najlepszym perkusistą na świecie. Wiem, jak oferować swoje usługi, którą drogę wybrać, wydaje mi się, że jestem dobrym menadżerem swojej osoby. Tak naprawdę najtrudniejsza rzeczą, z jaką przyszło mi się zmagać to utrzymywać się z muzyki. Zarabiać na życie muzyką. Szczególnie w pierwszych dwudziestu latach gry. Był taki okres, że jadłem raz dziennie, nie pracowałem, bo chciałem grać tylko na bębnach. To był ciężki okres dla mnie, teraz mam pięćdziesiąt lat?
?i wyglądasz bardzo dobrze.
Dziękuję. Bóg jest ze mną (śmiech). Widzę wiele zespołów, wielu perkusistów, którzy jeżdżą z warsztatami i klinikami i są zdecydowanie lepsi ode mnie. Nie wzbudza to we mnie żadnej zazdrości, wręcz przeciwnie. Uważam, że jestem osobą, która miała szczęście w życiu, bo obecnie w wieku pięćdziesięciu lat mogę o sobie powiedzieć, że jestem perkusistą, wstając rano mogę sobie powiedzieć: "Mike, wszystko z tobą jest ok, jesteś bębniarzem, masz pracę, wszystko gra". Jestem też bardzo zadowolony ze współpracy z Drum Craft, którzy są bardzo życzliwi dla mnie. Dwadzieścia lat temu nikt nie robił ze mną katalogów z bębnami, ale nauczyłem się, że trzeba być cierpliwym. Na wszystko przyjdzie czas. Każdy może mieć swoje dziesięć minut i jeżeli naprawdę wierzysz w to, co robisz, to będziesz przy tym trwał i osiągniesz sukces. Patrzę teraz na młodych bębniarzy i przypominam sobie, jak to było ze mną, gdy byłem w ich wieku. Jaka droga przed nimi, co ich czeka.
Widać wyraźne zmiany w działalności perkusistów na przestrzeni lat?
Zobacz, Buddy Rich i Louie Bellson pochodzą z zupełnie innych czasów, gdzie było pełno rzeczy do zrobienia, w sensie było dużo pracy. Pochodzili z ery żywej muzyki, gdzie nie było DJów. Grali w barach, restauracjach itd., tańczono do ich gry. Teraz, jeżeli chcesz z kimś grać to nie ma problemu, ale musisz znać nuty. Buddy Rich nie znał nut! Grał w największych big bandach bez umiejętności czytania nut. Oni nie przejmowali się kontraktami z wytwórniami? Oni cały czas byli zarobieni, cały czas gdzieś grali. Czasy się zmieniły i wszyscy cisną, by mieć umowę z wytwórnią, ale i ta droga się zmienia, chociażby ze względu na to, że wszystko obecnie się zasysa z Internetu?
Jak ty się na to zapatrujesz?
Można mówić wiele złych rzeczy na ten temat, ale powiem ci to w ten sposób? Skończyłem szkołę elektroniczną i co nieco wiem na temat praw, jakimi rządzi się technologia. Możesz albo za nią podążać i być częścią jej rozwoju albo? spierdalasz z drogi i wypadasz z gry. Działam dość mocno w Internecie i muzycy muszą zdawać sobie z tego sprawę i odpowiednio ustawić się na rynku. Musisz być sprytnym i gadanie: "Wydawca nic dla nas nie zrobił, więc jesteśmy spłukani" nie ma obecnie racji bytu! Jeżeli jesteś teraz spłukany to możesz winić przede wszystkim siebie! Rozumiesz. I wydaje mi się, że ludzie, którzy będą tworzyć muzykę przez następne dziesięć lat to tacy, którzy naprawdę mają coś do powiedzenia. Ludzie, którzy są w branży muzycznej od wielu lat to w dużej mierze inteligentni ludzie, niekoniecznie w rozumieniu akademickim, z wyższym wykształceniem, ale tacy którzy wyciągają wnioski, uczą się środowiska, potrafią analizować, potrafią tworzyć nowe rzeczy. Musisz być tym kimś, kto stoi na przedzie i wytycza trendy. Nie można do usranej śmierci kopiować Guns N' Roses, bo dwadzieścia lat temu to osiągnęło wielki sukces i wszyscy wyglądali, jak oni. Stary, to było! Co dalej?!
Zobacz, jak było dajmy na to z nu-metalem, każdy chciał grać np. jak Korn. Gdy minął sezon na tę muzę to kto został? Korn.
Czyli ci, którzy wytyczyli trend. Zobacz, co się dzieje z progmetalowymi zespołami, ile ich mamy. Dla mnie jest jeden progmetalowy zespół - to Dream Theater, dziękuję, dobranoc! Zamykają drzwi i reszta pozostaje za drzwiami. Przykro mi, ale tak jest i kropka. Oni otworzyli drzwi i zaraz za sobą zamknęli, choćbyś nie wiem, jak się starał i łamał rzeczy, ci kolesie wytyczyli trend i reszta to po prostu klony. Zobacz na AC/DC, chcesz osiągnąć sukces grając, jak AC/DC, bo oni osiągnęli sukces? Zooonk! Jesteś martwy! Jest tylko jedno AC/DC, Queen, oni mają monopol na to, co robią. Musisz zrobić po prostu coś nowego tak, by ludzie zwrócili na to uwagę. Tyle w temacie. Musisz mieć dobry pomysł i ładnie go przedstawić, zainteresować ludzi. Ludzie chcą rozrywki i jeżeli chcesz rozerwać ludzi swoimi idealnymi "buzz rolls" to zostaniesz w pokoju sam ze swoim padem, uwierz mi, próbowałem (śmiech). Grałem z Tony MacAlpinem przez 10 lat dość skomplikowaną muzykę i bywało tak, że graliśmy do ścian, dla 20-50 ludzi. Nikt tego nie rozumiał. Mimo, że uważam tego gościa za geniusza. Kiedyś usłyszałem piękne zdanie od Johna Coltrane?a: "Jazz jest jak puszczony bąk, pachnie tylko dla tego, kto go puścił". Jeżeli masz czterech kolesi, którzy sypią trlrlrlrlrlrlrlr non stop to jest to fajne głównie dla tych gości na scenie. Nigdy nie wiem, co dzieje się w głowach osób, które słuchają mojej gry? Staram się ich zająć, rozbawić. Ciężkie jest to do zrobienia, pokazując jedynie swoje patenty na bębnach. Gdy gram, chcę, by ludzie byli zadowoleni, uśmiechali się i spędzili przyjemnie czas? Tyle co mogę powiedzieć.
Brzmi to tak nieskomplikowanie?
Dokładnie, brzmi tak prosto i łatwo. Gorzej wykonać. Staram się uderzać w konkret i tak też grać odcinając się od tego całego gówna wkoło. Możesz grać od groma rzeczy, ale to nie jest do końca dobre, pozwól muzyce oddychać. To jak rozmowa? monolog jest nudny. Znam paru gitarzystów, którzy nie dają żadnej przestrzeni dla innych muzyków! To nie jest dobry muzyk? To nie jest komunikacja, bo przecież muzyka jest formą porozumiewania się. Tak więc wszystko sprowadza się do tego, jak mogę powiedzieć, co mam na myśli nie używając za dużej ilości słów.
Czego możemy się spodziewać, gdy zawitasz do Polski?
Chciałbym zagrać wiele klasycznych numerów i całą klinikę oprzeć na tym właśnie pomyśle. Wydaje mi się, że taka konwencja się sprawdza i daje dużo radości słuchaczom. Zawsze, jak gram w Polsce publiczność reaguje bardzo fajnie i jest to dla mnie wystarczająca zachęta i w konsekwencji nagroda od nich. Nie lubię tylko tych policjantów-nutek, którzy czekają, byś się pomylił albo patrzą, czy grasz idealnie, jak na płycie. Na szczęście polska publiczność tak nie reaguje, więc gdy przyjadę to zapowiada się fajna zabawa!
QUIZ – Nie wiesz tego o Evans!
1 / 12
Evans jest w rodzinie firmy D’Addario wspólnie z marką pałeczek…