Virgil Donati
Dodano: 12.12.2011
Z australijską gwiazdą perkusji rozmawiamy o jego zespole - Seven The Hardway, pracy z gigantami gitary i o tym, jak niemal został pianistą.
Ten artykuł czytasz ZA DARMO w ramach bezpłatnego dostępu. Zarejestruj się i zaloguj, by mieć dostęp do wszystkich treści. Możesz też wykupić dostęp cyfrowy i wesprzeć rozwój serwisu.
Virgil Donati w latach 90-tych wyjechał z Australii do Stanów Zjednoczonych i od tamtej pory nie przestaje pojawiać się na ustach perkusyjnego świata. Potrafi jeździć po całym zestawie jak opętany, a jego agresywna gra na podwójnej stopie zawstydza prędkością karabin maszynowy. Jednak przez całą karierę Virgil łączył swoje dążenia do perfekcji z projektami, które także w innych muzykach ukazywały najwyższy kunszt.
W czasie poszukiwania nowych doświadczeń muzycznych Virgil odnalazł bratnią duszę - wirtuoza gitary, Tony'ego MacAlpine'a. Zapoczątkowana od instrumentalnego progresywno-metalowego Planet X, a później w power trio wraz z Billy?m Sheenanem jako Devil?s Slingshot, współpraca Virgila i Tony'ego zaczyna nowy rozdział wraz z Seven The Hardway. Dołączył do nich wokalista Mark Boals, znany z pracy u boku Yngwie Malmsteena oraz Ring Of Fire. Na basie gra stary znajomy z Planet X, Dough Shreeve, a całość zamyka wschodząca gwiazda gitary, Stefania Daniel. Virgil często odwiedza nasz kraj. Mieliśmy przyjemność oglądać go podczas święta Drumfest 2009, co zaowocowało ciekawym wywiadem w numerze 1/2010 "Perkusisty". Jednak zawsze ciekawi nas, co słychać o u perkusisty, który na temat braku zjadliwości swojej mega skomplikowanej gry mówi: "Musi być ktoś, kto będzie pchał tę sztukę perkusyjną do przodu." Rozmawialiśmy wtedy więcej na temat PlanetX, co się dzieje teraz?
Jak na twoją grę wpływa granie z wokalistą, jak np. Seven The Hardway, w odróżnieniu od instrumentalnych zespołów takich, jak Devil?s Slingshot? Zostawiasz więcej miejsca wokalowi?
To wydaje się być logiczną rzeczą. Chociaż nawet w instrumentalnej muzyce jest jakiś "głos." Może nim być gitara lub jakikolwiek inny instrument grający melodię utworu. To, że gra się instrumentalną muzykę, nie powinno być zachętą do zbędnego mieszania oderwanego od wszystkiego. Pod wieloma względami, na przykład formy, jest ona bardzo podobna do muzyki ze śpiewem. Zwykle jest zwrotka, bridge i refren. Gatunek, który grasz, także ma wpływ na interpretację utworu, czy to wokalnego czy instrumentalnego. Jeśli gram progresywnego rocka albo fusion, to moje podejście prawdopodobnie będzie bardziej kreatywne i eklektyczne niż w sytuacji popowej czy rockowej. Jest więc wiele czynników, które bierze się pod uwagę.
Seven The Hardway jest (z braku lepszego słowa) bardziej przystępny od zdecydowanie progresywnej muzyki, którą grałeś w przeszłości. Jak powstał ten zespół? Czy od początku towarzyszyła wam myśl, żeby napisać muzykę przeznaczoną dla szerszej metalowej widowni?
Mieliśmy z Tonym nagrać kontynuację Devil's Slingshot, ale jako że graliśmy równocześnie z wieloma instrumentalnymi składami, to uznaliśmy za niepotrzebne nagrywać kolejną "popisówkę." Nasze metalowe korzenie dały o sobie znać w czasie tworzenia albumu, a po dojściu Marka Boalsa materiał otrzymał ostateczny kształt. Chcieliśmy pisać piosenki w ciężkich klimatach, z zacięciem progresywnym. Uważam, że dodanie wokalu prawie na pewno sprawia, że materiał jest bardziej przystępny, ale nie było to naszym celem.
Nawiązaliście z Tonym długą i owocną współpracę. Co trzeba robić, żeby grać u boku wymiatacza takiego jak Tony?
To bardzo aktywny, żywiołowy muzyk, z którym pracowałem w wielu sytuacjach. Muzycznie jest między nami porozumienie i świetna chemia. Wśród muzyków musi być niepisana więź tak, by przy wejściu na scenę każdy wiedział, że będziemy dla siebie oparciem. My to mamy, graliśmy w tylu różnych sytuacjach, że jesteśmy pewni naszej interakcji i wspólnie stworzonej muzyki.
W jakim stopniu łączysz swoje partie z gitarą, w przeciwieństwie do tradycyjnego podejścia, gdzie perkusja idzie razem z basem?
Cóż, myślę, że to błędne przekonanie. Bębny niekoniecznie idą za resztą instrumentów. Częściej sytuacja będzie odwrotna. Perkusja tworzy fundament muzyki, jej podstawę rytmiczną i tembr, a inni się pod to podpinają. Oczywiście, między dobrymi muzykami istnieje ciągła interakcja. Zawsze ważne jest słuchanie siebie nawzajem, to często wymiana w obu kierunkach. Nie ma twardych niezmiennych zasad. Tony słucha mnie tak samo jak ja jego i właśnie to generuje energię i spontaniczność. Są to pewne instynkty, które tworzysz na coraz wyższym poziomie w miarę muzycznej ewolucji.
Stefania Daniel to nowa twarz w zespole. Potrzeba chyba dużo pewności siebie, by być "nowym" w składzie razem z tak szanowanymi i doświadczonymi muzykami. Wziąłeś ją pod swoje skrzydła, kiedy się odnalazła w zespole?
Właściwie to Tony ją odkrył, wziął pod swoje skrzydła, a ona nie zawiodła. Jest świetna w czasie prób. Była pod wielką presją, ale w końcu zaczęła rozwijać skrzydła. Jestem za dawaniem szans młodym nieznanym muzykom. W ogóle cała historia moich zespołów i nagrań pokazuje, że wciąż poszukuję i odnajduję młodych utalentowanych muzyków. Mają energię i żądzę gry, której trudno sprostać.
W notce biograficznej na twojej stronie wspomniane jest o współpracy z Joss Stone. Co grałeś z tym soulowym wokalistą? Jest to całkiem inny klimat od STH, Planet X itd.
Grałem w wielu sytuacjach niemetalowych i nieprogresywnych. W tym przypadku kilka lat temu pracowałem przy ścieżce dźwiękowej do remake'u Alfie, na której pojawił się Mick Jagger i Joss. Dave Stewart napisał i wyprodukował muzykę. Wytyczne były takie, że całość ma być zrobiona na modłę Stax Records, czyli soulu rodem z południa. Sesja trwała dwa dni, ale niestety mogłem zagrać tylko w pierwszy, bo wylatywałem na drugi dzień w trasę z Planet X, więc w końcu zagrałem tylko na połowie albumu.
Dokonałeś zmian w swoim zestawie specjalnie pod Seven The Hardway, czy znalazłeś idealną konfigurację?
Mam podstawowe ustawienie, które zmieniam tylko dodając tomy na równi z talerzami, kiedy chcę ich użyć. Jestem zadowolony z aktualnego zestawu. Czasami dodaję lub odejmuję talerze. Jeśli mamy grać dużą trasę, to może dołożę drugą centralę zamiast podwójnej stopy.
Kilka następnych tygodni spędzisz grając dużą trasę warsztatową w Australii. Jak ci się podoba powrót do ojczyzny? Jak ważny dla twojej kariery był wyjazd do Stanów w latach 90-tych, by zapewnić sobie międzynarodowe uznanie?
Tak, to moja pierwsza trasa z klinikami w Australii, od mojego wyjazdu w 1996 roku. Jestem pozytywnie nastawiony, gdyż pojadę na "stare śmieci" - do miejsc, których nie odwiedzałem przez długi czas. To będzie duża trasa, obejmująca 13 miast, a na koniec jeden występ w Nowej Zelandii w drodze powrotnej. Wyjazd do Ameryki w celu ustanowienia swojej pozycji na światowej scenie uważam za szalenie ważny. Chociaż bardzo kocham moją Ojczyznę, to jest to kraj odizolowany od reszty, gdzie rzadko dzwonią do ciebie artyści z całego świata. Trzeba mieć dużo odwagi, żeby wykopać swoje korzenie i przenieść je tak daleko, ale miałem poczucie, że to moja jedyna szansa. Nigdy nie żałowałem mojej decyzji.
Rozwijają cię nowe wyzwania muzyczne?
Przede wszystkim odkrywanie i zrozumienie wspaniałości rytmu na moim instrumencie. Jestem zafascynowany nieskończoną liczbą możliwości. Gra na perkusji to wciąż bardzo młoda dziedzina, która przechodzi przez rewolucyjne wręcz procesy. Wciąż jest tak wiele do odkrycia. Co popycha mnie do rozwoju? Mocne poczucie kreatywności. Będąc w sytuacji, gdzie tworzysz coś z niczego, używając wyłącznie wyobraźni jest najwspanialszym sposobem na życie. Jeśli do tego masz widownię, to jeszcze lepiej. Dzielenie się jest bardzo dużą częścią całości. Jeśli nie ma słuchaczy, może być to bardzo samotna podróż.
Planujecie w przyszłości pracę nad nowym albumem Devil's Slingshot?
Na tym etapie muszę powiedzieć, że nie. STH zastąpiło ten zespół.
Jak udaje ci się utrzymać fizyczną i mentalną formę przez cały występ, biorąc pod uwagę, co grasz na tej trasie, jak technicznie i mocno uderzasz?
Na trasę przerobiliśmy cały materiał z płyty, a do tego kilka sztandarowych utworów Tony'ego oraz jeden czy dwa moje, w tym m.in. z repertuaru Ring Of Fire i Devil's Slingshot. Myśleliśmy o dorzuceniu coveru, ale nie mogliśmy nic wybrać. Jeśli chodzi o fizyczne i mentalne przygotowanie, to także jest jakaś forma sztuki. Przez całe życie przestrzegałem harmonogramu ćwiczeń i diety. Ciągłe bycie w najwyższej formie pomaga mi, gdy spędzam wiele godzin w studiu czy w czasie długiej trasy.
Piosenka Solitary Man z nowego albumu ma wiele interesujących rytmów. Czy to utwór twojego autorstwa? Jak komponujesz za pomocą bębnów?
Nie piszę tak utworów. Uczyłem się gry na fortepianie od szóstego roku życia. Właściwie, gdyby wszystko poszło w myśl mojego ojca, odstawiłbym perkusję na bok i skupił się na fortepianie. Cieszę się, że pokazał mi ten instrument, bo teraz mogę użyć go do pisania muzyki. Wszystko tworzę przy klawiszach. Zwykle zapisuję wszystko w formacie midi, potem nagrywam partię bębnów, drukuję kwity i pokazuję reszcie. To sprawia, że wszyscy szybko i sprawnie zapoznają się z materiałem i dogrywają swoje instrumenty. Solitary Man to jeden z takich utworów. Było kilka kompozycji dzielonych, kiedy dostałem parę pomysłów od Tony?ego i je rozwinąłem. W takich przypadkach wymieniamy się plikami dopóki każdy nie będzie zadowolony.
Wyobraź sobie, że możesz zagrać z jakimkolwiek artystą (żyjącym lub nie) jeden utwór. Z kim i co byś zagrał?
Zawsze, kiedy ktoś mnie o to pyta podaję inną odpowiedź. Jest tyle do wyboru. Tym razem zdecyduję się na Johna Coltrane'a. Gramy 25-minutową wersję Giant Steps. Wszędzie jest gęsty dym papierosowy, a miejsce to The Village Vanguard w Nowym Jorku w latach 60-tych.
Przygotowali: David West, Szymon Ciszek i Maciej Nowak
Zdjęcia: Alex Solca
QUIZ – Nie wiesz tego o Evans!
1 / 12
Evans jest w rodzinie firmy D’Addario wspólnie z marką pałeczek…