Słynny bębniarz Foo Fighters jest przedstawicielem swego rodzaju "perkusistów renesansu". Gra na kilku instrumentach, ciągle w ruchu, zakłada jeden zespół za drugim, jeździ w trasy jak oszalały, po czym spotyka się znowu z ekipą swojej priorytetowej kapeli i cały cyrk zaczyna się od nowa.
Nasza rozmowa ma w sobie nieco zawoalowany przekaz. Na bazie jego nowego projektu Birds Of Satan dowiadujemy się o jego umiejętnościach wokalnych, wizji brzmienia bębnów, statusie Foo Fighters i wielu innych rzeczach. Bębniarz mówi dzięki temu znacznie bardziej podekscytowany i jest bardziej skłonny do zwierzeń.
Działalność Taylora to ewidentny przykład wielkiego oddania dla muzyki. Swój pierwszy w pełni profesjonalny rockowy występ miał z kanadyjską wokalistką Sass Jordan w marcu 1994 roku czyli już ponad 20 lat temu. "Rzadko wracam myślami w przeszłość" - wyznaje. "Ponieważ moment, gdy się odwracasz, to moment, w którym przestajesz iść do przodu. Zamiast czuć się bardzo dumnym, zawsze staram się uznawać, że wszystko to, co zrobiłem i odniosło jakiś sukces, było czymś, co pojawiło się we właściwym miejscu o właściwym czasie. Nie spinam tego jakimiś rocznicami. Czasami pozwalam sobie na moment refleksji, jak wspaniała była ta droga. Pracowałem ciężko, ale ten biznes jest trudny i uznaję się za niesamowitego szczęściarza, posiadając taką karierę i ciągle czerpać radość z gry."
W chwili, gdy mógłby sobie spokojnie siedzieć z sowitym kontem bankowym w zanadrzu, Hawkins rzuca się w wir grania. Zdaje sobie sprawę z tego, jak wygląda współczesna muzyka, co można osiągnąć, ale co najważniejsze - z wielkim szacunkiem podchodzi do klasycznego rocka. Przykładem jest Chevy Metal, zespół coverowy, w którym oddaje się wielkiej radości grania swoich ulubionych utworów. Kolejny zespół to Coattail Riders, aż wreszcie zaraz po zakończeniu działań z Foo Fighters przyszedł jednak czas na zrobienie czegoś poważniejszego. Wkrótce możemy spodziewać się mocnego ataku Foo Fighters, gdzie Taylor raczej nie będzie miał czasu na swoje autorskie zachcianki, dlatego pojawił się projekt Birds Of Satan. W skład zespołu wchodzą także Wiley Hodgden (bass) i Mick Murphy (gitara). Na płycie, która została stworzona w przypływie emocji zaledwie w jeden tydzień, obecnych jest także sporo gości, łącznie z Davem Grohlem.
"To po prostu my z naszymi instrumentami i wiele z tego, co można tam usłyszeć, to żywe ujęcia. Żadnych klików i temu podobnych nonsensów." - mówi Taylor. A sama muzyka? To jedna wielka inspiracja tym, co wykreowało gust muzyczny Taylora. Widać to już od pierwszych taktów aż po sam koniec płyty. Tak, jak wspomnieliśmy na początku, jest to więc doskonała okazja, by na bazie Birds Of Satan przyjrzeć się bliżej muzykowi i dowiedzieć się więcej o tym, kim jest i co go kręci…
The Birds Of Satan ma ten sam skład, co twój cover band lat 70-tych - Chevy Metal. Jak zebraliście się wszyscy razem?
No cóż, Chevy Metal wystartował jako taka perkusyjna sala gimnastyczna dla mnie. To był dobry sposób na to, by utrzymać się w formie i kondycji. Razem z moimi kumplami Wileyem i Dangerfieldem chcieliśmy ruszyć i mieć radochę, grając nasze ulubione parszywe covery rockowe w małych barach niedaleko mojego domu. To, co lubię w Chevy Metal - i dotyczy to też moich innych projektów - to, że zabiera nas z powrotem w czasy, gdy zaczynaliśmy grać i jest to szczere wobec muzyki, rozumiesz? Gdy Dangerfield odszedł, Shiflett (gitarzysta Foo Fighters) przez pewien czas grał z nami, co było fajna sprawą. W momencie, gdy był zajęty ze swoim The Dead Peasants, potrzebowaliśmy odnaleźć kogoś innego i wtedy pojawił się na pokładzie Mick.
To twój dobry przyjaciel John Lousteau, który pracuje w studio Foo Fighters 606 i produkował Birds Of Satan, zapoznał cię z Mickiem?
Zgadza się. Lou to bardzo istotna osoba w tym całym projekcie. Mick to świetny gitarzysta i całe życie grał w kapelach hard rockowych i heavy metalowych. To prawdziwy shredder i wniósł nowy gitarowy poziom trudności do tego projektu. Podobnie, jak ja, podczas gry ma serce na talerzu, w sensie indywidualności i zespołów, które miały na niego wpływ. Poza tym lubi i rozumie cały klimat lat siedemdziesiątych, w którym siedzę. Po tym, jak doszedł Mick, Dave (Grohl) zaczął pogrywać z nami za każdym razem, co pomogło nam w sensie wizerunkowym. Od tego momentu sprawy zaczęły się rozwijać. Zaczęliśmy dostawać dobre oferty gry i ostatecznie znaleźliśmy się na małej trasce koncertowej, grając nasze ulubione piosenki Van Halen i Stones’ów.
Chevy Metal był klasycznym zespołem coverowym. Idea powstania albumu pojawiła się po trasie Sound City Players (niesamowita supergrupa Grohla).
Zawsze wiedziałem, że chcę zrobić coś w chwili, gdy skończyliśmy ostatni cykl z Foo Fighters. Pierwotnie myślałem o tym, żeby to było coś w stylu płyty Coattail Riders. Ale Gannin (Arnold, gitarzysta Coattail) mieszka na południu, a Chaney (Chris, basista) jest cały czas zajęty sesjami w L.A., więc ciężko byłoby zebrać tych gości razem. Wtedy skończyłem robić rzeczy z Sound City (film Grohla), co było wspaniałe, ale zacząłem dostrzegać, że moja własna płyta zaczyna się oddalać… W związku z tym, że robiłem sporo z Chevy Metal miało to sens, a wiedziałem, że będzie z tego zabawa, dla mnie, Wileya i Micka - zrobienie czegoś innego. Wiley jest jednym z moich najlepszych kumpli i jakże świetnym basistą. Zawsze chciałem zrobić z nim jakąś specjalną płytę, a jego styl gry idealnie pasuje do tej muzyki.
Jak więc wyglądał cały proces tworzenia?
Zasadniczo w podobny sposób, jak inne moje rzeczy w przeszłości. Zawsze tworzę kompozycje i kiedy mam już pełen zestaw pomysłów wchodzę do studia z Lou i spędzamy tam trochę czasu, by to wszystko ogarnąć. Wszystko jest surowe na tym etapie - nic nie jest skończone - ale po tych wstępnych pomysłach pojawiają się konkretne pomysły, jak to skończyć, zarówno pod kątem brzmienia, jak i klimatu. Wysyłam te nieopierzone pomysły do reszty chłopaków i pracujemy nad tym, by jest wykończyć. Czasami wiąże się to z czymś bardzo prostym jak kilka akordów - jak to było w przypadku The Ballad Of The Birds Of Satan. Utwór był zrobiony i nagrany dosłownie jednego dnia. Dave, Mick i ja wylaliśmy z siebie luźne skrawki i stworzyliśmy szybką muzyczną konstrukcję. Jak zauważyłem, jest to utwór, który jest przez ludzi uwielbiany lub pozostawiający uczucie zmieszania!
Cały album Birds Of Satan nagrany był w jeden tydzień. Wasze podejście było w starym klimacie, w sensie uchwycenia bardziej organicznego brzmienia aniżeli zabawy technologią, jaka jest obecnie dostępna w studio, by brzmieć "idealnie"…
To jest surowe, żywe… Tak, rzeczy mogą się wydawać nieco zmechacone tu i tam, ale to jest to, co w tym lubię. Rozmawiałem kiedyś na temat zbytniej perfekcyjności rockowej muzyki w tych czasach, o tym, jak Pro-Tools i te wszystkie triki potrafi ą odebrać cały ważny klimat i osobowość. Płyty, na których się wychowywałem, miały klimat, a perkusiści, którzy mnie inspirowali, jak Stewart Copeland, Neil Peart, Phil Collins i Roger Taylor, mieli swój własny indywidualny styl. Od razu wiedziałeś, że to są oni i tego mi właśnie obecnie brakuje. Nagrywając tę płytę czułem się bardzo naturalnie, ale jednocześnie mieliśmy wyzwanie, by zrobić to wszystko szybko. Pomogło z pewnością to, że wszyscy byliśmy w dobrej formie z dużą dawką grania w kościach.
Za jakim brzmieniem bębnów się rozglądałeś?
Chciałem bardzo proste i naturalne brzmienie perkusji, chciałem też usłyszeć pomieszczenie - żeby nie było zbyt sucho i zbyt skompresowane. Pamiętam, jak zagrałem Lou początek utworu Stargazer Rainbow, zanim zaczęliśmy nagrywać. Brzmienie bębnów Cozy’ego Powella w solo w tym intro jest wspaniałe… Nie wiem, czy osiągnęliśmy dokładnie to samo, ale bębny brzmią jak bębny, a nie jakiś zlepek, rozumiesz?
Wykorzystałeś słynną konsolę do nagrań Sound City Neve 8028, która dumnie znajduje się w studio 606?
Tak, wydaje mi się, że tak… Nie myślałem o tym aż do tej pory… Nie chcę, by zabrzmiało, jakbym był tym zblazowany, po prostu te 606 to dla mnie "dom", to miejsce, gdzie robimy nasze rzeczy. To zabawne, ponieważ po tym, jak wyszedł film, ludzie ciągle pytają mnie o ten stół. Rozumiem w czym rzecz, bo za każdym razem, gdy jestem w Londynie lubię iść do Trident Studio jedynie po to, by dotknąć tych "świętych" ścian, gdzie nagrywali David Bowie, Freddie Mercury, John Lennon, Harry Nilsson, Free i wiele innych legend muzyki. Stewart Copeland miał tam swoją pierwszą prawdziwą sesję z Curved Air - na litość boską, to miejsce jest dla mnie jak świątynia… W momencie, gdy mówię Rogerowi Taylorowi o Trident, on mi odpowiada, że ma teraz znacznie przyjemniejsze studio, a ja mu na to: "Ale chłopie, ty tam nagrywałeś Queen!"
Jest też wyraźny ukłon z twojej strony w kierunku Queen…
Oczywiście moja miłość do Queen jest czymś, co będzie zawsze. Płynie to w moich żyłach, przez co myślę w taki sposób o piosenkach i nie ma możliwości, bym od tego odszedł. Wszystko, co lubię, oni mają w sobie, kształt i forma, tak właśnie zawsze będę tworzył muzykę. Jedną rzeczą, o jakiej marzę, jest więcej przyjaciół i gości - wiele z tych ścieżek niemalże płacze za głosem Rogera Taylora czy też gitarą Briana Maya. Byłem podekscytowany gościnnym pojawieniem się jednej osoby, jednocześnie mojego znajomego - Jon Davison, który śpiewa obecnie w Yes. Pomógł z chórkami w Raspberries i Pieces Of The Puzzle, brzmi to świetnie.
Jedną z rzeczy, której nie da się przeoczyć na tej płycie, jest brzmienie tomów. Jest to nawiązanie do Phila Collinsa…
Zdecydowanie! To, co lubię w tych tomach to fakt, że są tak proste. Nie ma tu konkretnego dźwięku, wszystko koncentruje się na ataku i szybkim wybrzmieniu. Nieważne, jak ciężkie i głośne są gitary, zawsze możesz usłyszeć przeszywające tomy koncertowe.
Mówiłeś w przeszłości na temat pomocniczej roli, jaką pełnisz w momencie, gdy ślady nagrań Foo Fighters nabierają kształtu w studio, nazywając się nawet drum maszyną Dave’a. Mając to na uwadze musi być wspaniale móc się rozwinąć i mieć pełną kontrolę nad swoimi bębnami np. w takim projekcie, jak The Birds Of Satan?
Nie dzieląc tego miejsca z nikim innym i być zdolnym do tego, by przedstawić takie partie bębnów, jakie tylko chcę, to wielka radocha, ponieważ nie mam zawsze takiej swobody w Foo Fighters. Nie tylko ja, ponieważ to są piosenki Dave’a, który jest jednocześnie perkusistą, wie, jak dokładnie powinny iść te piosenki. Szczerze mówiąc fakt, że w ogóle dostaję możliwość zagrać na płytach Foo Fighters jest swego rodzaju zdumiewające, biorąc pod uwagę, że jeden z najlepszych perkusistów jest tam liderem i wokalistą zespołu i mógłby z łatwością zrobić to samemu. Tak, jest więc coś w tym wszystkim, co robię w tych projektach, czego nie byłbym w stanie zrobić w Foo Fighters. Dave to rozumie tak, jak ja rozumiem, że on jest perkusistą przede wszystkim i potrzebuje sobie od czasu do czasu pograć na garach.
Bębny, wokale i różne partie gitary… Ludzie mogą być nieco zaskoczeni, że grałeś na tej płycie także na pianinie…
Cóż, w bardzo ograniczonej ilości! Zacząłem grać na pianinie, ponieważ miałem ospę wietrzną w wieku 14 lat i nie mogłem grać na bębnach przez cały tydzień… Mieliśmy pianino w domu, więc usiadłem i zacząłem sobie grać. Nie wiedziałem do końca, co robię, ale pod koniec tygodnia mogłem już całkiem konkretnie pohałasować i teraz, jeżeli dasz mi stare nagrania Dennisa Wilsona albo Eltona Johna jestem w stanie ogarnąć, o co tam chodzi, aczkolwiek z kilkoma nutkami od czapy tu i tam! Nie jestem wspaniały i piano, jakie wrzuciłem na tej płycie - jak np. w środku Thanks For The Line - było ciężką robotą. Była to rzecz, która zdecydowanie zajęła mi najwięcej czasu w studio. Mogłem poprosić, by Rami to zrobił - i w sumie gra w jednej piosence - ale naprawdę chciałem zagrać sam. To bardzo proste i jest jakie jest, ale ma to w sobie cząstkę mnie, a to jest dla mnie bardzo ważne.
Śpiewasz obecnie znacznie więcej w Foo Fighters, na przestrzeni ostatnich lat twój rejestr rozszerzył się poprzez trasy z Chevy Metal i Coattail Riders. Czułeś dużą różnicę w możliwościach swojego głosu, gdy wróciłeś do studia nagrywać płytę w porównaniu z czasem, gdy nagrywałeś np. Coattail Red Light Fever?
Twój głos się rozwija jak każdy inny mięsień. Gdy to następuje, uczysz się jak nim operować i wykorzystywać najlepiej jak potrafisz. Oczywiście pomaga mi to, że śpiewam teraz znacznie więcej w Foo Fighters, a podczas koncertów Chevy Metal i Coattail Riders możesz zaobserwować, że gram na bębnach i przez cały czas śpiewam. Gdy mój głos jest w przyzwoitej kondycji i dbałem przy tym o siebie, to dobrze mieć ten zwiększony komfort i dodatkową siłę. Wiem wtedy, że jestem w stanie sobie naprawdę poradzić.
Kiedyś wspominałeś, że napisanie tekstu to najtrudniejsza rzecz podczas przygotowywania płyty. Poprawiło się to jakoś?
Szczerze? Nie! Nie wydaje mi się, żebym był w stanie powiedzieć, że pisanie tekstów sprawia mi przyjemność. To niestety konieczność - muszę je zaśpiewać, więc muszę je napisać. To było dziwne, ponieważ płyta powstała w tydzień, a ty starasz się skupić na jakimś elemencie swojego życia, gdy piszesz teksty. Z pewnych powodów skoncentrowałem się na czasach, gdy miałem 18 - 20 lat, zaraz po szkole średniej i tuż przed tym, jak zacząłem przypominać dorosłego. Razem z moimi przyjaciółmi byłem dość nikczemną postacią w tamtym okresie, to był początek lat 90, umawialiśmy się na Laguna Beach, robiliśmy jakieś gówniane rzeczy i zmierzaliśmy w życiu donikąd. Ze względu na to, że mam dość czarne poczucie humoru odbieram to teraz jako coś zabawnego… I serio, musisz być w stanie śmiać się ze swojego życia, bo inaczej może być zbyt ciężko. Tak, więc tak, niektóre teksty na tej płycie są mroczne i brzmią, jakby ktoś miał kłopoty albo jakby ktoś spojrzał wstecz, kiedy miał problemy - emocjonalne, duchowe, osobiste. Jest to podane tak, jakby wydawało się być na serio, a takie w istocie nie jest. Co ciekawe w The Ballad Of The Birds Of Satan opowiadam z drugiej strony o narcystycznej nienawiści pewnych osób - włączając w to i mnie - ktoś, kto nic nie robi, tylko mówi o sobie i myśli o sobie. Co robię w tej chwili? Nic nie robię, tylko znowu gadam o sobie!
Są jakieś plany na koncerty The Birds Of Satan?
Oczywiście, z wielką chęcią zagrałbym kilka koncertów z tą kapelą, ale wszystko sprowadza się do wolnego czasu. Jestem tak bardzo zajęty z moją prawdziwą i najważniejszą funkcją, jaką jest praca w Foo Fighters, poza tym jest kolejna funkcja, która jest dla mnie bardzo ważna, a jest nią moja rodzina. Jeżeli będę mógł, to zagram, ale w tej chwili muszę poczekać i zobaczyć, jak się sprawy potoczą.
Pracujecie nad nową płytą Foo Fighters - jak posuwają się te prace? (album będzie nosić tytuł "Sonic Highways" i ukaże się 10 listopada - przyp. red.)
Nie mogę teraz za bardzo mówić o nowej płycie, ale mogę wam powiedzieć, że w chwili obecnej myślę, że gramy na pełni swoich możliwości - lepiej niż kiedykolwiek. Nie mówię tu o piosenkach, pomysłach czy coś w tym stylu, chodzi mi o czysto instrumentalny poziom umiejętności. Mówię tak, ponieważ jest to dokładnie to, co czuję, kiedy siadam za bębnami i mam tych gości przed sobą, grających swoje rzeczy. To bardzo ekscytujące miejsce. Kocham to, że mam tyle innych opcji, by robić muzykę, ale Foo Fighters jest dla mnie najważniejsza rzeczą i jesteśmy teraz w ogniu. To wygląda zabawnie, bo im jesteśmy starsi, tym mocniej pracujemy, ale może dzieje się to dlatego, że czujemy się, jakbyśmy brali udział w wyścigu, a zegar tyka! Patrzę później na kogoś takiego, jak Mick Jagger i w wieku 70 jest wciąż w formie. Mieliśmy dużo szczęścia zagrać z nim w Saturday Night Live jakiś czas temu i szczerze - on mógłby mieć 25 lat, był tak dziarski i żwawy. To nie jest jakaś marionetka, naprawdę dba o siebie, rozumie, jak wygląd ścieżka do długowieczności, więc jest strasznie nakręcony i oddany temu, co robi. Spędziłem z nim tylko trochę czasu, ale zostałem rozwalony jego osobowością. Jest to jeden z tych momentów, gdzie zdajesz sobie sprawę, że powinieneś podążać za jego przykładem. Mieliśmy tydzień na przygotowanie do nagrania tego show i nie żartuję mówiąc, że za każdym razem wbijaliśmy piosenki z Mickiem tak, jakby był w Madison Square Garden, nawet o 8:30 rano! To mój nowy bohater, facet miażdży!
Ty także mocno pracujesz, by być w formie, jeżdżenie na rowerze po górkach to twój ulubiony sposób na utrzymanie kondycji i wytrzymałości…
Oj tak, jestem fanatykiem rowerów! Nie byłoby możliwości, żebym uciągnął trzygodzinny koncert Foo Fighters, gdybym nie dbał o siebie. Nie jestem sam w sobie tak silny, więc muszę uczynić się mocnym, a to wymaga poświecenia i czasu. Na scenie muszę pracować bardzo mocno, ponieważ nie jestem typem perkusisty, który gra bez wysiłku. Wszyscy myślą, że się śmieję, ale tak nie jest - zaciskam zęby i zaciskam dupsko, by zrobić wszystko, co mogę, by grać równo, robić to z wyczuciem i uczynić piosenkę najlepszą, jak to tylko możliwe. Wydaje mi się, że zawsze chcę osiągnąć coś, co jest zapewne nieosiągalne, ale taka jest moja droga i jest to jedyna droga, którą mam, by osiągnąć to, co nazywam szczytem mojej gry. Jest to moja wewnętrzna walka - co pewnie ma wielu muzyków - dlatego też zapewne pod koniec każdego koncertu mam wrażenie, jakbym zderzył się z ciężarówką.
Przygotowali: Kajko, Artur Baran, Louise King
Zdjęcia: Robert Downs/Tony Woolliscroft