Mark Richardson

Nie ma co ukrywać, że nasz gość najbardziej znany jest ze współpracy ze Skunk Anansie, które akurat w tym roku obchodzi 25-lecie istnienia. Jednak kariera tego mocno bijącego perkusisty jest znacznie bogatsza…
Doświadczenie, jakie nabył przez lata, przełożyło się na brzmienie Skunk Anansie, a nie tak, jak wiele osób myślało, że właśnie w tym zespole krystalizował swoje brzmienie. Kojarzony z Feeder i właśnie głównie ze Skunk Anansie występował też w mało znanych u nas Little Angels czy b.l.o.w, a tam działo się sporo w kontekście wzmacniania kręgosłupa muzycznego, który wydaje się ostatecznie bardzo mocny. Szybko można się zorientować, że w stylu swojej gry prezentuje starą szkołę solidnego wbijania pałek w membrany, połączoną z nowoczesnym podejściem do budowania partii rytmicznych, często w oparciu o elektronikę. Zapraszamy do długiej rozmowy z muzykiem, gdzie gwarantujemy, że nie będzie nudy!
Perkusista: Cofnijmy się trochę, do czasów Little Angels. Miałeś 21 lat, kiedy wypuściliście Jam, jak do tego doszło?
Mark Richardson: Właśnie dzisiaj porównywałem wkładkę „10 Miles High” do wkładki nowego albumu Skunk. Te kolaże nigdy się nie znudzą, laminaty, połamane pałeczki perkusyjne... i jointy! W zestawie 25LiveAt25 jest kilka zdjęć i można mnie tam zobaczyć, kiedy jeszcze dużo piłem. W tym momencie, nie piję już od 15 lat, ale przed tym miałem 10 lat fajnej zabawy! Trochę dziwnie jest tak na to teraz patrzeć.
