Nie ma chyba innych polskich bębniarzy, którzy mieliby tyle przebytych kilometrów na liczniku.
Oczywiście, zdarzają się koncerty tu i tam jakiegoś polskiego składu jazzowego lub ewentualne występy jakiejś rodzimej gwiazdy w polonijnym klubie. Ci trzej dżentelmeni nie goszczą często w tego typu miejscach. Czasami nawet mało kto wie, że ten szalejący galernik na scenie to polski muzyk. Daray, Inferno i Pawulon daleko jednak mają do biegania na scenie ze sztandarami, ponieważ na trasie gdzieś w Ameryce Południowej, Azji czy Stanach dzień w dzień przerzucają niestrudzenie tony przejść, blastów i podwójnych stopek. A to i tak jeszcze nie wszystko…
Kim byliby najwięksi zwycięscy generałowie, gdyby nie żołnierze, którzy za nimi stali i zasłaniali własną piersią? Kim byliby zdobywcy księżyca, gdyby nie sztab inżynierów, który igrał z prawami fizyki konstruując rakiety? Czym byłaby najlepsza formacja piłkarska, gdyby nie stojący czasami samotnie bramkarz, który nie ma prawa się pomylić? Metalowi perkusiści, a szczególnie ci uprawiający ekstremalną odmianę metalu, są jednocześnie całą walczącą armią, są konstruktorami i inżynierami, a niekiedy także tymi, którzy bronią i ratują utwory przy jednoczesnym kategorycznym zakazie pomyłki. Nie ma możliwości, aby tego typu muzyka istniała bez perkusistów. Ich praca to nie tytko koncerty, próby z zespołem i sesje, ale także cała harówka pomiędzy tym. Praca nad samym sobą, wyrzeczenia i poświęcenie, codzienne użeranie się z przeciwnościami losu. Wszystko po to, żeby później przez kilkadziesiąt minut zmiażdżyć wszystkich pod sceną i odejść w poczuciu dobrze wykonanej roboty. Jak ważna jest osobowość, umiejętność współpracy i praca poza zestawem perkusyjnym opowiadają trzej polscy perkusiści, którym… po prostu udało się zaistnieć w prawdziwym, szerokim świecie.
Pomysł na to, by zaaranżować tego typu rozmowę powstał jeszcze w zeszłym roku. Panowie byli jednak bardzo zajęci, ale wreszcie udało się zebrać ich razem. Najpierw zorganizowaliśmy sesję zdjęciową. Pierwszą w Polsce sesję zdjęciową perkusistów, która nie jest sesją reklamową lub wycinkiem sesji zespołowej. Trzech bębniarzy na pełną wyłączność. Później przyszedł czas na konwersację. I w tym miejscu pomysł rozmowy rozwinął się jeszcze bardziej. Doszliśmy do wniosku, że odejdziemy od formy klasycznego wywiadu, tylko po prostu porozmawiamy, jak czterech kumpli. Pierwsza część niniejszej rozmowy zarejestrowana została w pewnej knajpie, gdzie nad kawałkami "stejków" i przy butlach piwa gadaliśmy sobie do późnej nocy.
Druga część rozmowy miała miejsce w warszawskim klubie Progresja, gdzie spotkaliśmy się o umówionej porze, również z butlami chmielowego trunku. Tam bowiem panowie grają próby i ćwiczą. Było więc to idealne miejsce na rozmowę, tym bardziej, że w klubie krzątał się pracujący tam Mitloff czyli perkusista naszego eksportowego Riverside, który jak wiadomo zaczynał 25 lat temu od ekstremalnego łoskotu.
Przejdźmy do rozmowy, która miała miejsce jeszcze w knajpie, a później, gdzieś w połowie, przeniosła się do Progresji.
Występują:
"Daray", perkusista m.in. Hunter, Vesania i Dimmu Borgir.
"Inferno", perkusista m.in. Behemoth i Azarath.
"Pawulon", perkusista m.in. Decapitated i Antigama.
INFERNO
Zbyszek poszedł, możemy mu tyłek obrobić… Dawajcie!
Ojej, piwka nie mam… Zbyszek? Zbyszek jest… Zbyszkowy.
Zbyszek jest "true", to na pewno, myślę, że to wszystko wyjaśnia.
Nie myślicie, że przejął tę schedę po Docencie, tym, który dźwiga sztandar polskiego grzmotu na arenie międzynarodowej?
Darek jest kierownikiem szatni, a ja podaję numerki… Zbylo jest właścicielem lokalu. Przejął wszystko zasłużenie. Zobacz na jego talerz, nie dojadł, czyli stać go (śmiech). Ja musiałem wszystko wyjeść. Ale z drugiej strony cieszę się, że miałem za co zamówić swój obiad. Za parę lat pogadamy w McDonald’s albo w Chińczyku.
A co, będziesz po drugiej strony lady? (śmiech) Zbyszek jest profesjonalistą.
Ma pełen obraz sytuacji w głowie. Jest to też klucz do sukcesu. Wie, co robi i po co robi.
Na co dzień jest spokojny, cichy i nie wyrywa się do ludzi.
Kierownik jest od tego, żeby być do ludzi, żeby być głośno i krzyczeć. Zbyszek to taka szara eminencja, ale bez niego nie ma zespołu.
VADER
Darek, wszedłeś po Docencie do Vadera. Miałeś być na chwilę…
Tak miało być. Miałem wpaść na chwilę na samym początku, miałem wpaść na chyba 4 trasy i tyle. Wiedziałem o tym, ale i tak zdecydowałem się wpaść, ponieważ wiedziałem, że będzie to duża promocja dla mnie i dla Vesanii. Tak to było. Później: "No dobra, to Darek nagra jeszcze płytę i zagra ten sezon, zobaczymy, co będzie dalej", a później stało się to, co się stało. Nie dziwię się zresztą Docentowi, bo znalazł sobie dobre miejsce w Hunterze i u Glacy. Może te zespoły nie zarabiały milionów, ale spokojnie do przeżycia i bez wiochy. To nie było tak, że on wypadł zupełnie z gry, nie, on cały czas grał. Później cała sytuacja to… No, kurczę, trzeba mieć silną psychikę w tym biznesie, być asertywnym. Wszystko jest dla ludzi, ale trzeba znać umiar.
Później poszedłeś dalej i wszedł do Vadera Paweł.
A ty, Darek, do Dimmu Borgir.
Taaa… Dajmu Bordżair. (śmiech)
Mówię do kierownika, weź im Darka podrzuć, a dlaczego by nie?
Myślałem wtedy, że mnie w ch*ja robicie, a tu wszystko na poważnie. (śmiech)
Twoja droga, Paweł, wyglądała nieco inaczej…
Ja byłem na etapie startu do tego wszystkiego. W momencie, gdy Darek zaczynał grać z Vaderem to ja dopiero zacząłem grać w ogóle. Wszystko zaczęło się od Rootwater.
Grałeś w Rootwater? Kurde, gdzie on nie grał! Nawet w Hell-Born grał!
Z Rootwater był krótki epizod, bo zagrałem dwa koncerty i nagrałem płytę. Siedziałem na próbie i rozgrzewałem się na bębnach Darka, co ciekawe. Zgadałem się z nim, że mogę na nich grać. Z Heńkiem czekaliśmy na resztę i coś tam graliśmy. Zostałem w pewnym momencie sam i nagle dzwoni telefon, jakiś nieznany mi numer. "Halo?". Z drugiej strony poważny głos: "Witam, z tej strony Mariusz Kmiołek, czy dodzwoniłem się do Pawła? Pewnie wiesz, że zespół Vader szuka perkusisty. Dzwonię więc z pytaniem, czy nie chciałbyś przyjechać na casting?"
Casting? Użył tego słowa? Wow… (śmiech)
No dobra, a co ja odpowiedziałem do telefonu? "Dobra, Filip, skończ pie*dolić, chodź tu, bo gramy". "Yyy, ja nie rozumiem, o co chodzi, ale z tej strony naprawdę Mariusz Kmiołek". Dopiero po chwili zaskoczyłem. Szczerze mówiąc, to nie wiedziałem, czy wchodzić w to. Musiałem się zastanowić, bo to była zbyt poważna decyzja. Spotkałem się z chłopakami, zapytałem, o co chodzi, no i pojechałem, zagrałem i poszło…
Ale tu jest patent, zobacz! Przecież Kmiołek zadzwonił do kilku bębniarzy, a tylko Paweł do mnie zadzwonił, jako byłego bębniarza Vader zapytać, co jak powinno być grane, co Peter lubi, a czego nie. Pokazałem mu, to tak, a tu tak itd. Zapytał o sytuację w zespole itp. Jedyna osoba!
A ty, Darek, jak miałeś z Vader?
Przesłuchanie do Vadera było u mnie w kanciapie. Przyjechał Peter, przygotowałem wzmacniacze, tak, żeby miał do wyboru. Wpada, a ja patrzę, że jest bez gitary. Mówię: "Nie masz gitary, kurczę, nie załatwiłem nic", a on na to: "Gitara jest mi niepotrzebna. Masz triggery? Podłącz pod coś i graj, od czego chcesz zacząć?". A ja na to, że może od "Sołtysa" (Sothis). Nabiłem cztery hi-haty i…
To samo było w Dimmu. Wpięli triggery i na lagę od razu, dawaj! "Tak głośno?", a oni, że stopy są ważne w Dimmu. Stanęli i czekają tylko, kiedy się pier*olnę. (śmiech) Wiadomo, idealnie nie było, ale widać wystarczająco dobrze.
TCZEW
do I. Pamiętasz, jak Tomek (Orion) dochodził do was do zespołu? Dawno, dawno temu. Pierwsze wasze wyjazdy do Stanów. Wkładanie "merchu" do werbla…
No, potrafiliśmy po 300 koszulek przemycić, wszędzie, w gitarach, werblach!
Pamiętam, że wtedy mówiłem ci, jak to fajnie, że tak jeździcie, gracie całe trasy. A ty mi wtedy na to, że to ciężka robota, że nie jest lekko, ale muszę ciągle grać na tych bębnach i w końcu to będę miał. Jak będę tego bardzo chciał to w końcu i ja będę jeździł w długie trasy i zarabiał.
No widzisz? Mówiłem! Tak było…
Pamiętam, jak z Azarathem zastępowałem cię. Przyjechałem do Tczewa i klasyk: stopy, blachy… i trafi łem na urodziny Gizberna. Pamiętam, że nawet gratów nie zostawiłem, tylko od razu do stołu, a tam "karniaki". Tłumaczę się, że pociąg się spóźnił i nie moja wina. A wy na to "A nasza wina?". (śmiech) Pamiętam, kolejna scena - jakaś bijatyka, następna scena - leżę na jakimś rondzie z blachami, "Gdzie ja jestem?" Kolejna scena - budzę się u kogoś w domu w przedpokoju.
A ty, Zbylo, nie byłeś na castingu żadnym?
Ja? Nieee. A nie, dziś byłem. Do Perkusisty. (śmiech) Myślę, że poszło fajnie. Niektórzy mogą być oburzeni wymownym zdjęciem.
2012
Gra wam wychodzi, zeszły rok był bardzo pracowity i nie widać, żeby się to jakoś mocno w tym zmieniło. Ty, Paweł, doszedłeś do Decapitated.
Jeździłem też z Darkiem i Dimmu Borgir jako techniczny. Sporo się nauczyłem. Zobaczyłem, jak wygląda konkretna produkcja…
Konkretna produkcja… No wiesz, porównując to z Rammstein to jest to dom kultury w Barczewie.
Nie, no o czym mowa, ale Rammstein porównując do Madonny…
Rammstein ma zdecydowanie lepszą oprawę od Madonny....
O tobie to w ogóle nie mówię, bo cały zeszły rok cię nie było.
Bo miałem personalne problemy, z którymi musiałem się uporać, ale już jestem z powrotem. Czekaj… W międzyczasie zagrałem kilka koncertów… Jakoś tak ze stówkę.
Stówa to nie jest dużo, to jest tak spoko.
Z Vaderem pruliśmy i po dwieście rocznie.
Tylko, że grasz z Behemoth sztuki nieco dłuższe.
No, półtorej godziny, ale spoko jest.
To jest trochę przesrane. Tak, jak z Dimmu chłopaki sobie wymyślili, że jako pierwszy set poleci cała kultowa płyta, która trwała milion lat z tymi epopejami po milion kółek. Potem drum solo… Wstęp, rozwinięcie, sratatata, no i kolejna godzina z hitami.
Lepiej, bo były koncerty tylko Dimmu, bez supportu. Ja miałem wtedy o tyle prościej, bo rozstawiłem i mogłem się piwka napić, i nie musiałem się z nikim użerać.
PROM
Jak to było z tym graniem na promie? Behemoth na promie - dziwnie to brzmi.
Tam była sama ekstrema. 40 kapel, Mayhem, Krisiun, Vital Remains, Napalm Death… Trzy sceny, 2000 ludzi.
Na trasie Miami-Bahamas. W jedną stronę jeden koncert, w drugą stronę drugi koncert. Jedna scena w teatrze w środku, a druga na pokładzie tzw. basenowym. Czyli wiesz, wszędzie woda… Księżyc… Wiatr… I grzmot. Piękna sprawa. Tydzień zleciał.
Ja dla odmiany ostatnio grałem w Chojnicach, też fajnie. (śmiech)
Moje stare tereny, wciąż aktualne jakby nie było.
A GDYBY?
Po co wam to bębnienie jest? Zbyszek?
Daj się piwa napić… i zastanowić, a nie mnie tu od razu atakujesz. (śmiech)
Darek teraz je, to go oszczędzę. Paweł?
Tak naprawdę to bębnienie mnie wybrało. Nie mam nic innego do roboty. W sumie to co miałbym innego robić?
No właśnie, co byście innego robili?
Ja bym glazurę kładł (powiedział Daray z pełnymi ustami).
Ja bym na gitarze grał. W ogóle wolałbym grać na gitarze. Miałem okazję się o tym przekonać rok temu z Deus Mortem. Męczysz się jakieś cztery razy mniej na scenie.
Już nawet nie fizycznie, co psychicznie.
W ogóle nie byłem zmęczony po tych koncertach. Na gitarze? Pfff…. Śmiech na sali, żaden wysiłek. Paluszkami bim, bim, bim, chłopie! Weź 2B i ciosaj 260 to zobaczymy. (śmiech)
No, ale weź, walniesz się na gitarze to nikt się na ciebie nie spojrzy, walniesz się na bębnach, to zaraz głowy do tyłu: "Ty sku*wysynu" . Najlepiej to mają basiści, tam to jest dopiero ściema.
Ty nie glazurę byś kładł, tylko zważywszy na dawne czasy to pewnie w jakimś Microsofcie byś pracował…
Pewnie tak… Stary, jaka nuda!
Pewnie byłbym nauczycielem angielskiego, jakbym poszedł dalej tym tokiem, jakim szedłem…
Jak ja bym poszedł tokiem, jakim szedłem to pewnie bym skończył marnie… Wolę nawet o tym nie gadać. (śmiech)
Patrzę tak teraz na tych wszystkich znajomych, z którymi studiowałem, kończyłem liceum to nie zazdroszczę. Nie ma może jakichś kokosów, ale nie ma co narzekać. Nikt się nie spodziewał nie wiadomo czego, ale jest uczciwie.
Ku*wa, to jest metal, czego tu się można spodziewać.
Zawsze masz pole do rozwoju, można coś robić więcej. Siedząc na kasie w Biedronce to tak nie bardzo…
Żyjecie z grania, prawda?
No tak. Lepiej lub gorzej, ale tak.
A ty, Zbyszek, też? Bo tak zamilkłeś.
Ja w ogóle nie wiem, czy ja żyję. Czasami wydaje mi się, że śnię. To zbyt piękne, żeby było prawdziwe. Robię to, co kocham, jest ok.
PO
Czuję się, jakbym osiemnaście lat miał.
No to ja kończę podstawówkę w tym momencie.
Cały czas tego grzmotu grać nie będziecie…
Jak to nie? Zobacz na Slayer.
Ale gdzie Slayer, a gdzie blasty w tempie 260?
To kwestia aranżacji, a całą ekstremę idzie dalej zachować. Możesz zwolnić blasty do 230, a nadal będzie ekstremalnie.
Nie musisz grać blastów przez 10 minut i stopek przez 50. Możesz mądrze to rozplanować, a będzie nawet i większe pie*dolnięcie.
Ty, Darek, z Hunterem to spokojnie pograsz.
Ooo, no tak. Ja to do dziewięćdziesiątki będę grał na luzie. (śmiech)
Póki będę mógł, będę grał. Póki plecy pozwolą.
Myśleliście już, jak to może wyglądać za te kilkanaście, kilkadziesiąt lat? Czy raczej nie zaprzątacie sobie tym głowy?
Ja myślałem o tym. Będzie tak samo. Nie widzę inaczej. Nie ma opcji. Z drugiej strony życie pokazało, że przyszłość jest tak wielką niewiadomą i płata takie figle, że nie ma się nad czym zastanawiać i nie ma czego planować tak naprawdę. Jakbyś mi rok temu powiedział, że tu wyląduję w Warszawie to bym cię wyśmiał i o… masz!
WYWIADY
Jak nie pytają to się nie mówi, a jak pytają to... też się nie mówi. (śmiech)
Nie jesteście przyzwyczajeni do udzielania wywiadów…
Nie jesteśmy liderami. Liderzy są od tego.
No, czasami trzeba coś powiedzieć, na jakim sprzęcie się gra. "Na jakich blachach grasz?" (śmiech) Standardowe pytanie. Nie, no, żartuję. Ja szczerze mówiąc z natury unikam ludzi.
Zauważyłem. Dlatego uciekasz do lasu.
Też kiedyś tak miałem, że starałem się unikać ludzi, ale teraz mam jazdę w drugą stronę. Odwróciło mi się. Może przez te pokazy.
Zdarzają się takie opinie, że Inferno to burak, odburknie, nie jest do pogadania z fanami po koncercie… Ja wiem, jak jest, ale powiedz teraz, co ty na to?
Ludzie nie biorą pod uwagę tego, że są różne typy osobowości? Nie mam zamiaru robić coś na siłę, będę wtedy nieszczery. Naprawdę… Darek… No, sam powiedz… Pewnie od razu idziesz do ludzi ze sceny.
Ta… Jasne, rzucam się w tłum prosto. (śmiech)
Nie da się! Jesteś jeszcze na adrenalinie, chwilę się uspokoisz i się zaczyna zejście, i wtedy trzeba szybko piwko.
Na tej trasie, gdzie graliśmy ponad dwie godziny powiedziałem, że do ludzi nawet nie wychodzę, bo jestem totalnie spie*dolony! Nawet się nie oszukiwałem. Wolałem nawet nie wychodzić, bo zaraz by pomyśleli, że jakiś naćpany jestem. Takie wychodzenie i kontakt jest fajny, ale oczywiście w zależności od koncertu.
Oczywiście, w zależności jaki był poprzedni wieczór… (śmiech)
Nieraz tego się nie da po prostu zrobić, bo czasami musisz się sam ogarnąć. Ja dodatkowo pocę się, jak świnia, więc 30-40 minut minie, zanim się ogarnę. Jak nie ma techniki to zwijam jeszcze sam sprzęt.
POKAZY
Miałeś we Włoszech niedawno 50 do 250 osób na swoich pokazach…
W Polsce. Pokazuje to tyle, że trzeba na Zachód jeździć.
U nas też nie było źle ostatnio, no, ale nie tyle, nie 250.
Czym to jest spowodowane?
Nie wiem. We Włoszech i w Australii wszystkie imprezy były biletowane. U nas wszystko było sponsorowane przez Yamahę, darmowe.
Czyli jaki wniosek? Trzeba biletować.
Fakt faktem, że ludzie bardziej szanują pokazy biletowane.
To jest właśnie niesamowite.
Pamiętam, jak byliśmy na warsztatach Dirka, tego z Soilworka. Nawet 20 osób nie było. Byliśmy chyba jedynymi kolesiami, którzy zadawali mu pytania. To jakaś masakra.
No, masakra. Jak były warsztaty Marco Minnemanna było więcej osób, ale też ludzie siedzieli i nic nie mówili.
Ty grasz warsztaty. Paweł, masz w planie warsztaty, a pan Zbigniew?
Ja mam w… warsztaty. Sam potrzebuję warsztatów. Warsztaty Lombardo bym sobie zobaczył na żywo. Jego osobiste patenty, porady.
Fajnie pokazuje te latynoskie tematy. On to ma we krwi, bo my jesteśmy na zasadzie umpa-umpa. Dla takiego kolesia clave, samba, rumba to żaden problem. Wiele rzeczy pewnie nawet nie wie, że wie.
ŻYCIE
Nie żałujecie czasami muzycznie, że można było się urodzić w innych miejscach?
Wielu ludzi np. teraz w Australii czy we Włoszech pyta mnie, jak to jest być muzykiem i grać. Ciekawe to jest, bo jeżeli byśmy żyli w tamtych miejscach i grali metal to byłoby nam ciężko. Mówię to pod kątem fi nansowym. Polskie zespoły metalowe są bardzo znane, nawet te z podziemia. Czasami aż się dziwię, że takie kapele są znane szerzej. Mamy naprawdę "szacun", jeżeli chodzi o naszą scenę i nikt nam nic nie zarzuci. Po drugie, jak gdzieś pojedziemy, nawet jak zaczynasz, to zawsze te kilka euro czy dolarów przywieziesz, a jak to rozmienisz na złotówki to jest nieco inne przełożenie. Nie wyobrażam sobie, że miałbym mieszkać gdzie indziej. Wiadomo, fajnie jest w takiej Norwegii, gdzie, jak Dimmu Borgir jedzie w trasę to państwo dokłada się do biletów czy hoteli. To jest zaje*ste, a na koncert w Nowym Jorku przychodzi ambasador Norwegii i dziękuje zespołowi, że promuje Norwegię. To jest fajne, ok, ale nie mam zamiaru słuchać we Włoszech, że jak nie jesteś AC/ DC to się możesz w dupę pocałować, dlatego wolę żyć tutaj.
Nie jesteście z tych narzekających… Wielu u nas marudzi, że jest ciężko, nie ma grania…
My jesteśmy zaprawieni w bojach.
Jak się nie chce za*erdalać, to się wyszukuje problemy.
Ludzie się boją. W pewnym momencie trzeba wszystko rzucić, żeby grać. To nie ma tak, że będziesz sobie grać na bębnach, będziesz studiować, będziesz pracować, będziesz coś tam jeszcze…
Ale to jest ryzyko. Wam się udało, a ilu się nie udało?
Ale ile osób bało się spróbować?
Inne rzeczy idą w drzazgi. Sprawy prywatne, związki, małżeństwa…
Nie ma "prywatne", to wszystko upada prędzej czy później. Musisz myśleć o tym 24 godziny na dobę. Nie wyobrażam sobie myśleć dwa razy w tygodniu przez 2 godziny o bębnach. Musisz być profesjonalistą. No bo jak inaczej? Nie o to chodzi, żeby być najlepszym technicznie, ale jak pie*dolniesz wszystko to grasz próbę od 8 rano do 16, napierasz i robisz wtedy dobre piosenki.
Wracasz z takiej próby, siadasz, słuchasz tego, co zrobiłeś i kminisz, co by tu zmienić.
A to jest czas, gdzie powinieneś się spotkać z żoną czy dziewczyną, ale ty nie masz czasu.
Mało tego. Musisz się orientować, co się dzieje w muzyce, odpisać na wywiady, maile, srejle…
Co jest więc zatem najważniejsze?
Wszystko jest ważne! Oczywiście dobrze, żeby w zespole był ktoś z pierwiastkiem biznesmena. Oczywiście muzyka jest ważna, technika też. Technika jest czymś, co jak masz to jest fajnie, ale jak nie masz to też możesz sobie poradzić.
OSOBOWOŚĆ
Ile jest w bębniarzu pracującym aktywnie umiejętności, a ile osobowości?
Umiejętności to jest moim zdaniem 30-40 procent, ale cała reszta? Jeżeli jesteś ch*jem to gówno osiągniesz, choćbyś był najlepszy na świecie.
Osobowość jest bardzo ważna. Czasem ludzie wolą wziąć gorszego bębniarza, ale fajniejszego kolesia. Jak masz pracować nad płytą, nagrywać razem, jechać później w trasę… nie ma innej opcji.
To co fani widzą na scenie to godzina z doby. Pozostałe 23 godziny spędzasz nie z muzykami, ale przede wszystkim z ludźmi.
W końcu się tego nauczysz po większej trasie.
Podam to na prostym przykładzie, jak przesłuchiwaliśmy gitarzystów do Behemoth. Ok. 10 przyjechało… na casting (śmiech). Każdy dostawał pączki, bo odprowadzaliśmy ich na dworzec, a tam pączki były sprzedawane. Chcieliśmy być mili to im kupowaliśmy te pączki. Jeden wysiadł na peronie, patrzę na niego z daleka, mrok, oczy podmalowane, płaszcz do ziemi. Mówię: "Ku*wa, temu to od razu może te pączki kupimy!" (śmiech) Przyjeżdżali przez 2 tygodnie, albo grali za*ebiście, ale byli kompletnymi bucami, albo byli kolesiami, do których nie da się dotrzeć. Wiesz… osobowość nieprawidłowa, albo zbyt prawidłowa. Byli bardzo niesympatyczni, albo zbyt sympatyczni. No i w końcu staje na tym, że nie mamy gitarzysty… Pewnego dnia dzwoni kierownik i pyta: "Pamiętasz kiedyś na trasie po Polsce takiego blondasa z Nomad, fajna prezencja, fajne wiosło i technika, może się dostaniemy do niego?" Tomek ustawił się z nim w Stodole, gdzie grał przed Sweet Noise. Patryk dosiadł się, a ci przedstawili mu sprawę. Patryk wstał: "Ok, to zadzwońcie do mnie" i sobie poszedł. Po prostu. Przyjechał później na próbę w dresach, rzucił jakimś bezczelnym tekstem na odczepnego, bo chciał mu ktoś dogryźć. Pier*olnął cztery czy pięć numerów z buta, po czym wyszedł na fajkę, nic nie mówiąc, a my do siebie: "To jest ten gość!". I został. Po prostu czujesz, że to jest ta osoba, a różni byli na przesłuchaniu. To jest to, musi być chemia. Dobra, napijmy się za nieobecnych…
ZESTAW
Jest coś takiego w zespołach metalowych, że jednak stopy są ważne. Jak ktoś kaszani to słabo jest.
Podstawa, stopa, werbel musi być.
Tomy są bardzo ważne, trzeba w nie mocno przypieprzyć i "wcisnąć", żeby wybrzmiały…
Ty chyba masz najwięcej tutaj tomów…
To jak u mnie. 3 na 3 w jednym zestawie i 2 na 1 w drugim…
U mnie to ja nie wiem. Ja to mam inaczej za każdym razem. Psychiatryk. Raz gram na jednym tomie, innego dnia na 4, a następnego na dwóch. Mam dwa ride’y, za chwilę jeden. Gram na dwa hi-haty, a później nagle jeden…
Nigdy nie grałem na dwa hi-haty…
Polecam, ułatwia sprawę z blastem.
Ja to mam chyba od czasów Dimmu dwa hi-haty.
Chyba jedynki lepiej grać na prawicę, open hands. Jednak starą szkołę preferuję.
W takich tempach trigger jest nieunikniony, prawda…?
Stopy przede wszystkim, ale słuchajcie, wszystkie pokazy, jakie grałem ostatnio, grałem na podwójnej stopie bez triggerów. Taki sobie wymyśliłem patent na pokazy, żeby wszystkich wku*wić. Pytali mnie, gdzie jest drugi baniak. O nie! Jest zestaw "rumun", mam tam jeden tom i gram na tym zestawie piosenki Dimmu i Masachista. Nogi mi odpadają po takim pokazie, bo muszę mocniej napie*dalać, żeby to zabrzmiało, ale w efekcie ludzie są w szoku.
Pamiętam, jak ty, Darek, wyskoczyłeś kiedyś do mnie, żeby załatwić stopki jakiegoś Power Beata lub najlepiej Polmuza…
…bo ludzie zarzucali, że grasz tak na dwie stopy, bo masz Czarcie Kopyto. Wy wszyscy zasuwacie na Czarcim!
Na te pokazy do Włoch nie wziąłem nawet stopek. Jednego dnia miałem Pearla, drugiego Tamę, innego dnia miałem Tricka, Mapexa. Tylko sprężyny ustawiłem na lagę i do przodu.
Tak naprawdę na wszystkim można zagrać.
Oczywiście! Na jednym sprzęcie jest lepiej, na innym gorzej, ale można.
Ja bębny od dłuższego czasu traktuję bardziej jako narzędzie, nie jako instrument, po prostu. Nie jestem już typowym perkusistą i tyle (śmiech). Ostatnio więcej gitary używam do tworzenia. Podchodzę do tego bardziej jako całości niż jednego instrumentu.
Chyba już wszyscy doszliście do tego etapu muzycznego?
Ja tam nadal jestem onanistą sprzętowym, lubię oglądać te zdjęcia, kto co ma. Nawet wzmacniacze patrzę.
Kompletnie tego nie ogarniam.
Ja to mam tak, że oglądanie obrazków mi już nie wystarcza. Wolę namacalnie, ale żeby to zrobić to trzeba pojechać na targi. Muszę usłyszeć, sprawdzić, usiąść.
Ja to nie tak, że muszę to od razu mieć… Tak se patrzę…
DYSTRYBUTORZY
Ciężko ze sprzętem jest w Polsce, co?
Ja nie mogę tego powiedzieć.
Zależy w jakim sensie. Jeżeli chodzi o graty high-end to nie ma za bardzo sklepów, żeby pójść i sprawdzić.
Może inaczej - jak jesteś młodym bębniarzem to masz przesrane, możesz sobie poklikać na stronie i tyle.
Przestań, o czym ty mówisz? Postaw ich w naszej sytuacji z przeszłości. Niech nie narzekają. Wtedy nic nie było! Naklejki się naklejało na rozbite membrany.
Ja kleiłem sobie pałeczki…
Werbel padł to się tom stawiało.
Suszarką się prostowało… Były patenty… No, ale ile razy byłem teraz na jesieni na trasie po sklepach to nie ma rzeczywiście pięter ze sprzętem. Może takich pierdółek, jak pałki, śrubki, tak, tego jest sporo, ale żeby opukać jakiś konkretny crash, żeby zobaczyć różnicę między tym za 2 tys., a tym za 329 to nie można… Oj, muszę wstać. (Darek wstał i poszedł sprawdzić stan hydrauliki miejscowego szaletu)
Grałem kiedyś na Szpaderach kawałki Rush, na słuchawkach… z walkmana, masakra.
Ja to Polmuz-Amati, odkupione od jakiegoś gościa za grosze. Plus do tego werbel Yamaha steel. Zgadnij, czyje to bębny były pierwsze?
Tego tutaj, co poszedł do łazienki. To jego pierwsze bębny były, które kupiłem z jakiejś piątej ręki. Ale skoro Tomek Goehs wygrywał pojedynki na dwie stopy na różnych pedałach, z czego chyba jeden był robiony w stoczni, to o czym mowa…
Ale pan Tomek to wielki talent.
Ale prozaiczny temat endorsingu pałek, które u was lecą w wióry. Darek i Paweł mieli przygody, ale ty, Zbylo, też miałeś chyba z tym przejścia.
Właśnie nie. Przyszedł wtedy w Nowym Jorku ten szalony Włoch (Marco Soccoli, były pracownik Vic Firth, obecnie w Pro Mark - przyp.red.), jak graliśmy trasę z Kingiem Diamondem i Nile, zapytał mnie, czym gram. No to ja mu pokazuję parę Pro Marków, parę Gładków, parę Mat Max, jakby ciosane w tartaku były. To on mi daje cały case z 50 parami Vic Firth i powiedział, że od tej pory gram na Vic Firth, zrobił mi zdjęcie i dodał, że jakbym coś chciał, to żebym pisał. Napisałem więc później do niego, żeby mi podesłał 30 par, to on mi 100 wysłał. To co, mam teraz ognisko tym rozpalać? (śmiech) Doszedłem więc do wniosku, że skoro tak podeszli do sprawy to zostanę lojalny. To był fuks.
Czy któryś z dystrybutorów wam pomógł?
Tak, Music Dealer, złego zdania nie dam powiedzieć. Przy okazji pozdrawiam Wojtka Łukiewicza.
W sumie ode mnie z miasta. W tej firmie zawsze się wszystko zgadza. Jak nie ma w danym momencie modelu, co się rzadko zdarza, to będzie za parę dni.
Swego czasu, jak grałem na Alchemy, które to były w tamtej technologii blachami na 5 minut to Sound Trade mnie ratował. Tylko, że ja wtedy przywoziłem wszystko w drzazgach, ale w porządku byli.
Ja ostatnio Swiss Paiste odesłałem w reklamówce. (śmiech)
No, ale to nie jest blacha do takiej muzyki i pałek 2B. Też mi ją proponowano, ale to nie ma sensu.
Ty, Zbyszek, z polskimi dystrybutorami nie bardzo współpracujesz.
Nie, wszystko bezpośrednio od fabryk zamawiam, kiedy jest taka potrzeba.
Polski dystrybutor… Dzwonię teraz do Emi Trade, żeby zamówić naciągi Remo, przedstawiam się i mówię, jaki mam deal z firmą, a kobieta do mnie: "Nie ma takiej możliwości, żeby ktokolwiek w Polsce miał taki kontrakt" i nagle słyszę sygnał w słuchawce, odłożyła.
Jeszcze u mnie z Pearlem było dziwnie. To były tak trochę niechciane bębny, co nie oznacza, że Pearl jest słaby. Są tam fajne modele. Uwielbiam werbel Eric Singera, jest po prostu zaje*isty. Miałem wcześniej fajnego Premiera, ale grając z Dimmu musiałem grać na Pearlu. Potem stwierdziłem, że jednak może być fajnie, ale wszystko było załatwione przez dystrybutora, który wiele obiecywał, a nic się nie wydarzyło. Nawet na zestaw, na który dostałem jakąś tam zniżkę, musiałem długo czekać.
Ale pokazy z E-Pro zagrałeś.
Zagrałem kilka pokazów… na bębnach elektronicznych. Ciężki temat w ogóle. Nie rozumiem, jak oni myślą. Świetnie, że promują innych, ale… kurde… no, nie rozumiem…
Żadna polska firma dystrybucyjna nie zapewni ci promocji.
Ja miałem bezpośrednio z firmą załatwione, ale europejska siedziba w Holandii odsyłała do dystrybutora w Polsce i o… Zdaję sobie sprawę, że dystrybutor ma ograniczony budżet. Teraz jestem bardzo szczęśliwy z Yamahą. Meinl, jeżeli chodzi o logistykę, jest bez zarzutu. Pęka mi blacha to cyk, od razu dostaję sprzęt.
Całe szczęście, ja jestem wolny, nie mam jakichś zobowiązań, mogę nagrać płytę na każdych bębnach, które mi w danym momencie podpasują. Na nowej sesji na pewno sobie pokombinuję. Nie interesuje mnie opinia innych, mam być sam zadowolony jako tworzący tę muzykę.
Na zdjęciach nie zawsze się pozuje z tym sprzętem, na którym się nagrało, prawda? (śmiech)
Ooo, to norma, ale chyba nie będziemy mówić, gdzie, co i jak było.
Nagrywa się na jednym, a do zdjęcia zakłada to, co ma się w kontrakcie. Płyta nie widzi nazw produktów.
Dlatego nie ma co się zawsze sugerować po zdjęciach, kto na czym gra. Wiadomo, że w studio są kombinacje, blacha taka, werbel inny…
DISCO POLO
Co to znaczy osiągnąć sukces w muzyce?
To jest tak, jak zapytać, co to znaczy być szczęśliwym. Każdy odbiera to inaczej i zdania się będą mijały. Darek, weź wymyśl jakiś algorytm.
Wszystko ogranicza się do grania tego, co się lubi oraz zarabiania z tego tytułu? Te dwa elementy.
W sumie to nie ma co tu dodawać, bo tak jest.
Dla mnie sukcesem jest świetna nowa płyta z Antigamą, a co się z nią dalej wydarzy to zobaczymy.
Jeżeli znajdą się ludzie, którzy to kupią to świetnie, jak nie, to trudno, ale nie możesz naginać własnych pomysłów do potrzeb ludzi, którzy będą to kupować.
Czyli nawet jakbyś grał disco polo, miał z tego radochę i na tym zarabiał…
To osiągniesz sukces finansowy.
Nie tylko. Dlaczego miałbym takiego człowieka dyskryminować? Zobacz na Figo Fagot, to są dla mnie artyści doskonali mimo, że jest w tym przaśności, bluźnierstwa i chamstwa, ile fabryka dała, ale wyprzedają warszawską Progresję dwa razy z rzędu.
Oni siebie nazywają prog metal…
Oni w ogóle są poza wszystkimi progami.
W Kolbuszowej jakiś koncert mieli grać to się proboszcz nie zgodził…
To na nich jak na satanistów reagują! Świetnie! Lubię ich!
KRADNĄ!
Twój pierwszy transport pałek z Regal Tip nie okazał się fortunny…
Nosz ku*wa no! To już jest paranoja. Przysłali mi 50 kompletów, akurat byłem na trasie z Hunterem i na pokazach. Przysłali mi do Poznania do Music Store, ja od razu podjarany, super, fajnie, nowe pałki, od razu zacząłem grać, wszystko wsiadło. Na drugi dzień graliśmy na jakimś przeglądzie kapel, gdzie występowaliśmy na samym końcu. Wszystkie graty oczywiście na backstage, to pudło też. Później okazało się, że wszystko jest, a "palców" nie ma. Cały karton.
Fiuuu… (Inferno zagwizdał pod nosem zatroskany)
Pomyślałem sobie, że wziąłby przynajmniej tych 10 kompletów, no naprawdę nic by się nie stało....
A to w Polsce? Aaaa… No tak.
To jeszcze w Meksyku i Rosji się zdarza… I we Włoszech.
W Meksyku po pierwszym koncercie zaje*ali mi telefon z chronionego backstage.
To jeszcze nic. W Meksyku byliśmy już po line- -checku! Malujemy się, wchodzimy na scenę… a tu nie ma gitarowych efektów. Z pierwszych rzędów ktoś świssst... W Rosji trzeba bardzo uważać, a we Włoszech buchnęli mi cały komplet blach. To jeszcze nawet przed Sabianem było i tuż przed sesją do Zos Kia Cultus. Zespół się zrzucił na nowy komplet. Jechałem wtedy do Krakowa i miałem 4 tysiące w bucie, bo zasnąłem oczywiście. Wróciłem wtedy z Sabianami.
CHAOS
Nie da się grać ciosu po spożyciu, już nie. Ja sobie nie wyobrażam. Za duża odpowiedzialność, ewentualnie małe piwko, a kiedyś to bardzo.
Ja nigdy nie potrafiłem, bo od razu wkręca mi się w banię, że nie mam pełnej władzy nad wszystkim i zaraz się wszystko posypie.
Nie boisz się, Darek, ataków paniki, jak grasz, a poprzedniego dnia było pite?
Dlatego ja już przestałem to robić. 4 piwka i drineczek to maks. Jak mam "day off" to mogę sobie pozwolić na więcej.
Teraz, jak są te wszystkie samplery, tracki, kliki, cuda wianki… to jest strach! Jak jeszcze grałeś "na punka" to jakoś szło.
Po jakichś dziurach się grało, flaszka - pach - i poszli. Energia.
A teraz, jak zgubisz jeden klik, to już sample wejdą ci później i się robi…
Ja to wyłączam wtedy sampler…
No jak możesz. Z Dimmu miałem kiedyś coś takiego, że byłem pewny, że to chłopaki się walnęli, to po prostu żeśmy stanęli i w brecht.
Zeszliśmy ze sceny, puścili jakieś tam intro i jeszcze raz. Dwa razy nam się coś takiego zdarzyło i to na trzeźwo, wydaje mi się, że po pijaku pewnie bym z tego jakoś wybrnął…
Kilka razy zdarzyło mi się włączyć inny kawałek, poleciał klik i tempo mi się nie zgadzało. Na jakimś koncercie z Vaderem, na trasie z Marduk, we Włoszech, czy tam gdzieś, każdy dostał inną set listę. Zmieniana była codziennie, a ja miałem jakąś inną. Pierwszy numer był ten sam, a później inaczej, co innego. Chłopaki się odwrócili i podeszli. Co teraz? No to ja blasta i zobaczymy, co się stanie.
Właśnie, jak sobie radzić w takich sytuacjach… ostatecznych.
Jak opowiadałem o tym moim przypadku to każdy wystraszony, że pewnie Shagrath mnie zadźgał. Nic z tych rzeczy. Śmiesznie to wygląda, jak wszyscy w makijażach stoją na scenie i się śmieją.
Ale jest ludzki element, co się cieszy z pomyłki…
Czasami podchodzą kolesie, bo mamy różne wersje kawałków koncertowych a studyjnych, różne tempa nieraz. I tacy mówią, że na płycie to jest inaczej. What the fuck? No wiadomo, że inaczej, to jest koncert a nie płyta!
Klasyk. Tak samo, jak: "Nick Barker grał to inaczej!" A widziałeś, jak Nick Barker grał to na płycie? Tym bardziej ja nie jestem Nickiem Barkerem.
Rozróżniacie dni w trasie?
Jasne! Dziś np. dostałem rozpiskę… 40 letnich festów po Stanach. Jak festiwale to oznacza, że większość będzie na zadupiu. Możesz sobie pochodzić po pustyni. Muza, książkę można poczytać albo spać.
Ja to staram się trochę pobiegać. Wiesz, przestrzeń woła. Jak są festiwale i fajne zestawy zespołów to można sobie pójść i popatrzeć. Staram się zobaczyć, kto gra, ewentualnie obczaję zestaw, jakieś patenciki, no a później trzeba zmiażdżyć show.
Ja to już nic nie obczajam, bo tak, jak mówię, bębny to narzędzie i patrzę na dany zespół jako całość.
W tym momencie nagle do Sali wpadł Mitloff z zespołu Riverside z… gaśnicą w ręku. - Mogę wam pomóc w ogarnięciu atmosfery, jak będzie za ciepło! - krzyknął z uśmiechem.
ZAWIŚĆ
Nasze polskie charaktery są dość zawistne, a wam się udało na scenie. Bo… udało się wam?
Ja się nie spotkałem z jakąś bezpośrednią zawiścią. To, że ludzie na jakimś forum coś napiszą, to ja uwagi nie zwracam. Co byś nie zrobił i tak jest źle, więc nie ma się co tu i nad czym zastanawiać. Zawsze się znajdzie ktoś, kto powie ci, że jesteś sprzedajną ku*wą, albo że "ja bym to zrobił lepiej".
Miałem taki moment, jak doszedłem Vadera. Wtedy nagle miałem styczność z takimi opiniami.
do P. Ty to i tak miałeś dobrze, ten to miał dopiero… (Inferno wskazuje na Darka i zaczyna ryczeć śmiechem)
Zestresowałem się wtedy tym delikatnie, myślałem, że coś w tym jest.
Michał Dąbrówka mówił, że zazwyczaj nie czyta komentarzy pod filmikami.
Najważniejsze to nie oglądać filmików.
Mnie to nie rusza, uodporniony jestem na takie krzyki.
Jeżeli wkładasz maksimum serca i wysiłku w to, co robisz, to nie powinieneś się tym przejmować, bo jaki to ma sens?
Wy w Behemoth to w ogóle zauważyłem, że tego typu głosy obracacie na swoją korzyść.
Halo, o to chodzi. W ogóle mnie to nie rusza, niech sobie gadają, ważne, że gadają.
Słuchaj, ja poważnie nie podchodzę do swojego życia i do samego siebie, na lajcie…
Poza tym my mamy w zespole mistrza od marketingu, więc ja się o nic nie boję.
Jak się zapatrujecie na takie zdanie, że zaczynacie być starą szkołą ekstremalnego grania.
Nie mamy jednak tych 18 lat.
To i ja mogę powiedzieć mimo, że tu najmłodszy jestem.
Nie byliście wychowywani na YouTube.
Na kaseciakach… Oj, łatwiej by było teraz, nie Darek? Wszystko ze słuchu trzeba było wtedy ogarniać.
Moim zdaniem to było dobre, na początku zdobywania materiałów, latałem na ksero, żeby książkę przedrukować. Nie było YouTube, Internet w powijakach.
Niby tak, starzejemy się, ale jak tak pomyślę to nie czuję na plecach oddechu jakiegoś młodego zespołu. Widzę jakichś bębniarzy, masz YouTube, pokazy bębniarzy, koncerty w Polsce. Nie widzę jednak, żeby tych bębniarzy było milion. Zdarzają się bębniarze zaje*ści. Tych, co naprawdę chcą grać nie widzę. Nie widzę młodych zespołów, które chciałyby, jak Behemoth, Decapitated, Vader jeździć na Zachód i grać, tak naprawdę.
Muzycy dlatego, że mają podane tak na tacy, nie są twórczy, nie potrafi ą z tego korzystać. Bardziej skupiają się na technice niż tworzeniu.
Na to, żeby pojawił się ktoś, kto nas zastąpi, składa się wiele czynników i ciężko je zebrać do kupy. Jednym z nich jest czynnik szczęścia, drugim jest dobranie sobie kompanów, którzy będą odpowiadać sobie wzajemnie. Jeżeli chodzi o charaktery i podejście do muzyki, mówiąc inaczej - akcja rzutu wszystkiego na jedną kartę. Jeśli tego nie będzie to cześć.
O to mi chodzi, bo tych zespołów to jest, grają sobie różne koncerty. Nie widzę jednak, żeby był ktoś, kto rzuci wszystko i powie, że chce grać metal i koniec! Są oddani sztuce, ale nie jest łatwo rzucić wszystko.
Wielu się wydaje, że to jest takie hop hyc i wszystko samo przychodzi nagle.
Tak to, niestety, nie jest. Wymaga to dużo poświęcenia. Życie z tego nie jest usłane różami, to ciężka praca. Mało kto traktuje to na serio, bardziej jako rozrywka po godzinach.
Chodzi o to, żeby uczestniczyć w tym, jeździć w trasy, udzielać wywiadów, ale nie na zasadzie: "Zobaczcie, jaki znany jestem" tylko chodzi o to, by w tym być w całości. Polska muzyka metalowa jest uważana, nie mamy się czego wstydzić, dziwię się młodym kapelom, że nie chcą tego jakoś kontynuować.
A wiesz, ile wyrzeczeń trzeba… Nie wszyscy są gotowi na coś takiego.
Warunki są u nas coraz lepsze, na czym zaczynaliśmy my, a co jest…
Może liczą, że jak nagrają płytę, to będą od razu milionerami.
A tak. Już jeden wydawca mi powiedział: "O, zostałeś złodziejem." (śmiech)
Dlaczego zostałeś wydawcą?
Jest łatwiej, bo masz kontrolę nad wszystkim. Nie chodzi o to, żeby jakieś kokosy zarobić. Chodzi o to, żeby ogarnąć wszystkie te zespoły w których gram, żeby to kontrolować. Przynajmniej na terenie Polski. No, jest łatwiej, wiesz, co i ile kosztuje, czarno na białym, a nie, że ktoś ściemnia.
POŚWIĘCENIE
Co stara gwardia poradzi młodym?
To chodzi tylko i wyłącznie o poświęcenie, a nie tam technikę, czy masz bęben Tamy, czy Yamahy, to nie ma nic wspólnego. Nawet często nie chodzi o to, co grasz i jak grasz. Jest wiele zespołów, które nie grają fajnie, ale są ludźmi, którzy są w stanie postawić na jedną kartę i pojechać, i zrobić, co trzeba.
Maciej, ważna jest skuteczność, nieważne są osoby.
ednocześnie wiąże się to z poświęceniem, deklaracją, że robię to i robię to poważnie. Przychodzi oferta trasy, a ja nie pojadę, bo mi się nie chce albo źle się czuję.
Albo mam gorączkę to nie przyjadę na próbę. Człowieku, bierz paczkę polopiryny!
Ile razy grałem koncerty w gorączce... Dzień przed koncertem skręciłem kostkę i kogo to obchodzi? Nie ma zmiłuj.
A ile razy grałem na kacu? To gorzej niż gorączka (śmiech i ogólne przekrzykiwanie się, jak to źle gra się na kacu). Pamiętam, jak kiedyś przed którąś trasą Vadera przywiozłem sobie blachy i pomyślałem, że je wypoleruję. Jakąś kawalerkę wynajmowałem i nie było dywanów. W samych gaciach łaziłem, jak to po domu i opierałem te blachy o ścianę. Wypolerowałem je i nagle wszystkie mi zjechały z tej ściany. Talerz mi wlazł pod paznokieć w dużym palcu. Zadzwoniłem po kumpla i zawiózł mnie na pogotowie, godzina 21, a ja jutro rano jadę w trasę. I co? Zrobiłem sobie takiego buta, żeby mi to wystawało i ogień! Nikt się nie zastanawiał, czy ja mogę grać. Jazda!
Docent nie grał kiedyś ze złamanym palcem?
Grał ze złamaną ręką i też nie było pier*olenia. Też grałem kiedyś z wyprostowaną ręką, tylko na ride. Zero akcentów. Pamiętam, jak akustyk do mnie: "- Darek, daj hi-hat. - Nie mam. - Jak to nie masz? - No nie mam! Tylko tak mogę siedzieć."
Ciebie Zbyszek kiedyś połamało…
Tak, tak, trzasnęło coś… Pierwszy riff, machanie banią i trzask… "O ku*wa…" Przez cały koncert tak (tu się Inferno zwinął, jakby chciał się podrapać stopą za uchem) do końca. Mało nie umarłem, myślałem, że to już koniec mój jest. I pomyślałem sobie, że jak to mój koniec to skończę w godnym miejscu, na scenie… Ciemno przed oczami, ból taki, coś mi się poprzestawiało między łopatkami. Nastawiali mi to, kołnierz dostałem.
(Inferno spojrzał na stół przed nami)
Wydaje mi się, że musimy udać się do baru, bo źródełko wysycha…
ZESPOŁY
Jaka była wasza reakcja, że Paweł będzie w Decapitated?
Od razu mu kibicowałem, jak się dowiedziałem.
Nie wiem, czy to nie było trudniejsze niż wjechanie do Vadera. Vitek był przeje*any w tej kwestii, a i Kerim wiedział, jak się posługiwać pałką.
do P. I jak? Zadowoleni są z ciebie w Decapitated?
Chyba tak, pierwszy raz było ganiane, że nierówno. Teraz graliśmy to było: "Pawka, równo!" i aplauz.
Równo… Jakby to było najważniejsze w muzyce, no ja pie*dolę! Lars Ulrich… Chciałbym grać takie koncerty jak on. Nawet Tomas Haake tak by nie zagrał (śmiech)
Trudniej mi się gra Decapów niż Antigamę.
No raczej. Ja bym nie chciał grać takiej muzyki, bo jej nie rozumiem, dla mnie jest zbyt techniczna. Osobiście wolę typowe zwrotki, refreny, klimaty, zawiesiny. Dlatego słucham sporo black metalu i classic rocka.
A ty Behemoth mógłbyś grać?
No nie wiem, parę razy próbowałem i przyznam, że nie wiem… Ciężko.
Dimmu Borgir to raczej każdy tu by zagrał, ale ty, Darek, za Decapów byś się złapał?
No nie bardzo, za Behemoth też nie. Ciężkie numery są Behemotha, ciągi są długie. Nienawidzę ciągów.
No co wy gadacie! Ja bym Decapów w życiu nie zagrał, bym sobie ręce poprzetrącał.
Ostatnie koncerty już idą lekko, niemal bez rozgrzewki, ale na początku ciężko było. Kiedyś próbowałem coś Beha zrobić to, co ty… Zapomnij. Te szybsze? Nie ma szans.
Oj nie, stopy to już inna historia, ja tak nie umiem, mam dwie lewe nogi.
Moja lewa ręka w ogóle nie uderza, ale ściemniam i słychać, jakby grała.
Ja to na stopach ściemniam, to mogę się jawnie przyznać, ale tego może lepiej nie pisz, bo jak Wacek (Vogg) przeczyta to będzie dym i będzie kazał mi się nauczyć. Najgorzej jak są ciągi, gdzie przez pół numeru musisz jedynki w 211 zagrać, nie jest to może bardzo szybko, ale jednak. Mam taki patent, jak ratować się w takich sytuacjach, ale to może… na warsztatach powiem (śmiech). Chodzi o to, że robię sobie odpoczynek w połowie.
Polecam Infernal War, tam są dopiero ciągi! W Deca nie ma chyba ciągów?
Są ciągi, ale to nie w tym rzecz. Te numery są strasz niewygodne do grania, ciężkie numery. Szczególnie ta pły z Kerimem, bo Vitka numery to jeszcze w miarę, bo to był chłop wychowany na schabowym i ziemniaku, a tu Kerim powsadzał te swoje austriackie wojskowe zagryweczki z stawianiem balansu. Bardziej się męczę z tym niż z blastem w Antigamie.
Ja się bardziej męczę grać wolne numery niż szybkie bo to wymaga dużych nakładów sił . Przy szybkich numerach lecisz i płyniesz. Wolne numery to wbijanie gwoździ w krzyż Jezusowy.
W Vaderze też były długie stopy, np. w takim Shadow Fear, ale...
do P. …ale jak ty to grałeś w tempie milion, a ja to grałem w normalnym tempie, żeby uciągnąć cały koncert!
Nie w tym rzecz, chodzi o to, że tempa były podobne i tam był luz, a tu? Zimne poty.
Ty to z nimi z klikiem grałeś?
Tak, wszystkie numery. Ostatnia trasa z Vaderem też była z klikiem. Generał (Peter) cisnął, żeby numery coraz szybciej grać, a ja się godziłem. Finał był taki, że jak graliśmy "wojnę" to pewnego razu koleś z Marduka, Lars, zmierzył tempo, bo to graliśmy na czuja i wyszło 320…
No, 320, ale tam nie ma takich ciągów, do tego adrenalina wchodziła, a Generał się odwracał i krzyczał: "Szybciej!"
Jaaaa pie*dolę… Ja bym stamtąd uciekł!
Na pierwszą próbę do Vadera przyjechałem z przygotowanymi numerami, lekko je podkręciłem szybciej do oryginału, wyćwiczyłem, żeby wszystko ładnie wchodziło, a Generał do mnie: "Weź je trochę szybciej zagraj, bo jakoś tak wolno."
Zaraz, zaraz, ale ty Zbyszek też miałeś przygody z 280 bpm itp.
Nie gadajmy o tym, te czasy minęły i precyzja to podstawa. Nie o to w muzyce chodzi.
EDYCJA
Jak się zapatrujecie na te wszystkie szufladkowania, tu gravity blast, tu taki blast…
Nie uznaję za bardzo takich spraw.
Ja mam podobnie, stara szkoła.
Powiem szczerze, że gravity próbowałem, ale później się jakoś na to obraziłem.
Ja to nawet nie lubię rimshotów w metalu.
W Vaderze z rimem nie grałem, u Decapów zostałem poinstruowany, że ma być. Taki niemal blast z rimshotem.
Wyobraź sobie 260 z rimshotem (śmiech). Raz grasz z rimem, a raz nie i dźwiękowiec dostaje pier*olca. Po co to?
Lubię uderzyć z rimshotem, a przy blastach brakuje mi definicji. Jeżeli dół sprężyn będę miał puszczony z triggera tak, jak to kiedyś robiłem z Vaderem, to akustyk jedynie minimalnie musi popracować suwaczkiem na stole.
Właśnie, zawsze chciałem ciebie zapytać. Jak ty żeś te blasty na "dwójce" Azarath posadził?
Normalnie, wyszło jakoś tak wtedy. Nie zastanawiałem się nad tym, totalne opętanie chyba. Po prostu Azarath.
Jak ja to usłyszałem pierwszy raz…
Tak powinno być! Takie powinno to robić wrażenie (śmiech). Lubię, gdy sie w taki sposób zdanie rozpoczyna! To oznacza, że coś spełniło swoją rolę, nieważne środki, ważny efekt. Nie było edycji żadnej, nie edytuję bębnów. Stopki czasami lekko. Przy Azarath grałem tak, żeby ugrać, inaczej nie miałbym satysfakcji.
Ja od jakiegoś czasu też nie edytuję.
Ja ugrywam i tak edytuję, nawet Huntera edytuję.
Młodzież teraz w ekstremalnej muzyce bawi się w głaskanie bębnów, triggery i edycję.
Tak, jak Vesanię nagrywałem teraz i mimo, że nagrywałem mój materiał, taki mój-mój, bo to razem z Tomkiem robiłem, to mimo, że ugrywaliśmy to i staraliśmy się robić "one-take", to i tak edycja była.
Ale Darek może edytować, bo wyjdzie na koncercie i tak to zagra. Rozumiem to doskonale.
Znaczy, wiesz… To jest studio, jak masz narzędzie to dlaczego tego nie wykorzystać. Tak do tego podchodzę.
Wolę old schoolowo mimo wszystko.
Zależy, jakie przyjmiesz sobie kryteria. My z Antigamą pracowaliśmy na tym, żeby była całość, bo jak posłuchasz samych bębnów to pomyślisz, że rzeczywiście jest bałagan.
Z Masachistem wszystko było na zasadzie "one take", ale z Vesanią, gdzie jest pełno tego wszystkiego, to musi pasować. Nie będę ściemniał, że nie edytuję, ale też, jak wyjdę na scenę to zagram to. Dla mnie wiele rzeczy jest dobrze w studio, ale pan producent patrzy na "siatkę" i widzi, że jest nie tak, jak on chce.
Dave MacKintosh z Dragonforce powiedział mi kiedyś, że jakby tak sięgnął pamięcią to na koncercie zagrał może dwa, trzy razy numer idealnie od początku do końca.
To tak wychodzi mniej więcej. Dwa, trzy razy średnio, też tak miałem. Zawsze coś nie pasuje.
Pamiętam, jak świętej pamięci Docent nagrywał bębny w Hertzu. Docent interesował się też nagrywaniem i mówi do chłopaków przy sesji Dies Irae: "Spoko, ja to już sobie sam poedytuję, bo wiem, co i jak." Nagrał wszystko, tamci wyszli sobie na papieroska, a Docent wziął się za edycję. Ci wracają, a ten sobie w necie siedzi i coś tam sprawdza (śmiech). "Nie, no tam dwie stopki musiałem poprawić".
Tam to nie było co edytować. To fakt, że temu panu to buty wiązać.
Foto: Aleksander Ikaniewicz bng-studio.pl