Michał Jastrzębski (Lao Che)
Dodano: 20.07.2010
Zapraszamy do przeczytania zapisu naszej rozmowy z Michałem Jastrzębskim, perkusistą zespołu Lao Che, w której opowiada nam o swojej edukacji muzycznej, używanym sprzęcie perkusyjnym oraz nadchodzącej płycie swojego zespołu.
Ten artykuł czytasz ZA DARMO w ramach bezpłatnego dostępu. Zarejestruj się i zaloguj, by mieć dostęp do wszystkich treści. Możesz też wykupić dostęp cyfrowy i wesprzeć rozwój serwisu.
Michał 'Dimon' Jastrzębski. Urodzony w 1981 r. w Płocku, perkusista grający w zespole Lao Che. Dyplomowany ratownik medyczny. Absolwent Państwowej Szkoły Muzycznej w Płocku. Uczył się w Szkole Jazzu i Muzyki Rozrywkowej im. K. Komedy w Warszawie. Jest endorserem marek Istanbul Agop & Alchemy Cymbals oraz Pearl Drums. Obecnie pracuje nad czwartą już płytą zespołu Lao Che, której premiera przewidziana jest na wiosnę 2010 roku.
Na początek pytanie padające często, jednak nadal prowokujące ciekawe odpowiedzi: jak rozpoczęła się Twoja przygoda z muzyką i bębnami?
Byłem małym chłopcem i w telewizji ujrzałem klip do utworu "The final countdown" zespołu Europe. Oszalałem na punkcie tego kawałka i perkusisty - grał na takim białym wielkim zestawie, to chyba była Tama. Parę dni później kiedy przechodziłem z rodzicami obok sklepu muzycznego nie było możliwości abym nie dostał pałek - wierciłem rodzicom dziurę w brzuchu aż mi je kupili. Kiedy spostrzegli, że ciągnie mnie w stronę muzyki, w porozumieniu z babcią kupili mi pianino i wysłali na egzamin do szkoły muzycznej na ten właśnie instrument.
Na szczęście na fortepian mnie nie przyjęli, Pan dyrektor powiedział, że widziałby mnie w klasie perkusji - tak właśnie zacząłem stukać. :-)
Na szczęście na fortepian mnie nie przyjęli, Pan dyrektor powiedział, że widziałby mnie w klasie perkusji - tak właśnie zacząłem stukać. :-)
Jesteś absolwentem Państwowej Szkoły Muzycznej w Płocku. Co dały Ci pobierane tam nauki?
Kiedy chodziłem do tej szkoły nie zdawałem sobie sprawy z tego, ile nauka tam dała mi na późniejsze lata. Idąc do szkoły muzycznej miałem jakieś 11 lat, wyobrażałem sobie, że będę grał na perkusji, a tu niespodzianka - posadzili mnie za werblem, kazali stukać gamy na ksylofonie, grać na kotłach i innych instrumentach perkusyjnych, wszystko oprócz perkusji. Strasznie się nudziłem, ponieważ zaczynałem wtedy słuchać Dorsów, innych kapel z lat 60., a także punku - Smar Sw, Sedes, Dezerter itd.
Chwilę później zaczął się u mnie okres "buntu" i gra w pierwszej kapeli punkowej - chciałem bębnić na zestawie a nie pieścić gamy na sztabach. Jednak jakoś naukę w szkole muzycznej przetrwałem, głównie dzięki mojemu tacie, który trzymał nade mną bat. Cudem zdałem egzaminy, jako że nie uczyłem się systematycznie tylko tuż przed zaliczeniem.
Nietrudno sobie wyobrazić co przeżywał mój nauczyciel, kiedy na dwie lekcje przed egzaminem przychodziłem totalnie nieprzygotowany, ale już na samym egzaminie grałem z pamięci co trzeba. No taki to był trochę głupi czas, ale przecież głupota jest przywilejem młodości. :) Dzisiaj cieszę się, że uczęszczałem do szkoły muzycznej - znam gamy, umiem co nieco wyczytać z nut, a i ksylofon nie jest mi obcy, chociaż raczej już nic nie potrafię na nim zagrać.
Chwilę później zaczął się u mnie okres "buntu" i gra w pierwszej kapeli punkowej - chciałem bębnić na zestawie a nie pieścić gamy na sztabach. Jednak jakoś naukę w szkole muzycznej przetrwałem, głównie dzięki mojemu tacie, który trzymał nade mną bat. Cudem zdałem egzaminy, jako że nie uczyłem się systematycznie tylko tuż przed zaliczeniem.
Nietrudno sobie wyobrazić co przeżywał mój nauczyciel, kiedy na dwie lekcje przed egzaminem przychodziłem totalnie nieprzygotowany, ale już na samym egzaminie grałem z pamięci co trzeba. No taki to był trochę głupi czas, ale przecież głupota jest przywilejem młodości. :) Dzisiaj cieszę się, że uczęszczałem do szkoły muzycznej - znam gamy, umiem co nieco wyczytać z nut, a i ksylofon nie jest mi obcy, chociaż raczej już nic nie potrafię na nim zagrać.
Uczęszczałeś również do Szkoły Jazzu i Muzyki Rozrywkowej im. K. Komedy w Warszawie. Jak oceniasz to miejsce edukacji młodych muzyków?
To już dużo późniejsza historia. W pewnym momencie bardzo chciałem dalej się rozwijać, zacząłem jeździć na prywatne lekcje po kraju, trochę ćwiczyć - wtedy wpadłem na pomysł szkoły Komedy. Bardzo miło wspominam ten czas - gdybym w wieku 11 lat trafił do takiej szkoły to na pewno inaczej traktowałbym naukę. Tu program nauki jest "autorski", tworzony przez kadrę nauczycielską.
Klasa perkusji to dosłownie klasa perkusji, gdzie uczą gry na zestawie. Oczywiście jest też wibrafon i instrumenty perkusyjne, ale nie są to główne instrumenty. Trafiłem na bardzo fajnego profesora, Bogdana Kulika -otworzył mi on oczy na wiele zagadnień, które wcześniej ignorowałem lub nie wiedziałem co z nimi począć. Mam tu przede wszystkim na myśli technikę werblową, etiudy, ćwiczenia koordynacyjne i grę z podkładami. Skorygował również nieco moją postawę i ręce. Dużo czasu poświęciliśmy także na rozmowy o muzyce i bębnach, co również jest bardzo ważne.
Ogólnie rzecz mówiąc w relatywnie krótkim okresie czasu dzięki tym zajęciom zyskałem bardzo wiele. Dotyczy to również teorii, np. historii muzyki, innej jednak od historii nauczanej w szkołach klasycznych. Była to nie tylko historia muzyki klasycznej, lecz także jazzu i rocka. Zdobyłem również wiedzę typową wiedzę z zakresu teorii muzyki, np. kształcenia słuchu. Niestety, moja nauka w tej szkole zbiegła się z początkiem zawodowego grania na scenie i gdy zaczęło brakować mi czasu aby pogodzić te dwie rzeczy, wybrałem granie.
Klasa perkusji to dosłownie klasa perkusji, gdzie uczą gry na zestawie. Oczywiście jest też wibrafon i instrumenty perkusyjne, ale nie są to główne instrumenty. Trafiłem na bardzo fajnego profesora, Bogdana Kulika -otworzył mi on oczy na wiele zagadnień, które wcześniej ignorowałem lub nie wiedziałem co z nimi począć. Mam tu przede wszystkim na myśli technikę werblową, etiudy, ćwiczenia koordynacyjne i grę z podkładami. Skorygował również nieco moją postawę i ręce. Dużo czasu poświęciliśmy także na rozmowy o muzyce i bębnach, co również jest bardzo ważne.
Ogólnie rzecz mówiąc w relatywnie krótkim okresie czasu dzięki tym zajęciom zyskałem bardzo wiele. Dotyczy to również teorii, np. historii muzyki, innej jednak od historii nauczanej w szkołach klasycznych. Była to nie tylko historia muzyki klasycznej, lecz także jazzu i rocka. Zdobyłem również wiedzę typową wiedzę z zakresu teorii muzyki, np. kształcenia słuchu. Niestety, moja nauka w tej szkole zbiegła się z początkiem zawodowego grania na scenie i gdy zaczęło brakować mi czasu aby pogodzić te dwie rzeczy, wybrałem granie.
Jesteś endorserem związanym z kilkoma znanymi markami: Istanbul Agop & Alchemy Cymbals oraz Pearl Drums. Jak doszło do Waszej współpracy?
Z ekipą od Istanbul Agop poznałem się pod koniec 2004 roku, jeszcze przed wydaniem płyty "Powstanie Warszawskie". Chciałem zmienić blachy i kolega z Płocka polecił mi właśnie markę Istanbul Agop i umówił na spotkanie z dystrybutorem. Pojechałem do przedstawicielstwa w Warszawie, zabrałem płytę do posłuchania. Pogadaliśmy o zespole, o planach na przyszłość - byli pozytywnie nastawieni, ja również - tak to się zaczęło. Bardzo sobie cenię możliwość współpracy z Istanbulem, gdyż pokochałem te talerze od pierwszego uderzenia. Muszę powiedzieć, że w 100% spełniają moje różnorodne wymagania brzmieniowe.
Natomiast z Pearlem to jakoś wyszło samo z siebie. Bębnami Reference interesowałem się od dawna, aż w końcu w 2008 r. postanowiłem zapytać o możliwość ich nabycia u źródła, czyli u dystrybutora. Zadzwoniłem do firmy Silesia, dopytałem o ceny, konfiguracje, czas oczekiwania. Człowiek, z którym rozmawiałem zapytał w jakim zespole gram. Okazało się, że zna i lubi Lao Che. Zaproponował nawiązanie stałej współpracy. Bardzo mnie to ucieszyło, jako że do marki Pearl mam największe zaufanie. Moim pierwszym zestawem z wyższej półki, który zniósł na prawdę wiele, był Export (wcześniej miałem Amati), później przez prawie trzy lata grałem na bębnach serii Masters.
Hardware Pearl serii b-855W z roku 1996 mam do dziś i nadal jest on sprawny. Kiedy otrzymałem zamówionego Reference?a, mój profil pojawił się na międzynarodowej stronie Pearla w dziale "artists". Również polski dystrybutor zamieścił informację o naszej współpracy na swoich stronach www - w ten sposób więzi zostały zacieśnione.
Natomiast z Pearlem to jakoś wyszło samo z siebie. Bębnami Reference interesowałem się od dawna, aż w końcu w 2008 r. postanowiłem zapytać o możliwość ich nabycia u źródła, czyli u dystrybutora. Zadzwoniłem do firmy Silesia, dopytałem o ceny, konfiguracje, czas oczekiwania. Człowiek, z którym rozmawiałem zapytał w jakim zespole gram. Okazało się, że zna i lubi Lao Che. Zaproponował nawiązanie stałej współpracy. Bardzo mnie to ucieszyło, jako że do marki Pearl mam największe zaufanie. Moim pierwszym zestawem z wyższej półki, który zniósł na prawdę wiele, był Export (wcześniej miałem Amati), później przez prawie trzy lata grałem na bębnach serii Masters.
Hardware Pearl serii b-855W z roku 1996 mam do dziś i nadal jest on sprawny. Kiedy otrzymałem zamówionego Reference?a, mój profil pojawił się na międzynarodowej stronie Pearla w dziale "artists". Również polski dystrybutor zamieścił informację o naszej współpracy na swoich stronach www - w ten sposób więzi zostały zacieśnione.
Jak dokładnie (bębny, talerze, hardware) wygląda Twój obecny zestaw perkusyjny?
Aktualnie posiadam 3 pełne zestawy akustyczne i jeden domowy-elektroniczny. Mój podstawowy zestaw koncertowy to oczywiście Pearl "Reference" w wykończeniu Inca Gold Burst z czarnym osprzętem. Bass drums: 24 i 20, tomy 10,12,14,16. Reference?a używam w dwóch różnych konfiguracjach: 24,12,14,16 i 20,10,12,14. Werble dobieram w zależności od nastroju, blachy też :)
Hardware to statywy Pearla serii 1000, s-2000, b-855w oraz stopy Eliminator, Yamaha Flying Dragon sztuk dwie, statywy do hi hatu Pearl i Yamaha, klampy, holdery, itp.
Pałki to Pro-Mark Elvin Jones i 818.
Naciągi Evans g1 coated, hydraulic i eq3.
Moje pozostałe zabawki to:
Ludwig Vistalite clear rocznik 75 w składzie 22,12,13,16
Gretsch New Classic 22,10,12,14,
Roland TD-3 KW.
Werble:
Pearl Reference Brass 14/6.5
Pearl Reference 20 ply 14/5
Pearl Reference 20 ply 14/6.5
Pearl MMX Maple 14/6.5
Tama Warlord Masai 14/6
Tama Warlord Valkiria 14/6
Brady Sheoak Block Snare 14/6.5
Craviotto Cherry Solid Shell 14/8
Slingerland Mahogany Radio King 14/6.5 -era 1928-1941
Pork Pie Lite Acrylic 14/6
Bertrand Maple 14/7
Bertand Maple 12/6
Sonor Jungle 10/2
Yamaha Steel 14/6.5
Mapex Black Panther steel 14/6.5
Blachy Istanbul Agop i Alchemy
Hi hats-Alchemy Sweet mini 12, Istanbul Pasha 14, Turk 13, Alchemy Custom mixed 13
Crashe: Alchemy medium 17,18, Istanbul dark rides 20 (używam jako crashe), seria turk crashe 17 i 18
Rajdy: 22 Traditional heavy ride, 20 Vezir flat ride, 20 Turk ride, 22 OM ride.
Chinas: Traditional pang 16, Turk 20, Trash-hit 20.
Splashe-6,8,10,12 (serie traditional, heavy i turk)
Bell Raw 8
Hardware to statywy Pearla serii 1000, s-2000, b-855w oraz stopy Eliminator, Yamaha Flying Dragon sztuk dwie, statywy do hi hatu Pearl i Yamaha, klampy, holdery, itp.
Pałki to Pro-Mark Elvin Jones i 818.
Naciągi Evans g1 coated, hydraulic i eq3.
Moje pozostałe zabawki to:
Ludwig Vistalite clear rocznik 75 w składzie 22,12,13,16
Gretsch New Classic 22,10,12,14,
Roland TD-3 KW.
Werble:
Pearl Reference Brass 14/6.5
Pearl Reference 20 ply 14/5
Pearl Reference 20 ply 14/6.5
Pearl MMX Maple 14/6.5
Tama Warlord Masai 14/6
Tama Warlord Valkiria 14/6
Brady Sheoak Block Snare 14/6.5
Craviotto Cherry Solid Shell 14/8
Slingerland Mahogany Radio King 14/6.5 -era 1928-1941
Pork Pie Lite Acrylic 14/6
Bertrand Maple 14/7
Bertand Maple 12/6
Sonor Jungle 10/2
Yamaha Steel 14/6.5
Mapex Black Panther steel 14/6.5
Blachy Istanbul Agop i Alchemy
Hi hats-Alchemy Sweet mini 12, Istanbul Pasha 14, Turk 13, Alchemy Custom mixed 13
Crashe: Alchemy medium 17,18, Istanbul dark rides 20 (używam jako crashe), seria turk crashe 17 i 18
Rajdy: 22 Traditional heavy ride, 20 Vezir flat ride, 20 Turk ride, 22 OM ride.
Chinas: Traditional pang 16, Turk 20, Trash-hit 20.
Splashe-6,8,10,12 (serie traditional, heavy i turk)
Bell Raw 8
Czy marzysz o jakiś zmianach w tej konfiguracji?
Marzę o jeszcze jednym zestawie i niebawem zrealizuję swoje marzenie. Wzięło mnie na "vintage" i na wiosnę będę sprowadzał zestaw z USA. Mam na oku stare Gretsche albo Slingerlandy, dodatkowo jeden lub dwa stare werble. Jaranie się sprzętem to "ciężka choroba". ;-)
Brałeś udział w różnych projektach muzycznych, jednak jak sam mówisz, Lao Che jest dla Ciebie najważniejsze. Opowiedz o powstaniu zespołu.
Praca z Lao Che jest dla mnie najważniejsza, gdyż to mój macierzysty skład. Rozwój zespołu sprawił, że zacząłem grać na bębnach zawodowo i dzięki Bogu nic innego nie muszę robić. Robię to co kocham, gram to co chcę grać, i życzę każdemu muzykowi takiego spełnienia. Początki zespołu sięgają 1999 roku - razem z Denatem i Spiętym stworzyliśmy kapelę o nazwie Koli, która doczekała się albumu Szemrany, wydanego w tym samym roku.
Już na Szemranym pojawił się numer o tytule "Lao Che", jako taka mała zapowiedź. To było trio parahiphopowe, Spięty i Ja rymowaliśmy a Deny puszczał muzykę. Takie skakanie po scenie z mikrofonami jednak dosyć szybko nam się znudziło - chcieliśmy grać na żywo. Zebraliśmy skład, skrzyknęliśmy się na pierwszą próbę i tak to się zaczęło. Pierwsze próby to był dramat, każdy złapał za instrument i całkowicie bezmyślnie graliśmy jakiś hardcore.
Po trzech takich próbach stwierdziliśmy, że trzeba chyba pogadać. Pragnęliśmy wypracować własny styl, brzmienie, a nie da sie tak od razu wziąć do rąk instrumentów i grać. Spotkaliśmy się parę razy i dyskutowaliśmy o tym, czego chcemy, jak mamy grać i jak brzmieć. Dopiero po kilku takich rozmowach zaczęliśmy na nowo grać próby, czego efektem był nasz debiut "Gusła" wydany w 2002 r.
Już na Szemranym pojawił się numer o tytule "Lao Che", jako taka mała zapowiedź. To było trio parahiphopowe, Spięty i Ja rymowaliśmy a Deny puszczał muzykę. Takie skakanie po scenie z mikrofonami jednak dosyć szybko nam się znudziło - chcieliśmy grać na żywo. Zebraliśmy skład, skrzyknęliśmy się na pierwszą próbę i tak to się zaczęło. Pierwsze próby to był dramat, każdy złapał za instrument i całkowicie bezmyślnie graliśmy jakiś hardcore.
Po trzech takich próbach stwierdziliśmy, że trzeba chyba pogadać. Pragnęliśmy wypracować własny styl, brzmienie, a nie da sie tak od razu wziąć do rąk instrumentów i grać. Spotkaliśmy się parę razy i dyskutowaliśmy o tym, czego chcemy, jak mamy grać i jak brzmieć. Dopiero po kilku takich rozmowach zaczęliśmy na nowo grać próby, czego efektem był nasz debiut "Gusła" wydany w 2002 r.
W którym momencie poczułeś, że Lao Che odnosi sukcesy?
Po wydaniu naszej drugiej płyty "Powstanie Warszawskie" zaczęły się duże koncerty, pojawiły się artykuły w gazetach i Internecie, zagraliśmy koncert w Muzeum Powstania zarejestrowany przez TVP 1 - bez wątpienia przełomem był dla nas rok 2005 i ta płyta.
Wraz z zespołem miałeś okazję wystąpić przed wielotysięczną publicznością podczas Przystanku Woodstock. Twoje wrażenia?
Za pierwszym razem bardzo się stresowałem. Było to właśnie w 2005 roku. Miałem taką tremę , że niewiele pamiętam z tego koncertu. W 2006 roku był nasz drugi występ, na którym zostaliśmy nagrodzeni Bączkiem. Było już spokojniej, wiedzieliśmy, czego możemy się spodziewać. W 2008 roku graliśmy tam po raz trzeci - wtedy nie miałem już takiej tremy, grałem na swoich bębnach. Co prawda nie było wielkich nerwów, ale w przypadku takich koncertów zawsze dopadają mnie myśli typu "A co będzie jak mi walnie naciąg od stopy?".
Każdy z tych występów był dla mnie wspaniałym przeżyciem, atmosfera na tym festiwalu jest niepowtarzalna. Nasz ostatni występ przed woodstockową publicznością został wydany na dvd. Ostatnio nawet oglądałem ten koncert - jest niezły, jednak atmosfery tej nie da się przenieść na żadnym nośniku, nie da się opisać, to trzeba po prostu przeżyć.
Każdy z tych występów był dla mnie wspaniałym przeżyciem, atmosfera na tym festiwalu jest niepowtarzalna. Nasz ostatni występ przed woodstockową publicznością został wydany na dvd. Ostatnio nawet oglądałem ten koncert - jest niezły, jednak atmosfery tej nie da się przenieść na żadnym nośniku, nie da się opisać, to trzeba po prostu przeżyć.
W tym roku ukazać się ma kolejna, czwarta już płyta zespołu Lao Che. Jak idą nagrania?
Bardzo dobrze. Płytę nagrywamy we Wrocławiu z Marcinem Borsem. Bębny wbijałem na początku grudnia - było tego dużo, wykorzystywałem różne zestawy, werble i talerze dobierając je pod konkretne numery.
Podobnie było ze strojem, o który dbał Damian Pielka (gitarzysta Lecha Janerki). Co prawda do każdego numeru wprowadzaliśmy jakieś zmiany, jednak samo nagrywanie poszło bardzo szybko, jako że uwinąłem się ze wszystkim w dwa dni.
Lubię nagrywać sam - tylko ja i klik - bez podkładów i przygrywek kolegów. Nie jest to może najlepsze wyjście dla każdego i w każdej sytuacji ,jednak w Lao Che taki system pracy w studiu odpowiada mi najbardziej. Teraz nagrania są już na końcowym etapie, niebawem zaczynają się miksy, a 11 stycznia w radiu, głównie w Trójce, będzie można posłuchać singla zapowiadającego nowy album.
Podobnie było ze strojem, o który dbał Damian Pielka (gitarzysta Lecha Janerki). Co prawda do każdego numeru wprowadzaliśmy jakieś zmiany, jednak samo nagrywanie poszło bardzo szybko, jako że uwinąłem się ze wszystkim w dwa dni.
Lubię nagrywać sam - tylko ja i klik - bez podkładów i przygrywek kolegów. Nie jest to może najlepsze wyjście dla każdego i w każdej sytuacji ,jednak w Lao Che taki system pracy w studiu odpowiada mi najbardziej. Teraz nagrania są już na końcowym etapie, niebawem zaczynają się miksy, a 11 stycznia w radiu, głównie w Trójce, będzie można posłuchać singla zapowiadającego nowy album.
Czym zaskoczycie słuchaczy na najnowszym albumie?
W porównaniu z poprzednimi albumami nowa płyta przyniesie ze sobą dużo więcej brzmień elektronicznych. Jest bardzo dużo klawiszy takich jak Moog czy Roland Juno, które zdominowały wiele momentów i finalnie nadały charakter całości. Nasz perkusjonista, Trocki, praktycznie zupełnie odszedł od swojego instrumentarium akustycznego - obecnie gra głównie na samplerze perkusyjnym. W ten sposób brzmienia perkusji akustycznej mieszają się z brzmieniami samplera.
Na płycie jest dużo mniej gitar typowych dla rockowego grania, wiele pozmieniało się także w sferze tekstowej. Lao Che uchodził za zespół, który z każdą kolejną płytą podejmował poważne tematy. Na czwartej płycie Spięty postanowił to zmienić i podjął zupełnie luźną i różnorodną tematykę.
Premiera płyty zapowiedziana jest na 1.03, więc już niedługo sami będziecie mogli się o tym przekonać. Zapraszam także na koncerty - marzec spędzimy w trasie, podczas której zagramy 15 promocyjnych koncertów w całej Polsce. Osobiście uważam, że będzie to jedna z najlepszych płyt Lao Che, również jeśli chodzi o brzmienie, za które odpowiedzialny jest wspomniany już Marcina Bors, który pracował m.in. przy ostatniej płycie zespołu Hey.
Na płycie jest dużo mniej gitar typowych dla rockowego grania, wiele pozmieniało się także w sferze tekstowej. Lao Che uchodził za zespół, który z każdą kolejną płytą podejmował poważne tematy. Na czwartej płycie Spięty postanowił to zmienić i podjął zupełnie luźną i różnorodną tematykę.
Premiera płyty zapowiedziana jest na 1.03, więc już niedługo sami będziecie mogli się o tym przekonać. Zapraszam także na koncerty - marzec spędzimy w trasie, podczas której zagramy 15 promocyjnych koncertów w całej Polsce. Osobiście uważam, że będzie to jedna z najlepszych płyt Lao Che, również jeśli chodzi o brzmienie, za które odpowiedzialny jest wspomniany już Marcina Bors, który pracował m.in. przy ostatniej płycie zespołu Hey.
Rok 2010 dopiero się zaczyna - masz jakieś noworoczne postanowienia?
Nie - dla mnie tego typu postanowienia mają krótkie nogi. Dlatego w tym roku żadnych postanowień. Co ma być to będzie!
Zatem kilka ostatnich słów dla Czytelników Magazynu Perkusista.
Pięknie dziękuję za wywiad, pozdrawiam czytelników magazynu "Perkusista".
Rozmawiał: Marcin Kamiński
QUIZ – Nie wiesz tego o Evans!
1 / 12
Evans jest w rodzinie firmy D’Addario wspólnie z marką pałeczek…