Jest jednym z najlepiej rozwiniętych technicznie perkusistów na świecie, przykładając przy tym równie wielką wagę do groove’u i muzykalności.
Jego muzyczny alfabet obejmuje najtrudniejsze języki, jakie można sobie wyobrazić. Wciąż przeciera ścieżki w rozwoju perkusji i ma wielkie poczucie swojej misji. Niedawno był w Polsce, promując swoją solową płytę "In this Life".
Pamiętam, jak kiedyś przy okazji opolskiego Drumfest usiedliśmy przy stole do kolacji z Allanem Holdsworthem, Mikem Terraną, Anthonym Crawfordem i właśnie Virgilem. Rozmowa była bardzo burzliwa i dotyczyła wielu aspektów bębnienia. W pewnym momencie Mike Terrana, który znany jest przecież z nieskazitelnej techniki i dynamiki gry, powiedział do mnie zrezygnowany: "Nawet za sto lat nie będę w stanie zagrać jednej dziesiątej tego, co potrafi ten facet" i wskazał widelcem w kierunku Virgila, który wciąż z bojową miną patrzył na mnie, ponieważ ośmieliłem się powiedzieć, że ćwiczenie "piątek" lewą nogą i "siódemek" prawą ręką może być miejscami nużące.
Osobiście nie znam perkusisty, który z taką powagą i oddaniem podchodzi do tematyki gry na bębnach. Nawet Thomas Lang i Mike Mangini potrafią się w pewnym momencie zdystansować do bębnów i potraktować grę na perkusji po prostu jako przyjemną pracę. Nie Virgil. On całe swoje życie dostosował do muzyki, łącznie z małżeństwem, które - jak twierdzi - wniosłoby za dużo zamieszania. Zdrowie, siła, energia, praca nad swoją kondycją psychiczną i fizyczną trwa u niego nieustannie. Pamiętacie słynne przesłuchanie do Dream Theater? Virgil oczywiście przyjął zaproszenie, ale tak, jak większość uczestników, potraktował je jako dobry element promocyjny. Przyszedł na przesłuchanie i zasunął utwory zespołu w… swoich wersjach. U niego każda szesnastka jest podejrzana! Tym bardziej zastanawiamy się, jak zagra podczas zbliżających się koncertów w Polsce słynnego progresywnego zespołu UK, gdzie Virgil gościnnie bębni (wywiad przeprowadzany był przed koncertami grupy UK - przyp. red.).
Perkusista promował już u nas swój solowy album In This Life. Była to doskonała okazja do tego, by umówić się na spotkanie i porozmawiać nieco dłużej. Nasze rozmowy zawsze były wielogodzinnymi dyskusjami. Tak samo było i teraz, bo debatę kończyliśmy kilka dni później na odległość, ale z nim nie da się pogadać tylko przez chwilkę…
Jak się czujesz, Virgil? Wszystko w porządku z twoim zdrowiem?
Tak, jestem najprawdopodobniej w najlepszej formie w swoim życiu. Zawsze staram się znaleźć czas na to, by dbać o zdrowie poprzez regularne ćwiczenia, jestem też bardzo drobiazgowy w kwestii swojej diety. Uwielbiam trening i przebywanie na powietrzu. Lubię biegać po plaży lub w górach. Uprawiam jogę i mocno się rozciągam. Ćwiczę też na siłowni. Ważnym jest dla mnie, by mieć dobrą kondycję i czuć się zdrowym nie ze względu na to, że jestem przez to lepszym perkusistą, ale dlatego, że dzięki temu, że podchodzę z szacunkiem do swojego ciała przekłada się to w pozytywny sposób na wiele aspektów w życiu i na posiadaną energię. Pomaga to w osiąganiu celów.
Twoja obecna trasa - powiedz nam o jej mocnych i słabych punktach.
Nie było żadnych słabych punktów na całej trasie. Zebrałem grupę wybitnych młodych ludzi, którzy udowodnili, dlaczego pokładam w nich tak dużo wiary. Dla mnie ma to duże znaczenie i uważam to za najjaśniejszy punkt tej trasy. Ważne, żeby młode talenty miały szansę na światowej scenie. Mam na myśli to, że ciężko jest sprzedać bilety, dopóki w zespole nie ma markowych nazwisk, przez co jesteśmy pod presją promotorów, by angażować takie właśnie nazwiska. Ja potrzebuję jednak muzyków, którzy włożą całą swoją energię w mój wymagający repertuar i są głodni nauki.
Wiem, że bardzo poważnie podchodzisz do tematu nagrywania swoich koncertów na telefony. Ostatnio robi się z tego wielki problem.
W moim przypadku wygląda to tak, że wkładam bardzo dużo trudu w nagrywanie swoich koncertów w dobrej jakości. Zazwyczaj jest to minimum dwie kamery plus nagranie audio na kilku śladach, dlatego mogę oferować później dobrą jakość materiałów online. W zasadzie, gdy obejrzysz jakikolwiek z moich klipów z ostatnich trzech, czterech lat na kanale YouTube, to masz wysoką jakość materiałów. W związku z tym nie czuję się dobrze, kiedy ktoś przychodzi na mój koncert i trzyma w górze telefon, nagrywa, a później publikuje mój dorobek w kiepskiej jakości. Nie chcę takiej usługi! Wydaje mi się, że jestem w porządku w kwestii oferowania darmowego kontentu, dlatego oczekuję odrobiny szacunku w zamian. Lubię decydować o tym, co ma reprezentować mnie i moją muzykę całemu światu w sieci.
To twoja kolejna wizyta w Polsce. Jak nas odbierasz? Rozpoznajesz w ogóle zakątki świata do których docierasz?
Moim skromnym zdaniem Polska jest obecnie jednym z najbardziej wdzięcznych krajów, jeżeli chodzi o nowatorskość i niekonwencjonalność. Myślę, że tu docenia się wyższą sztukę, zauważam to, gdziekolwiek gram i z kimkolwiek gram. Publiczność jest zainteresowana, zaangażowana i reagująca na to, co się robi. To wyjątkowe miejsce. Jest tu wielu świetnych muzyków. Nagrywałem kilka lat temu dla polskiego zespołu Terminal i przyznam, że na tej płycie mogłem usłyszeć progresywną muzykę, o której mogę powiedzieć, że jest jedną z najlepszych, jaką kiedykolwiek słyszałem.
Jest zatem szansa, by ściągnąć cię na dłużej do nas? Może na kilkudniowe warsztaty?
Jest to oczywiście możliwe. Kwestia znalezienia odpowiedniego przedziału czasowego.
Grasz teraz na DW. Dlaczego?
Potrzebowałem świeżego startu. Czasami w pewnych związkach stajesz się znużony. Mój układ z Pearl zawsze był bardzo dobry, ale poczułem, że nasze relacje powoli się ochładzają. Jakbyśmy byli już sobą nasyceni. Możesz użyć porównania do relacji międzyludzkich. To jest to samo. Są momenty, że lepiej odejść. Polityka firmy zmienia się na przestrzeni lat, a aktywni artyści mają wiele spraw do rozważenia w takich momentach.
Jak zapatrujesz się na coraz modniejsze hybrydowanie perkusji - akustyka wymieszana z elektroniką?
W porządku. Obecnie zaczynam się nieco bardziej interesować tą stroną bębnienia. Eksperymentowałem już z tym w przeszłości.
Zrobiłeś już tak dużo w kwestii rozwoju techniki perkusyjnej. Co cię motywuje do dalszej pracy?
Thomas Jefferson, jeden z ojców Ameryki, powiedział: "Chcesz wiedzieć, kim jesteś? Nie pytaj - działaj! Działanie cię nakreśli i zdefiniuje". Im więcej robię, tym bardziej mi się wydaje, że nie zrobiłem jeszcze wystarczająco. To mnie motywuje. Najlepszym motywatorem zaś jest fakt, że teraz dopiero zaczynam wyrażać się muzycznie tak, jak zawsze chciałem. Nie ma wątpliwości, że musisz mieć pasję i oddać się tej pasji. Musisz się dowiedzieć, jak skoncentrować swoją energię. Gram od bardzo dawna i nauczyłem się, że trzeba być pracowitym i wkładać trud, by być najlepszym, jak się tylko da. Motywacja jest kluczem. Mimo, że po latach gry wkładany trud się nie zmniejsza, ale gra w różnych sytuacjach ze wspaniałymi muzykami zwiększa twoją motywację.
Nie miałeś nigdy wątpliwości w to, co robisz? Nie myślałeś o tym, by podjąć kiedyś ryzyko?
Staram się dbać o prawidłową psychiczną perspektywę. Wątpliwości na tym etapie mojej kariery mogłyby być destruktywne. Jest to kwestia uczciwości artystycznej. Nie podejmuję ryzyka. Mam wizję, do której dążę. Dla mnie to nie jest ryzyko, jest to po prostu tym, kim jestem. Nie mogę być nikim innym. Staram się robić to, co robię, na najwyższym możliwym poziomie, jak każdy w sztuce. Każdy świetny pisarz czy artysta sztuk wizualnych lub rzeźbiarz stara się wykraczać poza granice.
Grasz od lat z basistą Anthonym Crawfordem. Co jest w nim takiego specjalnego? Jaki - twoim zdaniem - powinien być dobry basista?
W sumie z Anthonym gram zaledwie od trzech lat, ale tak, lubię z nim grać. Jest godny zaufania, bardzo produktywny, zawsze gra to, co trzeba i pamięta muzykę już po pierwszej próbie! To samo można powiedzieć o André Nieri i Isamu McGregorze czyli gitarzyście i klawiszowcu z mojej trasy koncertowej. Naprawdę godne odnotowania jest to, że byli przygotowani z moją muzyką do pierwszej próby, pamiętając wszystko i grając perfekcyjnie. To jedyny sposób, w jaki można sobie poradzić z ograniczonymi czasowo próbami. W kwestii Anthony’ego i ogólnie basistów, to musi być bardzo dobre wyczucie time’u i groove’u. Lubię słuchać ich umiejętności kreatywnej gry, rozumiesz? Jak interpretują muzykę, czy dodają te specjalne niuanse. Lubię spontaniczne momenty. Jako dobry przykład mogę podać ci sytuację, gdy zaprosiłem na scenę podczas mojej kliniki w Sao Paolo młodego brazylijskiego basistę Braguinha. Nigdy ze sobą nie graliśmy i zaczęliśmy dżemować. To był świetny przykład spontaniczności - on, wchodzący na scenę mimo, że nigdy wcześniej nie widzieliśmy się na oczy. Ta iskra naszej współpracy na scenie w momencie, gdy zaczęliśmy dżemować, była wyjątkowa dla nas obu i dla publiczności. Reakcja publiczności była bardzo emocjonalna i łapała za serce. Możesz znaleźć klip wideo z tego zdarzenia na moim kanale YouTube.
Czujesz na sobie pewnego rodzaju odpowiedzialność by dawać okazję do promocji młodym muzykom? Jak to wygląda?
Tak. Uwielbiam dawać szansę młodym, a jest tyle godnych odnotowania młodych talentów. Zawsze będę pamiętał, jak trudne to było dla mnie, dlatego - jak tylko mogę - to daję możliwość rozwoju młodym muzykom. Robię im w swoim studio skończone demo z bębnami, klawiszami i basem. Piszę też do tego dokładne "kropki" i wysyłam im. Później zaczyna się proces nagrywania. Piosenki są bardzo złożone, więc wymagają zagrania ich w taki sposób, w jaki zostały napisane. Mimo to zawsze jest jakiś ozdobnik, który jest dodawany przez muzyków takiego kalibru. Podczas całego procesu studyjnego jest wiele tego typu wkładów w muzykę.
Ostatni raz widzieliśmy się w Polsce. Byłeś wtedy z Allanem Holdsworthem w ramach Drumfest. Jak odnajdujesz się u jednego z najlepszych gitarzystów jazzowych w historii?
Odnajduję się bardzo dobrze. Bardzo łatwo mi wyrażać samego siebie poprzez jego muzykę. Jego gra jest pięknie otwarta, pełna powietrza i oddechu, do tego świetnie harmonizuje melodią i ma cudowną technikę akordową, ponadto ma niesamowicie interesujące partie solowe. Masz możliwość wyboru szybowania z nimi lub wejść w rytmiczną interakcję, a czasami zastosować kombinacje obu tych rzeczy. Każdy koncert jest jedyny w swoim rodzaju i to jest to, co Allan uwielbia. Żadne dwie solówki nie są takie same, a jego wyczucie harmonii wykracza ponad wszystko. Jego brzmienie jest bardzo subtelne. Prawdziwy mistrz. Powtarzał mi wiele razy, że uwielbia pracować nad techniką akordową bardziej niż nad czymkolwiek innym.
Jak ważna jest osobowość w codziennym życiu muzyka?
Gdy jesteś na trasie z innymi muzykami bardzo pomocnym jest posiadanie spokojnej osobowości. Nie starajcie się kaprysić lub być zapatrzonymi w siebie. Starajcie się być zbalansowani, pozytywnie nastawieni, dobrej natury a wszystko będzie w porządku.
Jesteś wielkim zwolennikiem rozwoju gry poprzez nagrywanie samych siebie. Jakie są najważniejsze elementy tego procesu?
Bardziej niż kiedykolwiek w mojej przeszłości technologia daje nam narzędzia do tego, by efektywnie nagrywać własną grę i być wrażliwym na swoje wykonania. Polega to na tym, by słuchać samych siebie i patrzeć, jak jesteśmy usadowieni w podkładzie, pod który gramy. Musisz więc oczywiście słuchać całości muzyki i wyczuć, ile jest w tym twojego wkładu, jak to się odbiera. Sprawdzić, czy time i groove lata wokół i jak możesz to rozwinąć. Może ci to, rzecz jasna, pomóc w tym, by się skupić i skoncentrować swoją uwagę. Jest to coś, czego możesz nie robić na co dzień podczas ćwiczeń, dlatego rekomenduję nagrywanie samych siebie.
Czy podczas tworzenia muzyki masz pełną wizję swoich partii perkusji?
Zdecydowanie, zawsze słyszę i czuję rytmy, i wydaje mi się, że to wpływa najsilniej na mój proces tworzenia. Nie oznacza to oczywiście, że moje kompozycje powstają od pomysłu na bębny. Pisząc na pianinie od razu automatycznie reaguję na to partiami bębnów w głowie. Spójrzmy na sztandarowe przykłady na płycie In This Life w postaci Paradise Lost i The Fall Of Dreams. Słychać, że nie ma tam zbyt dużego powiązania między partią bębnów a procesem komponowania. Za to w Voice Of Reason i Eleven jest bardzo silny podkład perkusyjny. Tym bardziej, że ten drugi utwór został stworzony na podstawie improwizowanej partii bębnów, która została nagrana. Do niej dopiero dopisałem resztę. Mam dużo przestrzeni na improwizację. W sumie wszystko, co słyszysz na tej płycie, jest improwizowane. Nie mam zwyczaju siedzieć i studiować partie bębnów. Uwielbiam spontaniczność. W taki sposób powstaje wiele niespodziewanych, ale interesujących rzeczy. Czasami, jak coś nagram i bardzo mi się podoba, a przy tym sprawdza się, to próbuję zrobić drugie ujęcie, żeby mieć pewność, że mam opanowaną całą sytuację.
Czy tworzysz jedynie za pomocą klawiszy i perkusji, czy też angażujesz inne instrumenty do procesu twórczego?
Większość moich utworów robię na klawiszach i - nie oszukujmy się - w zdigitalizowanym świecie. Używam oczywiście odpowiedniego oprogramowania do nagrań moich pomysłów i dodaję instrumenty, które będą odpowiadać prawdziwym, żywym instrumentom, które ewentualnie później się pojawią. W momencie, gdy mam nagrany kawałek, idę do studia i nagrywam partie bębnów. W tym momencie słyszę, co będzie potrzebne do stworzenia kompletnej kompozycji. Inspiracja do piosenki może przyjść w momencie, gdy siedzę przy pianinie i pojawia się jakaś interesująca progresja akordów. Można to wykorzystać jako punkt wyjściowy. Możliwe, że pomysł rytmiczny, który tak, jak mówiłem, spontanicznie pojawia się w mojej głowie, może mieć wpływ na bas i riff gitary, a wtedy akordy przychodzą później. Zazwyczaj inspiracja pojawia się od pojedynczego komponentu, który będzie kreował i napędzał cały proces.
Twoją muzykę, pomimo całej tej zawiłości, przyswaja się bardzo dobrze. Czy jest to ważny element dla ciebie?
Nie mogę żyć cały czas patrząc na opinię ludzi. Pod koniec dnia nie pozostaje nic innego, jak tylko jakaś opinia. Nie ma się czego obawiać. Kiedy słuchasz muzyki, musisz pozwolić jej na to, by cię uniosła. Gdy byłem młodszy i słyszałem te wszystkie wspaniałe zespoły z ruchu fusion nie starałem się być krytyczny. Nie oceniałem, jak bardzo to było techniczne lub jak bardzo trudne to było do zagrania. Uwielbiałem tę ekspresję, jaką miało w sobie i wirtuozerię gry. Interesowałem się również rockiem i rockiem progresywnym. Obecnie nie myślę na temat swojej muzyki, jak o czymś bardzo zawiłym. Tak to zwyczajnie słyszę i w taki sposób prezentuję, uzewnętrzniam swoje pomysły. Pracuję od ponad 50 lat nad moimi umiejętnościami i taki jest teraz tego rezultat. Tak więc jest to bardzo proste. Będzie to przyswajalne dla tych, co chcą tego słuchać.
Wszystkim zawsze wydaje się, że płyta perkusisty takiego, jak ty, musi być pełna solowego bębnienia. Ty jednak dajesz dużo miejsca swoim muzykom.
Bo o to chodzi w muzyce. To kwestia interakcji i zachęcenia reszty muzyków, pozwolić muzyce, by dyktowała warunki, a nie pozwolić, by robiło to ego. To nie jest solowa płyta perkusyjna, to po prostu płyta, gdzie jestem dumny z tego, że tworzę miejsce dla tych wszystkich wspaniałych, młodych muzyków, żeby zabłysnęli i korzystali z muzyki. Żeby wywarli jakiś wpływ na słuchaczy.
Wspominaliśmy o twojej płycie In This Life. Wypowiadałeś się o niej jako o swojej pierwszej solowej płycie. Czy jest to efekt tej dojrzałości, jaką osiągnąłeś?
Tak, postrzegam tę płytę jako swoje pierwsze w pełni solowe przedsięwzięcie. Nagrałem też improwizowaną płytę ze Scottem Hendersonem i Ricem Fierabracci. Just Add Water oraz wczesny materiał Stretch. Później większość czasu spędzałem pisząc muzykę na projekty pokroju Planet X, więc ciężko było znaleźć czas, by nagrać płytę solową. Teraz jestem gotowy, by kontynuować ten proces.
Mam wrażenie, jakbyś walczył na tym krążku ze swoimi ograniczeniami, ale także z ograniczeniami samych bębnów. Jak długo trwał proces twórczy od podstaw do finalnej wersji?
Proces twórczy różnił się w zależności od kompozycji. To są wszystko bardzo wyjątkowe jednostki. W pewnych przypadkach fragmenty przechodziły przez kilka etapów rozwoju. W innych przypadkach, chociaż w mniejszym stopniu, wizja była realizowana praktycznie natychmiast. Odpowiadając krótko na to pytanie muszę powiedzieć, że proces trwał dość długo. Starałem się być cierpliwy i cieszyć się z procesu doskonalenia utworów. Nie możesz pospieszać. Musisz pozwolić, by podążało to właściwym kursem. Dobrze jest, gdy nową muzykę mogę zagrać na scenie jeszcze przed sesją nagraniową. Pozwala mi to na przegląd materiału i dokonanie przeróbek, które w moim odczuciu w tym przypadku są niezbędne. Na tej płycie wprowadziłem nowy element do mojej muzyki, który mnie obecnie mocno fascynuje. Jest nim orkiestracja. Mamy na wyciągnięcie ręki wspaniały dostęp do niesamowitych wręcz bibliotek brzmień. Dzięki temu droga tworzenia była wygodniejsza i efektywniej wprowadzała w życie nasze muzyczne wyobrażenia. Uwielbiam majestatyczne, bogate, emocjonalne elementy, jakie dostarczają instrumenty symfoniczne. Jestem tym tak bardzo zafascynowany i zauroczony, że prawdę mówiąc, moja następna płyta będzie w pełni symfoniczna. Napisałem koncert na bębny i orkiestrę, a także kilka innych kompozycji orkiestrowych. Mam nadzieję, że skończę to w przeciągu roku.
Zawsze zastanawiało mnie nazywanie kompozycji w takim stylu muzycznym. Wydają mi się czasami mocno abstrakcyjne…
Wiesz, abstrakcja jest czymś intrygującym dla mnie tak, jak wszelkie dążenia intelektualne i filozoficzne lub wzniosłe cechy, jakimi charakteryzuje się człowiek. Smutne jest to, że jest druga strona ludzkości, opierająca się na okrucieństwie, brutalności i ignorancji. Dlatego chcę w jakiś sposób dzielić tę pozytywną stronę ludzkości nawet w bardzo skromny sposób. Ze względu na brak tekstów w moich utworach tytuły instrumentalnych kompozycji są abstrakcyjne. Łapię się na tym, że kilkukrotnie zmieniam tytuły utworów na etapie ich tworzenia.
Nie tylko bębnami człowiek żyje - tak się zwykło mówić. Co jest u ciebie poza bębnieniem?
Tak się mówi? Nie słyszałem tego. W moim życiu jest przede wszystkim perkusja albo - ujmując to lepiej - jest przede wszystkim muzyka. Interesuję się jednak wieloma rzeczami niedotyczącymi bębnienia np. edycja filmów, produkcja i coś, co może cię zaskoczyć - neuroplastyczność, czyli twoja umiejętność odtworzenia połączeń nerwowych w mózgu celem uzyskania maksymalnej energii i możliwości twórczych. Nie chciałbym tu wchodzić w detale, ale jest to całkiem interesujące i zdaje u mnie egzamin. Polega to na ulepszeniu swojego życia poprzez ćwiczenia na mózg oraz nutraceutyki.
Czego możemy oczekiwać po zbliżającym się występie w Polsce z zespołem UK? Jakie jest twoje podejście do tej grupy?
Myślę, że świetnie być częścią tak szacownego progresywnego zespołu. To będzie konkretnie ich ostatnia trasa, ostatnia strona w księdze progresywnego rocka. Bardzo nostalgicznie podchodzę do faktu, że jestem częścią tego zespołu. Pamiętam, że jako nastolatek kupowałem ich płyty i grałem pod ich nagrania w moim domu w Australii. Eddie i John są absolutnymi gigantami, którzy pracowali chociażby z King Crimson, Asia, Zappą, Yes i wieloma innymi. Kto by pomyślał, że pewnego dnia będę grał z nimi na jednej scenie, na ich ostatniej trasie. Możecie spodziewać się z mojej strony innej gry, bardziej ukorzenionej w tradycji tej muzyki, ale niewątpliwie ozdobionej moim obecnym stylem gry.
Rozmawiał: Maciej Nowak
Fot. Carl King
Wywiad ukazał się w numerze styczeń 2015.