Jojo Mayer
Niesamowicie świadomy człowiek, którego przy okazji pasją jest granie na bębnach. Podchodzi do tego zupełnie inaczej niż większość z nas. Słynny szwajcarski mistrz w bardzo emocjonalnej rozmowie.
Jojo przyjechał wraz ze swoją ekipą Nerve do Wrocławia zagrać w projekcie artystycznym Eklektik Session. Trzeba przyznać, że idea zacierania granic stylistycznych w sztuce wpisuje się doskonale w charakter słynnego perkusisty. Autor doskonałych szkół perkusyjnych, wirtuoz, doskonały nauczyciel, od lat mieszka w Nowym Jorku. Obserwuje, tworzy, wciąż się buntuje. Nie będziemy tu rozmawiać o graniu na perkusji w ujęciu warsztatu i techniki. W tej kwestii odsyłamy do szkół DVD muzyka lub do naszych wcześniejszych wywiadów. Porozmawiamy o czymś zupełnie innym, bardzo na poważnie.
Maciek Nowak: Jest sens rozmawiać o instrumentach samych w sobie?
Jojo Mayer: Podstawowym interesem producentów jest zarabianie pieniędzy. Problemem większości firm jest to, że nie wiedzą do końca, jak zrobić dobre bębny. A dla porównania weź np. stare Radio King, zupełnie inna półka.
Tylko, że wtedy nie wiedziano, jak zrobić dobry zestaw. Dopiero odkrywano.
Tu nie chodzi do końca o technologię, tylko o to, żeby umieć usłyszeć różnicę. Zanim wykonamy instrument musimy wyobrazić sobie jego brzmienie. W przypadku wielu firm takiego wyobrażenia dźwięku nie ma.