Mark Guiliana
Ostatnimi laty jego kariera wystrzeliła mocno w powietrze. Złośliwi powiedzą, że to wszystko jedynie przez ostatnią płytę Davida Bowie. Jest to niesprawiedliwa ocena, bo Guiliana jest liderem świetnej grupy jazzowej i wywodzi się z miejsca, gdzie wiedzą, jak gra się taką muzykę!
Perkusista: Jaki był twój pierwszy zestaw?
Mark Guiliana: Miałem kuzynkę, która dała mi swój zestaw, ponieważ grała przez jakiś czas i później to porzuciła. To był zestaw Slingerlanda. Nie wiem zbyt dużo na temat detali, powinienem wiedzieć o nim więcej… Wykończenie było Sparkle Blue. Działo się to w połowie lat 90, ale to był na pewno starszy zestaw. Taki standardowy bęben. Myślę, że to był tom 12”, floor tom 16”. Dostałem hardware do bębnów, ale bez blach, więc wyciąłem sobie dyski z kartonów i zawiesiłem je na statywach. Od tego czasu w każde urodziny lub święta dodawałem kolejny talerz do kolekcji. Po niedługim czasie miałem kompletny zestaw.
Kto był twoim pierwszym perkusyjnym bohaterem?
Chad Smith. Zacząłem grać na bębnach w 1995 roku, więc siedziałem w tym, co pokazywało w tym czasie MTV. Wtedy też zacząłem podejmować decyzje co do kupowanych płyt, w związku z tym Nirvana z Davem Grohlem. Dalej Soundgarden z Mattem Cameronem. Siedziałem wtedy w takim graniu i tacy ludzie byli moimi pierwszymi inspiracjami.