Tomasz „Krzyżyk” Krzyżaniak
Najnowszy album Luxtorpedy to doskonała okazja, by kolejny raz przyjrzeć się popularnemu Krzyżykowi, tym razem od strony studyjnych mikrofonów.
To stanowczo jeden z oryginalniejszych polskich perkusistów, który cieszy się wielkim uznaniem w naszym środowisku. Nic więc dziwnego, że chcemy poznać go jeszcze bliżej.
Albumu Luxtorpedy wyczekuje wielu fanów mocnego grania. Szczególnie, że w ostatnich latach, jeżeli chodzi o ostre muzykowanie, w Polsce robi się straszna posucha. Scena, składająca się już głównie z weteranów, nie oferuje zbyt wielu interesujących nagrań. Lica znany jest z dużej rzetelności i jeżeli łapie się za cokolwiek, możemy spodziewać się wysokiej jakości. Oczywiście, taka renoma wiąże się z dużymi oczekiwaniami, ale to już inna historia. Rola perkusisty w tym zespole jest niebagatelna. Muzyka oparta na rytmie i żywym pulsie. Fundament kompozycji, który musi być jednocześnie stabilny, ale przy tym bardzo energiczny.
Krzyżyk roztacza wokół siebie taką specyficzna aurę… normalności. Duża swoboda grania, brak zbędnego kalkulowania, do tego dystans i pokora, chociaż sam o sobie mówi, że nie jest łatwą osobą do współpracy. Jest przykładem dla wielu perkusistów, że nie trzeba zasuwać odwróconych pataflafla na trampolinie, by móc zaoferować coś interesującego. To właśnie w takich przypadkach mówi się, że muzyk ma w sobie to „coś”. Coś, co ciężko opisać słowami i z pewnością nie da się nauczyć z książek czy kolejnych warsztatów perkusyjnych z największymi specami. Pewne rzeczy jednym przychodzą łatwiej, innym trudniej. Oprócz pasji i zaangażowania mamy tu po prostu do czynienia z talentem, który akurat nie jest dany każdemu w takiej ilości.