Simon Phillips
Jeden z najlepszych perkusistów, którzy stąpają po tej planecie? Chyba tak, a z pewnością jeden z największych profesjonalistów.
Bębniarz kompletny, doskonale radzący sobie zarówno w jazzie, jak i metalu, świetny realizator i producent. Zamknął bardzo ważny rozdział w swoim życiu…
Ostatnie nasze spotkanie z Simonem miało miejsce podczas Tama Festival w siedzibie Meinl Distribution w Gutenstetten. Stał obok swoich zabójczych bębnów i przygotowywał je w samotności do koncertu. Podszedłem do niego i stanąłem obok. Skoncentrowany Simon przyglądał się swojej Tamie, nagle spojrzał w bok, rozpromienił się i wykrzyknął: "Witaj, miło cię znowu widzieć!". Przywitał się również z Darayem i Kerimem, zamienił kilka słów na temat występu. Cały festiwal opisywaliśmy we wrześniowym numerze magazynu, więc pozwolicie, że zakończę tutaj opis naszego spotkania. Dla mnie ciekawą sprawą było to, jak Simon czuje się po rozstaniu z Toto, z którym spędził 20 lat.
Simon kto?
Zaczynał zaledwie w wieku 3 lat po tym, jak jego tata Sid Phillips postanowił zrobić próbę zespołu w domu: "Zasadniczo nie robiło to na mnie większego wrażenia aż do pewnego dnia, kiedy zdecydowali się przenieść próbę do pokoju dziennego, ponieważ tam stał fortepian. Pierwszym instrumentem, jaki tam zobaczyłem, była perkusja." W tym momencie Simon poczuł nieświadomie magię tego instrumentu i się zaczęło. Niesamowite jest to, co zrobił raptem kilka lat później: "Miałem wtedy 6 lat. Mój tata miał program transmitowany w BBC i zapytał producenta, czy nie mógłbym usiąść na dwie piosenki i po prostu je nagrać. Chodziło o to, by sprawdzić, czy mam talent i jak sobie poradzę pod wpływem presji."
Ciężko wręcz sobie wyobrazić coś takiego, ale to jeszcze nic: "Moja pierwsza zawodowa sesja była już po tym, jak dołączyłem do jego zespołu w 1969 roku, miałem wtedy 12 lat. Ta pierwsza sesja była nieco zaskakująca. Perkusista, który miał program w BBC, był chory albo miał wypadek… Nie pamiętam już, w każdym razie nie mógł grać." W tym momencie możemy mówić o początku zawodowej kariery muzyka. Nie jest to granie pokazów, play along czy innych współczesnych metod prezentowania się na scenie jako atrakcja. Była to zawodowa praca, perkusyjny etat, który trwa nieprzerwanie do dziś. Setki płyt, często na zasadzie "Jak trwoga to dzwonić do Simona!" i nie jest tu mowa o byle jakich artystach: Jeff Beck, Mike Oldfi eld, The Who, Judas Priest, Zappa, Camel, Gary Moore, Joe Satriani… To początek listy.
Kucie talentu
Phillips budował swój warsztat zarówno perkusyjny, jak i muzyczny oraz realizatorski przez lata doświadczeń i uważnych obserwacji. Każda sesja wnosiła coś nowego i ciężko się doszukać tego jednego, jedynego przełomowego momentu. Przy okazji naszego wywiadu 3 lata temu wspomniał: "Dla mnie było wiele takich bardzo istotnych momentów. Nie było to jedno zdarzenie. Wszystko miało swoje naturalne konsekwencje." W dorosłym życiu z pewnością jednym z takich momentów był album 801 Live, nad którym pracował 40 lat temu. Patrząc na dorobek Simona warto jednak przyjrzeć się bardzo ciekawej współpracy z Jeffem Beckiem, która zaowocowała albumem There And Back (1980). Tam też znajduje się utwór, który na stałe wpisał się w świat bębnów. Space Boogie to niesamowita batalia na dwie centrale. "Zaczęliśmy nagrywać w 1978 roku z Janem Hammerem. Stałem się przez to bardziej widoczny. Jeff Beck potrzebował więcej materiału, ponieważ nie był kompozytorem. Przyprowadziłem klawiszowca - Tony’ego Hymasa i powiedziałem mu, że musimy razem coś napisać. Wtedy to powstało The Pump, Space Boogie, El Becko, The Golden Road i masę innych, których nie mieliśmy okazji nagrać ze względu na to, że musieliśmy kończyć płytę. Praca z Kenem Scottem (realizatorem i producentem Mahavishnu/Cobham) była wspaniała, to był kamień milowy w mojej karierze."
Współpraca z Beckiem miała jeszcze jeden dodatkowy element, to właśnie on pchał Simona do tego, by ruszył na podbój Ameryki. "Naprawdę chciałem pojechać do Stanów i grać w amerykańskim zespole. Niestety, nie miałem okazji nigdy widzieć Mahavishnu Orchestra, ale za to widziałem Billy Cobhama z jego zespołem. Byłem absolutnie pod wpływem tej muzyki, chciałem tam być i grać z tymi ludźmi. To było moje wielkie marzenie. W 1978 wszystko zaczynało się spełniać. Zacząłem grać z Jeffem, który wciągnął Stanleya Clarke’a. Zagraliśmy razem trasę i Stanley zaprosił mnie do L.A., by zagrać z jego zespołem. Płyta Rocks, Pebbles And Sand pchnęła mnie mocniej w stronę amerykańskiej widowni."
Warto w tym momencie wspomnieć o stylu gry Simona. Wiecie zapewne o tym, że perkusista gra techniką open-handed. Skąd to się u niego wzięło? "Jestem wielkim fanem Lenny’ego White’a i pod wielkim wpływem Billy’ego Cobhama. To oni wpłynęli na to, żeby się przestawić na lewą stronę. Winię za to ich obu (śmiech). Oczywiście miałem także wiele więcej inspiracji jak Grady Tate, Ziggy Modeliste, Bernard Purdie, Jon Hiseman, Ian Paice, Keef Hartley. Bardziej interesowało mnie granie muzyki niż granie na bębnach samo w sobie. Kiedy byłem młodszy nie byłem tak rozwinięty technicznie, ponieważ mój tata nie był tym zainteresowany. Chciał, bym grał muzykę. Ta swoista dyscyplina pomogła mi, gdy zacząłem grać sesje, bo nie robiłem jakichś technicznych przegięć. Grasz piosenkę i to, co jest potrzebne."
Oto w Toto
W roku 1992 dołącza do wielkiego Toto w miejsce genialnego Jeffa Porcaro. Wyzwanie było niezwykle ciężkie ze względu na to, jakim perkusistą był Jeff. Wbrew pozorom, gdyby był pirotechnikiem, efekciarskim lansiarzem, kosmicznym technikiem, sprawa byłaby nieco łatwiejsza dla takiego specjalisty jak Simon: "Niesamowite było w nim to, jak dojrzale grał. Miał piekielną umiejętność niemal natychmiastowego dostosowania się i wiedział, co w jakim momencie zagrać. Różnica między nami polegała na tym, że ja podejmowałem często ryzyko, które nie zawsze mi się opłaciło, musiałem nieraz robić zmiany. Jeff wiedział, co i gdzie zagrać, co jest niesamowite, perfekcyjny muzyk sesyjny." Mieli na szczęście kilka wspólnych cech, które pomogły w sprostaniu wyzwania: "W wielu sytuacjach ludzie mówią, że jesteśmy do siebie bardzo podobni. W kontekście podejścia do słuchania i tworzenia muzyki. Obaj też nienawidzimy drum maszyn, clicków (śmiech)". To wszystko już wiemy, opowiadał nam przecież o tym kilka lat temu (patrz: Perkusista 1/2011).
Nic jednak nie trwa wiecznie…
Simon - Spółka Akcyjna
Simon przez ten okres oczywiście gra nie tylko w Toto. Dużo produkuje, nagrywa, uczestniczy w sesjach i różnego rodzaju projektach. Jego solowy projekt Protocol cieszy się sporym uznaniem, cały czas jednak większość spraw dostosowane jest pod terminy Toto, przez co solowo Simon zamilkł w 2000 roku. Nagrywa w swoim studio takich mistrzów, jak Virgil Donati, gościnnie pojawia się na różnych płytach. Kilka lat temu poznał szaloną japońską pianistkę Hiromi Ueahara, której muzyka jest wyzwaniem dla najlepszych, czego doświadcza nie tylko Simon, ale także jego poprzednik w zespole Hiromi, nieomylny Steve Smith. Zresztą właśnie w tym roku w przerwie między kolejnymi koncertami z Hiromi, Simon wpadł jak po ogień na Tama Festival (co nie przeszkodziło mu zrobić wspaniałe show i traktować fanów z olbrzymim szacunkiem). Wcześniej, w 2013 roku, w 25 rocznicę płyty Protocol, Simon wypuszcza Protocol II. Dużo się dzieje, a przecież jeszcze jest Toto…
Oczko
W Toto spędził 21 lat. Ostatecznie w zeszłym roku skończył współpracę z zespołem. "Odszedłem. Zespół przeszedł wiele zmian i w sumie rozpadliśmy się w 2008 roku. Luke (Steve Lukather, gitara) i David (Paich, klawisze) chcieli to zebrać z powrotem i zagrać kilka tras, nie było planów na kontynuację. Zadzwonili do mnie w tej kwestii, co było w porządku, później stały się duże zmiany z managementem i pojawiły się jakieś rzeczy. Generalnie przestało mi to sprawiać radość. Przestało to być wyzwaniem, a w międzyczasie pojawiły się tematy z Hiromi oraz moim zespołem. Poczułem, że wszystko, co miałem do powiedzenia w tym zespole, zostało powiedziane. Muszę ruszyć do przodu. Wiem, że było im przykro, ale zrozumieli to. Każdy zespół, który jest razem przez lata, przeżywa trudności. Nie dzwonimy do siebie codziennie, ale wszystko między nami jest w porządku. Luke wpadł, gdy grałem ze swoim zespołem i podobało mu się to. Jest coś takiego jak wzajemny szacunek."
Kulminacyjnym momentem Simona w Toto był rok 2006, gdzie ekipa zebrała się u niego w studio na nagrania: "Realizowałem i współprodukowałem Falling In Between. Wydaje mi się, że był to mój finalny album w zespole i uważam go za świetną płytę. To duża odpowiedzialność produkować, realizować i… grać! Jest to stresujące, ale jest to czymś, do czego przywykłem. W momencie, gdy masz pięciu innych ludzi w pomieszczeniu, którzy są zorientowani mocno w temacie brzmienia, tak, to może być wyczerpujące." Nie od razu wszyscy poznali się na umiejętnościach Simona: "Gdy doszedłem do Toto nie miałem zielonego pojęcia kto, co robi i zapewne oni nie mieli zielonego pojęcia o tym, że zajmuję się produkcją i nagraniami. Zaczęli się domyślać, o co chodzi, gdy zaczęliśmy nagrywać, a ja przyniosłem swój komputer i ustawiałem tempo, klik i sample. Posłuchałem materiału i wyskoczyłem - hej, chłopaki, a co jeśli…? Odwrócili się, spojrzeli i powiedzieli, że to całkiem niezły pomysł! Powoli zaczynali sobie zdawać sprawę z tego, co umiem i zaczęli mi ufać."
Z powrotem w Protokole
"Stało się to z końcem roku 2012, gdzie wciąż byłem w Toto. Mieliśmy kilka rzeczy do zrobienia, kolejna europejska trasa i możliwe kilka koncertów w Stanach, ale nie było to jakoś mocno absorbujące czas. Hiromi zdecydowała pojechać w trasę Night Of The Proms na ostatnie trzy miesiące 2013 roku. Pomyślałem więc, że może mógłbym zrobić coś z moim zespołem. Wiedziałem, kogo chcę zaprosić na trasę i doszedłem do wniosku, że dobrze byłoby mieć nową płytę, którą byśmy sprzedawali na koncertach." Simon ma na myśli klawiszowca Steve’a Weingarta i gitarzystę Andy’ego Timmonsa. Steve poleca basistę - Ernesta Tibbsa. Perkusista kontynuuje: "Pomyślałem sobie, mam studio i kilku wspaniałych muzyków, powinniśmy być w stanie trzasnąć coś poprzez dżemowanie. Inaczej niż w przypadku reszty moich albumów, które były uprzednio napisane, nagrane demo i spisane. Tu mieliśmy spory luz. Poskładałem wszystkie demo z ostatnich 10-14 lat. Myślałem, że są ok, nie, że są świetne. Wysłałem je i powiedziałem, że to jest punkt, od którego zaczynamy, jeżeli uważacie, że możemy je wykorzystać. Ku mojemu miłemu zaskoczeniu każdy napisał mi, że są dobre."
Simon zebrał wszystkich w swoim studio zaraz po wizycie na NAMM: "Ustawiłem brzmienie i zaczęliśmy grać, co trwało jakieś pięć dni i wyglądało tak, jakbyśmy byli na scenie. Przewałkowaliśmy większość materiałów demo i zrobiliśmy wiele poprawek aranżacyjnych, zachęcałem też resztę do wspólnego pisania. Kiedy pracujesz nad własnym materiałem jest zawsze duży pierwiastek wrażliwości - to jest dobre i złe. Może byłem zbyt krytyczny lub zbyt związany z materiałem. Najtrudniejsze jest jednak to, gdy robisz swój własny projekt, chodzi tu o niepewność, przez którą możesz zbyt mocno starać się kontrolować pewne rzeczy. Byłem perkusistą, realizatorem, wkładałem całą swoją koncentrację w brzmienie każdego z nas, pasujące do utworu, później dawałem chłopakom robić swoje, co ostatecznie też nadzorowałem. To było ekscytujące. Wydaje mi się, że bardziej to wyglądało jak praca nad albumem zespołu niż nad albumem solowym. W produkcji mam zwyczaj patrzenia na wszystko z tyłu, ponieważ nie jestem typem Führera, nigdy tak nie robiłem. Jestem znacznie bardziej wyluzowany. Widzę, co się dzieje, niech to idzie swoim naturalnym krokiem, niech to prowadzi całą pracę. W momencie, gdy ktoś schodzi na złą drogę, staram się go nawrócić na dobre tory - chłopaki, tracimy tutaj koncentrację. U mnie działa zawsze zasada mniejszej ingerencji. Niech talent robi swoją robotę."
Virgil
Poruszając temat nagrań warto zapytać o wspomnianą wcześniej współpracę z gigantem bębnów - Virgilem Donati, który poprosił Simona o wyprodukowanie albumu Planet X Moonbabies (2002), czyli projektu Virgila spod znaku ultra połamanych rytmów progresywnych. Simon wspomina: "To zabawne, ponieważ w czasie nagrań przez większość czasu nie miałem zielonego pojęcia co, do jasnej ciasnej, Virgil robił lub jak on to robił! Niesamowite! Mieliśmy sporo zabawy podczas pracy i wydaje mi się, że była to dobra współpraca. Mam nadzieję zrobić to kiedyś jeszcze raz."
Solówka
Protocol II ma miejsca, gdzie szczęka otwiera się szeroko, słysząc grę Simona, ale zawsze jest to w muzycznym kontekście. Nie ma tu takiej typowej solówy na garach. Co na to Simon? "Nie widzę większego celu, by grać solówkę bez jakiegoś akompaniamentu. Na żywo to co innego i gdy coś takiego robię jest to w pełni improwizacja. Na płycie nie chcę, by koledzy stali obok z opuszczonymi ramionami. Widzę to jako całość, więc tak, jak inni grają solówkę, tak robię to również i ja, ale reszta zespołu przy tym nie przestaje grać. To znacznie bardziej interesujące niż pusta solówka."
Mimo to utwór Octopia to ciekawa kompozycja, zawierająca znak towarowy Simona czyli Octobany, sypiące pod elektroniczny riff. "Weingart zapytał mnie, czy mam zamiar grać solo na tej płycie. Powiedziałem, że nie, na co on rzekł: ‘A co ty na to, żebyśmy zrobili duet, coś bardziej zorganizowanego’. Wyszło więc to, co wyszło. Siedzieliśmy we dwóch i spędziliśmy większość dnia, próbując coś ciekawego wymyślić, ale nic nie wychodziło. Wróciliśmy do oryginalnego pomysłu i nagle wszystko zażarło. Tak więc jest to jakieś solo, ale trochę bardziej interesujące."
Gavin Harrison
Warto tu wspomnieć o relacjach obu panów. Okazuje się, że mają ze sobą więcej wspólnego niż mogłoby się wydawać. W 2010 roku zagrali razem serię koncertów w ramach Guitar Center Drum-Off. Możecie to sprawdzić na YouTube, gdzie zamieszczono filmy z tych koncertów. Simon mówi: "Absolutnie uwielbiałem pracować z Gavinem. Jest bardzo kreatywnym muzykiem i mieliśmy podobne podejście w kwestii tego, jak złożyć do kupy te kompozycje. W sumie mamy ze sobą związek poprzez jego tatę, który grywał w zespole ojca wtedy, kiedy ja byłem perkusistą! Świetnie grał na trąbce i zawsze się cieszyłem, gdy miał pojawić się na graniu. Poznałem Gavina, kiedy był naprawdę bardzo młody - może miał z osiem lat - a jego tata poprosił mnie, bym przyszedł i zobaczył, jak gra. Minęło wiele lat zanim spotkaliśmy się ponownie. Był to dla mnie również wielki zaszczyt móc przedstawić go podczas Modern Drummer Festival w 2008 roku."
A jak Gavin wspomina Simona? Mówił nam o tym w styczniowym magazynie: "Wiedzieliśmy z Simonem, że perkusiści na Guitar Center Drum-off będą niesamowicie szybcy, będą robić cuda z pałeczkami perkusyjnymi. Chcieliśmy zrobić coś przeciwnego, ponieważ nie było sensu silić się na szybkie granie przed tymi osiemnastolatkami, którzy przyjdą, gdzie zresztą pewnie niektórzy z nich są szybsi. Zobaczmy, jak bardzo muzycznie jesteśmy w stanie zagrać na dwa zestawy i czy jesteśmy w stanie stworzyć rytmiczną kompozycję. Nie było żadnej rywalizacji między nami, żadnej bitwy, działaliśmy razem, to było w tym najmilsze."
W zeszłorocznej rozmowie z magazynem Rhythm mówił też: "Podzieliliśmy to na cztery pięciominutowe sekcje, które przećwiczyliśmy u Simona w studio w ciągu dwóch dni. Mieliśmy plan - grajmy to przez chwilę, a później ci kiwnę i wejdziemy w to i zrobimy tak przez chwilę. Było to dość ciężkie do zapamiętania i miałem pełno zapisków na floorze, w co mamy zamiar wskoczyć. Były momenty, gdy Simon grał melodyjne ostinato na swoich tomach, ponieważ ma ich tak dużo, a ja na bazie tego grałem solo i vice versa. To było bardzo fajne i w zasadzie jest to jedna z najlepszych rzeczy, jakie zrobiłem."
Zestaw
Na przestrzeni lat Simon musiał często tłumaczyć się z tych wielu tomów, o których wspominał Gavin. "To mój instrument, tak właśnie na to patrzę. Nie wygląda dobrze, dopóki nie jest złożony w całości. Czasami są sytuacje, gdzie gram na mniejszym zestawie np. jak gram lokalnie tu w L.A., chociażby w Baked Potato." Co ciekawe, ten swój kolosalny zestaw Simon wniósł do projektu Hiromi. Może to być dziwne w momencie, gdy zdamy sobie sprawę, że Hiromi to akustyczny projekt fortepianowy, a na scenie stoi olbrzymi zestaw z dwiema centralkami 24’. Ktoś w ogóle się nad tym zastanowił? "W mojej głowie pojawiało się to pytanie, ponieważ nie wyobrażałem sobie, jak fortepian ma zamiar się przebić, jeżeli nie damy zestawu mikrofonów i nie zrobimy odsłuchów. Taka była jednak wizja Hiromi. Gdy jesteś w studio, sprawa ma się inaczej, ponieważ możesz wszystko odizolować, ale jak zaczęliśmy grać na żywo byłem pełen wątpliwości, nie wiedziałem, czy to będzie grało. Ostatecznie pozwoliło mi to na inny sposób gry. Musiałem mocniej się wgłębić i grać o niebo ciszej, co wpłynęło na pracę nad dynamiką. To, z czego nie zdawałem sobie sprawy, to fakt, że jak ona gra na wielkim fortepianie, to jest niesamowicie głośna, jest naprawdę bardzo mocną instrumentalistką. Mamy więc otwartą klapę z czterema mikrofonami i żadnych odsłuchów, wszystko gra zawodowo. W zależności od tego, gdzie gramy, mogą pojawiać się trudności. Tak, jak w Londynie, gdzie graliśmy w Cadogan Hall, które jest bardzo żywym pomieszczeniem, gdzie bębny się odbijały. Nie było to wygodne i musiałem być bardzo ostrożny z moim poziomem głośności. Jest to super wyzwanie. Gdy akustyka jest w porządku, jak to ma miejsce w większości sal, w których gramy, jest niesamowicie i daje mi to wiele nowych możliwości. Jest to świetna nauka poprzez doświadczenie."
Hiromi
Nie wiecie, kim jest Hiromi? Prezentowaliśmy wam kiedyś wywiad ze Stevem Smithem, który grał przez pewien czas z Japonką. Hiromi gra potężną mieszankę klasyki, jazzu i progresu, co w sumie powinno bardziej pasować do zestawu Simona, będącego zorientowanym na stylistykę fusion. W sumie bardziej niż tradycyjny mały czteroelementowy zestawik. Z drugiej strony grając z gitarą wiadomo, że trzeba ją podłączyć do wzmacniacza, jeżeli ma rywalizować z bębnami: "Różnica polega na tym, że gitara zajmuje znacznie więcej przestrzeni i nie jest tak ulotna, dlatego zawsze brzmi pełnie. Jedną z rzeczy, jaką zauważyłem, gdy zacząłem grać z Hiromi i Anthonym, jest to, że brzmi to dla mnie strasznie wąsko. Zajęło mi trochę, zanim doszedłem do tego, że - łał, dlatego bębny są tak głośne, ponieważ nie ma nic, co by je maskowało. Teraz już wiem, o co chodzi i zrozumiałem, jak do tego podejść.
Nie zapomnijmy, że muzyka jest niesamowicie trudna do zagrania! Bardzo wyzywająca."
W takiej sytuacji, gdy dostaje się propozycję zagrania kilku koncertów z nazwiskami z Toto, wybór Hiromi wydaje się być sporą niespodzianką. Simon wspomina: "Dostałem nagły telefon od jej managera z pytaniem, czy zechciałbym zagrać na następnej płycie Hiromi. Ja na to: ‘Noo… Ok.’ Widziałem kilka nagrań, jak gra z Chickiem Coreą, ale wciąż byłem bardzo zaskoczony faktem, że do mnie zadzwonili. Zapytałem ich, czy wiedzą, co robię na co dzień. ‘Oh, tak, ona jest bardzo świadoma twojej gry, poza tym grałeś dużo z Anthonym Jacksonem…’
Pierwszego dnia spotkaliśmy się w małej sali prób w Nowym Jorku o nazwie Euphoria. Miałem mały zestaw tylko po to, by ogarnąć muzykę. To było podchwytliwe, ponieważ było tam małe piano i ciężko było usłyszeć wszystko właściwie. Dało to jednak pogląd na to, przez co trzeba będzie przejść. Zasadniczo napisała nuty, dała mi je, a reszta zależała ode mnie." Od razu nasuwa się pytanie, jak u Simona z czytaniem? "Nie tak wspaniale jak powinno. To jak mówienie w językach. Jeżeli uczysz się hiszpańskiego i nie mówisz w tym języku przez lata to może być ciężko. Tak samo z czytaniem muzyki. Sęk w tym (śmiech), że niczym stary lis, jeżeli czegoś nie możesz przeczytać to nadrobisz to doświadczeniem i dociągniesz do końca. Następny razem poprawisz pewne rzeczy. Ostatecznie grasz muzykę i najważniejsze, byś używał swoich uszu. Gra się uszami, a muzyka służy jako przewodnik."
Oczywiście pamiętajmy, o jakiej skali mówimy, ponieważ zagrać w Trio z Hiromi nie jest wyzwaniem dla dobrych perkusistów, tylko dla bardzo dobrych. Simon to perkusista o wielu twarzach i zakładanie jazzowej szaty nie jest mu obce, chociażby, gdy wspomina się o Tonym Williamsie. "Oczywiście, tak, zawsze byłem wielkim fanem Tony’ego. W okresie kształtowania swojej gry kradniesz, pożyczasz od tych wszystkich niesamowitych muzyków i powoli staje się to twoje i wykorzystujesz to w swojej grze, staje się to twoim słownikiem. Wykorzystuję tu i ówdzie zagrywki Tony’ego czy Elvina."
Ciekawe, czy pojawia się u Simona ochota przeskoczyć na klasyczny układ praworęczny: "Czasami, tak, zdecydowanie. Stawiam ride po prawej stronie i gram bardziej na prawą rękę, ponieważ dorastałem ucząc się w ten sposób. W chwili, gdy przeskoczyłem na lewą rękę to grałem rock i fusion. Nie grałem w ten sposób zbyt dużo swingu. Jest to coś, co powinno się grać regularnie tak, jak gra na dwie stopy. Jeżeli nie grasz muzyki na dwie centralki - rdzewiejesz. Podobnie z grą cicho. Jest tyle różnych sposobów i stylów, ciężko to wszystko mieć super opanowane."
Jak Simon zapatruje się na to, co się dzieje na perkusyjnej scenie jazzowej?
"Jest kilku świetnych perkusistów. Na trasie koncertowej widziałem Grega Hutchinsona, robił różne ciekawe rzeczy, niesamowite. Eric Harland gra świetnie. Jest ten młody chłopak Justin Brown, który gra z pianistą Geraldem Claytonem. Tych perkusistów widziałem i słuchałem podczas festiwali jazzowych, gdzie grali razem z nami. Przyglądałem się młodemu narybkowi i tych trzech było wyjątkowych."
Nie ma już Toto, a trasy pojawiają się i kończą. Jak będzie wyglądał grafik muzyka w przyszłości? Chodzi tu głównie o nową płytę, ponieważ koncerty mogą pojawić się w każdej chwili. "W przyszłym roku zrobimy nową płytę z Protocol, teraz jest dużo jeżdżenia i grania koncertów." Cierpliwie będziemy czekać, a swoją drogą można podziwiać zaangażowanie Simona w grę na żywo, nawet na Tama Festival, gdzie wyrwany by z kontekstu gry z Hiromi, muzyk usiadł i wielce skoncentrowany pociągnął niesamowitą solówką.
"Każde show, za każdym razem, gdy siadasz za bębnami, uczysz się czegoś nowego. Moim celem jest być zawsze kreatywnym i muzycznym, słuchać, co się dzieje dookoła i nie wpaść w rutynę. To, co zauważyłem w przypadku wielu zespołów - mają próby i jadą w trasę, zaczynają grać i zazwyczaj pierwsze koncerty są dobre, bo słuchają się wzajemnie i są czujni, ale gdy minie kolejnych 20 koncertów niesamowitym jest, jak niektórym zatykają się uszy i zapominają słuchać innych, nawet na siebie nie patrzą. Dla mnie to nie jest sposób na grę muzyki. Muzyka powinna być zawsze taka, jak grałeś ją za pierwszym razem."
Materiał przygotował: Maciej Nowak
Zdjęcia: Robert Downs
Wywiad ukazał się w numerze listopad 2014.