Brooks Wackerman (Avenged Sevenfold)
Dodano: 11.08.2017
Avenged Sevenfold doczekał się chyba wreszcie perkusisty na lata, z którym w pełni może się dalej rozwijać.
Ten artykuł czytasz ZA DARMO w ramach bezpłatnego dostępu. Zarejestruj się i zaloguj, by mieć dostęp do wszystkich treści. Możesz też wykupić dostęp cyfrowy i wesprzeć rozwój serwisu.
Chociaż z drugiej strony patrząc na dorobek naszego gościa, można się zastanawiać, czy może za jakiś czas Brooks zacznie szukać nowych wyzwań? Póki co gra i nagrywa z zespołem.
Brooks Wackerman. Nazwisko perkusisty z pewnością wywołuje pewne skojarzenia i słusznie, bo Brooks wywodzi się z bardzo perkusyjnej rodziny. Wydaje się, że był skazany na grę na bębnach, ale - jak wiadomo - nie zawsze jest tak, że dzieci idą w ślady ojca… lub braci. Jego ojciec to Chuck Wackerman, uznany jazzowy bębniarz. Starsi bracia to John i Chad. Najsłynniejszy dla polskiego odbiorcy będzie chyba Chad, były bębniarz Franka Zappy. John kładł groove takim artystom, jak Lindsey Buckingham, Patrick Moraz (Moody Blues) czy japoński gitarzysta Kazumi Watanabe.
Jak widać ciężko uciec od bębnów w rodzinie Wackermanów. Brooks jest znacznie młodszy, ale niesamowicie doświadczony, bo zobaczmy sami: Infectious Grooves, Suicidal Tendencies, Tenacious D, Avril Lavigne i 15 lat z Bad Religion. Imponujący rozstrzał stylistyczny, podkreślający duże umiejętności perkusisty. To akurat typowe dla bębniarzy Avenged Sevenfold.
Nad zespołem wisi jakieś perkusyjne fatum. W roku 2009 zmarł Jimmy ‘The Rev’ Sullivan, wielce szanowny i lubiany bębniarz. Wiadomość zszokowała i zasmuciła całe perkusyjne środowisko. Z odsieczą przyszedł Mike Portnoy, który akurat przeżywał mocny kryzys wieku średniego. Tymczasowe rozwiązanie, jakże jednak zacne wydawałoby się. Panowie pograli razem, ale przyszedł czas na stanowcze decyzje. Portnoy poszedł własną drogą, a zespół zatrudnił mało znanego Arina Ilejaya. Chłopak miał ciężkie zadanie, bo nie dość, że musiał zastąpić oryginalnego perkusistę, to jeszcze zasiadł za bębnami po jednym z najbardziej znanych perkusistów na świecie. Mariaż nie potrwał zbyt długo, mimo, że chłopak wykonał swoje zadanie co najmniej dobrze. Zespół znowu był bez perkusisty. Okazało się jednak, że manager kapeli to także współpracownik Brooksa. Tym sposobem panowie się zeswatali i ostatecznie fotel perkusisty A7X znalazł nowego właściciela. W zeszłym roku pojawił się pierwszy wspólny album The Stage. Czyżby kłopoty kapeli przeszły już do przeszłości? Poznajmy Brooksa Wackermana.
PRZESŁUCHANIE
"Gdy byłem nastolatkiem grałem w Infectious Grooves, nagraliśmy płytę Groove Family Cyco i to okazało się wprowadzaniem chłopaków z Avenged w moje granie" - opisuje Brooks. Zanim dołączył na dobre do kapeli, musiał udowodnić swoje umiejętności, bo dorobek dorobkiem, ale A7X ma swój charakter i trzeba było sprawdzić, czy Brooks odnajdzie się w takim graniu. "Naprawdę chciałem bardzo dobrze wykonać te piosenki. Jak wiesz, partie bębnów w zespole są bardzo dokładne, szczególnie partie Jimmy’ego, dlatego miałem sporo pracy domowej do zrobienia i mozolnych prób, żeby dobrze zagrać na przesłuchaniu. Dali mi 5 czy 6 piosenek do nauki, w tym Nightmare, Little Piece Of Heaven i Bat Country. To szeroki zakres od technicznego grania do bardziej osadzonego bębnienia, a wszystko po to, żeby mieć pewność, że każdy rodzaj muzyki zespołu mamy ogarnięty. Jak zaczęliśmy grać, wszystko się poskładało samo i zaskoczyliśmy."
Odejście Reva pozostawiło wielką pustkę w Avenged Sevenfold. Nie tylko dlatego, że był odpowiedzialny za hymny typu Afterlife i Almost Easy, ale też dlatego, że chłopaki byli kumplami od czasów szkoły. Pojawia się więc znowu to samo pytanie, co w przypadku Arina, czy takie wejście do zespołu nie jest trudniejsze? "Nigdy wcześniej nie byłem w takiej sytuacji jak ta, musiałem nauczyć się jego całego materiału i pojawiała się pewna obawa w momencie wykonywania tych partii. Z pewnością to trudna sytuacja, ale byłem zaszczycony, że to akurat mnie poprosili o to, by nieść dalej ten sztandar, przy jednoczesnym własnym wkładzie." Okazało się, że sprawa jest dość jasna i klarowna, tylko kto mógł o tym wiedzieć wcześniej… "Chłopaki bardzo ośmielali mnie do tego, żebym znalazł własne miejsce w zespole. Dołączenie do ustabilizowanego znanego zespołu jak ten, wiąże się z tym, że nie wiesz, jakie mogły być wcześniejsze założenia. Tu nie było żadnych. Powiedzieli, że to jest to, co robią, a ty bądź sobą. Nie naśladuj zbyt dokładnie, bo chcemy trochę nowego smaku. W takim zespole dla perkusisty jest bardzo duża przestrzeń do operowania nowymi kolorami, więc nie mogłem prosić lepszych ludzi do wspólnego tworzenia jak oni."
TEN PIERWSZY RAZ…
Zanim Brooks zagrał na płycie, jego pierwszym udziałem w zespole była piosenka do gry Call Of Duty: Black Ops III. Co ciekawe w Jade Helm Brooks gra na zestawie elektronicznym Rolanda V-Drums. "To był ten pierwszy raz z zespołem, gdzie byłem włączony kreatywnie do działań. Napisaliśmy razem całość. Nawet w Bad Religion zawsze robiłem sobie demo na Rolandzie, ale nigdy nie wypuściłem w świat oficjalnego utworu z takimi bębnami. W przypadku gry po prostu miało to sens. Na szczęście zaraz, jak zaczęliśmy nad tym pracować, okazało się, że wszystko działa, więc cała sesja była bardzo płynna."
BĘBNY DO WYMIANY
Zmiana zespołu wiązała się także ze zmianą zestawu. W Bad Religion z racji punkowego charakteru nie trzeba było za bardzo kombinować. W AX7 sprawa miała się jednak inaczej, ale z pomocą przyszło mu doświadczenie z grania metalu. "Zanim zacząłem na dobre grać punk, miałem zestaw z dwiema centralkami, więc byłem zaznajomiony z tym typem grania na dwa bębny. Grałem wiele metalu w młodości, z różnymi zespołami. Później grałem z Suicidal Tendencis przez pięć lat, a tam jest sporo metalowych elementów. Przejście z pięcioelementowego zestawu z Bad Religion do tego, jaki mam teraz w Avenged było całkiem zabawne, chociażby z racji tego, jak inaczej to wszystko brzmi. Mam talerze w stacku, czego wcześniej nie uskuteczniałem. Teraz daje mi to sporo nowych możliwości twórczych. Na nowej płycie jest piosenka Higher, która ma patent grany na rimie (tzw. cross stick) razem ze stackiem i niezbyt zawiłym graniem na dwie stopy. Bez takiego zestawu jak ten obecnie nie byłbym w stanie tak zagrać."
Zestaw DW Cherry Mahogany (testowaliśmy te bębny na naszych łamach w Perkusiście 6/2016) służył muzykowi od jakiegoś czasu. Teraz został rozbudowany o ekstra tom, drugi taktowiec i kilka blaszek. Brooks dodał też trochę magii związanej z werblami.
"Jeden z werbli, który jest na połowie płyty, to stalowy Ludwig 402 Supraphonic. Mój brat jest znajomym Jeffa Ocheltree, który był technicznym Bonhama. Wypożyczył mi jeden z werbli, jakie Bonzo używał na In Through The Out Door. Prawdziwa bestia. Wykorzystaliśmy też werbel piccolo, bardzo gruby z otworami w korpusie, dodaje takiego efektu werbla marszowego."
Co ciekawe, mimo gry przez lata na małym zestawie, Brooks jest fanem konkretnych beczek. "Zawsze miałem dwa floor tomy. Z Bad Religion to był jeden podwieszany i dwa floory, do tego 4-5 talerzy. Normalnie podwieszałem więcej tomów, żeby mieć szersze spektrum brzmienia i różnorodności. Dzięki temu mam możliwość grania różnych patentów. Mój obecny zestaw ewoluował. Przed nagraniem płyty miałem dwa tomy i dwa crashe wychodzące z centrali. Doszliśmy do wniosku, że potrzebny jest mi trzeci tom."
Zestaw nie ma na sobie żadnych triggerów, więc wszystko oparte jest na sile i umiejętnościach dynamizowania perkusisty. "Mamy świetnego dźwiękowca o ksywce Shirt. To ten sam koleś, co pracuje razem ze Slipknot. On doskonale wie, szczególnie w szybkich piosenkach, jak wydobyć więcej dołu z zestawu. Pierwszy raz, jak współpracowaliśmy, spędziliśmy kilka godzin na próbie dźwięku, by dopasować odpowiednie naciągi, odpowiednie tłumienie. Nie używam zbyt dużo tłumików, dwie poduszki od DW położone dość blisko naciągu uderzeniowego. Moon Gele w bardzo okrojonej ilości, dzięki czemu bębny śpiewają. Używam nylonowych łatek na obu naciągach. DW zrobiło drewniane bijaki. Mają na sobie takie miękkie osłonki, ale je zdjęliśmy i w środku jest drewniany bijak. Są troszkę lżejsze od regularnych bijaków DW, dzięki czemu można na nich całkiem szybko śmigać. Używam normalnie mosiężnego werbla 14"x6" i podciągam go w miarę wysoko. Zdarzało się parę razy, że naciągnęliśmy go za mocno, więc trzeba było znaleźć jakieś dobre rozwiązanie. Lubię wysoko strojone werble, ale z dużym "ciałem". W momencie, gdy tracisz "ciało" zaczyna brzmieć, jakby był wytłumiony. Perfekcyjny werbel to połączenie tych dwóch cech. Wśród tomów lubię tę różnorodność pomiędzy rozmiarami, gdzie możesz rozpoznać, że to jest 10", 12" i 13" oraz 15" i 16". Każdy ma swój własny rejestr.."
WYTRZYMAŁOŚĆ
Muzyka Avenged Sevenfold jest oparta na dużej dawce energii, szczególnie, jeżeli chodzi o partie podwójnej stopy w wykonaniu Reva. Wiąże się z tym kolejna ważna sprawa, jaką jest wytrzymałość. "Ćwiczyłem codziennie razem z płytami. Czasami na żywo wywoływane są piosenki, których wcześniej nie grałem, a Jimmy grał spoko naprawdę szybkie 32 stopki. To nieustanna praca nad rozwojem. Jak weźmiesz sobie za długie wakacje to zardzewiejesz. To chyba Steve Smith nazywa takie coś "graniem konserwacyjnym", gdzie nawet jak masz dłuższy okres bez grania to powinieneś sobie sam pograć kilka razy w tygodniu, żeby utrzymać formę."
DZIAŁ KREATYWNY
Mamy sprzęt, mamy granie oryginalnych partii, a co z opcją tworzenia? Muzyka Avenged Sevenfold to szerokie pole do popisu. "Tutaj wiele rzeczy związanych jest z frazowaniem. Jest sporo dźwięków do przećwiczenia dla bębniarza w tym zespole. Jest to zawsze taka pewna forma walki. Rozdarcie między tym, czy grać tak dużo przez cztery takty, czy może jednak dać troszkę pooddychać. Zazwyczaj kończy się to większą dawką niż w myśl zasady "mniej znaczy więcej". To kwestia tego, jak tworzysz i improwizujesz dane partie. Jeżeli masz solo na gitarze, to musisz znaleźć przestrzeń, gdzie nie będziesz przeszkadzał gitarze, znaleźć optymalny punkt. Exist to ostatnia piosenka na płycie, spędziłem nad nią dużo czasu, sprawdzając, co pasuje, a co nie pasuje. W momencie, gdy usłyszałem ją w studio, miałem niezły pomysł na to, co tam wyrzeźbić. To był taki niemal projekt naukowy."
Najnowszy album faktycznie ma kilka ciekawych perkusyjnie momentów, weźmy chociażby taki Paradigm. "Paradigm to dobry przykład. Wszystko powstało w godzinę. Miałem świeżo ten groove w głowie. Pojechaliśmy do domu do Briana, tam właśnie nagrywamy demo wszystkich piosenek. Zacząłem grać ten groove, a on wyszedł z tym riffem. Lubię grać God Damn. Tam jest sporo różnych zawijasów. Podstawowy groove grany stopami zajął troszkę czasu, by zabrzmiał właściwie. Werbel na 2 i na 4 na początku brzmiał mi dziwnie. Piosenka Higher to patent, jaki miałem od jakiegoś czasu i bawiłem się nim. Myślałem, że jest zbyt dziwny, by dawać go na płytę. Nigdy nie stworzyłem figury, gdzie gram na rimie i dwóch centralach jednocześnie, ale brzmieniowo wyglądało to interesująco."
SOLO
Na trasie w Anglii wokalista Avenged M. Shadows zdecydował się przedstawiać nowego perkusistę poprzez zapowiedzenie jego solówki, co oczywiście było kompletnie improwizowane, a ostatecznie stało się regularnym elementem show. Nie każdy bębniarz lubi granie solówek, nawet tak wielcy mistrzowie, jak Jeff Porcaro czy Gavin Harrison nie przepadali lub nie przepadają za graniem solówek. "Za pierwszym razem, kiedy miałem zagrać solówkę, po prostu zacząłem grać to, co miałem w głowie w danej chwili. Później grałem je od czasu do czasu. Myślę, że wyszło to z tego, że Mike zobaczył, jak kończę Bat Country. Nie mam tam jakiegoś konwencjonalnego zakończenia. Gram minutkę lub dwie jakąś improwizację i jakoś zawsze udaje mi się lądować na cztery łapy. Solówki zaczynałem grać jeszcze z Tenacious D. Pod koniec koncertu Jack Black chciał, by każdy zagrał jakieś takie mini solo. W szkole średniej grałem w zespole jazzowym, więc tam zawsze miałem swoje solo."
Wróćmy jednak do tego, o czym mówiliśmy we wstępie. Brooks stał się częścią zespołu, ale nie wiadomo, jak długo będzie go cieszyła praca w Avenged Sevenfold. Ciężko powiedzieć, czy wreszcie znalazł miejsce dla siebie na długie lata. "Zagrałem kilka dużych tras. Zastępowałem Travisa na trasie Blink po Australii (w 2013 roku - Travis po wypadku lotniczym miał traumę dot. latania). Zagrałem też duże produkcje z Tenacious D, ale nie byłem nigdy w sytuacji, że jadę w trasę jako oficjalny członek zespołu, który ma swój kreatywny wpływ na sytuację. Dla mnie znaczy to bardzo dużo i znacznie bardziej sobie cenię taką sytuację, bo jestem częścią płyty, w którą włożyłem swoje serce i duszę. Uwielbiam to od samego początku, od pierwszego dnia promocji. Przeszliśmy całkiem sporo, by znaleźć się w tym miejscu. Każdy w tym zespole traktuje grę na instrumencie bardzo serio i każdy naprawdę potrafi grać, dlatego inspiruje mnie to do mocniejszej pracy każdego wieczora. Jest to stanowczo zespół, składający się z muzyków i jest to coś, czego zawsze pragnąłem."
No cóż można rzec więcej, życzymy powodzenia i mamy nadzieję, że kolejne informacje z obozu Avenged Sevenfold będą związane z nowym materiałem muzycznym i koncertami, także w Polsce.
Materiał przygotowali: Artur Baran, Staszek Piotrowski i Chris Barnes
Zdjęcia: Olly Curtis
Wywiad ukazał się w numerze kwiecień 2017
QUIZ – Nie wiesz tego o Evans!
1 / 12
Evans jest w rodzinie firmy D’Addario wspólnie z marką pałeczek…