Chris Coleman

Dodano: 14.12.2017

Jedna z największych gwiazd tegorocznego Meinl Festival, człowiek wesoły, sympatyczny, pełen energii, która emanuje od niego na odległość.

Ten artykuł czytasz ZA DARMO w ramach bezpłatnego dostępu. Zarejestruj się i zaloguj, by mieć dostęp do wszystkich treści. Możesz też wykupić dostęp cyfrowy i wesprzeć rozwój serwisu.


Lubimy takie towarzystwo, szczególnie, jeśli z tym wszystkim wiąże się fenomenalna gra na bębnach.

Benny Greb gościł u nas wielokrotnie, dlatego spośród całej listy artystów festiwalu postanowiliśmy wybrać sympatycznego Amerykanina, który swoją niesamowicie organiczną grą budzi wielki podziw.

Kojarzony przede wszystkim z tzw. czarną muzyką, czyli gospel, R&B czy też środowiskiem hip-hop tak naprawdę ma znacznie szersze upodobania i doświadczenie. Związany z bębnami praktycznie od zawsze z racji rodziny i gry w kościele, laureat wielu konkursów, uczestnik jeszcze większej ilości festiwali perkusyjnych. Współpracował z takim artystami, jak: Chaka Khan, Babyface, Patti LaBelle, Christina Aguilera, Randy Brecker, New Kids On The Block i wieloma innymi. Korzysta z talerzy Meinl i bębnów Sonor.

Jego gra to przede wszystkim przepotężny tłusty groove, wbijany z wielkim zaangażowaniem, ale to już trzeba samemu zobaczyć, najlepiej na żywo!

Wywiad z Chrisem mieliśmy zaplanowany jeszcze przed jego występem na festiwalowej scenie. Siedział spokojnie w pokoju wywiadów i patrząc na niego przez szybę w drzwiach nie dało się w ogóle dostrzec tego potężnego ładunku energii, jaki w nim siedzi. Cierpliwie, grzecznie, "rączki na kołderce". Kiedy pojawiliśmy się w drzwiach, od razu uśmiechnął się serdecznie, a gdy zrozumiał, że nie będzie to wywiad w "niemieckim stylu" od razu podłapał klimat. Poczuł większy luz, a my go zapewniliśmy, że nie będziemy rozmawiać o czopsach, trzymaniu pałek, ćwiczeniu i innych rzeczach, od których roi się w Internecie. Nie będziemy też pytać o sprzęt, bo cóż odkrywczego powie nam poważany endorser wielkich marek, profesjonalista pełną gębą? Że mu jakaś blacha Meinl nie pasuje? Podobne z innymi trywialnymi tematami, o które - jak się okazuje - wciąż jest pytany…

Perkusista: Powinieneś zmieniać sobie od czasu do czasu i mówić, że twoim ulubionym perkusistą jest np. Lars Ulrich…


Chris Coleman: (śmiech) Ale ja to zmieniam cały czas! Kto jest teraz moim ulubionym bębniarzem? Oczywiście Bruce Lee (śmiech)!

Jakiś czas temu na jednej z imprez rozmawiałem luźno z Vinniem Colaiutą, chyba ponad godzinę. Gadaliśmy o kobietach, autach i alkoholu, zero o perkusji!


No tak, tak! Bo ile można?! Ale z drugiej strony powiem ci, że teraz na festiwalu jestem nastawiony na tryb perkusyjny. Mimo wszystko nawet w takiej sytuacji potrzebuję czegoś do utrzymania balansu. Taki jestem, chociaż rozumiem tę gorączkę perkusyjną. Jak jestem tutaj to faktycznie wstaję rano i myślę o bębnach, w ogóle pracuję bardzo dużo, a dzięki firmie Meinl jestem właśnie tu na festiwalu. To są jednak tylko dwa elementy całej układanki. Trzecim elementem są fani, a to jest niesamowicie ważne. Mimo wszystko są jednak takie dni, gdzie wstaję i… (Chris zastygł z wypłoszoną miną)… daj mi chwilę, daj mi zjeść śniadanie (śmiech).

Jak więc wygląda twoja codzienna rutyna, jak odpalasz telefon czy komputer, co robisz, gdzie się udajesz?

Jest to dość standardowe. Odpowiadam na maile, kontaktuję się z rodziną, co tam słychać u kuzynów, mamy taki grupowy czat, gdzie jest nas 23 osoby, więc zawsze jest jakieś przekrzykiwanie się. Albo też zgłosi się Norbert z Meinla lub Thomas z Sonora. Czyli nic nadzwyczajnego, po prostu odpowiadanie na wiadomości, typowa praca biurowa, bo w sumie każdy dzień jest inny. Wskakuję w samolot i lecę do Europy na festiwal. Martwię się tylko, żeby mnie za bardzo "jet lag" nie zmęczył i po zapowiedzi, żebym nie wszedł na scenę, ziewając i przysypiając w połowie piosenki (śmiech), co może być odebrane jako przejaw ignorancji, a tak naprawdę to zwykły prozaiczny problem nagłej zmiany stref czasowych.

Nie budzisz się więc z myślą o werblu…

O Boże, nie. Lubię tak dużo innych rzeczy, jak motocykle, skutery, sztuki walki, no i oczywiście gotowanie. Mocno się w to angażuję i czasami, jak gdzieś pójdę, to ktoś mówi: "O, Chris Coleman", a ja na to: "Skąd wiesz, nie jesteś przecież perkusistą, prawda?". I wtedy się łapię na tym, że bębny to nie jest wszystko i zwyczajnie ludzie mogą mnie kojarzyć z innej aktywności. Serio, łapię się na tym. "Yyy… A, to ty! Jak się masz!" (śmiech).

Wychodzi na to, że masz dobre, ciekawe życie.

Życie jest dobre. Każdy ma jakieś swoje żale, ale takie jest życie. Ja akurat nie mam powodów do narzekań.

Grasz w dwóch genialnych stajniach: Meinl i Sonor.

Tak, faktycznie, to mi za każdym razem przypomina, jak dużo mam szczęścia. Jestem strasznie wdzięczny, że mogę grać na takim festiwalu, że mogę współpracować z takimi firmami, że mam tam wsparcie. Nie każdy o tym pamięta i to docenia. Niesamowicie cieszę się, że mogę korzystać z narzędzi dokładnie takich, jakie są mi potrzebne.

Co by nie mówić, masz w środowisku status "drum hero"…

Miło, że tak mówisz, ale ja jestem sobą, jestem człowiekiem przede wszystkim, zwykłym kolesiem. Takie mam podejście do tych spraw. To, co widzisz i słyszysz, gdy występuję na scenie, jest dokładnie tym, kim jestem. Staram się poprzez swoją grę zaprezentować swoją osobę. Nie jest to tak, że zakładam strój Batmana i wychodzę na scenę jako ktoś zupełnie inny. Nie, widzisz mnie tutaj takiego i tak też gram. Chociaż przyznać trzeba, że z takim brzuchem nie za ciekawie bym wyglądał w stroju Batmana (śmiech). Czasami faktycznie potrafię się za bardzo wkręcić i wtedy sobie mówię: "Ok, stary, odblokuj się", bo to też jest część mojej osobowości. Ale ta forma koncentracji jest chyba zrozumiała dla każdego, kto ze mną bezpośrednio pracuje jeden na jeden. Tu jednakże jesteśmy na festiwalu i nie jest to prywatna lekcja, tu jest zabawa, tu wszyscy się bawimy!

Co jest problemem współczesnych młodych perkusistów?

Nie chcę mówić, że perkusiści nie są szczęśliwi w związku z tym, co robią, ale… Powiem tak, media społecznościowe to duże ułatwienie i jednocześnie przekleństwo. Jest spora grupa młodych ludzi, która siedzi non stop na YouTube, Facebook, Instagram i ogląda, kto ile ma wyświetleń, polubień, udostępnień i komentarzy. Chcą prezentować się tak, jak inni i naśladować. To jest moje zdanie, nie chcę tu sobie uzurpować żadnego prawa do nieomylności, ale moim zdaniem takie coś jest zdecydowanie złym podejściem. Czasami mam ochotę wrócić do czasów, gdzie możemy się tylko usłyszeć, a nie oglądać. Brakuje inspiracji tym, co słyszymy, a nie widzimy. Nieważne, kto jak wygląda, nieważne, jakiego jest koloru, ile ma wyświetleń i polubień. Podoba ci się, wchodź w to!

Kiedyś Damion Reid mówił nam, że w swoim otoczeniu krzywo na niego patrzą, bo chciałby grać ostry metal, a jest czarny, więc mu nie wypada i musi grać jazz, gospel, rap…

Och, stary… Jeżeli coś cię cieszy to graj to i nie zwracaj uwagi na to, jak inni patrzą. Mało ludzi wie o tym, że dorastałem słuchając klasycznego rocka, a nawet metalu. Wiele osób o tym nie wie, bo w momencie, gdy moje nazwisko stało się…

…sławne.

Oj, nie lubię tego określenia, daj spokój. Serio, nie lubię tego… No dobra, ale gdy moje nazwisko stało się jakoś tam rozpoznawalne, to panował wtedy nurt gospel, dlatego od razu byłem kojarzony z tą muzyką i określono mnie perkusistą gospel. Oczywiście, zgadza się to w dużej części, bo takie są moje prawdziwe korzenie, ale w pewnym okresie swojego życia kładłem się spać słuchając Poison, Whitesnake czy też Tico Torresa z Bon Jovi! Dorastałem razem z rockiem lat 80. Gdy nastały lata 90 pojawił się hip-hop, więc wszystko u mnie naturalnie ewoluowało i nie było czegoś takiego, że jest tylko to i koniec! Ludzie pytają mnie, dlaczego tak mocno gram, no bo słuchałem rocka i gospel, a w obu tych gatunkach musisz być energiczny. Czy miałem zespół rockowy, w którym grałem? Nie. Czy miałem momenty, że grałem rocka z innymi ludźmi? Tak. Nie byłem nigdy częścią takiego zespołu, ale słuchałem też takiej muzyki i miało to duży wpływ na to, jak gram obecnie.


Otworzyło ci to oczy na inne techniki?

Oczywiście! Na dwie stopy zasuwałem już bardzo dawno, ale gdy zacząłem naprawdę pracować jako bębniarz, nie było to od nikogo wymagane, więc używałem pojedynczej stopy. W związku z tym, jak byłem w tym środowisku moich braci z Detroit, Michigan wszyscy kręcili nosem na podwójną stopę i mówili: "Czarni nie grają na dwie stopy". Wciskano nam też to, co było absolutną bzdurą, że jak się używa podwójnej stopy to się oszukuje (śmiech). "Ej, nie oszukuj!". Ale wiesz co? Przez to wiele rzeczy, jakie inni grają dwoma nogami, ja gram jedną np. niektóre partie Billy’ego Cobhama. Byłem wręcz do tego zmuszony. No dobra, skoro mam "nie oszukiwać" to będę te rockowe i gospelowe rzeczy grał jedną nogą.

Całe to zamieszanie na świecie wynika więc z ignorancji i braku znajomości.


Jestem zły na to, co się teraz dzieje. Mogę otwarcie o tym mówić, nie boję się tego. Te wszystkie historie z Trumpem, to dzielenie na czarnych i białych. Ja siebie postrzegam jako obywatela świata, jako osobę o globalnym znaczeniu. Zrobiliśmy przecież taki postęp od lat 40, 50 czy 60. Z drugiej znów strony jestem wdzięczny za tę sytuację, bo możesz iść przed siebie bardzo długo i czasami potrzebujesz pewnego rodzaju punktu kontrolnego i to jest właśnie ten moment. Teraz jesteśmy zmuszeni do pokazania tego, kim jesteśmy naprawdę, co sobą reprezentujemy.

Taki festiwal, na jakim jesteśmy teraz. Co on dla ciebie oznacza?


Dla mnie? To taka ucieczka do prawdziwego świata. Jak wracam do domu to wracam jedynie do rzeczywistości, a to jest różnica, rozumiesz? Jak jestem tutaj, nikt nie dokonuje podziału na czarnych, białych, nie ma sporów o politykę, religię. Jesteśmy tu wszyscy razem, bo uwielbiamy bębnienie, grę na perkusji, kochamy muzykę. Gdy wracam do domu, wracam do rzeczywistości, a nie jest to dla mnie prawdziwe. Muzyka jest międzynarodowym językiem, nie potrzebujesz do niej tłumacza. Jest ponad wszystkim i każdy może nim się posługiwać. Talerze Meinl to muzyka, dzięki nim tworzymy ten uniwersalny język i nikt nie kręci nosem, że nie będzie słuchał Billy’ego Cobhama, bo jest czarny, to jest nonsens!

Brakuje tej otwartości i szczerości przed samym sobą…


Rozmawiam z moimi uczniami i któryś z nich mówi, że nie lubi właśnie Billy’ego Cobhama, że nie wchodzi mu jego bębnienie. Pytam więc, jacy są jego ulubieni bębniarze. Wymienia nazwiska, a ja na to: "Zapytaj, kto jest jego ulubionym perkusistą", ten chłopak nawet nie wie, że tak naprawdę lubi grę Cobhama, bo ten perkusista wykorzystuje masę rzeczy od Cobhama!

Np. Simon Phillips.

Ty to powiedziałeś (śmiech)! Ja nie chciałem tego mówić, ale tak, to jest dobry przykład. Ktoś mówi, że uwielbia Simona, ale nie trawi gry Cobhama… No cóż, idź się lepiej napij wody (śmiech). Simon jest przesympatycznym i wspaniałym człowiekiem, ale w jego grze słychać, jakie ma inspiracje, dlatego bądźmy sprawiedliwi. Jeżeli kochamy grę Simona, to przynajmniej nie mówmy, że nie rozumiemy gry Billy’ego. Nie twórzmy jakichś beznadziejnych podziałów. Starajmy się przede wszystkim słuchać.

Zdjęcia: Agnieszka Litarska

Artykuł ukazał się w numerze wrzesień 2017

QUIZ – Nie wiesz tego o Evans!
1 / 12
Evans jest w rodzinie firmy D’Addario wspólnie z marką pałeczek…
Dalej !
Left image
Right image
nowość
Platforma medialna Magazynu Perkusista
Dlaczego warto dołączyć do grona subskrybentów magazynu Perkusista online ?
Platforma medialna magazynu Perkusista to największy w Polsce zbiór wywiadów, testów, lekcji, recenzji, relacji i innych materiałów związanych z szeroko pojętą tematyką perkusyjną.