Nicko McBrain
Iron Maiden zupełnie naturalnie przestało udzielać wywiadów podczas trasy koncertowej. Robią to wyjątkowo, głównie celem wypełnienia zobowiązań wydawniczych, a i tak Nicko nie jest tym, który jest do tego odsyłany.
Tym bardziej jesteśmy dumni, że zechciał za naszym pośrednictwem poświęcić czas wszystkim polskim fanom zarówno bębnienia, jak i samego zespołu.
Przyjemnie się rozmawia z takimi ludźmi jak Nicko. Człowiek, który osiągnął sukces, zna swoją wartość, wie, jakie są jego słabości, podchodzi do życia z wielkim optymizmem, ale stoi przy tym twardo na ziemi i potrafi doskonale ocenić sytuację, w jakiej się znajduje. Ma duży dystans do wielu rzeczy, jakie są podawane teraz jako ważne, bo ma wyraźnie określoną hierarchię wartości. To wszystko jest niczym innym jak doświadczeniem życiowym, świadomością i nabytą przez lata mądrością. Gra w jednym z najbardziej lubianych zespołów metalowych w historii i stał się przez to nieśmiertelny.
Nicko zawsze sprzedaje mi jakiegoś kuksańca z zaskoczenia, jak się spotykamy, zazwyczaj też musi na mnie nakrzyczeć z tym swoim akcentem, ale w Tauron Arenie to ja przejąłem inicjatywę. Gdy wszedł do swojej salki rozgrzewkowej przed drugim z krakowskich koncertów, ja już czekałem, siedząc za jego zestawem Sonora Vintage. Podniosłem do góry ręce, dzierżąc jego sygnatury pałek Vic Firth i krzyknąłem: „Od dziś ja gram w Iron Maiden!”. Skwitował to śmiejąc się krótkim i bardzo angielskim: „Spadaj! Wyłaź zza moich bębnów!”.