Zaklinanie rzeczywistości - szczerze o Musikmesse
Nie jest tajemnicą, że od dwóch lat targi Musikmesse przeżywają wyraźny kryzys nie tylko w kwestii wystawców sprzętu perkusyjnego, ale też gitarowego. W tym roku z ratunkiem miała przyjść wielka nowość od firmy Gewa, dzięki czemu oczy perkusistów miały się skierować w stronę Frankfurtu. Wszystko fajnie, ale…
Ale po kolei. Wyjaśnijmy, co się dzieje, bo nie każdy orientuje się w sytuacji, jaka jest teraz na tych swego czasu najważniejszych i największych europejskich targach sprzętu muzycznego. Nie będzie tu o historii targów, bo zapewne mało kogo ten temat interesuje, chociaż historia ta jest piękna i bogata. Będzie za to o ostatnich latach, ponieważ jest to swoista lekcja, przykra i bolesna, ale niesamowicie ważna, pokazująca, jak trzeba reagować na zmiany.
MUSIKMESSE NA ZJEŻDŻALNI
Jeszcze 8-9 lat temu targi Musikmesse przeżywały prawdziwe oblężenie firm. Oprócz znanych nam wszystkich marek perkusyjnych coraz więcej pojawiało się stoisk z chińszczyzną. Wydawało się, że popularni producenci zostaną zgnieceni przez chińskich wystawców. Wtedy to rozkwitły targi w Szanghaju i chińskie hordy postanowiły pozostać na miejscu i nie ruszać się do Europy. Kolejnym ciosem był rozkwit Internetu i idącego z tym w parze swoistego lenistwa. Informacje o sprzęcie pojawiały się już w trakcie targów NAMM, więc tarabanienie się na Messe i popadanie w koszty nie przychodziło już tak lekko. Zauważyły to firmy i zaczęły się odgrażać, że to już ich ostatni rok pobytu we Frankfurcie. Targi jakby tego nie zauważały i dalej podążały starym torem.
W końcu przyszedł rok 2016 i wszystko się posypało. W zasadzie żadna wielka, licząca się firma stricte perkusyjna nie wystawiła się na targach! Nie był to jakiś stopniowy odpływ producentów, tylko prawdziwy masowy odwrót, podobny do tego z Dunkierki.
Targi odpierały zarzuty argumentem w postaci przygotowania Drum Camp. Fakt, to bardzo przyjemna idea, gdzie w dźwiękoszczelnym kiosku na hali, która teoretycznie miała być halą perkusyjną, grali bębniarze bardziej znani i ci mniej znani. Przed kioskiem zrobiono galerię zestawów perkusyjnych, która była w zasadzie jedynym ciekawym perkusyjnym akcentem targów Musikmesse 2016. Ale czy jest sens pchać się do Frankfurtu w chwili, gdy mamy pełno koncertów i pokazów perkusistów w Polsce? Szczególnie, gdy ze składu bębniarzy każdego interesowały 2, może 3 nazwiska.
Rok 2017 miał być pierwszym krokiem odbijania się od dna. Rękę wystawił stary znajomy targów, czyli firma Meinl z Tamą. Sonor z racji promocji SQ1 także pojawił się ze stoiskiem, a nie zawsze to robił – nawet w okresie prosperity Musikmesse. Znowu był kiosk perkusyjny (jest też kiosk gitarowy, bo koleżanki i koledzy od gitary także mają dramat) i w sumie tyle. Nie było żadnego znaku ze strony targów, że jest pomysł na nową konwencję. Możliwe, że władze imprezy myślały, że „jakoś to będzie”.
Wręczanie nagród m.i.p.a. z wielkiej przyjemności uczestniczenia w imprezie stało się nudną koniecznością. Warto tu wspomnieć o tym, że firmy nie wystawiały się ze sprzętem, ale były obecne. Na piętrze nad halą były specjalne boksy do rozmów biznesowych.
Przyszedł wreszcie rok 2018.
MUSIKMESSE 2018
W tym roku konwencja jest niezmieniona w porównaniu z tym, co mieliśmy rok i dwa lata temu. Perkusyjny kiosk z galerią zestawów oraz kilka mniej istotnych firm, które zdecydowały się wystawić. Mimo wszystko nie wyglądało to aż tak tragicznie jak ostatnio. Dlaczego? Pojawiła się wielka firma dystrybucyjna Gewa, a to wiązało się z obecnością marek, jakie ma w swoim katalogu.
Gewa, firma mocno licząca swoje wydatki na promocję, pojawiła się, ponieważ miała premierę nowego elektronicznego zestawu perkusyjnego, który ma zmienić oblicze świata perkusji. O tym, czy tak się stanie, można przeczytać w numerze majowym. Wraz z Gewą pojawiły się wystawy DW Drums, Gretsch, Paiste, Remo, co w połączeniu z wystawionymi w galerii perkusjami z kiosku dawało jakieś poczucie, że jesteśmy na targach. Spoza tego grona mieliśmy też takie marki, jak Istanbul Mehmet czy Turkish, obie dystrybuowane przez polskie sklepy.
W kiosku perkusyjnym skład był urozmaicony, ale ponownie gościliśmy Willa Hunta, Josta Nickela i Karla Brazila. Zresztą spójrzmy na zdjęcie z listą występów i odpowiedzmy sobie na pytanie, czy chciałoby się nam gnać taki kawał na takie występy? Tym bardziej, że trwają zabiegi, żeby jednego z ciekawszych muzyków z tej listy, czyli Asha Soana ściągnąć do Polski. Frekwencja na występach nie była powalająca, o ile w 2016 roku, kiedy pojawił się kiosk, ludzie pchali się do środka, w tym roku można było sobie spokojnie spacerować. Oczywiście mówimy tu o normalnych dniach targowych i pomijamy dzień otwarty, gdzie ta frekwencja siłą rzeczy jest większa.
Trzeba tu jeszcze wspomnieć o firmie, która zawsze była dla wszystkich, czyli Yamaha. Japończycy jeszcze kilka lat temu mieli swój własny pawilon, teraz siedzą wciśnięci na jednym z pięter, a jak wiadomo dział perkusyjny nie jest motorem napędowym firmy, więc stoją sobie tak, jak rok i dwa lata temu w tym samym miejscu, spokojnie, bez emocji.
Działy perkusyjne i gitarowe zostały dwa lata temu zamienione z wystawcami Prolight, czyli częścią targów dotyczącą studia, nagłośnienia i oświetlenia. Ponoć ta część targów się rozwija, jednak nasi koledzy z magazynów, zajmujących się tą tematyką, także odnotowali spadek zainteresowania kosztem targów w Amsterdamie.
Jednym z nierozerwalnych punktów targów był wielki namiot koncertowy. Przez dwa lata po zamianie lokalizacji namiotu nie było, w tym roku powrócił. Próżno jednak było liczyć na gęste tłumy, jak bywało kiedyś.
Wreszcie jeden z podstawowych punktów targów, czyli nagrody m.i.p.a. dla sprzętu muzycznego i nagrody p.i.p.a (ta nazwa…) dla targów Prolight. Tak, jak zostało to już wspomniane, nagrody nie budzą już takich emocji, jak kiedyś, co widać chociażby na wspólnym zdjęciu zwycięzców. Kiedyś był to tłum producentów, dumnie prezentujących statuetki. Teraz większość ogranicza to do szybkiej wizyty celem odbioru, wypicia lampki wina i tyle. Jak wyglądały tegoroczne nagrody?
Bębny: LUDWIG NEUSONIC (Tama S.L.P. Drumsets oraz DW Pure Tasmanian Timber)
Talerze: ZILDJIAN K SWEET (Sabian FRX oraz Meinl Byzance Monophonic & Polyphonic)
Akcesoria i Hardware: REMO COLORTONE (Tama Classic Hardware & Pedals oraz Vic Firth Puregrit & Doubleglaze Drumsticks)
Elektronika: YAMAHA EAD10 ELECTRONIC ACOUSTIC DRUM MODULE (ATV aDrums oraz Roland RT-MicS Hybrid Drum Module)
Perkusjonalia: MEINL WOODCRAFT CAJONS (LP Bluetooth Mix Cajon oraz Schlagwerk Cajabuka)
ZAKLINANIE RZECZYWISTOŚCI
Musikmesse stara się zaklinać rzeczywistość. W zeszłym roku rolę szpachli pełniły firmy Meinl i Sonor, w tym roku funkcję tę przejęła Gewa ze swoimi produktami. To wszystko w połączeniu z kioskiem perkusyjnym jest właśnie zwykłym zaklinaniem bolesnej rzeczywistości. Ciężko uwierzyć, żeby ktokolwiek myślał, że jest inaczej. Perkusyjny kiosk, który powstał dwa lata temu, był fajnym pomysłem, ale także tu trzeba rozwoju, ewolucji. Tymczasem Targi reagują w ten sam klasyczny dla siebie sposób. Działa? Nie ruszać, na pewno podziała przez lata! Nie tędy droga… Konwencja bardzo szybko się wyczerpuje, szczególnie w obecnych czasach, gdzie jesteśmy katowani impulsami na każdym kroku. A przecież ten kiosk to wspaniały punkt wyjścia do masy pomysłów! Wspomniana m.i.p.a. także leci w dół i niewątpliwa renoma, jaką zdobyła przez lata, jest zwyczajnie przejadana, to jest bardzo przykre.
W tej kanonadzie uderzeń pojawił się jeszcze jeden cios. O ile w zeszłych latach firmy pojawiały się ze swoimi boksami na piętrze hali, gdzie prowadzono dyskusje biznesowe, to w tym roku także tam zauważyć można było charakterystyczne „sztuczne ściany”, mające na celu oszukać percepcję, że powierzchnia jest zapełniona. Boksów było malutko. Firmy zwyczajnie umawiały się na mieście! Po co płacić za boks, a tym bardziej za wystawienie stoiska, skoro możemy spotkać się gdzieś we Frankfurcie w ustalonym wcześniej gronie? Wydaje się to bardzo logiczne i np. Sonor robił tak już wiele razy.
Niemcy zaczynają się mocno gubić. Lubią porządek i kontrolę, a to jest możliwe, jak zmiany następują w dłuższych interwałach. Muszą mieć czas na adaptację, co przychodzi im bardzo sprawnie z racji dyscypliny i muszą mieć czas na stabilizację, a w konsekwencji czerpanie profitów z dobrze przygotowanej i działającej maszyny. W tych czasach okres ten jest znacznie krótszy, trzeba reagować natychmiast i często podejmować ryzyko, a Niemcy tego ryzyka nie lubią, czują się nieswojo, nie mają czasu na to, by podejrzeć i wybrać to, co gdzie indziej działa, żeby stworzyć tę swoją maszynę. Dotyczy to nie tylko targów Musikmesse, ale właśnie targi są przykładem, jak świat się zmienia i legendy pozostają już tylko legendami bez większego wpływu na rzeczywistość.