Michał Jędras (Zacier, Zuch Kazik)
Dodano: 23.11.2017
Nie każdy młody zdolny ma szansę grać na jednej scenie z legendarnymi muzykami.
Ten artykuł czytasz ZA DARMO w ramach bezpłatnego dostępu. Zarejestruj się i zaloguj, by mieć dostęp do wszystkich treści. Możesz też wykupić dostęp cyfrowy i wesprzeć rozwój serwisu.
Dziś przed wami jeden z takich szczęściarzy, który nie tylko zaczynał od grania z Kubą Sienkiewiczem, czy Kazikiem Staszewskim, ale też od ponad dziesięciu lat współtworzy ze swoim ojcem jeden z dziwniejszych muzycznych tworów na polskiej scenie. Michał Mrufka Jędras.
Pytasz na FB znajomych i fanów, ile powinny kosztować bilety na koncert zespołu Zacier. To na pewno znak czasów, ale też chyba jednak ryzyko, bo jak większość powie, że 5 złotych - to co wtedy?
To zrobimy bilety po 5 zł! Jeśli większość zainteresowanych stwierdzi, że to słuszna cena za nasz koncert, to czemu nie. Lepiej, gdy bilet jest tańszy, jeśli przekłada się to znacząco na liczbę osób, które na koncert przyjdą. Ale warto zaznaczyć, że nikt nie zaproponował tak niskiej ceny. Znajomi, którzy odpowiedzieli na moje zaczepne pytanie, zdają sobie sprawę, ile płaci się teraz za koncerty różnych artystów i średnia kwota, jaką sugerowali jako słuszną za bilet na nasz występ, oscylowała w granicach 30 zł. I ja również taką cenę uważam za słuszną i myślę, że gdy gra na żywo 7 osób, w dodatku większość od lat utrzymujących się właśnie z muzyki, to cena wejściówki na taki koncert nie powinna być niższa niż płyty, którą nagrali, poświęcając na to wiele czasu i energii, a z której sprzedaży - znając dzisiejsze realia - będą mieli bardzo niski zarobek.
Moje pierwsze pytanie ma podłoże w tym, jak bardzo rynek muzyczny zmienił się przez ostatnie 20, a nawet 10 lat. Ty jesteś rocznik 1995, czyli miałeś roczek, jak ja byłem na pierwszym koncercie rockowym. Wtedy to było mega wydarzenie, koncertów było dużo mniej, dla ludzi to była celebracja, a żeby mieć kasę na bilet często trzeba było się nieźle nagimnastykować. Dziś ludzie, szczególnie młodzi, nie do końca czują potrzebę płacenia za muzykę. Jak ty to postrzegasz z perspektywy dwudziestoparolatka - muzyka, ale też fana?
To prawda, rynek muzyczny przez te kilkanaście lat przeszedł wielką reformę. Sam ze zdziwieniem słucham opowieści osób takich, jak mój tata, których okres dojrzewania, a co za tym idzie odkrywania największych inspiracji, także tych muzycznych, przypadł na czas panowania w Polsce komunizmu. Moja babcia przywiozła tacie z Australii w roku 1980 The Wall na winylu. Mogę sobie tylko wyobrażać, jakie to było przeżycie dostać wtedy taki album i móc oddać się jego przesłuchiwaniu. To musiało robić wrażenie, bo przecież nie można było sobie ot tak wejść do sklepu i kupić dowolną płytę Floydów, a co dopiero odpalić YT czy Spotify i słuchać, czego dusza zapragnie. I teraz chyba muzyk musi pogodzić się z tym, że fizycznie wydana płyta zostanie kupiona tylko przez garstkę zapaleńców i kolekcjonerów. Trzeba się cieszyć, gdy ktoś doceni twoją twórczość, bo akurat zbłądził na YT i natrafił na teledysk, który mu się spodobał. Może potem dzięki temu zechce posłuchać kilku innych piosenek, a później stwierdzi, że cała twoja płyta jest świetna i chce ją mieć u siebie na półce, by chociażby przeczytać dołączoną doń książeczkę i obejrzeć z bliska okładkę. Dla mnie każda płyta była właśnie czymś więcej niż muzyką, którą można sobie ściągnąć piracko z Internetu w dniu premiery albumu, albo nawet wcześniej. To okładka, słowa w niej zawarte, zapach papieru i farby drukarskiej. I fajnie, jak ktoś to wszystko docenia, tak samo jak miło jest, gdy chce przyjść na koncert, zobaczyć muzyków w akcji, gdy ich twórczość zostaje de facto na nowo odkryta - bo każda piosenka zagrana na danym koncercie ma w sobie coś niepowtarzalnego. Czasy się zmieniają, ale dalej przecież każdy muzyk chciałby zarabiać na swojej twórczości. Jednak w dzisiejszych czasach nie można na to liczyć jedynie wydając nowe albumy. Kiedyś nawet denerwowałem się, że ktoś wrzuca na YT kawałki z naszej najnowszej płyty, bez naszej zgody. Te nerwy nie mają sensu, my na tym nie tracimy, bo jak ktoś z zasady nie kupuje płyt, to nic tego nie zmieni. A może jakaś osoba usłyszy ten kawałek i to wystarczy, by ją zaciekawić na tyle, żeby wpadła na kolejny koncert. Patrzę na moich znajomych i widzę, że gdy podoba im się, co robi jakiś zespół, to wydadzą nawet spore pieniądze, by zobaczyć go na żywo, kupić sobie koszulkę czy ładnie wydaną płytę. Jest więc inaczej niż kiedyś, ale chyba nie aż tak źle, jak mogłoby się wydawać.
Jak się gra w zespole z ojcem? Kilka dekad temu to by było nie do pomyślenia, żeby młody rockowiec grał w kapeli ze swoim "starym". Dziś to już chyba tak nie wygląda, prawda?
Z ojcem zaczynałem, to on mnie nauczył podstaw gry na różnych instrumentach, w tym na perkusji. Jak byłem bardzo mały, tata kupił okazyjnie zestaw Amati i postawił go w naszej piwnicy, przerobionej na salę prób. Potem pokazał mi parę podstawowych rytmów, a ja jakoś się wkręciłem i dalej, grając wspólnie z tatą, odkrywałem uroki perkusji. Gdy miałem 8 lat zagraliśmy pierwszy koncert razem, Zacier, ja i Dr Yry na basie. Parę lat później trochę zaczął się sypać regularny skład Zaciera, więc tata zdecydował się wziąć mnie oraz basistę, Pawła Paraskę i w trójkę występowaliśmy jako Zacier. Od tamtego czasu jestem jedynym grajkiem nieprzerwanie akompaniującym ojcu, w grudniu tego roku minie 10 lat od naszego pierwszego wspólnego koncertu pod szyldem Zaciera. Dla mnie więc granie z tatą to coś naturalnego, w dodatku w tej zacierowej, bardzo mieszanej stylistyce, dobrze się odnajduję i lubię grać te utwory. Miałem okazję też uczestniczyć w nagrywaniu trzech płyt taty, wszystkie bardzo lubię i jestem z nich dumny. Dlatego jak długo chce się Zacierowi grać, tak długo zaszczytem dla mnie będzie towarzyszenie mu.
Czy stylistyka Zaciera to jest coś, co ci w stu procentach pasuje i wystarcza, czy też chciałbyś jako perkusista zwiedzić całkowicie inne muzyczne rejony?
Zacierowa stylistyka jest bardzo różnorodna, na koncertach gramy zarówno trochę bluesa, rock’n’rolla, jazzu, reggae, jak i metalu, czyli różne gatunki z całkiem innych światów. Taki właśnie jest Zacier, trudny do zdefiniowania, a dla perkusisty ten mix stylistyczny to bardzo rozwijająca rzecz. Grałem w paru innych zespołach, bardziej metalowych, bardziej bluesowych, ale w żadnym nie czułem się tak dobrze, jak w Zacierze. Tutaj mam duże pole do interpretacji, grania po swojemu, co powoduje, że czasem dorzucam jakieś progresywne smaczki do swojej gry. Jestem bowiem mocno zafascynowany rockiem progresywnym i najbardziej chciałbym kiedyś założyć takie nowe Porcupine Tree! Do tego potrzeba ponadprzeciętnych umiejętności technicznych, więc cały czas staram się ćwiczyć, rozwijać i mam nadzieję, że kiedyś będzie mi dane współtworzyć jakiś zespół, dający nową jakość w dziedzinie progresywnego grania.
Banda Idiotów to chyba również projekt z lekkim przymrużeniem oka?
Na pewno, wystarczy powiedzieć, że sama nazwa i pomysł na kapelę został wymyślony już około czterech lat temu, a do tej pory nie mamy żadnej piosenki! Bandę Idiotów tworzą Zenek Kupatasa, Krzysztof ‘Massacra’ Korzeniowski oraz ja. Póki co nie mieliśmy dużo okazji do myślenia nad własnym materiałem, ponieważ przygotowujemy się do nagrywania płyty z Sonią, bardzo ciekawą wokalistką z Krakowa. Jednak przez to, że każdemu z nas inne zespoły zajmują sporo czasu, sprawa tego albumu wlecze się kolejny rok. Mamy nadzieję, że w tym roku uda się zamknąć temat. Potem, jak będą chęci i czas pozwoli, może pomyślimy nad materiałem dla Bandy Idiotów. Póki co, podczas kończącej się właśnie trasy koncertowej Zenka wraz z Nocnym Kochankiem, miałem okazję zagrać kilka koncertów i były to de facto pierwsze występy Bandy Idiotów na żywo, ale nadal nie z własnym materiałem. Jednak doświadczenie było świetne, bardzo dobrze się z chłopakami dogadujemy i świetnie nam się razem spędza czas na scenie, jak i poza nią, a to w zespole najważniejsze. Wszystko więc wskazuje na to, że o Bandzie Idiotów jeszcze usłyszycie.
Powiedz proszę coś więcej o projekcie Zuch Kazik, od początku do końca.
Zaczęło się od Zucha Kozioła, projektu, który w czasach studenckich powołali do życia Kuba Sienkiewicz, Piotr Łojek oraz mój tata. Zespół ten ewoluował w Elektryczne Gitary, a po wielu latach, na drugiej edycji Zacieraliów pierwszy raz wystąpił na żywo, ze mną na perkusji. Później Kubę zastąpił Kazik, a że do tej pory graliśmy głównie piosenki Sienkiewicza, to powstała potrzeba zmiany repertuaru. Tata wymyślił, że fajnie byłoby odczarować kilka piosenek z czasów komunistycznych, wszak to bardzo ładne melodie, ale kojarzące się negatywnie przez historię, jaką ze sobą niosą. I tak zrodził się Zuch Kazik. Od początku był pomysł, że warto ten materiał zarejestrować, chociażby na pamiątkę tego niecodziennego eksperymentu. Udało się i pod koniec 2014 roku światło dzienne ujrzała płyta Zakażone Piosenki.
Jak pracowało ci się z Kazikiem? Była trema na początku? Czy twój udział w tym projekcie - rola, jaką miałeś, różniła się znacząco od tego, jak wygląda twój udział w tworzeniu Zaciera?
Tremy nie było, bo Kazik to od dawnych lat przyjaciel taty, w związku z czym i ja miałem okazję dobrze się z nim poznać. Ale to na pewno wielki zaszczyt, współtworzyć zespół wraz z takimi osobistościami, jak Kazik, Zacier, Piotrek Łojek i Izi. Wszyscy nadajemy na podobnych falach, więc granie razem to sama przyjemność. Na pewno mój udział w Zuchu i Zacierze to dwie różne rzeczy. W projekcie z Kazikiem staram się być bardziej pokorny, słuchać pomysłów starszych kolegów, dopasować się do muzyki i przede wszystkim nie przeszkadzać. Gramy tutaj covery, ale mocno przearanżowane, co wymagało trochę myślenia nad formułą każdej z piosenek. W Zacierze więcej jest pola do popisu, co oczywiście bardzo lubię, ale granie z chłopakami tworzącymi Zucha to również wyjątkowo ciekawe i pouczające doświadczenie i bardzo się cieszę, że już kolejny rok jest mi dane w nim uczestniczyć. Wielki zaszczyt spotkał mnie również przy nagrywaniu ostatniej płyty Zaciera, na której grali z nami wspaniali muzycy, zrzeszeni pod szyldem Z Całym Szacunkiem Dzika Świnia - Alek Korecki, Tomek Grochowalski i Wojtek Ruciński.
Powiedz coś więcej o twoim zestawie.
Zaczynałem grać na wspomnianym, drewnianym Amati w czarnej okleinie - 2 tomy, floor, stalowy werbel i 2 bongosy. Co ciekawe, z tego zestawu dalej używam bongosów i werbla, bo ich brzmienie bardzo lubię. 4 lata temu nadszedł czas wymienić bębny na coś solidniejszego. Finansowo dorzucili się rodzice, zawsze wspierający mnie w graniu i kupiłem brzozowego Mapexa Meridian w konfiguracji 10-12-14-16 i stopa 22. Z bębnów jestem bardzo zadowolony, można je usłyszeć na ostatniej płycie, gdzie moim zdaniem wypadły wyjątkowo dobrze - w czym również wielka zasługa realizujących album Kajtka i Wojtka. Jeśli chodzi o talerze, gdy przyszła pora, by przerzucić się z Meinli HCS na coś lepiej brzmiącego, w oko wpadły mi Paiste Alpha, sygnowane przez Nicko McBraina, jednego z moich wielkich perkusyjnych idoli. Z tego zestawu do dziś używam ride, hi-hat i splash. Do tego china Paiste 2002 18 i uwielbiany przeze mnie Signature Heavy Full Crash 18. Dodatkowo kilka blaszek Stagga, który uważam za świetny kompromis między jakością a ceną - crash Furia 16, splash 10 z tej samej serii i świetny 6-calowy bell z serii Black Metal. Od kilku lat używam też twin DW 9002. Nie zamieniłbym go na żadną inną stopkę.
Jesteś entuzjastą częstych zmian sprzętu i konfiguracji, czy raczej wierny temu, co ci podpasowało i nie lubisz zmian?
Nie lubię zmian i wolę mieć wszystko po swojemu poukładane. Jednak zdarzają się takie dni, że nic mi w moim ustawieniu nie pasuje i zaczynam przemeblowania. Po paru dniach z reguły wracam do ustawienia wyjściowego, jako najlepszego, ale przy takich eksperymentach też czasem jakiś fajny pomysł wpadnie do głowy. W Zacierze najchętniej gram na dwa tomy i dwa floory, ale w kilku innych projektach używam jednego toma. Kiedyś bardziej uczulony byłem na ustawienie i gdy jechaliśmy gdzieś, gdzie grałem nie na swoim zestawie, to od razu się wkurzałem, że nic mi nie będzie pasować. Ale jak wiadomo, złej baletnicy…
Studiujesz informatykę. Jak widzisz swoją przyszłość? Chciałbyś utrzymywać się z grania, czy też wolisz, aby to było hobby?
Ahh, to pytanie przypomniało mi, że muszę chyba zaktualizować dane o swojej edukacji na fejsie… Do zeszłego roku studiowałem, z raczej mizernym skutkiem. Nie bardzo wiem, jak ja się tam znalazłem, niby w liceum byłem w klasie mat-fiz i w miarę sensownie napisałem maturę rozszerzoną z matematyki, w związku z czym celowałem w jakieś techniczne studia. Ale szybko zorientowałem się, że to nie moja bajka i strata czasu. Od października wybieram się na jakiś inny kierunek studiów, który mam nadzieję będzie mnie interesował, może właśnie związany z muzyką? Oczywiście, bardzo chciałbym móc utrzymywać się z grania, ale to udaje się nielicznym. Dlatego chcę skończyć studia i mieć w razie czego jakieś alternatywy. A w tym czasie ciągle rozwijam się muzycznie, poza graniem z tatą biorę udział w kilku innych projektach, nagrywam solowo oraz ruszam ze wspomnianym własnym zespołem progresywnym. No i zobaczymy, co czas przyniesie...
Rozmawiał: Przemek Łucyan
Foto: Maciej Biały
Wywiad ukazał się w numerze czerwiec 2017
QUIZ – Nie wiesz tego o Evans!
1 / 12
Evans jest w rodzinie firmy D’Addario wspólnie z marką pałeczek…