Pod lupą - System Of A Down - Chop Suey
Pod lupą
Dodano: 16.03.2014
Dzisiaj będzie smakowicie, bo skosztujemy potrawy rodem z dalekich Chin.
Ten artykuł czytasz ZA DARMO w ramach bezpłatnego dostępu. Zarejestruj się i zaloguj, by mieć dostęp do wszystkich treści. Możesz też wykupić dostęp cyfrowy i wesprzeć rozwój serwisu.
"Chop Suey" to singiel promujący płytę "Toxicity" zespołu System Of A Down, będący jednocześnie kulinarną pozycją kuchni azjatyckiej. Nasza muzyczna karta dań ma jednak też drugie, bardziej pikantne dno... Chop suey tłumaczyć można jako samobójczy cios (chop - cios, suey - skrót od suicide). Po co więc ryzykować, balansując pomiędzy życiem a śmiercią, lub w najlepszym razie nabawić się niestrawności kuchni orientalnej? Może bezpieczniej będzie wrócić do Polski i jak zwykle zjeść schabowy? Jeśli wybierasz kotlet, bo lubisz, to okej. Jeśli wybierasz granie do kotleta, bo musisz, to też jest to w porządku. Tylko zastanów się, czy tak wąskie menu nie wyda ci się nudne… Obiecuję, że dzisiejsze spotkanie uda nam się przeżyć bezpiecznie i bez żołądkowych rewolucji, co więcej - najemy się prawie do syta wiedzą, wspólnie kosztując świata metalu alternatywnego…
To, co od razu uderza w piosence "Chop Suey" to nie tylko zróżnicowana rytmika aranżacyjna, ale też wysoce selektywna punktowość, którą czujemy w momencie pojawienia się linii wokalu. Bardzo precyzyjne unisona już od pierwszych słów zwrotki "budzą" nas energetyczną frazą. Efekt jest tym większy, że wcześniej zostajemy jakby uśpieni długimi, ciężkimi, klasycznymi riffami intra. Wokalista początkowymi słowami wydaje się też jakby budzić pozostałe instrumenty do czujności i podążania za nim - nuta w nutę, krok po kroku, jak muzyczna armia, która równo stąpa za swoim kapitanem… (Przykład 1):
Dla wzmocnienia efektu rytmicznej dyscypliny pierwsze dwie szesnastki pierwszej zwrotki grane są na werblu (tak, jak w nagraniu), później przechodząc na hi-hat ze stopą oraz werbel (według zapisu nutowego). Nieczęsto się zdarza, by partia bębnów tak posłusznie nadążała za wokalem, chociaż… Hm… Kto wie… Może to wokalista biegnie za pałkerem… (marzenie każdego z nas).
Aby nie dostać zadyszki od wzajemnej pogoni, po czterech taktach wspólnego sprintu pojawia się druga część zwrotki, tym razem - jak nakazuje reguła kontrastu - dużo bardziej "rozciągnięta" - hi-hat grany ćwierćnutowo, forma mniej punktowa i w linii wokalu, i instrumentalnie. (Przykład 2):
Mimo, że dźwięki instrumentów się przerzedziły, dalej czujemy groźne "rozkazy kapitana", rzucane tuż nad głową swych ormiańskich żołnierzy niczym śmiercionośne granaty… Tym razem okrzyki bojowe wokalisty są mniej karabinowe, za to rozciągnięte, o większym patosie i sile rażenia, co z kolej podkreśla m.in. mocniejszy i dłuższy hi-hat. Ale niech nie zmylą nas pozory - armia napastnika czuwa bezustannie i z precyzją snajpera mierzy swoje kule... Pod koniec zwrotki wokal znów spotyka się z bębnami, by na linii wroga wspólnie oddać cztery celne strzały (charakterystyczne przejście w czwartym takcie, tuż przed refrenem).
Po zaciętej bitwie należy się jednak chwila wytchnienia… I wreszcie nadchodzi refren z odsieczą, wprowadzając chwilę spokoju, wyciszenia i bardziej wyrafinowanej melodyki. (Przykład 3):
A może to kojąca melodia triumfu po zdobyciu jakiejś biednej indiańskiej wioski lub ponownym wygranym starciu z Krzyżakami? Zauważ, że pojawił się half time i rytm zwolnił dwukrotnie, ale akcenty na ridzie są jakby kontynuacją werbla toczonego wcześniej na 2 i 4.
Ciekawe jest tu odwrócenie ekspresji utworu - zabójcze intro, waleczna zwrotka i spacyfikowany refren... Oczywiście, pokój nie trwa długo, bo po łagodnym refrenie przychodzi kolejna wyprawa krzyżowa, tym razem jeszcze ostrzejsza w amunicję i z mocnymi (szesnastkowymi) blastami na czele…
Po tym już znany nam scenariusz z pierwszej bitwy - barbarzyńska, siejąca spustoszenie zwrotka, po niej triumfalny refren, a po nich… No właśnie… Po tym to już tylko pozostaje nam przygotować się do świąt, bo przecież niedługo gwiazdka, a my - cali i zdrowi, jak obiecałem - uzbroiliśmy się w cenną wiedzę, pamiętając, że co nas nie zabije, to nas… wzmocni…
Paweł Ostrowski
To, co od razu uderza w piosence "Chop Suey" to nie tylko zróżnicowana rytmika aranżacyjna, ale też wysoce selektywna punktowość, którą czujemy w momencie pojawienia się linii wokalu. Bardzo precyzyjne unisona już od pierwszych słów zwrotki "budzą" nas energetyczną frazą. Efekt jest tym większy, że wcześniej zostajemy jakby uśpieni długimi, ciężkimi, klasycznymi riffami intra. Wokalista początkowymi słowami wydaje się też jakby budzić pozostałe instrumenty do czujności i podążania za nim - nuta w nutę, krok po kroku, jak muzyczna armia, która równo stąpa za swoim kapitanem… (Przykład 1):
Dla wzmocnienia efektu rytmicznej dyscypliny pierwsze dwie szesnastki pierwszej zwrotki grane są na werblu (tak, jak w nagraniu), później przechodząc na hi-hat ze stopą oraz werbel (według zapisu nutowego). Nieczęsto się zdarza, by partia bębnów tak posłusznie nadążała za wokalem, chociaż… Hm… Kto wie… Może to wokalista biegnie za pałkerem… (marzenie każdego z nas).
Aby nie dostać zadyszki od wzajemnej pogoni, po czterech taktach wspólnego sprintu pojawia się druga część zwrotki, tym razem - jak nakazuje reguła kontrastu - dużo bardziej "rozciągnięta" - hi-hat grany ćwierćnutowo, forma mniej punktowa i w linii wokalu, i instrumentalnie. (Przykład 2):
Mimo, że dźwięki instrumentów się przerzedziły, dalej czujemy groźne "rozkazy kapitana", rzucane tuż nad głową swych ormiańskich żołnierzy niczym śmiercionośne granaty… Tym razem okrzyki bojowe wokalisty są mniej karabinowe, za to rozciągnięte, o większym patosie i sile rażenia, co z kolej podkreśla m.in. mocniejszy i dłuższy hi-hat. Ale niech nie zmylą nas pozory - armia napastnika czuwa bezustannie i z precyzją snajpera mierzy swoje kule... Pod koniec zwrotki wokal znów spotyka się z bębnami, by na linii wroga wspólnie oddać cztery celne strzały (charakterystyczne przejście w czwartym takcie, tuż przed refrenem).
Po zaciętej bitwie należy się jednak chwila wytchnienia… I wreszcie nadchodzi refren z odsieczą, wprowadzając chwilę spokoju, wyciszenia i bardziej wyrafinowanej melodyki. (Przykład 3):
A może to kojąca melodia triumfu po zdobyciu jakiejś biednej indiańskiej wioski lub ponownym wygranym starciu z Krzyżakami? Zauważ, że pojawił się half time i rytm zwolnił dwukrotnie, ale akcenty na ridzie są jakby kontynuacją werbla toczonego wcześniej na 2 i 4.
Ciekawe jest tu odwrócenie ekspresji utworu - zabójcze intro, waleczna zwrotka i spacyfikowany refren... Oczywiście, pokój nie trwa długo, bo po łagodnym refrenie przychodzi kolejna wyprawa krzyżowa, tym razem jeszcze ostrzejsza w amunicję i z mocnymi (szesnastkowymi) blastami na czele…
Po tym już znany nam scenariusz z pierwszej bitwy - barbarzyńska, siejąca spustoszenie zwrotka, po niej triumfalny refren, a po nich… No właśnie… Po tym to już tylko pozostaje nam przygotować się do świąt, bo przecież niedługo gwiazdka, a my - cali i zdrowi, jak obiecałem - uzbroiliśmy się w cenną wiedzę, pamiętając, że co nas nie zabije, to nas… wzmocni…
Paweł Ostrowski
QUIZ – Nie wiesz tego o Evans!
1 / 12
Evans jest w rodzinie firmy D’Addario wspólnie z marką pałeczek…