Czym się kierować przy kupnie cajona?
Rynek cajonów w Polsce wreszcie stał się bardzo nasycony. Głównie z inicjatywy największych aktorów rynku instrumentów, jak i małych wytwórców skrzynek perkusyjnych, pragnących dołożyć do tego – prostego w gruncie rzeczy instrumentu – swoje pięć groszy.
Po wnikliwym obserwowaniu tego segmentu, najistotniejszym kryterium wyboru instrumentu nie powinna być dziś cena, tylko analiza potrzeb. Do czego cajon będzie nam służyć? Dopiero następnym kryterium jest cena, bo główni bohaterowie tego rynku nią właśnie najbardziej walczą o klienta...
Po tym, jak Peru zostało skolonizowane przez Hiszpanów, władze Kościoła Katolickiego zabroniły niewolnikom używania jakichkolwiek bębnów. Wierzono wówczas, że jest to pogański instrument, narzędzie Szatana. Najbardziej jednak chyba bano się buntu niewolników, bo bębny mogły im pomagać w komunikowaniu się. Afrykańscy niewolnicy zaczęli więc muzykować rytmami, używając do tego przedmiotów codziennego użytku, narzędzi ich pracy. Jak wiadomo, muzyki z człowieka, a szczególnie rytmu, który towarzyszy nam od początku naszego życia za sprawą bicia serca matki, nie sposób wykorzenić. Niewolnicy grali więc łyżkami na swoich szafkach, czy eksperymentowali z zabudowywaniem skrzynek, które towarzyszyły im w pracy. I tak historia muzyki dowodzi, że pierwsze wersje cajona, powstały około 1840 roku. Jak wiadomo, proces doskonalenia tego pozornie tylko prostego, lecz nieprawdopodobnie potężnego brzmieniowo instrumentu, trwa po dziś dzień.
Kiedy w 2008 roku spotkałem przygotowującego się do występu Minu Cinelu, widząc z bliska jego cajon, pomyślałem sobie: „To niemożliwe, żeby ta skrzynka, w której wcześniej zapewne trzymał ziemniaki, mogła zastąpić perkusję”. Pamiętam, że jego instrument z bliska wyglądał koszmarnie. Odrapana tapa, cały poobijany. Gdy dwie godziny później mistrz wyprawiał nim na scenie istne cuda, kolejny raz w życiu zrozumiałem, że to nie ten kawał drewna gra, lecz człowiek, który na nim siedzi.
Podbudowany tym niezaprzeczalnym faktem, zakupiłem swojego pierwszego cajona firmy Ever Play, który kosztował mnie niecałe 300 zł i... kaplica. Brzmiał mniej więcej tak, jak wyglądał cajon mistrza, który mnie zainspirował. Oczywiście, miałem pretensje do instrumentu, nie do siebie. Poszedłem więc do sklepu muzycznego, gdzie zabrałem się za oklepywanie najdroższego modelu cajona – bo to pewnie była kwestia ceny instrumentu. Ku mojemu zdumieniu, najdroższy i najpiękniejszy cajon w sklepie, pod moimi niezdarnymi, niewyćwiczonymi łapskami, również brzmiał koszmarnie. Po 10 latach grania na tym instrumencie, a mam ich kilka, moim ulubionym jest właśnie ten pierwszy strunowiec Ever Playa. Najtańszy nie zawsze znaczy najgorszy...
Czym zatem kierować się przy zakupie pierwszego instrumentu? Podpowiedź powinna już się nasuwać, że to nie cena ma być najważniejszym kryterium, choć oczywiście jest ważnym. Jest jednak kilka innych ważnych szczegółów, dzięki którym początek przygody z tym wspaniałym instrumentem, może być dla was przyjemniejszy.
CAJON TRADYCYJNY CZY MOŻE NAJPIERW MINI?
Podobnie, jak w segmencie zestawów perkusyjnych, w zależności od wspomnianych potrzeb użytkownika, można dobrać odpowiedni cajon za odpowiednie pieniądze. Zawodowców zadowalać będą brzmienia etnicznych zestawów za 1-2 tys. zł i więcej. Jeżeli jednak potrzebujecie instrumentu do nauki, nie powinien być on droższy niż 600 złotych.
Bardzo przyzwoite, gotowe do grania cajony w wykonaniu i brzmieniu oferują firmy SELA, Meinl czy Schlagwerk, a ich oferta w tym segmencie jest naprawdę bogata.
Absolutnie najtańszą opcją na tzw. „start” może być cajon z... tektury, czyli np. Meinl VR-CAJ2GO. Trzeba za niego zapłacić około 80 zł, a po złożeniu śmiało siadać na instrumencie i uczyć się podstaw. I oczywiście można wybrzydzać, że to pudełko po butach etc. Jestem jednak przekonany, że Minu Cinelu dałby popis i na takim instrumencie.
Jeśli macie smykałkę majsterkowicza, możecie kupić sobie cajon za około 200 zł w zestawie do samodzielnego montażu. Znajdziecie takie w ofercie Meinla (Headliner) oraz Schlagwerka (My Cajon).
Jeśli nie dysponujecie budżetem 400 – 600 złotych, można zainwestować na początek w Mini Cajon. Oferta producentów w tym segmencie instrumentów jest całkiem atrakcyjna, a nie narazi was na większą inwestycję, lecz wydatek około 100 zł. Jest to już drewniany instrument ze sprężynkami werblowymi na tapie (płycie, w którą uderza się dłonią), który odzywa się jak pełnowymiarowy cajon, lecz zdecydowanie ciszej. Ciężko będzie wam na nim siedzieć, a i z pewnością niewygodnie w tej pozycji grać, jednak jest to dobry wstęp do świata perkusyjnych skrzynek.
STRUNOWY CZY SPRĘŻYNOWY?
Tradycyjne cajony z peruwiańskim rodowodem wyposażane są w struny dotykające tapy, dzięki którym instrument produkuje werblowe brzmienia. Taki instrument na start będzie trudniejszy do opanowania niż cajon wyposażony w sprężynki werblowe, odpowiadające za ten sam efekt „snare”.
Sprężyny najczęściej montowane są przez producentów w górnej części skrzynki, dzięki czemu prostszy i klarowniejszy jest do uzyskania efekt brzmienia werbla, a także klarowniejsza partia basu, która znajduje się w dolnej części skrzynki. W cajonach strunowych, struny dotykają tapy na całej jej płaszczyźnie, stąd amatorom trudniej będzie bez odpowiedniej techniki pracy rąk, wybrzmiewać klarownie bas i snare, co może działać zniechęcająco. Cajony strunowe są także droższe od tych ze sprężynami i najczęściej pozwalają na dostrajanie napięcia strun, na czym też trzeba się poznać. Stąd najlepszą opcją dla amatora tego instrumentu będzie cajon sprężynowy. Także pod względem portfela, bo cajony strunowe są zazwyczaj droższe.
ZNANA MARKA CZY MAŁY WYTWÓRCA?
Jak wspominałem na początku, rynek cajonów w Europie jest pięknie nasycony. Pięknie, bo oprócz dużych graczy, produkujących tysiące skrzynek, jakie od ręki dostępne są w sklepach muzycznych, często też w przystępnych cenach, możemy też skorzystać z mniej znanych marek, za jakimi stoją mniejsi wytwórcy, często pasjonaci tego instrumentu, jednoosobowe firmy. Ich produkty różnią się od tych masowych tym, że możemy je niemal w pełni spersonalizować. Zarówno pod względem wizualnym, jak i brzmienia.
Najczęściej do drzwi mniejszych firm produkujących genialne instrumenty, pukają już zaawansowani cajonerzy, którzy zamawiają bardzo konkretny instrument. Z reguły nie jest on dostępny od ręki, bo musi upłynąć trochę wody w Wiśle, by wytwórca go wykonał. Kosztuje on odpowiednio więcej niż ten dostępny na sklepowej półce. Mniejsi aktorzy rynku cajonów, starając się zaistnieć na rynku, od jakiegoś czasu mają także instrumenty dostępne od ręki, a nawet wprowadzają je do regularnej sprzedaży w sklepach muzycznych. Warto pamiętać, że niemal zawsze są to instrumenty wykonywane ręcznie i mają charakter manufaktury, unikatu, a nie serii produktów. Co zrozumiałe, muszą być droższe.
Andrzej Włodarczyk, właściciel firmy AW Cajon
GDZIE I JAK SIĘ UCZYĆ?
Ciekawą propozycją edukacyjną, wydaną przez firmę Schlagwerk, jest szkoła na DVD M. Philipzen „Cajon – the small drumset”. Warto poznać także podręcznik autorstwa Marcina Lemiszewskiego, który zawiera ćwiczenia oraz krótkie utwory, przygotowujące do gry na skrzynce. Jedną z popularniejszych szkół na cajon jest DVD Conny’ego Sommera, który wydał dwie szkoły-przewodniki na ten instrument. Wszystkie dostępne są w sklepach muzycznych. W Internecie zaś aż roi się od różnych szkółek na cajon.
Jedną z najpopularniejszych propagatorek skrzynek perkusyjnych jest Heidi Joubert. Artystka na swoim kanale YouTube oprócz różnych utworów zamieszcza ciekawe tutoriale, dotyczące różnych rytmów.
Warto też podglądać, co na YouTube.com poleca Ross McCallum. To druga ważna postać, propagująca w sieci cajony i ich różne modele funkcjonowania w muzyce.
Takich postaci w sieci jest znacznie więcej, jednak zdecydowanie najlepszą opcją pozyskiwania wiedzy jest żywy nauczyciel. Żywy – taki z krwi i kości, do którego można przyjść na indywidualne lekcje lub zbiorowe warsztaty. Jest wówczas realna szansa na to, że doświadczony cajoner w procesie edukacyjnym, zwróci w odpowiednim momencie uczniowi uwagę, gdy zauważy, że jego ręce pracują na tapie niewłaściwie. Ekran w takim przypadku jest bez szans…
Materiał przygotował: Wojciech Andrzejewski muzykoterapeuta, właściciel Najmniejszej Szkoły Perkusyjnej w Łodzi Drum-Room.pl, redaktor działu „Perkusjonista”