To zagraj lepiej!
„Tak musimy zrobić, żeby tej krytyki nie było, tylko aplauz i zaakceptowanie…” powiedział na zebraniu jeden z bohaterów filmu Rejs.
Nie ukrywam, że trochę boleję nad kierunkiem rozwoju standardów komunikacji międzyludzkiej i formie wymiany opinii. Idzie to w jakąś abstrakcyjną dla mnie formę na zasadzie: „Czy zdążyłeś się już obrazić?”. Pomijam już, że tak lubiany przeze mnie czarny humor jest w totalnym odwrocie. Można by było gadać o tym godzinami, więc skupmy się na meritum, bo z tej właśnie postawy wynika wątek, który chciałbym poruszyć.
Przechodzimy powoli przez etap zakazu krytyki by nikogo nie urazić i wchodzimy rześkim krokiem w „hejtowanie krytyki”. Nie przepadam za tym dziwnym wyrazem „hejt”, ale jest wygodny i posłużę się nim dla większej klarowności.
Ale zanim przejdziemy dalej. Mam cichą nadzieję, że doskonale rozumiemy wszyscy co oznacza słowo „krytyka”, gdy mówimy o publicznej debacie na jakiś temat. Nie jest to jakiś emocjonalny wylew żali czy wyzwisk, tylko surowa ocena poparta jakimiś argumentami, mniej lub bardziej rozbudowanymi. W każdym razie, tak ja to rozumiem w momencie, gdy wchodzimy w interakcje z innymi na dany temat. Nie widzę problemu, gdy ktoś powie zwykłe: „Nie lubię go”. Ale zamiast od razu najeżdżać na taką osobę – co już świadczy, że komentarz zaintrygował – chyba lepiej zapytać skąd takie odczucia.
Póki co mówimy tu o pryncypiach. Przejdźmy do bębnów.
Okazuje się, że ciężkie jest życie osoby, która skrytykuje popularnego i lubianego bębniarza (przypominam o rozumowaniu słowa „krytyka”). Wyciągany jest najczęściej wręcz przedszkolny argument w postaci „zagraj lepiej”. Chyba głupiej nie da się zareagować. Widząc coś takiego robię w tył zwrot, bo już wiem, że tu solidnej wymiany zdań nie będzie, tylko wyrywanie foremek i łopatek. I nie chodzi o to, że jestem w tym kiepski (ale fakt, jestem), tylko nie jest to zwyczajnie mój kaliber dyskusji. Wybitny krytyk filmowy, jakim jest Tomasz Raczek, złego słowa nie mógłby powiedzieć na żaden film, bo przecież on sam żadnego nie nakręcił. Żeby nie posługiwać się tak złożonymi formami artystycznymi - nie mógłby skrytykować kreacji aktorskiej, bo przecież w zasadzie sam żadnej nie stworzył.
Przełożę to teraz na bębny i podam własne przykłady, żeby nie być gołosłownym. Wszakże nie mogę powiedzieć, że według mnie Chad Smith ma mocno ograniczony alfabet muzyczny, a tym samym jest piekielnie przereklamowanym perkusistą, mimo że jest wielką osobowością. Nie tylko klepie kilka rytmów na krzyż, ale nie potrafi dostosować się do innych, nawet bliskich stylistyk - biorąc pod uwagę skalę jego ogólnego postrzegania jako muzyka. Nie mogę tego powiedzieć, bo nie zagrałem tyle koncertów co Red Hoci, nie nagrałem tylu płyt. Nie mogę powiedzieć, że fenomen El Siberiano to w ogromnej większości bystra edycja i sprawny dynamiczny efekt krótkich form. To nie jest tak, że jest to jedna wielka ściema, Jorge jest naprawdę bardzo dobrym bębniarzem, ale… Pół godziny na deskach, płynnego grania jakie nam serwuje w swoich krótkich filmach, rzecz jasna na scenicznym brzmieniu. Mam przeczucie, że nie byłoby już tak kinowo. No, ale nie mogę tego powiedzieć, bo nie mam 3 milionów obserwujących na Instagramie, nie potrafię jedną ręką klepać w rytm rakietowego DragonForce.
Do tego dochodzi jeszcze kolejny genialny tekst z piaskownicy - najpewniej mu zazdroszczę. Wiecie co? Gdybym chciał osiągnąć taki efekt i pracował dając z siebie wszystko, a ostatecznie by mi się to nie udało to owszem, mógłbym być zazdrosny. A tak? To tak jakbym zazdrościł Idze Świątek tytułu sportowca roku, tylko że może dwa razu w życiu „grałem” w tenisa, a na sam sport poświęcam nieco ponad pół godziny dziennie. Komentarze na zasadzie, że teraz Chad Smith na pewno się nie podniesie i ociera łzy studolarówkami, są dla mnie na podobnym poziomie do tych „to zagraj lepiej”.
Przykładów artystów, których mógłbym skrytykować narażając się na lincz obrażonych, mógłbym podawać więcej (oj, szczególnie w kwestii wielu perkusistek lub jazzmanów czy ekstremalnych grzmotów) i zostać zmielonym przez bezkrytycznych zombie. Nie muszę tego robić, a z pewnością nie chcę tego inicjować, bo nie karmię się tego typu energią. Nie mam jednak żadnych oporów by ewentualnie podnieść rękawicę i przedstawić swoje stanowisko.
Jeżeli ktoś nie do końca rozumie jakie są moje intencje, ujmę to w ten sposób – to nie jest atak na Jorge czy Chada, obu lubię i cenię za niezwykłą umiejętność odnalezienia się w sytuacji. Barwne postaci, wnoszące ogromnie dużo w nasz świat, TAKŻE poprzez to, że się o nich mówi w takich okolicznościach. I przyznajcie, w jakże zacnych okolicznościach, bo obaj panowie są tu przykładami tego, że w odniesieniu do ich GRY mam krytyczne zdanie, że nie są aż tak wybitni jak spore gremium przyjmuje.
Brak konstruktywnej krytyki uważam za formę samookaleczenia intelektualnego. Wpisuje się to idealnie w świat otępiałego społeczeństwa, które barykaduje się ułomnymi hasłami w stylu „o gustach się nie dyskutuje”. Jak nie masz własnego zdania, nie jesteś gotowy na inne postrzeganie, nie chcesz mieć większej świadomości to racja, siedź i klep brawo ze wszystkimi. Dlatego żeby taki ktoś zrozumiał o czym mówię, użyję kolokwializmu wpisującego się idealnie w ich „logikę” - Jedz gówno, miliony much nie może się mylić. Czy jakoś tak…
Maciej Nowak
P.S. Obawiam się, że interpretację powyższego tekstu niektórzy mogą sprowadzić bezpośrednio do podanych przykładów, podczas gdy… są to jedynie przykłady.