Inferno
Dodano: 14.05.2014
Rok temu, kiedy gościliśmy go na okładce z Darayem i Pawulonem, nic nie zapowiadało, że kostucha zacznie wkrótce pukać do jego drzwi.
Ten artykuł czytasz ZA DARMO w ramach bezpłatnego dostępu. Zarejestruj się i zaloguj, by mieć dostęp do wszystkich treści. Możesz też wykupić dostęp cyfrowy i wesprzeć rozwój serwisu.
Inferno jednak nie miał w swoich planach przenosin do kurhanu, wystawił więc środkowy palec i skierował w stronę śmierci: "Nie tym razem!". Niewiele brakowało… Również w swoim stylu, sumiennie i cierpliwie, przechodził kolejne etapy rekonwalescencji. Nikt chyba nie rozumiał go lepiej niż lider Behemoth, dlatego cały okres absencji Inferno to wzajemne wspomaganie się, zespół - Inferno, Inferno - zespół.
Wszystko skończyło się dobrze i z wielką radością witamy go z powrotem, czego wyrazem jest właśnie okładka magazynu, a sam muzyk uprzedza ewentualnych mu niechętnych słowami: "Zawsze można zakryć prześcieradłem okładkę albo wyciąć te kartki". Nowa płyta Behemoth, nowa trasa zespołu - wszystko wreszcie zaczyna się układać tak, jak powinno.
Spotkaliśmy się w mieszkaniu muzyka, niezwykle gustownie urządzonym, w mrocznym klimacie, ale pozbawionym jakichkolwiek infantylnych elementów. Czerń mebli przeplata się z apokaliptycznymi wizjami z obrazów lub okładek płyt. Wszystko mające w sobie oddech i przestrzeń. Naszą rozmowę zaczęliśmy od… zmierzenia sobie wzajemnie ciśnienia, co ostatecznie wprowadziło nas w bardzo radosny nastrój - piekielny rock and roll, a lata lecą! Okazało się, że jesteśmy w doskonałej kondycji, więc spokojnie rozpoczęliśmy odsłuchiwanie nowych materiałów, jakie perkusista ostatnio nagrał. Po sporej dawce mroku i grzmotu ruszyliśmy do nowej sali prób Behemoth, ponieważ wiadomo, że materiał o bębnach najlepiej robić wśród bębnów. Sala zespołu zawalona była wszelkimi gratami, nie tylko instrumentami i wzmacniaczami. Spore wrażenie robią zwalone na środku uniformy muzyków, niczym zbroje po zakończonej batalii pod wrotami Mordoru. Rozkręcone bębny i walające się talerze potęgowały uczucie bałaganu. Takiego bałaganu, jaki lubi każdy muzyk! Widać, że wszystko żyje. Zasiedliśmy na środku, z głośników sączyła się nuta zniszczenia. Rozpoczęliśmy naszą oficjalną część rozmowy…
Co się stało, że cię nie było?
Ach, grypa, dłuższa grypa (śmiech). Nagły atak wyrostka, godzina dłużej, a byłoby na dobrą sprawę pozamiatane. A że cała akcja została przeprowadzona w ostatniej chwili, nie wyglądało to za dobrze i w późniejszym okresie doszło do infekcji, a leczenie troszkę trwa. Jak widać jednak - nie jest tak łatwo się mnie pozbyć. Jest dobrze, już jest w porządku, co też nie oznacza, że w wolnym czasie siedziałem na dupie nic nie robiąc, ponieważ dużo rzeczy się wydarzyło. Razem z Bartkiem skomponowaliśmy prawie cały materiał na nową płytę Azarath. Skończyliśmy także nową płytę Witchmaster, na którą to ścieżki bębnów rejestrowałem jeszcze przed operacją. W sierpniu dograliśmy gitary, a w grudniu razem z Maltą zmiksowaliśmy całość. Uważam, że brzmi bardzo, bardzo rasowo…
Pierwotnie plan był taki, że miałeś wrócić we wrześniu, jednak wiadomo, że nie było to możliwe. Zadowolony nie byłeś…
Zależy, jak na to spojrzeć. Z wyjątkiem Adama (Nergala), który cierpi na wieczne ADHD to chyba każdy życzyłby sobie tak długiego urlopu w domu i mimo kontuzji uważam ten okres za niezwykle kreatywny i budujący.
Jak długo nie siedziałeś za bębnami?
Siedem miesięcy w ogóle nie grałem. Po pierwszej próbie byłem przerażony. Myślałem, że się popłaczę. Miałem dwie lewe ręce, do tego dwie lewe ręce z drewna! Było bardzo słabo. Nogi były ok, druga próba i trzecia były już świetne. Byłem tak zaaferowany grą, że nie chciałem przerywać. Gdy był czas do domu, ja jeszcze siedziałem i grałem. Byłem później tak zmęczony i wszystko mnie bolało, jakbym zebrał łomot od pięciu kiboli bejsbolami. Ale to było właśnie "to" uczucie, obudzić się następnego dnia sponiewieranym i zeszmaconym, jak po koncercie. Myślę, że jest to też kwestia przyzwyczajenia i uzależnienia. Potrzebowałem tego i wiem, że nie mogę bez tego żyć.
Co czułeś, kiedy patrzyłeś na zespół,gdy jechał w trasę?
Pełne wsparcie i zrozumienie z mojej strony.
A jako perkusista?
A co mogłem czuć? Ciągnęło mnie jak diabli do bębnów, ale powiem ci, o co chodzi. Żeby sobie ułatwić sprawę, zwyczajnie zaakceptowałem sytuację, w której się znalazłem i cierpliwie wyczekiwałem momentu, by móc ponownie usiąść za bębnami. Ponieważ we wrześniu po przeprowadzeniu wszystkich badań okazało się, że wciąż jestem jeszcze narażony na przepuklinę pooperacyjną, nie mogliśmy ryzykować. Za miesiąc (wywiad robiliśmy miesiąc przed premierą nowej płyty Behemoth - przyp. red.) rozpoczynamy masową promocję nowej płyty. To będą bardzo ważne koncerty, choć wiadomo, że każdy koncert jest ważny, ale nie wyobrażam sobie tego inaczej, musiałem zrobić wszystko, aby wyzdrowieć. Spójrz, człowiek jest w stanie do wszystkiego się przyzwyczaić. Gdy idziesz do paki, pierwsze miesiące oczywiście będą ciężkie, ale później akceptujesz środowisko, w którym się znalazłeś i uczysz się z tym żyć. Nie będziesz płakał i nosa wycierał w kołnierz mamy przez całe życie. Jest jak jest i należy to bezwzględnie zaakceptować.
Byłeś zaangażowany w poszukiwanie zastępcy?
Oczywiście, że tak. W momencie, gdy jechałem taksówką do szpitala, wykonywałem różne telefony, kto ma zagrać najbliższy koncert za tydzień, czy tam za dwa…
Ten na Impact?
Nie, jeszcze wcześniej, gdzieś w Niemczech. Koncert zagrał Adam Sierżęga. Tylko, że on miał roczną przerwę w graniu w ogóle, a miał tylko dwie czy trzy próby na przygotowania. Nie wiem, jak było naprawdę, bo nie byłem przy tym obecny, ale sam Adaś zapytał mnie, czy nie widziałbym kogoś innego. Widać nie czuł się pewnie i coś mu nie leżało. No i eureka - przecież jest jeszcze ten młodziak, Austriak, który już nie gra w Decapitated, a mieszka chyba wciąż w Polsce. Trzeba do niego zadzwonić, bo on to ugra bez problemu i może mu to tylko pomóc w karierze. No i był to strzał w dziesiątkę, jak się okazało.
Pamiętam, że mówiłeś mi "tylko Daray".
Myślałem o Darku, zwłaszcza, że grają z Tomkiem w jednym zespole (Vesania) od lat wielu, ale - niestety - miał zbyt napięty grafik. Trzymałem kciuki za Adama, ale nie wiem, co się stało, należałoby Nergala zapytać. Najważniejsze, że udało im się wszystkie te koncerty zagrać i nie było konieczności odwoływania czegokolwiek, a z tego, co mi zrelacjonowano, azjatycka i polska trasa wypadły świetnie.
Nie docierały do ciebie żadne plotki na twój temat - co tam się z Inferno stało?
W ogóle nie interesuję się plotkami i nic sobie z tego nie robię. Mogę się uśmiechnąć pod nosem i machnąć ręką. To samo się tyczy rozmów na czyjś temat, nie obchodzą mnie opinie innych, póki sam nie usłyszę od danej osoby jakiegoś słowa. Zwyczajnie wolę się nie wypowiadać.
Pierwszy raz widziałeś Kerima w Behemoth na koniec trasy, podczas koncertu w Warszawie?
Tak, wskoczyłem zresztą za bębny obok niego, aby zagrać razem końcówkę At The Left Hand Ov God.
Jak twoja reakcja?
Powiem ci, że to bardzo ciekawe doświadczenie - móc oglądać swój zespół z perspektywy widza. Nie jest to dane wielu muzykom. To ciekawe przeżycie i strasznie mi się podobało. Uważam, że wielu bębniarzy chciałoby się znaleźć w takiej sytuacji. Będąc na scenie i grając, nie mam możliwości wydania obiektywnej oceny, jak to wszystko z przodu wygląda. Oczywiście można sobie obejrzeć na YouTube filmik, gdzie ktoś cię nagrał kamerą, ale tutaj miałem ten komfort obserwowania sobie z boku sceny i z tyłu, i z przodu. Zobaczyłem, jak to wygląda, cała scenografia, dramaturgia i dopiero zauważyłem, jaka jest wartość tego zespołu.
I co wywnioskowałeś?
No, wgniotło mnie, a jestem osobą krytyczną. Rzadko jestem zadowolony z rzeczy, które sam tworzę, a wobec twórczości innych nie mam czasami litości. Ciągle wiercę nosem i wąsem (śmiech).
Mógłbyś być więc fanem Behemotha?
Myślę, że tak. Po tym, co zobaczyłem, to tak. Swoją wartość i klasę zespół tak naprawdę jest w stanie zaprezentować dopiero na koncercie. Płyty może nagrywać każdy, a teraz w studio można zrobić dosłownie wszystko. Zespół z krwi i kości prosperuje w wypadku, gdy na żywo jest w stanie to powtórzyć, dodając do tego różne elementy, budując klimat, show i przedstawienie. Miałem możliwość to wszystko zobaczyć i po plecach przechodziły mi ciarki, a to już oznaczało, że jest bardzo dobrze.
Miałeś w sobie sportową złość, że płyta jest nagrana, a tu takie coś się zdarzyło…
Płyta nie była promowana, dlatego nie było tak źle. Wiesz co? Z drugiej strony może potrzebowałem takiej przerwy. Uważam, że wiele rzeczy w życiu nie dzieje się bez przypadku. Może ta przerwa była potrzebna, żeby sobie poukładać wszystko, jak należy, a teraz uderzyć z podwójną siłą. Ja to tak odbieram, więc nie wietrzę w tym wszystkim jakiejś straszności wielkiej. Była przerwa, byłem w stanie się wykurować, więc teraz robię dalej swoje i być może tak właśnie miało być.
Przewidujesz nowości w swoim arsenale perkusyjnym na nową drogę życia?
Na pewno rototomy, na pewno set Paiste Rude zamienię na Paiste 2002 - takich używałem w studio i nowe bębny firmy Pearl.
Co cię skłoniło akurat do Pearla?
Przede wszystkim osoba odpowiedzialna za relację z artystami w firmie - Frank Jacobs i to, jak dbają o zespoły, a widziałem to niejednokrotnie na festiwalach. Jeżeli chodzi o tzw. tour support są najlepsi na świecie i są w stanie dotrzeć dosłownie wszędzie. Poza tym jest to najwyższa półka, bo czego byś nie postawił obok to już jest tylko kwestią gustu. Tama Starclassic lub DW - wszystkie te instrumenty brzmią świetnie. Przyszedł też czas na zmiany. Stary Spaun ma już taki przebieg, jak stary Mercedes, który jeździł piętnaście lat na taksówce.
Jeden element chyba był szczególnie przekonujący…
Masz na myśli hardware? Tak, mówię to w pełni odpowiedzialnie i stanowczo, a miałem styczność z każdym hardwarem. Pearl robi najlepszy hardware na świecie. Najbardziej praktyczny, najbardziej solidny, amen.
Najnowsza płyta Behemoth i bębny. Nagrywałeś je w…
…studio Hertz, w nowym pomieszczeniu, specjalnie przygotowanym pod nagrywanie bębnów. Bele brzozowe w górnej części, cegła w dolnej. Bardzo duże pomieszczenie i w zasadzie zdemolowali cały strop, aby móc je podwyższyć. Prawie sześć metrów wysokości. Nagraniem zajęli się bracia Wiesławscy plus dwóch specjalistów ze Szwecji - Daniel Berksdrand i Urban Nasvald. To, co oni wyprawiali, wprawiało mnie już w zakłopotanie. Osłuchiwali pomieszczenie przez kilka godzin. Gdy jeden z nich siedział w reżyserce, drugi z mikrofonami łapał miejsca, w których najlepiej siedzą doły. Następnie się zamieniali i powtarzali proceder. Jeden grał, później się zmieniali i grał drugi. Szaleństwo. Przywieźli ze sobą szwedzkie prototypy mikrofonów, które wyglądały jak placki i montowali je pod tomami tak, jak często się montuje pod floorami mikrofony od central. Zrobili to, by podczas miksu móc dodać dołu tyle, ile się chce, oczywiście były to odrębne ślady. Taką możliwość manewru uzyskali już z samymi tomami, nie wspominając o reszcie.
Na jakich bębnach nagrywałeś?
To ciekawe, nagrywałem na Yamaha Absolute Maple. Były to bębny wypożyczone od niemieckiej firmy dzięki Piotrkowi Polakowi. Chciałem przy okazji ładnie podziękować. Jest to tym bardziej ciekawe, że sami zadzwonili i zapytali, czy bym nie chciał użyć ich na sesji.
To rzeczywiście interesujące, bo oczywiście były plotki, że Daray pożyczył ci swoją Yamahę.
Nie, nie. Przysłali to w case’ach, więc czemu nie? Wziąłem swojego szrota (śmiech), żeby sprawdzić, jak zabrzmi w konfrontacji. Okazało się, że brzmiały podobnie jakościowo i postanowiliśmy wykorzystać coś nowego, dla samego faktu. Dodatkowo byłem już praktycznie wolnym strzelcem i miałem tę dowolność.
Blaszki na płycie to oczywiście…
Paiste - głównie 2002. Ride 24 cali Rude Eclipse. Użyłem też splashy po raz pierwszy od… czternastu lat, a także dużego bella, takiego liturgicznego, jest świetny. No i oczywiście wspominane rototomy. Poza tym, rzecz jasna - Czarcie Kopyto, które się sprawdza i nie zanotowałem żadnych usterek, odkąd je mam na stanie.
Mimo zmiany bębnów będziesz kontynuował współpracę z Czarcim?
Tak. Władek jest pasjonatem i obsesyjnym maniakiem na punkcie tego, co robi, więc nie planuję zmian. Prócz tego naciągi firmy Evans, nieśmiertelne G2 oraz werblowe HD DRY. I tu chciałbym podziękować serdecznie Wojtkowi Łukiewiczowi z firmy Music Dealer.
Ile czasu zajęło ci nagranie płyty?
Stosunkowo krótko, bo krócej niż dwie poprzednie, na pewno. Bardzo dużo czasu nam zajęło samo ustawienie brzmienia, mikrofonów. Nie zakładałem klamer pod triggery, wszystko szło z mikrofonów. Samo założenie mieliśmy takie, by jak najwięcej dźwięku ściągnąć z pomieszczenia, a jak striggerujesz pomieszczenie? Nie da się! A w związku z tym, że materiał jest wolniejszy w stosunku do poprzednich płyt, to bębny potrzebują też powietrza i w tę stronę kręciliśmy, co nie było łatwe. Sama rejestracja natomiast była misternie zaplanowana i spokojnie nagrywałem sobie dwa kawałki dziennie, z przerwą na obiad, kończąc o osiemnastej w momencie, gdy zaczynałem o 11. Bez żadnego przeforsowywania się, bo to nie miało sensu.
Czyli na płycie słyszymy żywe bębny, bez triggerów nawet na centrali?
Tak. Nie było takiej możliwości, by triggerować. Myślałem, żeby sobie dać w odsłuch, ale że nie założyli klamer to… dupa, trudno, uda puchły. Centrale się ładnie tłuką i nie usłyszysz już efektów typu Ak-47.
Z czym miałeś problemy podczas nagrywania?
Szczerze? Nie przypominam sobie. To była bardzo komfortowa sesja, bardzo płynna. Organizacyjnie wszystko było dobrze przygotowane. Zostawiliśmy sobie pewne pole manewru na smaczki. Cover Siekiery zagraliśmy w studio i pierwszy raz graliśmy też próbę w studio. Chłopcy weszli z gitarami, graliśmy próbę przez godzinę, po czym nagraliśmy ten utwór.
Mieliście koncept na tę płytę?
No właśnie, jako takiego konceptu nie było. Wcześniejsze pomysły, jakie sobie nagraliśmy w starej sali prób w Gdańsku, zwyczajnie nie przetrwały próby czasu i poleciały do kosza. Gdy zaczęliśmy tworzyć już w nowych okolicznościach i warunkach, wszystko wychodziło samo spod palców i z łap, bardzo naturalnie. Grając próby przez pięć dni w tygodniu od poniedziałku do piątku, jak na pełnym etacie, masz do czynienia z tą materią i dźwiękami, jesteś na bieżąco w stanie ocenić, jak się z tym czujesz, jak grasz i jak to brzmi. Strasznie nas to jarało, brzmiało to tak, jak chcieliśmy. Brzmiało to jak muzyka, której sami chcielibyśmy słuchać. Analizowaliśmy to wszystko non stop, nagrywaliśmy próby i słuchaliśmy w domu. Tak naprawdę bardzo mało fragmentów zostało odrzuconych, większość została. Bez kalkulacji, czuliśmy, że tak ten zespół teraz i dzisiaj powinien brzmieć. Wszystko wychodziło prosto z nas.
Jakiej reakcji na płytę się spodziewasz?
Nie spodziewam się, prawdę mówiąc. Osobiście jestem zadowolony w momencie, gdy mam książeczkę z płytą w ręce, czuję zapach druku, a płyta się kręci w odtwarzaczu. To jest najlepszy moment i ja na tym kończę. Oczywiście miłe jest to, kiedy ludzie podchodzą entuzjastycznie do tego, bądź nie, bo każda reakcja jest dobra, ale tak naprawdę niewiele można już zmienić, a ja tak naprawdę na daną chwilę swoje zrobiłem najlepiej, jak tylko potrafię.
Płyta jest inna…
Zdecydowanie. Jest tu zbyt wiele elementów, których nie uświadczyłeś wcześniej, bardzo odważnych i wręcz rockowych. Wychodziło to prosto z nas i patrząc na siebie często komentowaliśmy. Kurde… Jeszcze parę lat temu coś takiego w ogóle by nie przeszło! A teraz sprawia nam to zaje*istą radochę, więc dlaczego mielibyśmy nie pójść za tym ciosem.
Kiedy będzie można was zobaczyć na żywo w Polsce?
We wrześniu. Od razu w dniu premiery uciekamy w miesięczną europejską trasę z Inquisition i Cradle of Filth, następnie mamy swoją trasę po Stanach, taką mini festiwalową, również miesięczną. Później zdaje się, że jedziemy na 3-4 tygodnie do Rosji w takie miejsca, jak Irkuck czy Władywostok. Po Rosji gramy serię letnich festiwali m.in. w Wacken, Hellfest, łącznie około dwudziestu paru… Jesienią we wrześniu mamy chwilę wolnego, chyba około trzy tygodnie i zaczynamy trasę po Polsce. Wszystko ze zmienioną scenografią i kostiumami, set lista zmieniona też będzie i to drastycznie.
Czyli będzie inny początek koncertów. Kerim wspominał, że miał trochę problemów z Ov Fire…
Dziwne. To nie jest trudny numer. Zresztą w Behemoth nie ma skrajnie trudnych numerów. Perkusyjnie nie znajdziesz tu takiej zamieci, jak np. w Azarath. Chociaż The Apostasy to już było dla mnie czyste szaleństwo!
Na którą publikę czekasz na trasie?
Wszędzie lubię grać i to nie ma znaczenia, bo… to są podobne emocje za bębnami. Do tego adrenalina i masz rzeczy, których nie porównasz z niczym innym, uzależniają totalnie. Już się doczekać nie mogę nowych koncertów. Wchodzisz na scenę i wiesz, że ty tam rządzisz, nikt inny, czujesz to i robisz to, co do ciebie należy.
Wiem, że masz wielki stres przed wyjściem na scenę.
Gdybym przestał się denerwować i nie miałbym tremy to by oznaczało, że coś jest ze mną nie tak, że gdzieś po drodze straciłem element… iskry, zaangażowania. Na tremę składa się wiele czynników, strasznie ci zależy, strasznie cię to jara, wiesz, że to musisz zrobić najlepiej jak potrafisz. Jest takie słowo - pasja. Bez pasji nie ma sukcesu. Ja to już nawet polubiłem ten stan, kiedy ogarniają mnie przedkoncertowe mdłości.
Cały czas planujesz serię klinik i warsztatów?
Tak, wszystko… w mojej głowie (śmiech). Niewidzialne warsztaty dla niewidzialnych ludzi. Nie nadaję się do takich rzeczy i sam uważam, że potrzebuję lekcji, więc nie zabieram się za to, czego nie potrafię robić. Nie, nie, żadnych klinik.
Nowej płycie towarzyszyły cztery epizody zapowiadające, bardzo specyficzne…
Krótko i na temat, wiele nie zdradzają, ale w zamian mocno obrazują naszą filozofię i to, co mamy w głowach.
Nie obawiasz się reakcji na finałowy epizod?
Generalnie mało czego się obawiam, a jeśli chodzi o ten zespół i reakcję ludzi nieprzychylnie do nas nastawionych, to po tych osobach spodziewam się wszystkiego i szczerze mówiąc… zwisa mi to, zwyczajnie. Nie ma o czym mówić. Do szczęścia mi nie są potrzebni.
Jak skomentujesz fakt, że legenda taka, jak Pete Sandoval wyleciał z Morbid Angel po tym, jak się okazało, że "odnalazł Jezusa"?
Co kto lubi. Mnie już chyba mało rzeczy potrafi zaskoczyć. Temat religii to bardzo osobista kwestia.
Jak ci się żyje teraz w Warszawie?
Fantastycznie! Amen.
Jakie jest twoje podejście do spraw typu polityka, parady, demonstracje itp. sprawy.
Nie interesuje mnie to. Ja nawet telewizji nie oglądam. Oglądam dość często filmy, słucham bardzo dużo muzyki. Telewizja natomiast niekoniecznie. Zauważ, jaki jest mechanizm. Ludzie oglądają katastrofy, polityków wrednych i mniej wrednych, sensacje i karmią się tą energią. Chodzą później tacy nabuzowani, wkur*ieni Na co oni energię zużywają? Na coś takiego właśnie. Wszystko to wysysa potrzebne im do działania pokłady energii. Takie osoby później nic ze sobą nie robią, nie są kreatywni, nie mają siły na działania właściwe. Po co się dołować? Wychodzę z założenia, żeby trzymać się z dala od rzeczy, które mają na ciebie negatywny wpływ. To samo się tyczy ludzi, ludzi toksycznych zwłaszcza. Nie podoba mi się? Nie utrzymuję kontaktu z taką osobą, proste. Ludzie jarają się drastycznymi sprawami. Gdy przydarzy się wypadek to ludzie patrzą, potrzebują, łakną tego, by się tym karmić. Mnie takie rzeczy dobrze nie robią. Należy dbać o swoje zdrowie psychiczne. To jest ważne, bo gdy masz zryty beret, to nic dobrego z tego nie wyniknie. Trzymam się z daleka od syfu, bo mi to w niczym nie pomoże. Wolę spożytkować tę energię na coś innego.
Na co?
Na gotowanie, na przykład. Uważam, że udaje mi się nieźle w tym temacie rozwijać. Nie gram też muzyki, której nie lubię, dlatego też nie byłbym chętny by dołączyć do jakiegoś zespołu, którego muzyka mi nie odpowiada. Z Behemothem budowaliśmy wszystko od podstaw i dlatego znaleźliśmy się w tym punkcie, w jakim jesteśmy. I o to chodzi. Od niczego to wszystko zbudowaliśmy! To nasze dziecko, któremu poświęciliśmy nasze życie.
Myślisz, że polskiemu społeczeństwu brakuje dystansu do siebie?
Na pewno. Nasz społeczeństwo jest bardzo mroczne. Ludzie na ulicy sprawiają wrażenie, jakby za karę żyli, jakby nie widzieli żadnych pozytywów. Męczą się, wiecznie narzekają. Jak mi ktoś coś takiego mówi, to odpowiadam: "Zrób coś ze sobą!".
Rozmawiał: Maciej Nowak
Zdjęcia: Aga Krysiuk i Natalia Kempin
QUIZ – Nie wiesz tego o Evans!
1 / 12
Evans jest w rodzinie firmy D’Addario wspólnie z marką pałeczek…