Wiktor Palik
Największa nadzieja zdaniem głosujących w plebiscycie Polskich Nagród Perkusyjnych edycji 2017, chociaż tak naprawdę nazwisko młodego utalentowanego muzyka przewija się w środowisku perkusyjnym już od jakiegoś czasu.
Nie chodzi tu o wypisywanie jakichś internetowych „mądrości” w oparciu o przeczytany test w Perkusiście czy też newsa na stronie Zildjian. Mówimy tu o jakości gry, a jest to kawał solidnego bębnienia, które przykuwa uwagę.
Dodatkowo widać w jego działaniach zaangażowanie i wiarę w to, co robi. Trudno się dziwić, bo przy takim wsparciu, jakie dostał i dostaje od swoich rodziców, grzechem byłoby zmarnować taki talent. Rzadko kiedy zdarza się, żeby mama w tajemnicy wysłała zgłoszenie na konkurs perkusyjny bez wiedzy syna, żeby zrobić mu niespodziankę lub tata, który pomaga synowi wozić, nosić, rozkładać i składać sprzęt, żeby syn spełniał swoje marzenia, związane z grą na perkusji.
Otrząśnijmy się jednak nieco z tego hollywoodzkiego filmu, wróćmy na ziemię i podkreślmy pracę, ciężką pracę nad instrumentem, bez której wsparcie i talent nie wystarczą. Osobiście mogę potwierdzić, że Wiktor to bardzo pracowity chłopak i wszystko, co zdobył, wypracował sobie swoimi nogami i rękami. Kiedy miałem przyjemność dawać mu lekcję gry na perkusji, sam musiałem się dobrze zastanowić, co mogę poprawić w jego grze lub w jego myśleniu, bo przecież chłopak świetnie radzi sobie za zestawem. Zawsze stawiał wysoko poprzeczkę, grając na konkursach perkusyjnych utwory takich gigantów, jak Dream Theater czy Porcupine Tree.
Jest młodym chłopakiem, ale można o nim pisać i pisać, tylko, że wtedy nie dopuszczę go zupełnie do głosu, a warto, żeby sam się zaprezentował.
Paweł Larysz: Jak się czujesz będąc Nadzieją Perkusyjną nr 1 w Polsce?
Wiktor Palik: To ogromne wyróżnienie i niesamowite przeżycie. Odbieram tę nagrodę jako coś bardzo zobowiązującego. Czeka mnie jeszcze więcej pracy. Ale to również doskonała motywacja do ćwiczeń i szlifowania warsztatu. Z tego miejsca pragnę wszystkim podziękować za głosy. Sama nominacja była dla mnie fantastyczną niespodzianką!
Jak zareagowałeś na tę wiadomość?
W pierwszej chwili nie wiedziałem, co powiedzieć, byłem ogromnie zaskoczony! Później do tych emocji dołączyło jeszcze ogromne szczęście, więc było jedno wielkie – wow!
Taka nagroda to wielka odpowiedzialność. Czy zamierzasz wykorzystać, że zostałeś doceniony przez najważniejszy magazyn perkusyjny w Polsce i będziesz starał się utrzymać poprzeczkę wysoko jak dotychczas?
Cały czas staram się doskonalić i działać, wykorzystując sto procent swoich możliwości. Zawsze starałem się nie próżnować na rynku muzycznym, tak też dzieje się w tym roku. Mam za sobą sporo koncertów, dwie nagrane płyty oraz kilka innych sesji studyjnych. Mam nadzieję, że w przyszłych latach ta liczba będzie rosła, a ja będę mógł dalej poszerzać swoje muzyczne horyzonty.
Wiążesz profesjonalną przyszłość z perkusją, czy traktujesz to jako hobby, taki przyjemny dodatek w twoim życiu?
Byłoby cudownie robić w życiu to, co naprawdę się kocha i temu poświęcać z przyjemnością każdą wolną chwilę. Ale nasze marzenia często rozbiegają się z rzeczywistością, która nie jest taka kolorowa. Rozpocząłem studia, które bardzo mnie interesują, ale nie przekreślam swoich marzeń o zawodowym graniu. Jakkolwiek potoczy się moje życie, to mogę śmiało powiedzieć, że dzięki pasji muzycznej moje dotychczasowe życie jest bardziej ciekawe i bogate w doświadczenia, bez których nie byłbym tym samym człowiekiem.
Jak obecnie wygląda twoje życie muzyczne, co porabiasz, z kim grasz?
Zawsze byłem muzycznym pracoholikiem, tak też jest teraz. Gram na stałe w 3 zespołach. W metalowym, pop-rockowym i big bandzie. Staram się nie zamykać na jakiś gatunek muzyczny. Granie lub próbowanie swoich sił w różnych stylistykach na pewno pomaga odnaleźć się podczas np. nagrywania w studio jako muzyk sesyjny. Zeszły rok miałem typowo koncertowy. W tym znów mam sporo nagrań w studio, tak więc nie mogę narzekać na monotonię.
Co do studiów… Czy poszedłeś w kierunku muzycznym?
Po zdaniu matury rozpocząłem studia na Uniwersytecie Wrocławskim na kierunku Dyplomacja Europejska. Był to dobry wybór, choć nie ukrywam, że kierunek do łatwych nie należy. Pasja, która oczywiście może stać się sposobem na życie, czasem może nie wystarczyć. Dlatego lubię mieć plan B.
Myślisz o tym, żeby we Wrocławiu rozwijać swoją przyszłość z muzyką, czy podporządkowujesz teraz swoje życie studiom?
Tam są o wiele większe możliwości niż na moim rodzimym podwórku. Jak na razie oswajam się z otoczeniem, poznaję studenckie życie, studia to też sporo nauki. Jednakże staram się nie odpuszczać i być jak najbardziej rzetelny wobec moich zespołów.
Wróćmy do korzeni… Jak zaczęła się twoja historia z perkusją, czy to rodzinna tradycja, czy tak sam z siebie zacząłeś grać, bo pokochałeś perkusję?
Moja przygoda zaczęła się w wieku 10 lat, ponieważ właśnie na dziesiąte urodziny dostałem pierwszą upragnioną perkusję. Dorastałem w domu, w którym nie grały popularne stacje radiowe, wręcz przeciwnie moi rodzice mają dobry gust muzyczny i lubią posłuchać dobrego rocka, jak i muzyki klasycznej. Kupują sporo płyt i często zabierali mnie na koncerty, tak więc do moich uszu docierał dźwięk żywych instrumentów. Często słuchając mojego pierwszego ukochanego zespołu AC/DC wystukiwałem rytmy, a jak wiadomo, tam liczy się solidny, prosty groove. Później wygrywałem ich utwory na moim zestawie z poduszek i kartonów, pałkami wystruganymi przez dziadka. Młody człowiek to wszystko chłonie, otoczenie, ludzie, muzyka mają bardzo duży wpływ na człowieka.
Twoje największe inspiracje ze świata perkusji, które pozwoliły ci rozwijać umiejętności lub ta jedna, która zmotywowała cię do grania?
Moją grę najbardziej ukierunkował Mike Portnoy, jednak równocześnie inspirowałem się wieloma znakomitymi perkusistami. Matt Garstka za to, jak pięknie brnie przez wybitnie trudne kawałki Animals As Leaders. Vinnie Colaiuta, niedościgniony wzór w każdym gatunku muzycznym. Alex Rudinger za nieskazitelną technikę open-hand i granie a vista piekielnie trudnych numerów. Oczywiście nie zapominałem o naszych rodzimych geniuszach, jak Michał Dąbrówka, Robert Luty, Bartek Pawlus czy szanowny redaktor i pedagog Paweł Larysz.
Chyba zawsze stawiałeś poprzeczkę wysoko, bo już jako 13-14 letni chłopak, brałeś udział w poważnych konkursach perkusyjnych w Polsce i stawałeś na podium. Wystarczył talent czy musiałeś ciężko harować, żeby osiągnąć swoje marzenia?
Na pierwszy konkurs zapisała mnie w tajemnicy moja mama, wysłała zgłoszenie oraz mój filmik i tym sposobem zakwalifikowałem się do półfinału Drumfest w Opolu. Kiedy mi o tym powiedziała, na początku nie wierzyłem. Wtedy nie miałem żadnego zespołu, grałem sam dla siebie myśląc, że nie jestem jeszcze gotowy na występy przed ludźmi. Dlatego polecam wszystkim młodym adeptom, by spróbować swoich sił w tego typu występach, klinikach, warsztatach czy wspomnianych konkursach dla młodych perkusistów. Warto posłuchać innych, być może pozwoli to spojrzeć inaczej na instrument, podpatrzeć pewne rzeczy, by nie stać w miejscu i cały czas się rozwijać. Do każdego z konkursów starałem się solidnie przygotować. Każdy konkurs czy przesłuchania to otwarcie osobowości młodego muzyka.
Co wtedy zaprezentowałeś, jakie utwory zagrałeś, pamiętasz to jeszcze?
Na początku był Drum Fest 2013, przygotowałem wtedy utwór Author of Confusion i solo. Następnie Drum Battle w Legnicy grając Chicken Jaco Pastorius’a. Następnie V Meeting Perkusyjny w Błażowej, organizowany przez Karola Nabożnego, gdzie grałem Porcupine Tree Sound of Muzak i solo. Drum Fest 2014, gdzie zagrałem Dream Theater Dance of Eternity i solo. Patrząc z perspektywy czasu nie było to zagrane idealnie, jednak człowiek uczy się całe życie i patrząc na to mogę określić, czy idę we właściwą stronę.
Jak to było z tą Krakowską Szkołą Jazzu i Muzyki Rozrywkowej, ukończyłeś ją czy nie?
Rozpocząłem naukę w momencie, gdy pojawił się mój pierwszy zespół, a także więcej obowiązków w szkole. Niestety, z czasem okazało się, że nie mogę pogodzić wszystkich obowiązków, próby odbywały się przeważnie w weekendy, a ja w tym czasie miałem zajęcia w Krakowie, stało się to nie do pogodzenia. To solidna szkoła ze świetnymi pedagogami, bardzo miło wspominam spędzony tam czas, a zwłaszcza lekcje z panem Michałem Hellerem.
Solidny nauczyciel to dla ciebie?
To bardzo ważny człowiek! Latami czerpie się z podarowanego doświadczenia. Dobry nauczyciel to przewodnik, wyznacza cel, narzuca tempo marszu, ale potrafi dostosować krok do ucznia. Dostrzega umiejętności i stara się wzmacniać i ukierunkować talent.
Jak bardzo cenisz sobie współpracę z firmą Zildjian, z którą związałeś się jakiś czas temu?
Zostałem doceniony i dołączyłem do zacnego grona endorserów firmy Zildjian. Współpraca przebiega na najwyższym poziomie, głównie dzięki sprawnej i profesjonalnej dystrybucji Ada Music. Zildjian to firma z bogatą tradycją, ma bogatą paletę brzmień. Posiadam teraz talerze na każdą okazję, czy na koncert jazzowy, czy metalowy – jest w czym wybierać.
Pochodzisz z małej miejscowości, czy zdajesz sobie sprawę z tego, że jesteś kolejnym przykładem na to, że nie trzeba mieszkać w Warszawie, żeby odnosić sukcesy? Jakie ma to dla ciebie znaczenie?
Dla mnie nie ma znaczenia, gdzie kto mieszka, przede wszystkim liczy się człowiek, ale nie ukrywam, że mieszkanie na wsi to nie tylko ograniczenia możliwości, ale przede wszystkim swoboda grania o każdej porze. Oczywiście w pewnych sytuacjach wygodniej jest mieszkać w dużym mieście, jednak ja zawsze wracam z radością z Wrocławia do małych Babic, gdzie każdy się zna i nikomu nie przeszkadza ćwiczenie na perkusji, która – jak wiemy – do najcichszych nie należy.
Zagrałeś już sporo koncertów. Czy muzyka to łatwy chleb, patrząc z perspektywy biznesu, czy nigdy nie patrzyłeś na muzykę w formie zarabiania pieniędzy?
Granie koncertu to piękna sprawa, jednak w pewnym momencie trzeba popatrzeć na stan portfela. Nie zawsze opłacalne jest przejechanie całej Polski, by zagrać mały koncert. Bo musimy pamiętać, że nawet dostając dość dobrą zapłatę nie trafia ona w całości do kieszeni. Trzeba za coś zatankować, opłacić ekipę, realizatora, miejsce do spania. Będąc małym zespołem nie jest kolorowo, jednak robiąc to jako hobby, przymykam na to oko, ponieważ robię to z miłości.
Dostajesz propozycję od wielkiej gwiazdy, trzeba się spakować i jechać w trasę koncertową, wszystko się zgadza, pieniądze, mnóstwo koncertów, hotele, podróżowanie, popularność itp. Rzucasz studia i pędzisz w świat? Czy elegancko odmawiasz i realizujesz plan ze studiami, bo tak wypada?
Dostając taką propozycję nie zastanawiałbym się zbyt długo, oczywiście wybrałbym to, co mi w duszy gra, czyli muzykę. Takie życie to marzenie, kto wie, co przyniesie jutro, być może ono się spełni…
Kto był i jest nadal twoją największą motywacją?
Moi rodzice, bo dzięki możliwościom, jakie mi stworzyli, rozpoczęła się moja fantastyczna przygoda z muzyką, na której się zbudowałem i czerpię z niej ogromną przyjemność aż po dziś. To mama zapisała mnie na pierwszy konkurs, wyszukiwała możliwości mojego rozwoju muzycznego poprzez kliniki, spotkania ze środowiskiem perkusyjnym. Organizowała przy tym mój, jak i swój czas tak, aby to wszystko pogodzić ze szkołą. Nie wspomnę o niezliczonych wyjazdach na próby, koncerty i powrót do domu. Mimo bardzo wielu zajęć miała i ma dla mnie czas. Tata natomiast pomagał mi ze zmorą perkusistów, czyli pakowaniem i noszeniem. Bo jak wiemy, torby na hardware ciężko udźwignąć w pojedynkę. Życzę każdemu, aby zdołał w swoim życiu odnaleźć to coś, co sprawi, że robiąc te lub jakiekolwiek inne rzeczy, będzie spełniony.
Jakie plany na przyszłość?
Na pewno chcę w dalszym stopniu rozwijać swoją technikę. W przyszłym roku z moim zespołem zaprezentujemy nasz trzeci album, na pewno będzie dużo koncertów i sesji, nie chcę odpuszczać, chcę więcej i więcej, bo muzyka to moja miłość i cieszę się, że mogę uczestniczyć w jej tworzeniu.
Materiał przygotował: Paweł Larysz
Foto Projekt 35mm – Paweł Ludwikowski
Przypomnijmy, że w głosowaniu Polskich Nagród Perkusyjnych 2017 drugie miejsce zajął Eryk Gruca, a trzecie Tomasz Machański.