Paul Bostaph
Dodano: 22.12.2010
Knockout Festiwal był doskonałą okazją do przeprowadzenia rozmowy z jednym z najbardziej pulsujących bębniarzy thrashowych, jakim jest bez wątpienia Paul Bostaph.
Ten artykuł czytasz ZA DARMO w ramach bezpłatnego dostępu. Zarejestruj się i zaloguj, by mieć dostęp do wszystkich treści. Możesz też wykupić dostęp cyfrowy i wesprzeć rozwój serwisu.
Paul przyjechał razem z zakapiorami z Testament, by troszkę namieszać podczas festiwalu. W swoich przyciemnianych okularach przyszedł do namiotu, w którym za dnia przeprowadzaliśmy wywiady. Przyprowadzony prawie za rękę przez waleczną panią Karolinę zasiadł uśmiechnięty i wyluzowany za stołem w celu udzielenia odpowiedzi na kilka mądrych i jeszcze więcej niemądrych pytań.
Cały czas w trasie?
Tak, już mam ochotę pojechać do domu i przespać się w swoim łóżku.
W San Francisco?
Tak, dokładnie.
Paul, miałem 16 lat, gdy usłyszałem płytę Divine Slayera. Kawałek Dittohead to kawał agresywnej gry w oparciu o cudowny puls bębnów, szczególnie w tym momencie zmiany tempa.
A, chodzi ci o tę partię podwójnej stopy, która wchodzi w połowie utworu?
Tak.
O, szczerze mówiąc, nie bardzo pamiętam dokładnie partii bębnów z tego numeru, musiałbym go posłuchać (śmiech). Wiesz, to już dziesięć lat, jak kompletnie nie grałem tego kawałka.
Macie teraz z Testament cztery dni przerwy w trasie?
Dokładnie, ale powiem ci, że dla mnie to jest zdecydowanie za dużo, nie lubię takich przerw w trasie szczególnie, gdy jestem już rozgrzany i wpadam w pewien wir działań. Gramy następny koncert w Budapeszcie i nie wiem jeszcze, gdzie się zatrzymamy na te cztery dni.
Może zostańcie w Krakowie, jest sporo rzeczy do zobaczenia, kilka miejsc do poimprezowania, lubisz tańczyć?
ha, nie potrafię tańczyć. Chociaż za bębnami? Może rzeczywiście coś w tym jest? Nigdy się nad tym nie zastanawiałem w tym kontekście, dopóki nie zobaczyłem video Buddy'ego Richa, jestem wielkim fanem Buddy'ego. On w sumie był takim tancerzem, na jednym ze swoich video pokazywał rzeczy na temat poruszania się za zestawem i był to swojego rodzaju taniec - rytm ciała. W moim przypadku można by także rzec, że jest to pewnego rodzaju taniec. Hmm... Tylko, że gdybym zaczął tak tańczyć w klubie to by mnie z miejsca ochrona wywaliła (śmiech)! Muszę zaangażować całe swoje ciało w rytm utworu, ponieważ jeżeli tego nie zrobię to tak, jakbym do końca nie grał, nie dawał z siebie wszystkiego. Muszę się jakoś wkręcić w grę.
Używasz wielkich blach, nie obawiasz się, że będą za mocno zasłaniać swoim brzmieniem całą resztę zestawu?
Wiesz. Nie, właściwie to nie, nie obawiam się. Wybrałem takie blachy, jakie są dla mnie najlepsze. Próbowałem grać również na blaszkach o małych rozmiarach. W sumie to bardzo lubię grać na tych małych talerzach, ale tak naprawdę to lubię moc. Mam coś takiego, gdy walnę w blachę o rozmiarach dziewiętnaście, dwadzieścia cali. Dlatego świetne są Paiste Wild, bo są duże, mają mocny atak, są bardzo pełne i do tego krótkie z naturalnym wybrzmieniem. Dają mi wielką ścianę dźwięku i zaraz uciekają. Gdy grasz w małych salkach, to rzeczywiście duże blachy są zwyczajnie za duże. Sytuacja się zmienia, gdy wychodzę na dużą scenę albo gram w plenerze. Wtedy małe blaszki są dla mnie za słabe, nie mają tej mocy. Gdy walnę wielką blachę czuję, że ona wtedy żyje. Fajnie, gdy na koncercie chociaż niektórzy ludzie mogą usłyszeć brzmienie blach z samych blach, a nie tylko z przodów.
Grasz teraz na beczkach PDP, wydawało mi się, że zauważyłem u ciebie dość płytki werbel.
Nie, ma pięć i pół cala głębokości, dwudziestowarstwowy klon. Ten werbel po prostu ma jaja!
Paul, jesteś cały czas w trasie i powiem szczerze...
Bądź szczery (śmiech).
Nie jesteś najmłodszy.
Ej! Nie mów, że te czterdzieści parę lat to jest coś wielkiego! (śmiech)
Ok, ale miałeś już kiedyś problemy z ramieniem.
O, tak. Zaczęło się to w 1992 roku i odnowiło się w 2001, ale teraz jest już wszystko w porządku. Gram całą noc, cały czas. Praktycznie nie przestaję grać.
Dlatego odszedłeś między innymi ze Slayer.
Tak, ale nałożyło się na to jeszcze kilka innych okoliczności, między innymi miałem także kontuzję nogi grając w piłkę nożną (Paul użył słowa "football" - przyp. red.) Pograłbym sobie, ale wolę nie ryzykować, bo to jest ryzyko zakończenia kariery perkusyjnej.
Ten wasz football?
Nie, no, eee... soccer.
W prawdziwą piłę?! Ciekawe. Widzisz te tutaj koparki? Właśnie budują stadion pewnej polskiej drużynie. Jak zatem ćwiczysz z takim obciążeniem?
Musiałem trochę zmienić swoją technikę, spędzam więcej czasu na rozgrzewce, ciągle używam swoich aluminiowych pałeczek podczas przygotowań do koncertu. Niemniej jednak po koncercie, kiedy pakuję się do busa, od razu aplikuję sobie okłady na rękę. Na początek gorące, a na koniec zimne i to naprawdę działa. Tak jak mówiłem, kontuzja ramienia odnowiła się w 2001 roku, ale teraz jest już wszystko ok., pod pełną kontrolą.
Widziałem na twojej stronie paulbostaph. net, że jesteś także nauczycielem.
Tak. Udzielam lekcji, ale jakoś tak nie nazwałbym się nauczycielem. Ludzie przychodzą do mnie, bym udzielił im paru lekcji i jest to często naprawdę fajna zabawa. Najczęstszym pytaniem zadawanym przez nich jest, jak mogę grać z większą mocą i do tego precyzyjnie. Czasami jest to śmieszne, bo im lepsi bębniarze do mnie przychodzą i zaczynają mi opowiadać o graniu, tym częściej zastanawiam się, czy któryś w końcu powie, że płaci mi za rzeczy, które już wie (śmiech). Ale tak serio, największym problemem i podstawą jest po prostu ćwiczenie, po prostu ćwiczenie! Ćwiczenie we właściwej technice. Technika jest różna dla każdego, co jest związane ze stylem, ale nie oszukujmy się. Na przykład, im więcej ćwiczysz paradidli, tym lepiej je grasz, to proste. Kiedy ludzie pytają mnie o poradę dla młodych bębniarzy zawsze każdemu odpowiadam jedno - ćwiczenie.
Szczególnie w czasach, gdy mamy internet z Youtube, Myspace itd. Co sądzisz o zasysaniu muzy z netu?
Nie możesz tego powstrzymać i to jest problemem. Każdy chce mieć coś za darmo. Jeżeli masz możliwość zdobyć coś za darmo to czemu nie? Ale problem tkwi w tym, że to naprawdę uderza w zespoły. Fani kochają zespoły, ale to jest pewna maszyna, która się napędza. Kariera niektórych zespołów opiera się na tym, ile płyt sprzedadzą. Wytwórnia patrzy i widzi nagle, że zespół sprzedał jedynie 20 tys. egzemplarzy, ale gdybyś miał możliwość podsumowania, ile jeszcze zostało muzyki zassanej, rozdanej, przesłanej wszystkim wkoło to okazuje się, że jest tego kolejne 20, albo i 40 tysięcy. To naprawdę może zahamować karierę niektórych zespołów. Rozwiązaniem jest być może fakt wydawania płyt i udostępnienia jej za darmo. Gdy spodoba ci się nasza muzyka, przyjdziesz na koncert i zapłacisz za bilet plus jeszcze jednorazowo dodatkową opłatę za album, który tam sobie ściągnąłeś wcześniej.
Jak myślisz, jak ewoluują bębny w przyszłości?
To ciekawe, bo przyszłość perkusji według mnie to iść cały czas do przodu i grać. Może to nie jest dokładnie odpowiedź na pytanie, ale co masz konkretnie na myśli, styl? Sprzęt?
Wszystko.
To kolejna ciekawa sprawa, wiesz, widzę ludzi, którzy grają coraz szybciej, po prostu zasuwają. Ja np. nigdy nie będę grał tak szybko. Wiesz, mógłbym próbować tak grać, ale obecny stan mi wystarcza. Dla własnych potrzeb nie potrzebuję grać szybciej. Czasami widzę u niektórych, że robi się to już tak niedorzeczne, że nie jest to już muzyka. Widzę przyszłość zatem bardziej w kwestii ciągłego ewoluowania, ponieważ gra na bębnach powinna wychodzić prosto z twojej duszy, jest to wyrażanie siebie. Tak naprawdę gra na bębnach jest sama w sobie rzeczą dość prymitywną, jeżeli rozumiesz, co mam na myśli. Możesz stanąć w kółku i wzajemnie bębnić, wyrażając właśnie w ten sposób siebie. Mam wielu bębniarzy, których bardzo lubię, jednym z nim jest Phil Rudd z AC/DC. Nie znajdziesz raczej wielu wspólnych elementów w mojej i jego grze, jednak to jest to. Masz z drugiej strony Buddy'ego Richa, który był thrash metalowym bębniarzem przed powstaniem thrash metalu (śmiech). Gdy patrzę na jego solówki i jego szybkie łapy to się poddaję!
Podobnie jest z Louie Bellsonem, gdzie słysząc jego solówki na dwie stopy słyszy się współczesnych bębniarzy.
Dokładnie! Dlatego moja konkluzja jest taka, że przyszłość jest w osobowościach, w tych którzy będą budować styl.
Powiem ci, że Jojo Mayer stwierdził, że blasty są ostatnią innowacją, jaka pojawiła się w bębnieniu.
Wątpię, naprawdę wątpię. Wiesz, ktoś kto uwielbia thrash metal lat osiemdziesiątych mógłby powiedzieć, że thrash metalowe beaty były ostatnią rzeczą, jaka została wymyślona itd. Rozumiem, co miał na myśli Jojo mówiąc to, ale zawsze pojawia się ktoś, kto wymyśli coś szalonego i nowego. Jeżeli myślimy w kategoriach metalu to rzeczywiście można by tak to rozpatrywać, ale mamy też takich ludzi, jak Terry Bozzio albo Akira Jimbo. Ci dwaj faceci są po prostu jednoosobowymi orkiestrami. Jak masz takich facetów to stwierdzenie, że blasty były ostatnią innowacją w grze jest trochę mylne. Teraz powiedzmy, masz osiemnastoletniego małolata, który chce być taki jak oni i to tu i teraz, ma takie wzorce, i co wtedy? Widzisz? To o to moim zdaniem chodzi.
Czego więc słuchasz obecnie u siebie w San Francisco?
Obecnie? Słucham swojego solowego projektu.
O, ciekawe, opowiedz o nim.
Nie ma jeszcze oficjalnej nazwy, ale prawdopodobnie już w tym roku ujrzy światło dzienne. Przed przyjściem do Testament zacząłem formować nowy zespół.
Jaki gatunek mniej więcej?
Metal. Po prostu metal. Chcę zrobić album, jaki zawsze chciałem stworzyć Działam razem ze świetnym wioślarzem z lokalnego bandu. Mamy doskonały muzyczny kontakt i jedynym brakującym puzzlem w tej układance pozostaje wokalista. Będę robił przesłuchania wokalistów i już w tym roku powinny pojawić się w sieci pierwsze nasze numery.
Jakiego wokalu poszukujesz?
Zasadniczo nic, co teraz jest robione przez wszystkich. Myślałem nawet o zatrudnieniu kilku wokalistów. Chcę wsadzić do odtwarzacza płytę, włączyć i chcę, by te kawałki podobały się przede wszystkim mnie. To jest najważniejsze. Będzie heavy, będzie mocne i ma być takie, jakie ja chcę.
Nie rób proszę tylko plastikowych bębnów.
Wszystkie ścieżki pójdą na taśmę. Dobrze znam studio, w którym będziemy nagrywać. Ma świetną akustykę. Gitary brzmią tam również fenomenalnie. Na pewno będzie to wszystko zrzucane na taśmę i brzmienie będzie naturalne.
Jaki numer chciałeś zawsze zagrać na żywo, a nie było ci to dane?
Takie pytania są zawsze mylące, ponieważ to zależy od chwili, od danego momentu. Hmm... gdybym miał teraz wymyślić, jaki numer w chwili obecnej chciałbym zagrać? Won't get fooled zespołu The Who. To świetny numer. Tam bębny chodzą niesamowicie, są cudownie żywe i naturalne. Od momentu, gdy to usłyszałem pomyślałem, że właśnie coś takiego chciałbym zagrać i nagrać. Keith Moon był niekonwencjonalnym bębniarzem i to jest właśnie to, co mówiłem wcześniej czyli kwestia tej osobowości. Nie konkretnie samej techniki, lecz właśnie osoby. Wtedy będą kolejne innowacje w bębnieniu. Nawet teraz ludzie słuchają Moona i mówią "Wow, ten gość jest zajebisty!". Zobacz, siedzimy w 2009 roku i rozmawiamy na temat piosenki, która została nagrana jakoś tam na początku lat siedemdziesiątych. To jest to całe piękno bębnienia. Bo myślenie, co będzie w przyszłości jest tak naprawdę myśleniem na temat tego, co już było. Te rzeczy słyszysz u Thomasa Langa, u Tomasa Haake, bo to nie jest kwestia umiejętności technicznych, tylko człowieka, interpretacji danych rzeczy. Moim zdaniem błędem jest też próba konkurowania we wszystkim. Jedną z najważniejszych porad, jaką otrzymałem, to słowa Kenny'ego Aronoffa, który powiedział mi, żeby być dobrym w jednej rzeczy i nie próbować być na siłę dobrym we wszystkim. Ja to znów interpretuję po swojemu, by po postu być dobrym w tym, co się robi. Jesteś tylko jedną osobą i bądź dobrym w tym, co robisz, rób to dobrze. Jeżeli ludziom się to podoba to znaczy, że ich uszczęśliwiasz i o to w tym wszystkim chodzi.
Dużo ćwiczysz w trasie?
Staram się jak najwięcej. Zazwyczaj około godziny przed koncertem. Mam taki zestaw do ćwiczeń wykonany przez DW, który wszędzie ze sobą wożę. Mam do tego stopę model Steve Smith, którego wykorzystuję do rozgrzewki. Oczywiście do tego metronom, tak więc jestem dość dobrze przygotowany.
Powiedziałeś kilkanaście lat temu, że ćwiczysz dziennie ok. 4 godzin.
Kiedy nie jestem w trasie to rzeczywiście, ćwiczę mniej więcej cztery godziny dziennie. Teraz jestem w trasie, do tego ożeniłem się, więc nie mogę poświęcić tyle czasu, ile bym chciał. Kiedy wracam z trasy, a ostatnio jeżdżę bardzo często to mam dość wszystkiego, spędzam czas ze swoją rodziną, przez tydzień nie gram wiele, następny tydzień to powrót do formy.
Jak twoja żona zapatruje się na częste wyjazdy w trasę?
To nie jest łatwe, ale wspiera mnie we wszystkim, co robię. Szczególnie w momencie, gdy odnosisz pewien sukces to tym bardziej jesteś poza domem. Wiesze, ona wiedziała, w co się pakuje, też mi jej bardzo brakuje ale to jest moja praca, robię to co robię. Na szczęście w obecnych czasach mamy możliwość rozmawiania ze sobą codziennie. W przyszłym roku ma pojechać razem ze mną w trasę. W tym roku nie było to możliwe. Jeżdżę w trasę na pięć tygodni, zawsze mamy jakieś przerwy, więc będziemy mogli spędzić razem wolny czas.
O, to może w Polsce, jest pełno ciekawych miejsc, chociażby właśnie Kraków. W samej Warszawie Muzeum Powstania Warszawskiego jest fenomenalne.
Tak, słyszałem o tym, że to wspaniałe miejsce.
Przyłączenie do Slayera było swego rodzaju momentem przełomowym dla ciebie?
Tak. Zaczęli szukać nowego bębniarza i rozpoczęli poszukiwania pytając na początku znajomych, rzecz jasna. "Dave z nami nie gra, poszukujemy kogoś na stołek bębniarza, kogo możecie polecić?"
Lombardo był już wtedy uważany za swego rodzaju legendę.
Bezwzględnie to ciągle jeden z najlepszych bębniarzy w tej muzie! On zawsze był świetny.
Ciężko było go zastąpić?
Nie, nie, nie, to nie tak. Ja nigdy nie zastąpiłem Dave'a, bo nigdy nie chciałem go zastąpić. Nie miałem nigdy takiego zamiaru. Byłem przede wszystkim fanem Slayera i dla mnie podstawowym zadaniem było nie zawieść zespołu i dać fanom wszystko to, co mieli do tej pory. Nie możesz po prostu zastąpić dziesięciu lat historii, ot tak. Faceta, który miał właśnie już wtedy status legendy. Jeżeli chciałbyś go zastąpić to moim zdaniem polegniesz, przegrasz i wtedy zawiedziesz fanów i zespół.
Tobie się udało.
Zabawną rzeczą było to, że wychodziłem na trasie w tamtym okresie co wieczór z autobusu, by porozmawiać z ludźmi. Ludzie mówili, że byli sceptyczni i czekali, aż zagram Angel of Death. Chodziło im o partię bębnów po solówce, gdzie Dave zagrał samą podwójną stopę z przejściami. Mówili, że skoro to dobrze zagrałem to znaczy, że jestem spoko i mogę grać w zespole.
No daj spokój.
Właśnie, ty wiesz o co chodzi. Dave zagrał masę innych i zdecydowanie trudniejszych partii bębnów na płytach, ale dla ludzi nie znających do końca tematu najważniejsze były te podwójne kopniaki w Angel of Death.
To tak, jak kiedyś było masowe podniecenie do partii podwójnej stopy Larsa Ulricha w One. Nie była to trudna rzecz nawet jak na tamte czasy, a jednak Larsowi przyniosła więcej pożytku niż jakikolwiek inny patern.
Tak, ale to mimo wszystko dobra partia, na którą ludzie czekają. Myślałem później o tym i wywnioskowałem, że Dave dał mi tak naprawdę jedną zagrywkę, którą musiałem przebrnąć właśnie z Angel of Death. Mimo, że podczas koncertu zdecydowanie trudniejszych rzeczy na całym zestawie było 20-30.
Paul, grasz ostrą muzę, wymagającą dobrej kondycji. Nie myślałeś o swojej przyszłości.
Szczerze mówiąc to nie. Nieważne, czy będę miał sześćdziesiąt-siedemdziesiąt lat, będę grał, dopóki będę mógł i starczy mi sił. Co będzie później? Tego jeszcze nie wiem.
Ok, dzięki za rozmowę i do zobaczenia za parę godzin podczas koncertu.
Dzięki również!
QUIZ – Nie wiesz tego o Evans!
1 / 12
Evans jest w rodzinie firmy D’Addario wspólnie z marką pałeczek…