Wojciech Szymański
Dodano: 29.03.2011
Wojciech Szymański może uchodzić za jednego z najbardziej kreatywnych perkusistów w naszym kraju. Wybijał karkołomnie rytmy m.in. w wizjonerskim swego czasu Kobong, Neuma oraz Nyia.
Ten artykuł czytasz ZA DARMO w ramach bezpłatnego dostępu. Zarejestruj się i zaloguj, by mieć dostęp do wszystkich treści. Możesz też wykupić dostęp cyfrowy i wesprzeć rozwój serwisu.
Teraz gra równie trudną w odbiorze, improwizowaną muzykę w Organoleptic Trio. Z Wojtkiem nawiązałem kontakt właściwie dzięki wywiadowi, jaki przeprowadziłem z Robertem Gasperowiczem z zespołu Samo. Zresztą od tego zaskakującego wydarzenia rozpoczęliśmy naszą rozmowę.
Jacek Walewski
Cześć Wojtku! To zabawne, ale niedawno przeprowadzałem wywiad z Robertem Gasperowiczem z Samo i zapytałem go o to, co u Ciebie słychać. Może z dwa dni później natrafiłem na recenzję płyty Organoleptic Trio, na której grasz na perkusji.
Robert podesłał mi link do wywiadu - czytałem, nie odpowiedział na Twoje pytanie. Wywiad czytał również Krystian - basista Organoleptic, pisał już do Ciebie maila. Chciał wysyłać płytę w ramach odpowiedzi na pytanie, ale wcześniej sam się odezwałeś - zabawny splot wypadków.
Ozdobiłeś Wasz album swoimi szkicami. Intryguje zwłaszcza chłopiec z okładki.
To portret pewnego łobuziaka. Musiałem narysować tą jego zawadiacką minę, to zadziorny, krnąbrny podwórkowiec - idealny na okładkę Organoleptic.
Czy szkicowanie to Twoja druga pasja? Często zdarza Ci się sięgać po notes i ołówek? Co starasz się oddać w swoich szkicach? Jedna rzecz w nich uderza - pewne zatrzymanie - niczym na zdjęciu - danej chwili.
Nie lubię o tym mówić - to coś co toczy się swoim torem, no i trudno tu mówić o notesie i ołówku, to raczej większe prace. Większość niszczę. To, co przetrwało albo istnieje już tylko jako zdjęcie, można zobaczyć na profilu MySpace Organoleptic.
Album to wynik Waszej parogodzinnej improwizacji. Na wewnętrznej stronie okładki jest zapis, że zarejestrowaliście go jednego dnia - 21 lutego 2010 r.
Co jakiś czas spotykaliśmy się, żeby poimprowizować. Nagrywaliśmy to na kompa mikrofonem wielkości zapałki i rozstawaliśmy się na jakiś czas - tydzień albo miesiąc. W tym czasie umieszczaliśmy interesujące nas kawałki na naszej skrzynce kontaktowej. Każdy z nas w samotności ćwiczył z myślą o tych szkicach i przy następnej okazji improwizowaliśmy wokół nich i dalej. Po jakimś czasie postanowiliśmy zarejestrować muzę, która miała pozostać spontaniczna i nie zupełnie określona - czyli na płycie są wersje niepowtarzalne i kawałki, których wtedy jeszcze nie znaliśmy. Osiem godzin nagrywania - oczywiście z przerwami na kawę (śmiech). Nagrywał nas Szymon Czech - kolega z Nyiki - wciskał rec., rozsiadał się w fotelu i uśmiechał się do nas zza szyby.
Czy tego typu granie, oparte na improwizacji, jest obecnie dla Ciebie kwintesencją tworzenia muzyki?
To jest coś, na co czekałem i do czego namawiałem chłopaków z Nyia, Cypisa (wspominany już Robert Gasperowicz z Samo - przyp. jw.), a ostatnio Rafała Modlińskiego (gitarzysta Mojej Adrenaliny - przyp. jw.) - raczej z wizją ciężkiego brzmienia. Okazało się jednak, że improwizacją mogłem się zająć dopiero z Sebastianem (Bednarczykiem, gitarzystą - przyp. jw.) i Krystianem (Zemanowiczem, basistą - przyp. jw.), a ciężkie brzmienia nie są konieczne. Nikt nikomu niczego nie sugerował - przynajmniej na początku - nadal pozostawiamy sobie swobodę działania. Każdy z nas ma grać to, co go kręci - nikt nie musi sobie udowadniać, że potrafi się profesjonalnie dopasować i dopóki będziemy w stanie zamknąć to w jedną spójną formę, Organoleptic Trio będzie istnieć, a ta odrobina ciężaru prawdopodobnie pojawi się w następnym organoleptycznym pakiecie.
Co ciekawe, oprócz improwizacji umieściliście na płycie dźwięki m.in. portu. Dość ciekawy i oryginalny pomysł. Ponoć miałeś parę lat temu też pomysł nagrania partii perkusji do dźwięków natury. Czy płyta Organoleptic Trio to w pewnym sensie rozwinięcie tego pomysłu?
Nie pamiętam - możliwe, że miałem taki zamiar, ale to, co wplotłem między muzykę Organoleptic, miało dodać innego wymiaru, posmaku podróży i przygody. W naturze jest nieskończenie wiele cudnych dźwięków, perfekcyjnych dla naszych uszu, trudno się im oprzeć.
W jednej recenzji płyty Organoleptic Trio znalazłem zapis, że Wasza muzyka jest za ostra dla fanów jazzu, ale też zbyt zakręcona dla miłośników szeroko pojętego rocka. Jak Ty zapatrujesz się na tą kwestię?
Tak? To już nie mój problem - gramy to co chcemy, nie interesuje nas klasyfikacja tej muzyki. Raczej odnalezienie dźwięków, które nas najszczerzej wyrażą. Ktoś też kiedyś napisał, że tak już wykręciliśmy jazz, że zatracił swój klimat czy charakter, nie biorąc pod uwagę, że nie staramy się grać jazzu. Nie zawsze improwizacja jest jazzem, myślałem, że to oczywiste. Jeszcze ktoś stwierdził po koncercie, że się popisujemy. To mnie chyba najbardziej ubawiło, tym bardziej, że zastrzegł na początku i na końcu recenzji, że tak właściwie to się nie zna, a my - cóż, poniekąd trochę się popisujemy. Ludzie piszą z różnych powodów - często zupełnie niepotrzebnie skoro nie wiedzą o czym.
Miłośnicy rocka - nie trzeba słuchać Organoleptic Trio, ale można dla odmiany. Miłośnik jazzu i miłośnik rocka mogą dla odmiany posłuchać Organoleptic.
Miłośnicy rocka - nie trzeba słuchać Organoleptic Trio, ale można dla odmiany. Miłośnik jazzu i miłośnik rocka mogą dla odmiany posłuchać Organoleptic.
Podobnie jak Robert z Samo dość pieszczotliwie nazwałeś przedtem Nyia. Darzysz ten projekt szczególnym sentymentem? Swoją drogą muzyka zespołu dość ciekawie ewoluowała. Od szorstkiego i mało wyrafinowanego debiutu po "zeschizowane" "dwójkę" oraz materiał ze splitu z Antigamą.
To nie ja wymyśliłem tę nazwę. Nie pamiętam już jak to było, zdaje się, że to był pomysł Sebka (Rokickiego - przyp. jw.) z Antigamy z czasów, kiedy mieliśmy plan wspólnego grania.
Pierwsza Nyia musiała być szorstka i mało w niej matmy, choć frazy kleją się ze sobą na zakładkę i mało tam metrum na cztery. Druga Nyika miała być inna nawet za cenę kontraktu z Anglikami - im się nie spodobała - chcieli kontynuacji, chcieli znowu pierwszej płyty. Nudziarze?
Nie jestem szczególnie związany sentymentalnie z żadnym projektem - jest pomysł, są ludzie, jest odpowiedni czas i miejsce - to gramy i nagrywamy, a jak się zaczyna zwała, powielanie czy problemy z alkoholem lub dragami trzeba przerwać współpracę, żeby nie nagrać zgredowskiego, zrzędliwego ciężaru pozbawionego energii. To, co pojawiło się na splicie z Antigamą, to właśnie szybka, spontaniczna, lekko improwizowana propozycja. W tą stronę chciałem ciągnąć, ale zespół się posypał.
Pierwsza Nyia musiała być szorstka i mało w niej matmy, choć frazy kleją się ze sobą na zakładkę i mało tam metrum na cztery. Druga Nyika miała być inna nawet za cenę kontraktu z Anglikami - im się nie spodobała - chcieli kontynuacji, chcieli znowu pierwszej płyty. Nudziarze?
Nie jestem szczególnie związany sentymentalnie z żadnym projektem - jest pomysł, są ludzie, jest odpowiedni czas i miejsce - to gramy i nagrywamy, a jak się zaczyna zwała, powielanie czy problemy z alkoholem lub dragami trzeba przerwać współpracę, żeby nie nagrać zgredowskiego, zrzędliwego ciężaru pozbawionego energii. To, co pojawiło się na splicie z Antigamą, to właśnie szybka, spontaniczna, lekko improwizowana propozycja. W tą stronę chciałem ciągnąć, ale zespół się posypał.
Właśnie! Jakie były tego powody? Przestaliście chyba grać po trasie z Antigamą i Blindead. To tour nie było szczególnie udane pod względem frekwencji. Antigama po nim również przestała aktywnie koncertować, tylko Blindead złapało drugi oddech za sprawą "Autoscopii". Powodem była właśnie porażka finansowa trasy czy ogólne zniechęcenie? Inna sprawa, mam wrażenie, że teraz tego typu koncerty spotykają się z lepszym odbiorem.
Powody były raczej inne i poniekąd odpowiedziałem już na to pytanie, ale ta nieszczęsna trasa podziałała przygnębiająco. To zasługa naszej ówczesnej menager, którą absolutnie przerosło to wydarzenie. Tak więc na decyzję o rozwiązaniu Nyia złożyło się kilka powodów.
Powróćmy jeszcze na chwilę do przeszłości. Pamiętasz, skąd wziął się u Ciebie pomysł, żeby grać na perkusji?
Na perce chciałem grać od głębokiej podstawówki. Musiałem się jednak ograniczyć do drutów mojej mamy od robótek ręcznych i tapczanu. Nigdy nie miałem nauczyciela, a w szkole muzycznej, którą ledwie musnąłem i która doprowadziła mnie do skrajnej rozpaczy, grałem na trąbce.
Szkoła muzyczna to nie miejsce dla awangardowego muzyka?
Myślę, że teraz bardziej bym się postarał i skończyłbym tę szkołę, mimo tego wszystkiego co mi w niej nie pasowało, ale gdybym wtedy w niej został, nie powstałby Kobong, bo wypadki potoczyły by się zapewne inaczej, a to była fajna przygoda.
Sam nie gram, ale podejrzewam, że perkusja to jeden z najtrudniejszych do opanowania rockowych instrumentów, wymagający pracy - wybacz za dwuznaczne określenie - prawie wszystkich członków.
Ryzykowne stwierdzenie - to zależy jak daleko chcesz się posunąć. Można zagrać bardzo prosto na perce, kiedy gitarzysta wyplata karkołomne, mistrzowskie wygibasy.
Ty jednak grałeś w Kobong, Neuma czy Nyia dosyć karkołomne partie. Podobnie jest w Organoleptic. Co sprawiło, że uznałeś, że typowe, prostsze granie nie jest dla Ciebie?
Nudziły mnie typowe podziały, typowo rockowe granie mogło by mnie zabić, albo wpadłbym w depresję, co zresztą przytrafia się muzykom rockowym i nie tylko - właściwie dopiero w Organoleptic i to na następnej płycie będzie jazda (śmiech).
Możesz konkretniej?
Nad następną płytą jesteśmy zmuszeni popracować inaczej, dogłębniej. To z powodu wyjazdu do Anglii naszego gitarzysty na dłuższy czas. Właściwie nie wiem, kiedy wróci. Jesteśmy zmuszeni do pracy sekcyjnej - bas i perka robią szkice z myślą o gitarze, która mam nadzieję dołączy w odpowiednim momencie, dlatego materiał pewnie będzie bardziej osadzony w sekcji, a gitarzysta ma za zadanie wypleść nam harmonijnie słodkie plastry miodu, niepozbawione oczywiście mniej lub bardziej ukrytych jadowitych żądeł; melodie porywające zarówno słuchaczy jazzu, rocka jak i country, popu, metalu czy grindu. Wszystkich serdecznie zapraszam - będzie piosenkowo, będzie jazda na dwa budziki, będzie improwizacja i rytmy mocno rozkojarzone, ale złapane na gardło mocną ręką mężczyzny w sile wieku.
Nagrałeś z Kobong album "Chmury nie było", który, moim zdaniem, wyprzedził trochę swój czas. Skąd czerpaliście w 1996/97 r. inspirację na granie takiej muzyki? Byliście może zafascynowani polskim zespołem Kinsky, który na początku lat 90. wydał połamany i nowoczesny album "Copula Mundi"?
Kinsky to zespół z którym wtedy mieliśmy kontakt - ale to nie była inspiracja. Kobong jest wynikiem bardzo wielu inspiracji i jakiejś bliżej nieokreślonej wtedy wizji.
Kto jednak w zespole był głównym motorem tej wizji?
To był naprawdę zespół w którym pracowaliśmy wspólnie nad muzyką - czasem ktoś się obrażał i wychodził z sali, ale wracał - najczęściej to był Bogdan.
Bogdan Kondracki, dziś producent m.in. Moniki Brodki, Smolika? Swoją drogą skoro Roberta z Samo zapytałem o Ciebie, to może Ty powiedz co u Bogdana. O ile macie jeszcze ze sobą kontakt.
Pewnie, że mamy kontakt - czasem odpala się komuś pomysł na wspólne granie, ale jakoś jak dotąd nie udało się. Jest taki stary zamysł, żeby zacząć grać jakąś ekstremę w wieku starczym. Wyobrażasz sobie stetryczałych starych dziadów w poplamionych kalesonach szalejących na scenie i generujących potworne siły oraz bezkompromisowe i agresywne niczym zraniony tygrys dźwięki? Póki co Bogdan właśnie odchodzi od wytwórni produkującej przeboje, której był współzałożycielem, Jazzboy, i zaczyna działać na własną rękę, nadal jako producent.
Jeszcze jedna kwestia odnośnie Kobonga. Dziś nie można dostać już oryginalnych albumów tego zespołu. Są może szanse na jakieś reedycje? Kto ma prawa do tych nagrań?
Pierwszą płytę kisi Polygram. Odsprzedaliśmy im prawa autorskie - to było nierozsądne młodzieńcze posunięcie. Chcielibyśmy to wydać, ale nie możemy, a oni nie mają ochoty. Druga płyta miała już raz reedycję. Od czasu do czasu ktoś mówi o winylu - może w końcu się pojawi, ale kiedy i czy w ogóle?
Miałeś kiedyś propozycję zagrania w bardziej komercyjnych projektach? Gdzie znajduje się granica w sztuce, którą Wojtek Szymański nie przekroczy?
Miałem, co jakiś czas ktoś mi coś mniej lub bardziej komercyjnego proponuje - czasem zbyt okrutnie komercyjnego, albo zwyczajnie estetycznie nieodpowiedniego, i nie jest mi to po drodze. Tak więc zarabiam w inny sposób, bardzo różnie, czasem ciężko pracując przez co cierpi perka, ale tak wolę, chcę i chyba nie potrafię inaczej. Granicę wyznaczają moje potrzeby i nie łączę ich z pieniędzmi - jak dotąd.
Na koniec powiedz, czy są obecnie jakieś szanse na reaktywację Nyia?
Tak - Szymon i Kuba - czyli gitarzysta i ostatni wokalista podesłali mi ostatnio jakieś bardzo wstępne szkice - pomyślę nad perką. Teksty już są. To będzie inna Nyika. Nie wiem kiedy - na razie szykujemy z Krystianem organoleptyczne szkice dla gitarzysty, który jednak najpierw musi wrócić do kraju żebyśmy mogli kontynuować. Są już pomysły, jest nakreślona wizja drugiej płyty - innej, bardziej osadzonej, tematy bardziej złapane za gębę, co nie znaczy, że nie mogą stać się pretekstem do jeszcze bardziej rozczapierzonych form.
Jaką muzykę chciałbyś w przyszłości jeszcze zagrać? A może jakiś projekt, w którym grasz nie na perkusji?
Szkicowałem muzykę na kompie i wrócę do tego. Byłem zmuszony zaprzestać ze względu na sprzęt . Są też propozycje i plany wspólnych działań z muzykami, których zapewne znasz, ale o tym nie powiem nic?
Jacek Walewski
QUIZ – Nie wiesz tego o Evans!
1 / 12
Evans jest w rodzinie firmy D’Addario wspólnie z marką pałeczek…