Andrzej Jagodziński Trio - Bach
Płyta, którą z pewnością możemy się chwalić poza granicami naszego kraju.
Napęd: Czesław „Mały” Bartkowski
Typ silnika: jazzowe interpretacje muzyki klasycznej
Trasa: Nie będziemy oryginalni rozpoczynając przegląd albumu od wspomnienia płyty „Chopin”, gdzie Andrzej Jagodziński postanowił ubrać muzykę naszego wielkiego kompozytora w jazzowe aranżacje. Nie czas by analizować tamten album, więc podkreślmy mocno bardzo oczywisty fakt jakim jest różnica między twórczością Chopina i Bacha. Nie da się iść wzorem czy jakimś uprzednio wypracowanym szablonem. Wszystko trzeba zbudować od początku, przeanalizować, próbować, odrzucać, zmieniać, także iść na pewne kompromisy. To wszystko zajęło parę lat, ale tym samym nie mamy tu prostego bicia tematów w oparciu o jazzowy charakter i drive. To byłoby zbyt oczywiste i pewnie przeszłoby bez większego echa.
Lider dokonał bardzo ciekawej selekcji utworów, tym bardziej, że było w czym wybierać. Pamiętajmy, że mamy tu do czynienia z niesamowicie płodnym kompozytorem epoki barkowej. Ciężko rzec czy kwestie aranżacyjne były jedynym kryterium doboru, czy też Andrzej Jagodziński kierował się w jakimś stopniu tym by nie przedstawiać najbardziej znanych utworów Bacha. Dla przeciętnego Kowalskiego rozpoznawalna będzie zapewne ostatnia kompozycja – Aria na strunie G z suity orkiestrowej D-dur nr 3. Chociaż też trudno tu oczekiwać takich powszechnie znanych dokonań Bacha jak np. organowa Toccata i fuga d-moll czy wiolonczelowa Suita nr 1 G-dur. Niezależnie jakie były przesłanki takiej selekcji mamy ciekawy i bardzo urozmaicony repertuar z zachowanym żywym scenariuszem, który prowadzony jest dzięki odpowiedniej kolejności i układowi wszystkich aranżacji.
Zdecydowanie najbardziej jazzową kompozycją jest Małe Preludium c-moll (w bachowskim oryginale raptem półtora minutowe), gdzie muzycy na dystansie niemal 9 minut pokazują siłę i piękno jazzowej improwizacji, ale jednocześnie wciąż mocno „trzymają za rękę” Bacha. To doskonały pokaz kunsztu wykonawców, chociaż konkretnie w tym przypadku chyba lepiej użyć słowa - twórców.
W tej właśnie kompozycji Czesław Bartkowski prezentuje swoje solo, czego zapowiedzią jest uprzednio świetne „podkręcanie ognia w perkusyjnym kotle”. Pan Czesław w całości płyty brzmi niezwykle lekko, przestrzennie, nie punktuje snajperskich akcentów. Płynie przez całość, bez nachalnego wychylania się i wybiegania, po profesorsku rozpościera dynamicznie swoją grę na całej długości płyty przez co nie ma ostrych kontrastów między momentami, gdy bębny milkną, a tym, gdy są obecne. Nie wytykając absolutnie wieku jednego z najbardziej zasłużonych perkusistów w historii polskiej muzyki, niesamowite jest jak dużo energii i jednoczesnej swobody oraz polotu jest w grze „Małego”! Niemniej takich partii nie zagra perkusista świeżo po Akademii lub nawet z kilkuletnim doświadczeniem. Świetnie korzysta z brzmień całego zestawu.
Wrażenia z jazdy: W pełni zaangażowany, przemyślany i zbudowany album, który przypadnie do gustu sympatykom mistrza baroku jak i fanom jazzu. Nakład włożonej pracy aranżacyjnej, ale też kompozytorskiej, sprawił, że utwory pozbawione są przypadkowości, przy jednoczesnym braku schematyczności czy konwencjonalności, co zdarza się w podobnych krzyżówkach stylistycznych. Płyta, którą z pewnością możemy się chwalić poza granicami naszego kraju.
Odcinki specjalne: Oprócz wspomnianej powyżej solówki pod koniec Małego Preludium c-moll, mamy też świetne solowe wstawki w drugiej części Partity nr 2 c-moll. Warto zwrócić również uwagę na doskonałą pracę sekcji w Koncercie klawesynowym d-moll, czyli Czesław Bartkowski i Adam Cegielski – wspaniała współpraca!