Michał Urbaniak
Dodano: 29.08.2011
Michał Urbaniak opowiada o swoich "przejściach" z bębniarzami.
Ten artykuł czytasz ZA DARMO w ramach bezpłatnego dostępu. Zarejestruj się i zaloguj, by mieć dostęp do wszystkich treści. Możesz też wykupić dostęp cyfrowy i wesprzeć rozwój serwisu.
W Polsce i za oceanem grałeś z wielkimi nazwiskami świata perkusji, o których sobie porozmawiamy. Od kilku lat obserwuję cię na koncertach z młodymi, nieznanymi bębniarzami. Od dawna chciałem porozmawiać z tobą o perkusistach. Jak ich wspominasz i jak rekrutujesz. Co szanujesz, a co cię wkurza...
Zasada egzystencji w świecie muzyki jest prosta. "Masz perkusistę, masz zespół". Całe swoje życie muzyczne kierowałem się tą dewizą. Byłem i jestem bardzo wybredny w doborze bębniarzy. Choć grałem i grywam z wielkimi nazwiskami, wolę energię i wrażliwość młodych talentów, które pomagam odkrywać. Mam bardzo proste kryterium. Musi grać sercem, a niekoniecznie kwitami. Najlepsi w moich oczach i uszach są ci, którzy potrafią słuchać, a nie tylko czytać nuty. Jedynie idiota, a nie muzyk powie, że bębny są mało istotne. Są najważniejsze! Prowadzą, nadają puls, feeling, groove. Bez bębnów nie ma sekcji. Jest co najwyżej kibel...
Zacznijmy od Polski. Grałeś z Czesławem Bartkowskim...
Mały... Zrobił wielką rewolucję w polskich bębnach. Niesamowity feeling i talent. Nie zapomnę go jako 17-letniego chłopaka, który grał na bębnach jak Amerykanin. Mały grał ze mną jazz w Stanach i na trasie europejskiej. Wybitny słuch. Bartkowski to dobry przykład muzyka, który gra sercem. Miał nieprawdopodobne wyczucie orkiestracji bębnów.
Grałeś ze Stevem Gaddem...
Mój ulubiony perkusista. Bardzo skromny facet, w skórze którego kryje się demon perkusji. Wielki technik i świetny słuchacz, który perfekcyjnie ogarnia to, co dzieje się na scenie. Steve w bardzo specyficzny sposób komunikuje się z muzykami. Przeważnie słucha ich oczekiwań wobec danego projektu. Kiedy pierwszy raz z nim grałem, myślałem sobie: "Co to za facet. Zamiast grać, pokazywać nam swoje pomysły, ten gada i słucha, gada i słucha. Jak jakiś terapeuta." Kiedy już się nagadał i nasłuchał, i usiadł za bębnami, po tym, co zaprezentował jako propozycję swojej partii do danego utworu nie miałem wątpliwości, że to geniusz. Było dokładnie tak, jak chcieliśmy. Nie ukrywam, że jest to mój ulubiony sideman. Dobrze się rozumiemy w studio i na scenie.
Jak wspominasz Billy?ego Cobhama? Grałeś z nim w trakcie rozwoju swojej kariery w Stanach. Jak pracowało ci się z tym perkusistą?
Znakomity muzyk, ale kompletnie nie w moim stylu. Najgorzej grało mi się właśnie z Cobhamem. Zawłaszczył sobie zbyt duży segment muzyki. Wkurzał mnie u niego nadmiar techniki i elementy cyrkowe, jakie wprowadzał do muzyki. Szanuję go, ale z prawdziwą muzyką cyrk niewiele ma wspólnego. Oddałem mu zespół i odszedłem. Mieliśmy fajny projekt fussion, cóż... Nie była to moja bajka.
Grałeś też z Miles?em Davisem. Jak on traktował perkusistów?
Jak wazon, statyw, kanapę, która produkuje dźwięki. Miał bardzo słaby kontakt z członkami zespołu. Dla niego była istotna muzyka, jej wyraz. Nie ludzie, którzy ją tworzyli. Liczył się produkt. Miles kochał jam session. Ciągle kogoś przesłuchiwał. Gdy odkrył, zabierał na trasy. Bardzo mi to imponowało. Odkrył wiele talentów. W jakiś sposób poprzez projekt Urbanator Days chcę kontynuować ten trend. Mam wrażenie, że na świecie idea jam session jakoś osłabła. To bardzo niepokojące, bo dzięki jamowaniu można nie tylko znaleźć nowe talenty, ale zmieniać muzykę. Miles dawał ludziom szansę i to w nim kochałem. Staram się podążać jego drogą w tej kwestii.
Lenny White. Kolejne wielkie nazwisko, świetny bębniarz. Pracujesz z nim już od wielu lat.
"Lenny zawodowiec" (śmiech). Nie mogę powiedzieć nic złego na temat tego muzyka. Jest cholernym perfekcjonistą i świetnym kumplem. Gra bardzo dokładnie. Ma fioła na tym punkcie. Jak coś mu nie brzmi na próbie, wścieka się w bardzo sympatyczny sposób i szuka źródła problemu. I może tak całą próbę. Podoba mi się w nim dokładność wybrzmiewania werbla. Soczysty strzał w werbel, głęboki bas pod stopą i groove. Pracuje nam się ze sobą bardzo kreatywnie. Ten facet kipi pomysłami. Może o nich opowiadać godzinami i argumentować, dlaczego chce coś zagrać tak, a nie inaczej. Myślę, że to jest fajne - umieć wyrazić słowami to, co w zamyśle chciałoby się wyrazić przy pomocy instrumentu. Lenny to potrafi.
Kiedyś w luźnej rozmowie powiedziałeś mi, że wielu amerykańskich perkusistów jest muzycznymi analfabetami.
Owszem. Nawet wiele znanych nazwisk. Ale oni mają w genach puls, jakiego nie ma niejeden ze świetnie wykształconych perkusistów. Coś, co bębniarz z Europy czy Wschodu osiąga w drodze kształcenia, latynosi mają w genach. Za oceanem grałem ze świetnymi jazzmanami, którzy mieli kłopoty z tym, żeby się podpisać czy przeczytać gazetę, a co dopiero czytać i pisać nuty! Ale mieli w sercu jazz. Coś tak naturalnego, jak mowa. I uwierz mi na słowo - potrafili na scenie opowiadać poprzez bębny takie historie, że niejeden dyplomowany bębniarz tak nie potrafi. Kilka miesięcy temu trafił mi się jeden inteligent na jam session. Z tych świetnie wykształconych. Miał kłopoty, żeby spisać w nutach piosenkę z radia. Był też kiepski na scenie. Nie dało się z nim grać...
To znaczy? Jaki był? Czego nie lubisz u perkusistów?
Przerostu formy nad treścią. Tego wszystkiego, co robił Cobham. Cyrku. Najgorzej gra się z tymi, którzy nie grają sercem i uchem, a niczym małpa opanowali zdolność wywijania dwoma kijami i idą w gęstość dźwięków poparte cyrkowym gwiazdorstwem. Brzydzę się tym i unikam takich perkusistów. Owszem, nie przeczę, na koncertach są momenty, aby perkusista zaprezentował swoje możliwości techniczne. One są ważne, ale tylko wtedy, kiedy wymaga ich muzyka. Troy Miller potrafi wykręcać takie młyny, że czapka spada i pozwalam mu na solówkę na koncercie. Ale ona jest drobnym, znaczącym fragmentem uświetniającym całość. Nie powinno być odwrotnie, bo bębny w nadmiarze są męczące.
Grasz obecnie z Troyem Millerem.
Wielki muzyk. Producent i kompozytor. Świetny perkusista, w którym pokładam wielkie nadzieje. Troy gra genialnie na fortepianie, co wśród polskich perkusistów jest szalenie zaniedbane. U nas jest tak, że gdy ktoś wiąże swoje plany z perkusją, to rozwija się tylko w zakresie tego instrumentu. A szkoda, bo w świecie liczy się umiejętność rozumienia innych instrumentów. Znajomość gry na klawiszach czy gitarze pozwala perkusiście lepiej wgryźć się w melodyczność grania i dopasować się do kolegów na scenie. Bębny są szorstkie, mają agresywną wymowę. Polscy perkusiści, nawet amatorzy, powinni poznawać inne instrumenty...
W tej chwili mówisz o jazzie. Nie sądzę, żeby bębniarz wbijający gwoździe w werbel do akompaniamentu kolegów z formacji metalowej, silił się na grę na pianinie...
No i właśnie wkurzasz mnie takim gadaniem i myśleniem! A dlaczego nie? Myślisz, że w heavy metalu nie ma wrażliwości? Uważam, że niekiedy jest jej tam więcej niż w niejednym popowym kawałku. Myślę, że bębniarze tłukący ciężkie kawałki także powinni zaprzyjaźniać się z innymi instrumentami. Muzyk musi myśleć. Mała dygresja. Nie można rozmawiać o Europie, znając tylko jeden kraj. Tak samo jest na scenie. Żeby swobodnie mówić o muzyce, trzeba przekroczyć granice swojego instrumentu. Wyjść dalej...
Udało nam się razem zagrać na jam session. Jak oceniasz moje granie?
Koszmarnie zwalniałeś i po kilku sekundach czułem, że niewiele masz wspólnego z jazzem! (śmiech) Grasz za głośno hi-hat, a za cicho stopę! Udawało Ci się jednak wyluzować, co jest szalenie ważne za bębnami. Ćwicz! (śmiech)
Rozmawiał: Wojtek Andrzejewski
Michał Urbaniak: Jazzman, międzynarodowej sławy skrzypek, saksofonista, kompozytor, aranżer, odkrywca młodych talentów, urodzony w Polsce "obywatel świata". Od 1973 r. mieszka w Nowym Jorku. Zasłynął w świecie nagrywając płytę "Tutu" z największą legendą jazzu Milesem Davisem. Zapraszał i bywał zapraszany do współpracy przez takie sławy światowego jazzu, jak: Quincy Jones, Billy Cobham, Stephane Grappelli, Joe Zawinul, Herbie Hancock, Wayne Shorter, Kenny Garrett, George Benson, Marcus Miller, Jaco Pastorius, Toots Thielmans, Kenny Kirkland, Larry Coryell, Lenny White, Alphonze Mouzon. Jest kreatorem, liderem, kompozytorem, aranżerem swoich projektów: "Jazz Legends", "Fusion", "Urbanator", "Urbanizer", "UrbSymphony". Laureat Grand Prix Festiwalu w Montreaux dla najlepszego solisty (1971). Występował na najważniejszych jazzowych festiwalach na świecie: Newport Jazz Festival, JVC Festiwal, Chicago Jazz Festival, Lugano, Den Haag i in. Koncertował kilkakrotnie w Carnegie Hall, Avery Fisher Hall oraz w słynnych światowych i nowojorskich klubach jazzowych (Blue Note, Village Vanguard, Sweet Basil?). Wielokrotnie nagradzany, zwyciężał w plebiscytach zagranicznych, a jego nazwisko znalazło się w prestiżowym "Down Beat?(1992 r.) wśród największych sław jazzu na pierwszym miejscu aż w pięciu kategoriach. Od wielu lat związany z fi lmem i teatrem. Jest autorem muzyki do takich fi lmów, jak: "Astonished", "As the Band Played On", "Dreambird" (w USA) oraz "Pożegnanie Jesieni" M. Trelińskiego, "Spona" W.Szarka, "Dług" i "Wielkie rzeczy" K. Krauze (Polska). Otrzymał główne nagrody na Festiwalu Filmowym w Gdyni za muzykę do fi lmów "Dług", "Pożegnanie Jesieni" i "Eden". Jako pierwszy wprowadził jazz i rap do fi lharmonii jako projekt "UrbSymphony" (Filharmonia Częstochowska, 1995). Nagrał na całym świecie ponad 60 autorskich płyt. Ostatnia płyta Urbaniaka "Miles of Blue" (Sony Music, 2010) zadedykowana jest Miles Davisowi i otrzymała status platynowej.
Powiązane artykuły
QUIZ – Nie wiesz tego o Evans!
1 / 12
Evans jest w rodzinie firmy D’Addario wspólnie z marką pałeczek…