O perkusistach - Tomasz Wróblewski - Behemoth
Basista, który współpracuje z czołówką polskich silnorękich perkusistów spod znaku ognia i stali. Daray, Inferno, ale nie tylko. Jak podchodzi do pracy z bębniarzami i do bębnów w ogóle?
Znany przede wszystkim z gry w Behemoth, ale także zespołów Vesania i Black River. Potężna postura sceniczna budzi respekt, a bas w jego rękach wydaje się być zabawkową gitarą. Za jego plecami wielkie zestawy bębnów obrabiane przez mistrzów w swoim fachu. To nie jest miejsce na akademickie rozważania i książkowe analizy kątów, chwytu czy sylwetki. Tu liczy się czucie gry, energia i konkretny plan działania – skupienie na efekcie. Skutkiem tego, Tomasz ma przyjemność spacerować po ogromnych scenach festiwalowych całego świata, jak mało który polski muzyk. A tam, wiadomo, mielą najlepsi fizyczni tego globu.
Cały czas funkcjonujesz w nieustannym hałasie.
Tak, od dwudziestuparu lat. Ale wciąż słyszę co mówisz. To dobry znak, nie ogłuchłem jeszcze zupełnie (śmiech).
Twój styl gry to swoisty pomost pomiędzy pracą z bębnami a gitarami. Jak wygląda u ciebie praca z bębniarzem przy tworzeniu nowych utworów?
Tak naprawdę, nie mam żadnej wypracowanej metody, którą stosuję przy współpracy z perkusistami. Utarte schematy zabijają ducha sytuacji, gdy tworzy się nowy materiał. W rzeczywistości sposób pracy jest uwarunkowany tym, z jakim bębniarzem współpracuję i przy jakim projekcie, w każdym przypadku ta praca wygląda trochę inaczej. Czasem jest lepiej, kiedy zrobione zostały już jakieś podstawowe aranże bębnów, a czasami lepiej pracuje się oddzielnie, poświęcając więcej uwagi szczegółom. Najlepiej jest po prostu podchodzić do każdej sytuacji indywidualnie, aby wyciągnąć z niej to co najlepsze.