Zestaw Tama Star

Dodano: 21.01.2014
Rodzaj sprzętu: Bębny
Dostarczył: TAMA

W obecnych czasach firmy perkusyjne bardzo mocno uderzyły w półkę bębnów dla świadomych początkujących, które mieszczą się w przedziale cenowym między 2,5-3,5 tys. złotych.

Ten artykuł czytasz ZA DARMO w ramach bezpłatnego dostępu. Zarejestruj się i zaloguj, by mieć dostęp do wszystkich treści. Możesz też wykupić dostęp cyfrowy i wesprzeć rozwój serwisu.

Najdroższe modele zostały odsunięte nieco w cień. Tymczasem Tama wykonała w tym roku olbrzymi pokaz siły i zaprezentowała swojego nowego "potwora".

Tama
jest jedną z tych firm, które nie boją się stosować nowych rozwiązań. Często przeciera szlaki innym firmom. To właśnie Japończycy wpadli na pomysł stosowania łamanych statywów, czy też rozpropagowali bardzo cienkie korpusy w swoim sztandarowym modelu Starclassic. To właśnie kolejne model Starclassica pojawiały się na przestrzeni 20 lat, stanowiąc o sile i jakości firmy. Najpierw wspaniałe bębny klonowe i brzozowe, później niesamowita seria limitowana bubingi, która miała wysondować, czy rynek przyjmie ten budulec. Okazało się, że to strzał w dychę, o czym szybko dowiedział się m.in. Tomek Łosowski, który jest posiadaczem jednego z tych limitowanych zestawów. Firma rozpoczęła produkcję na dobre, wprowadzając bubingę na salony perkusyjne. Kolejne modele Starclassica cały czas krążyły wokół tych trzech rodzajów drewna, wykorzystując te same rozwiązania.

Wydawało się, że firma zaczęła powoli zjadać swój ogon, Bubinga, Bubinga Elite, Omni Tune, Performer BB czy też klasyczny Maple. Wszystko za wyjątkiem kilku różnic (szczególnie w Omni Tune) zaczęło się powtarzać i mimo, że są to naprawdę fenomenalne bębny, to najwyższa półka Tamy zaczęła powoli obrastać kurzem.

Z drugiej strony firmy nie bardzo kwapią się do rozwijania tej kategorii, skupiając się bardziej na bębnach, które mogą sprzedać w liczbie 20 zestawów zamiast jednego i to wymagającego największej uwagi. Nawet DW zaczęło tworzyć Performance i Design, bębny, na które stać zdecydowanie więcej osób. Dodatkowo wszechobecna mania zrzucania wszystkich problemów na karb jakiegoś kryzysu nie sprzyjała atmosferze tworzenia rzeczy drogich.

Tymczasem Tama tak jakby była poza tym wszystkim i na targach NAMM wypaliła z bębnów Tama Star, zupełnie nowych beczek, mających w sobie kilka nowatorskich pomysłów. Czy przyjmą się w przyszłości?

Mieliśmy wielką przyjemność podczas targów uczestniczyć w specjalnym pokazie bębnów i wspólnie z kolegami z poważnych europejskich czasopism perkusyjnych wymieniliśmy swoje uwagi i komentarze. Ponadto mogliśmy do woli katować prezentowane bębny, co zresztą uczyniliśmy. Nie uszło to uwadze dystrybutora - Meinl Distribution, który zdecydował się wysłać bębny do niniejszej prezentacji. Jak pokazywaliśmy na naszym profilu Facebook, bębny pojawiły się u nas dokładnie spakowane w case’y Hardcase, był to więc sygnał, by z beczkami obchodzić się, jak z jajkiem… No cóż… Nie u nas! Zaraz zabraliśmy się za rozkręcanie, gniecenie, ciąganie, naciskanie, jedynie tym razem odpuściliśmy sobie rzucanie…

BUDOWA KORPUSÓW I WYGLĄD


Jest o czym pisać, jeżeli chodzi o konstrukcję bębnów. Pierwsza rzecz jest taka, że mamy je w dwóch wersjach: Star Bubinga i Star Maple. Tama nie robiła bębnów brzozowych, które charakterem za bardzo odchodzą od koncepcji serii Star. W konstrukcji korpusów można zauważyć ciekawe rozwiązania. Zacznijmy od klasyki czyli klonu. Korpusy składają się z 5 warstw o łącznej grubości 5 mm. Warstwy są super cienkie, ale zaraz… przecież korpus ma grubość 5mm, czyli po 1 mm na każdą warstwę, tak więc wychodzi na to, że standardowo. Okazuje się, że środkowa warstwa korpusu ma grubość 2 mm i jest to tzw. warstwa Solid (jeden kawałek). Mieści się ona pomiędzy dwiema podwójnymi warstwami po 1,5 każda. Oprócz tego mamy Sound Focus Ring czyli wewnętrzną obręcz bębna o identycznej konstrukcji, co korpus.

Korpus bubingowy jest nieco mniej skomplikowany, ale także ciekawy. Składa się z 5 warstw plus dodatkowej wewnętrznej Cordia, do tego aż 9 mm obręcz wewnątrz bębna. W obu przypadkach obręcze mają wpływać na lepsze wybrzmienie i czystszą projekcję. Środek bębna także przykuwa uwagę powalającym wręcz wykończeniem, zarówno w wersji bubingowej, gdzie pięknie mieni się cordial ułożona horyzontalnie, jak i wersji klonowej (ułożone wertykalnie). Krawędzie bębnów są bardzo płasko zaokrąglone (firmowymi naciągami w zestawie są powlekane Remo Ambassador). Szczytowy moment docisku jest oddalony o 3,5 mm do zewnętrznej krawędzi i naciąg może przenosić skuteczniej swoje wibracje na korpus bębna.

Wygląd bębnów to kolejny olbrzymi plus. Mamy do wyboru trzy wersje w zależności od budulca. Bubinga oferuje 4 opcje wersji przezroczystej podczas, gdy klon ma tych opcji 5. W wersji "metalik" oba drewna mają 4 opcje, a w wersji pełnej po 3. Każdy z bębnów ma charakterystyczny wzór, przechodzący przez środek bębna. Ten sam wzór można mieć także na obręczy wewnętrznej. Jest to element dystynktywny modelu, podobnie, jak wcześniej w Starclassic Bubinga, mający na celu natychmiastowe skojarzenie bębnów z marką. W przypadku Star oficjalne prezentacje instrumentów opierają się o tak wykończone instrumenty, ale na życzenie klienta firma zrobi nam wersję bez pasków.

Uwagę przykuwa także inny fakt. Jeden z kolegów z redakcji powiedział, że bębny mają namalowane logo Star, określając ten zabieg od razu jako "obtaniawka". Nic bardziej mylnego! Bębny nie mają żadnych metalowych plakietek, które wpływają na rezonans korpusu i nawet otwory odpowietrzenia mają drewniane obrączki. Obręcze centralki mamy w trzech opcjach do wyboru: standardowa - pod kolor ogólnego wykończenia, Natural Matte (widoczny na zdjęciu jasny kolor) oraz Dark Brown Matte (podobnie, jak poprzednik tylko, że brązowy).

HARDWARE BĘBNÓW


W tym momencie zaczyna się odkrywanie prawdziwych nowości bębnów Tama Star. Zacznijmy od Super Resonant Mounting System czyli po prostu mocowaniu bębnów. Podstawą jest jak najmniejsze obciążenie bębnów, by pozwolić im spokojnie pracować. Tama wprowadziła trójpunktowy system mocowania, który po połączeniu tworzy trójkąt. Dwa punkty znajdują się na górnej obręczy, natomiast trzeci znajduje się na dolnej obręczy. Ten trzeci punkt opiera się o wysuwalny bolec (by dostosować do rozmiaru bębna), zakończony gumą. Patent polega na wysunięciu go jak najdalej, by odciążyć dwa punkty na górnej obręczy (czysta fizyka) i pozwolić korpusowi pracować swobodniej. Inżynierowie z Tamy przewidzieli opcję dla fanów bębnów Larsa Ulricha z okresu …And Justice i "czarnej" płyty, czyli bardzo pionowego stawiania tomów, gdzie funkcja dolnego punktu nie działa. Wtedy w grę wchodzi trzeci punkt na górnej obręczy, który także odciąża dwa wcześniejsze. W tym momencie również tworzy się wykres trójkąta.

Zupełną nowością jest sam sposób mocowania bębnów. Jest on wykonany nie na klasyczny motylek czy też śrubkę, ale na plastikowy klips. Quick- Lock Tom Bracket, bo tak się nazywa ten pomysł, daje wiele opcji. Jest to wykorzystanie funkcji tzw. memory lock. Motylek śruby znajduje się jedynie na memory locku, który to właśnie trzyma tom, a nie - jak to było do tej pory - gdy tom opierał się na pręcie. Założenie i zdjęcie bębna odbywa się za pomocą plastikowego klipsa, bardzo szybko i niesamowicie wygodnie. Co ciekawe, bęben można zdjąć także w inny sposób. Właśnie z racji tego, że tom poprzez klips dociska do memory locka, można zdjąć go klasycznie poprzez pokręcenie motylkiem memory locka i zdjęcie łącznie z całym mechanizmem. System Quick-Lock, zastosowany także we floor tomach, sprawdza się fenomenalnie. Wystarczy poluzować wszystkie trzy klipsy, floor dalej będzie stał na nóżkach, wtedy podnosimy cały floor i wyciągamy jednym ruchem z trzech nóżek. Ci, co nie używają memory lock na nóżkach, wiedzą, jak uciążliwe jest odkręcanie nóżek studni, gdzie bęben nam się kołysze lub przewraca.

Same nóżki także są wykonane nieprzypadkowo i konstrukcja oraz układ powoduje, że cała siła idzie pionowo w dół i przechodzi w gumowe zakończenia. Tam na nasz cios czeka specjalna "dziupla" czyli taka pusta bańka. Dzięki niej nasza studnia może lekko "oddychać" po mocnych uderzeniach i nie jest sztywno trzymana przez nogi. Jeśli już jesteśmy przy nóżkach, spójrzmy na nogi centralki, które również nie umknęły konstruktorom. Podobnie, jak we wszystkich bębnach, także i tu firma chce, by bęben basowy pracował jak najpełniej, dlatego też zmieniono budowę nóżek. Noga oraz ostroga hamująca bęben są od siebie niezależne, co pozwala na płynną pracę centralki, ponadto nogi mają już standardową opcję wysuwania. Dodatkowym elementem "uwalniającym" naszego taktowca są śruby, które stykają się z obręczą w tak naprawdę tylko jednym miejscu. Podobnie lugi, które są bardzo małe i ograniczają się do minimalnego kontaktu z bębnem. Oczywiście to samo mamy na tomach i floorach. Firma zastosowała ponadto mocne obręcze wersji Die-Cast oraz swoje słynne metalowo-gumowe podkładki pod śruby, zapobiegające luzowaniu.

W całości mamy szereg innowacji, które po kilkukrotnym katowaniu bębnów oparły się atakom. Jakie to ma przełożenie na brzmienie?

BRZMIENIE


Zanim zaczniemy opis brzmienia warto zwrócić uwagę, że wśród wielu modeli centralek nie znajdziemy bębna o głębokości 20 cali. Mamy jedynie głębokości 14", 16", 17", 18". Wydaje się to jednak mieć sens zważywszy na to, co centralka nam oferuje - zarówno klonowa, jak i bubingowa.

Mieliśmy bardzo dużą przyjemność możliwości zestawienia obu zestawów perkusyjnych obok siebie i porównania ich brzmień. Klon zgodnie z tym, co mówi firma, rzeczywiście jest jaśniejszy i bardziej otwarty od bubingi, oczywiście wszystkie wymienione wcześniej atrybuty sprawdzają się doskonale - wykorzystanie cienkich korpusów, koncentrujące brzmienie obręcze, mocne i stabilne Die-Cast ułatwiające strojenie oraz zaokrąglone krawędzie przenoszące większą odpowiedzialność za brzmienie na korpus. Klon jest cieplejszy, ale bubinga jest bardziej skoncentrowana i nieco ciemniejsza. Największe różnice zauważa się właśnie w centralkach. Klon jest bardziej otwarty i ma bardziej charakter retro. Bubinga ma większy cios, bardziej precyzyjny atak. Oba zestawy są niezwykle dynamiczne, można tu zdecydowanie mówić o szlachetności brzmienia, nie słychać w tych bębnach żadnych niepotrzebnych przydźwięków.

Różnice w obu zestawach doskonale wychwycił wieloletni współpracownik firmy, który nagrał setki płyt, z czego wiele z nich na Tamie. Chodzi nam oczywiście o Kenny’ego Aronoffa, który jako jeden z pierwszych miał do czynienia z tymi bębnami. "Bubinga jest twardszym i mocniejszym drzewem niż klon i ma więcej ciosu i ataku oraz więcej dołu. Powiedziałbym, że klon jest cieplejszy. Kiedy biorę udział w sesji, oba zestawy grają równie dobrze, ale w momencie, gdy potrzebuję więcej agresji to sięgam po bubingę" - tak właśnie wypowiedział się na temat tych bębnów Kenny i stanowczo potwierdzamy jego opinię.

PODSUMOWANIE


Mamy do czynienia z fenomenalnymi bębnami z najwyższej możliwej półki jakościowej, kropka. Wspaniałe wykończenie plus bardzo przemyślane rozwiązania techniczne oraz bardzo pewna i wyraźna wizja brzmienia, jaką mieli twórcy, dają nam w efekcie bębny wręcz cudowne. Oczywiście w obecnych czasach większość firm tworzy świetnej jakości perkusje i nie można tu powiedzieć, że Tama odkrywa jakieś nowe brzmienia. To, co uzyskujemy z bębnów, udało się Tamie bardzo ładnie ubrać, uszlachetnić i elegancko wyłożyć. Co ciekawe, nie są to bębny specjalnie trudne do gry i łatwo będzie nam je okiełznać.

Czy nowe pomysły na montowanie tomów przyjmą się w przyszłości? Nie wiadomo, chociaż nie są to jakieś zmiany, stawiające wszystko do góry nogami, przez co można spodziewać się sukcesu. Środowisko perkusyjne jest mocno konserwatywne i zmiany trzeba robić stopniowo, właśnie tak, jak w bębnach Tama Star. Wątpliwości budzić może wytrzymałość poszczególnych elementów, mimo, że firma zapewnia, iż plastikowe klipsy są nie do zdarcia. Jeden z czołowych polskich perkusistów, który gra rocznie setki koncertów na całym świecie i miał możliwość przyjrzeć się dostarczonym do nas bębnom, był mocno sceptyczny, ale wykazywał wielką chęć przetestowania sprzętu w trasie. Temat werbli poruszymy w kolejnym numerze magazynu, ponieważ instrumenty te także robią duże wrażenie i zasługują na oddzielną prezentację. Póki co delektujemy się tym wspaniałym instrumentem i wszystko byłoby do przyjęcia, gdyby nie ta pieprzona, kosmiczna wręcz cena…

Dostarczył: Meinl Distribution
www.meinldistribution.pl
www.tamadrum.pl


Test ukazał się w numerze październik 2013

{Podsumowanie Plusy:
+ jakość wykończenia wszystkich
elementów,
+ użyteczne innowacje,
+ wspaniałe brzmienie zarówno
bubingi i klonu.
Minusy:
- cena, bowiem za zestaw
składający się z centrali, dwóch
tomów, dwóch floorów i werbla
trzeba obecnie zapłacić ponad
30 tysięcy złotych!}

Left image
Right image
nowość
Platforma medialna Magazynu Perkusista
Dlaczego warto dołączyć do grona subskrybentów magazynu Perkusista online ?
Platforma medialna magazynu Perkusista to największy w Polsce zbiór wywiadów, testów, lekcji, recenzji, relacji i innych materiałów związanych z szeroko pojętą tematyką perkusyjną.