Sklep Thomann, czyli wiocha po środku niczego.

Dodano: 20.05.2024
Autor: Maciej Nowak

Kolos handlu detalicznego lub mówiąc bardziej obrazowo – diabelnie wielki internetowy sklep muzyczny, ale też nie byle jaki sklep stacjonarny. 

Ten artykuł czytasz ZA DARMO w ramach bezpłatnego dostępu. Zarejestruj się i zaloguj, by mieć dostęp do wszystkich treści. Możesz też wykupić dostęp cyfrowy i wesprzeć rozwój serwisu.

W pewnych kręgach niemiecki sklep Thomann wzbudza w Polsce sporo emocji. Dla większości jest to po prostu wygodny sklep z pełnym serwisem, ale jest też grupa osób, która podchodzi do tego miejsca mocno emocjonalnie, ze spora dawką obaw. Jak jest w rzeczywistości? Pojechałem na przeszpiegi, nabuzowany bojowo. Celowo. Nie oszukujmy się, oczywiste było, że sklep będzie „bił” po oczach, więc tradycyjnie, trzeba się zdrowo czepiać wszystkiego. Postawiłem sobie nawet dramatyczne tezy:

Teza I – sklep Thomann prąc przed siebie, gniecie wszystkich po drodze.
Teza II – sklep Thomann bije pieniędzmi.
Teza III – sklep Thomann to oziębły, zimnokrwisty handlarz na wielką skalę.
Teza IV – praca w sklepie Thomann zakrawa o tzw. kołchoz.

Z tym „optymistycznym” zestawem zapraszam na krótką przebieżkę po wsi, żeby faktami dokonać konfrontacji.

Ale najpierw - jak znalazłem się w Thomannie?

Zostałem zaproszony. Po prostu. Sklep uznał Perkusistę za partnera wartego przyjęcia w swoich podwojach. W pełnej krasie, bo jest możliwość przyjechania po prostu z tzw. ulicy. Profit polegał na tym, że w tym przypadku mój status dał mi większe możliwości buszowania. Nie byłem tam przy okazji, czy po drodze, np. do niedaleko położonego Meinl - jak to niektórzy robią. Zaproszony i ugoszczony. Ale już uspokajam. Gościna gościną, ale nie wpływa to na ogólne postrzeganie całej sprawy, moje tezy miałem wryte w głowę i amatorszczyzną oraz głupotą by było, gdybym dał się łatwo zagłaskać. Okazało się jednak, że nikt nie miał zamiaru mnie głaskać.

Wioska Thomann?

Jak w tytule - po środku niczego. Treppendorf, najbliższe większe miasto to pół godziny drogi do Bambergu i sto kilometrów do Norymbergi. Po drodze czuć sielskim nawożeniem. Najśmieszniejsze jest to, że Thomann nie ma skonsolidowanego położenia. Budynki rozrzucone są po całej wsi i tak np. idąc z budynku administracyjnego do sklepu, mijamy gospodarstwo, na którym ochoczo zapodaje swój recital kogut. Ze sklepu do stołówki (stołówki…) zakładowej przechodzimy obok przydomowego sadu i stodoły. Większość mieszkańców pracuje oczywiście w firmie. Czysto, schludnie, spokojnie, ale mimo wszystko aktywnie. Trzy żurawie pracują nad konstrukcją kolejnej budowli. Na każdym kroku jakieś muzyczne smaczki, a to figurka, a to 8 metrowe bębny. W planach jest jezioro w kształcie wiosła. Siatek brak i ogrodzeń, ciecia z psem również.

Studio filmowe

Zaczęliśmy rano, właśnie od tego miejsca, czysto logistycznie. Wita nas kiczowaty napis Tollywood na drzwiach wejściowych. A w środku? Pierwszy dreszcz niepokoju. Skala miejsca od razu przytłacza. 3 duże i jedno wielkie pomieszczenie filmowe, pełne wyposażenie. To nie jest kanciapa dumnie nazywana studiem, przerobiony garaż czy oddelegowany pokój. To pełnowymiarowe studio filmowe z mnogością sprzętu i instrumentów. Różnorodne tła, oświetlenia. A na piętrze stanowiska robocze. Jak do diabła wygląda sklep, skoro ten dział wygląda tak okazale!? Nikogo poza nami nie było, czyli mną i dwoma Włochami, którzy wpadli ponagrywać sobie gitary. Ekipa siedziała na zdalnym w domu, dając nam całe studio do dyspozycji.

Kącik w studio nagraniowym.

Sklep stacjonarny Thomann – jest taki

Idziemy przez wieś do sklepu stacjonarnego, mijając po drodze jabłonki. Z racji działalności online sklep stacjonarny tak naprawdę pełni rolę ekspozycji sprzętu i mieści się dosłownie w dawnym domu założyciela, chociaż oczywiście ze starych murów nic nie pozostało. Mimo wszystko jest to budynek w klimacie domowym, a nie szkło i stal. Istny labirynt pomieszczeń, gdzie za każdymi drzwiami czai się niespodzianka, jak np. ogromna sala z… tubami albo wielkie pomieszczenie do testowania świateł, dymu i laserów. Aż się prosi by puścić bar wzdłuż zaokrąglonych ścian i rozstawić rurki do tańczenia. Mój przewodnik Benschi wciąż powtarza, że to wszystko będzie poprzestawiane, bo dźwigi, które mijałem przy wejściu pracują nad dobudówką, która uczyni ten sklep najprawdopodobniej największym stacjonarnym sklepem muzycznym na świecie. Fajnie, ale dajcie mi dział perkusyjny.

Relacja z DZIAŁU PERKUSYJNEGO w sklepie Thomann

Poza bębnami moje ulubione miejsce w sklepie. Scena do testowania świateł, dymów, laserów i królika z kapelusza.

Tu musi być „kołchoz!”, czyli Dział Obsługi Klienta

Pracuje tu ekipa siedmiu Polaków, nieco dziwnych, bo uśmiechniętych. Pracują na miejscu. Siłownia, piłkarzyki, konsola, łóżka do drzemki, bilard, wszystko dla dobrej kondycji psychicznej, wypasiona kuchnia. A same boksy obsługi w ciepłym klimacie i delikatnym świetle. Wszystkie połączenia jakie wykonujemy z Thomannem trafiają do centrali. Zero podwykonawców, zero „kołchozu”. Oprowadzał mnie Michał, bardzo wyluzowany jegomość obdarzony wysoką kulturą osobistą. Zapytałem, jak wypadają Polacy w kontakcie ze sklepem. Powiedział bez zawahania, że z tego co widzi, szczególnie w porównaniu z południowcami, jesteśmy wyjątkowo współpracującymi klientami. Wiadomo, wszakże „Polska - dziki kraj ze wschodu”. Zdarzają się owszem jakieś wyjątki, ale ogólnie Polacy nie są aż tak roszczeniowi i pyskaci jak zachodnia Europa. Wychodzę z budynku przez elegancką oranżerię i mijam wielki portret Jimiego Hendrixa. Takich smaczków jest pełno wszędzie.

Serwis Perkusyjny

Dwóch panów w klimacie Pogromców Mitów. Tak, jak każdy inny dział (dęciaki, wiosła, smyki) mają swój warsztat, gdzie reagują na wszelkiego rodzaju usterki, z którymi zgłaszają się klienci po zakupie gratów. Kontaktują się z firmami w kwestii wymiany lub naprawy. Szacują, oceniają, dłubią bądź odsyłają. Na pewno nie można im odmówić jednego – są zdrowo zakręceni. Jeden z nich opracował nawet autorską recepturę doczyszczania talerzy, którą ma w butelkach z własnym nadrukiem. Pozytywne świry, doskonale znające swój fach. Próbując ich zagiąć, sam się ośmieszyłem. Absolutnie skoncentrowani na rozwiązywaniu problemów, traktując serwis w kategorii wyzwania.

Na chwilę na stołówkę

Muszę o tym wspomnieć, bo pełny brzuch jest dla mnie rzeczą ważną. Oddzielny budynek z widokiem na łąkę i pasące się krowy. Styl lokalu bufetowy. Bierzesz, płacisz lub klikasz swoim pracowniczym czipem. Wystrój muzyczny (jakie zaskoczenie). Ceny śmieszne. Szefostwo rzecz jasna wcina to samo, razem ze wszystkimi. Korzystają nie tylko pracownicy, ale też oczywiście klienci sklepu. Atmosfera luźna.

W środku wioski stoi stołówka, dla pracowników, gości, w zasadzie kto się tam nawinie, nawet okoliczny „bauer”.

Administracja

Przyznam, że moja czujność się nieco stępiła. Nie dlatego, że najedzony człowiek jest mniej przenikliwy. Wizyta w kolejnych punktach wsi, dała mi jasną odpowiedź co do warunków pracy i tego, że mimo wszystko za tym wszystkim stoją zaangażowani ludzie, wnoszący własną osobowość, a nie numer pracowniczy. Administracja to również potwierdziła. Poznałem Anię, która ma za zadanie przetłumaczyć wszystkie pozycje na online na język polski (!). Dziewczyna nie pęka, bo szefostwo zdaje sobie sprawę z zakresu robót i nie narzuca jej chorych terminów. Fajna babka, uśmiecha się cały czas i mówi, że przyjeżdża tu z przyjemnością. Co druga osoba zapytana przeze mnie o właściciela firmy opowiada jakąś wesołą anegdotkę.  

Nowy budynek administracji z potencjometrem do 11, jak w filmie Spinal Tap!

Sklep online, czyli logistyka

Zakładam kamizelkę odblaskową i wchodzę z kolegą Benschim do działu logistyki, czyli magazynu i wysyłki. W tym miejscu pracuje w sumie jakieś 700 osób. Panowie na wózkach widłowych kręcą bączki, a koledzy na wysięgnikach wchodzą „na rękawie” między olbrzymie półki uginające się od zamówień. Przesadzam z tym szarżowaniem, ale ruch i jednoczesna sprawność działania jest imponująca. Jednak i tak to nic w porównaniu z ogromem przestrzeni. Tu zostałem pozbawiony absolutnie wszelkich złudzeń co do wielkości tego sklepu. Pakowanie i wysyłka ręczna lub zautomatyzowana. A mój ulubiony punkt? Magazyn magazynu ma łącznie 50000 palet. Tak, ten sklep ma magazyn, który ma swój magazyn! Sortownia ma wydajność 8000 rzeczy na godzinę. Magazyn rzeczy małych, cztery alejki na 38000 produktów. Ogólnie 150000 rzeczy na 70000 metrach kwadratowych. Czy te liczby coś mówią? To może tak - wspomniany serwis ogarnia jakieś 2400 zwrotów dziennie, czyli jakichś tam problemów z zamówieniem, a wiadomo że to jakaś tam dziesiąta procenta tego co wychodzi.

Tam, gdzie potrzebny jest człowiek – jest człowiek. Tam, gdzie ogarną wszystko maszyny – zasuwają maszyny. Miałem wrażenie, że byłem w wielkim magazynie Ikei czy innego centrum logistycznego któregoś z wielkich supermarketów, a nie na wysyłce sklepu muzycznego.

Magazyn części małych, jedna z czterech alejek. To ta mniejsza część magazynowa.

Wychodzę oszołomiony skalą działania. Benschi uśmiecha się mieszanką pobłażliwości i dumy, pracuje tu już 30 lat i nigdzie się nie wybiera. Opowiada jak to wszystko budowało się przez lata i powstawały kolejne budynki. Proszę by mnie odstawił do sklepu stacjonarnego, żeby sobie poklepać w blaszki dla relaksu. Nie ma problemu. Przy wejściu żartuję sobie, że zdziwiony jestem, że dźwigi budowlane nie są jeszcze ich własnością.

No i co z tymi moimi tezami?

Wrzućmy je teraz na warsztat.

Czy sklep Thomann prąc przed siebie, gniecie wszystkich po drodze?

- Nie ma zamiaru nikogo rozgniatać, na zasadzie – "zniszczmy tego i tamtego, a później wejdziemy my". Bzdura. Zwyczajnie nie mają czasu na takie działanie, bo mają za dużo codziennej roboty. Są bardzo skoncentrowani na własnym rytmie pracy i kolejnych punktach. Inni ich zwyczajnie nie interesują. Syndrom giganta.

Czy sklep Thomann bije pieniędzmi?

- Bije. I to mocno. Z tą różnicą, że ogromne pieniądze wciąż inwestuje w rozwój i rozbudowę. Tworzenie struktur samowystarczalności na każdym polu (jakie tam jest zaplecze administracyjne to głowa mała!). Patrząc na oś czasu, cały czas tam coś się buduje, czy to fizycznie, czy to strukturalnie. Natomiast nie bije pieniędzmi np. na zasadzie wykupowania nakładu limitowanych instrumentów itp. A wiem, że w Polsce pewien „ktoś” robił takie akcje odnośnie sprzętu przeznaczonego na nasz rynek (nie chodzi mi tu akurat o perkusje, ale tak czy siak nazwę podmiotu wolę zachować dla siebie). Thomann po prostu spokojnie odbiera swoją działkę.

Czy sklep Thomann to oziębły, zimnokrwisty handlarz na wielką skalę?

- Na wielką skalę tak. Zimnokrwistość może być co najwyżej reakcją na ogrom i skalę logistyki, która faktycznie przytłacza. W pewnym momencie stało się wręcz nudne, gdy wciąż wkoło powtarzano, że najważniejszy jest klient. Marketingowy bełkot? Sęk w tym, że sposób ich funkcjonowania na każdej płaszczyźnie potwierdza to faktami, a nie ględzeniem. Logistyka, serwis, obsługa, marketing, wszystko dostosowane jest pod to, by klient bezproblemowo kupił i później wrócił. Z resztą wystarczy spojrzeć na ich stronę i szereg opcji tam zawartych. Do tego sam założyciel. Hans Thomann nie był handlarzem kartofli, tylko muzykiem. Obecny właściciel (również Hans) ma nawet nauczyciela perkusji. Swój chłop.

Czy praca w sklepie Thomann zakrawa o tzw. kołchoz?

- Ta teza upadła momentalnie. Szereg udogodnień socjalnych, elastyczność pracy, atmosfera. Może ściemnić jedna osoba, dwie, czy trzy, ale nie wszyscy. Zarząd ludźmi przypomina te wszystkie nowoczesne firmy w stylu Google, z tą różnicą, że tu praca dotyczy fajniejszej rzeczy, bo instrumentów. Wiadomo, to nie jest piknik i robota musi być zrobiona. Pracownicy mają system odznaczania swojej obecności, ale przy takich warunkach, nawet nasza polska buntownicza dusza poszłaby na kompromis. Do tego wspominane zaangażowanie w swoją pracę, gdyby była mordęga, nie byłoby takiego nastawienia.

Pan Hans Thomann w dzikim otoczeniu gitar, które jak wiadomo kiepsko brzmią, gdy się je walnie pałką.

Wnioski końcowe? Inne sklepy?

Wnioski są takie, że nic tylko korzystać z tego co oferuje sklep. Nie wciskają, dają możliwość wyboru, czas na zwrot, gwarancję. Wszystkie udogodnienia jakie tam są, nie wzięły się od razu. Krok po kroku były budowane i rozwijane, a pieniądz inwestowany w wiele zagadnień. Czy to się komuś podoba, czy nie, liczby Thomanna są ogromne.

Natomiast absolutnie nie obawiam się o nasze rodzime sklepy perkusyjne, podkreślam – perkusyjne. Uważam, że aktywność branżowa w takiej ilości punktów jakie mamy teraz, nie tylko obroni się bez problemu, ale też przy mądrym zarządzaniu - a tak się składa, że nasi szefowie sklepów to ludzi ambitni – może się spokojnie rozwijać i wpływać na budowanie rodzimej tożsamości.

Zwiedzał: Maciej Nowak

Foto: Thomann oraz MN

QUIZ – Nie wiesz tego o Evans!
1 / 12
Evans jest w rodzinie firmy D’Addario wspólnie z marką pałeczek…
Dalej !
Perkusista - online
Platforma medialna
Magazynu Perkusista
Dołącz do nas
Left image
Right image
nowość
Platforma medialna Magazynu Perkusista
Dlaczego warto dołączyć do grona subskrybentów magazynu Perkusista online ?
Platforma medialna magazynu Perkusista to największy w Polsce zbiór wywiadów, testów, lekcji, recenzji, relacji i innych materiałów związanych z szeroko pojętą tematyką perkusyjną.