Na co komu perkusyjne targi?

A dokładnie chodzi o The Europe Drum Show (29-20 marca), gdzie pojawiła się niemal cała czołówka perkusyjnych producentów.
Skąd to się wzięło?
Półtora roku temu z wypiekami na twarzy relacjonowaliśmy rewelacyjne spotkanie perkusyjne w Liverpoolu. The UK Drum Show miało jednak mocny feler w postaci…Anglii, będącej poza Unią Europejską, co rodziło koszmarne wręcz problemy dla firm, związane z tematami odpraw celnych i ogólnie całej logistyki. Kontynentalny biznes powiedział wprost – wszystko fajnie, ale długo tak nie pociągniemy i będziecie robić to we własnym gronie. Anglicy, w odróżnieniu od topornie myślących w takich przypadkach Niemców, poszli po rozum do głowy i stwierdzili, że zrobią podobną imprezę na kontynencie. Mają doświadczenie, kontakty, a przede wszystkim chęci.
Friedrichshafen? Gdzie to jest?
Po gorączkowym okresie poszukiwań, gdzie odbijano się od kolejnych miejsc, które bombardowały organizatorów kosztami, padł wybór na niemieckie miasto Friedrichshafen, leżące nad malowniczym jeziorem Bodeńskim, tuż przy granicy ze Szwajcarią.
Pod kątem komunikacyjnym pierwsze wrażenie nie powaliło na kolana. Kawał drogi od Polski, lotniska niby są, ale trzeba będzie skakać na raty – tam podlecieć, tu podjechać. Ogólnie szału nie ma, tym bardziej, że człowiek szybko się przyzwyczaja do wygody, a tak było przecież przez lata we Frankfurcie na targach Musik Messe (niech spoczywają w pokoju), we wspominanym wcześniej Liverpoolu, ale też nawet w Kalifornii na NAMM. Z punktu widzenia Niemców, Francuzów, Szwajcarów, Austriaków, Włochów (i to tej ich bogatszej części) czy nawet krajów Beneluxu, miejsce wydaje się być dobrym kompromisem, a to przecież w tych krajach jest największy budżet na zakupy.
Po rozmowie z rodakami, okazało się, że jest kilka możliwości w miarę swobodnego transportu – wiadomo, Polak sobie poradzi! - a samo miasteczko posiada przyzwoitą bazę noclegową. Jest to dość istotne w perspektywie kontynuacji imprezy w kolejnych latach. Teraz tylko kwestia tego, czy miejsce targowe to, aby nie typ podwarszawskiej sali weselnej?
Miejsce targowe, miejscem poważnym?
Miłe zaskoczenie, ponieważ jest to domyślne miejsce targowe (nazwa Messe). Pętla komunikacji miejskiej, potężny parking. Budynek targowy przestrzenny, ale daleko mu do frankfurckiego molochu, który jest niemal małym miastem. Przejście z miejsca na miejsce ogarnia się per pedes i to maksymalnie w 5 minut.
Z doświadczenia stwierdzam, że nawet skrajnie optymistyczne rozrośnięcie się imprezy (daj Boże), wygodnie pomieści się w tych murach. A skoro pierwsza edycja nie tworzyła wrażenia pustek i przeciągów tzn., że lokalizacja ma duże możliwości adaptacji.
Ludwig to klasa sama w sobie!
The Europe Drum Show w akcji
Chyba mało kogo interesuje szczegółowy raport z wydarzeń, ponieważ scenariusz i układ przestrzenny był wręcz klasyczny: część wystawowa, część koncertowa, część warsztatowa.
W części artystycznej z pewnością gwoździem programu było spotkanie z Christopherem Schneiderem z Rammstein. Muzyk rzadko występuje na tego typu wydarzeniach i był tu bardziej jako gwiazda-celebryta, a nie perkusyjny fachman. Takimi z pewnością są Mikkey Dee czy Steve Smith. Kiedy dodamy do tego zajęcia w „pokojach” u Mike’a Dolbeara oraz Mike’a Johnstona, gdzie pojawili się m.in. Jost Nickel, Claus Hessler, to te dwa dni robią się naprawdę pełne wrażeń. A to tylko raptem część nazwisk, które brały aktywny udział (Larnell Lewis, Benny Greb, Dirk Verbeuren itd.)
W świecie perkusji jest wiele niepewnych rzeczy, ale pewny swej jakości jest na pewno Meinl.
Pamiętajmy, że kręgosłupem imprezy jest bogata część wystawowa, gdzie walała się masa świetnego sprzętu, a muzycy regularnie odwiedzali stoiska. Wspaniałe ekspozycje Meinl, Tama, Sonor, Ludwig, DW, ale przede wszystkim Czarciego Kopyta, które dumnie stało w samym centrum i bombardowało zainteresowanych zwiedzających grą na żywo m.in. Michała Andrzejczyka. Opanowana i ogarnięta jak zawsze ekipa Meinl, która miała swoje stoiska obok, była nieco przytłoczona słowiańską spontanicznością.
Najwięksi zwycięzcy targów! Ekipa Czarciego Kopyta. Najlepsi ambasadorzy polskiej jakości.
Patrząc na to wszystko nasuwało się tylko pytanie – gdzie do diabła jest Pearl i Gretsch? Z największych graczy jedynie tych dwóch firm brakowało, a szczególnie dziwna wydawała się absencja Gretsch, który jest przecież teraz w niemieckich rękach. Jak dla mnie, jest to taka „barejowska” wpadka.
Sonor kończy 150 lat i ma zamiar coś z tym zrobić. Będziemy informować, bo już dużo wiemy.
Kilka słów podsumowania
Dużo ludzi, wielka ciekawość zwiedzających, potężne zainteresowanie sprzętem. Podczas występów w wypełnionej sali, na stoiskach wciąż przewijali się ludzie. Ceny bufetowe bardzo bliskie cenom, jakie spotykamy w centrach dużych polskich miast, czyli drogo, ale bez zaskoczenia – idzie przeżyć. Na mieście, niczym na krakowskim rynku.
Koncerty z frekwencją dużą albo wręcz ogromną. Wszystko odbyło się bez żadnych ekscesów i wnerwiających poślizgów. Nie widziałem jeszcze tak udanej pierwszej edycji jakiejkolwiek imprezy perkusyjnej, chociaż trzeba zaznaczyć, że organizatorzy nie są amatorami, a doświadczonymi fachowcami w temacie.
Duża i elegancka sala, gdzie frekwencja dopisywała.
Na diabła komukolwiek takie targi?!
Mamy rok 2025 i przyklejony do ciała smartfon, na którym jest cały świat w zasięgu kilku kliknięć czy też smyrgnięć placem. Ileż to razy słyszałem, że takie wydarzenia nie mają racji bytu we współczesnym świecie i że ta tendencja będzie się tylko pogłębiać.
Agop zawsze obecny, kiedy dzieje się coś ciekawego.
Tymczasem figa! Chęć drzemie w narodzie. Dużo dołożył tu okres pandemii, po którym okazało się, że ludzie potrzebują bezpośrednich kontaktów, interakcji i integracji. Mamy tu bębny – instrument akustyczny, a przy tym piekielnie wizualny. Stacjonarne sklepy muzyczne nie mają tak szerokiej oferty, by sobie poprzebywać wśród gąszczu perkusji, a sklepy stricte perkusyjne w Polsce policzymy na palcach jednej ręki. Poza tym, tu na targach firmy bez obaw, wręcz zachęcają by zasiąść za ich produktami. Gdzie przetestujesz 6 stopek Czarciego? Gdzie ostukasz wszystkie nowe Paiste? Gdzie porównasz zestawy DW? Nawet dla zwykłej próżności. Żaden ekran i gogle VR nie zastąpią kontaktu z pięknym jubileuszowym „mebelkiem” Sonor, lśniącego korpusu Ludwig Black Beauty, podmuchu powietrza z centralek tłoczonych przez Kerima Lechnera.
Przy tym przybić piątkę z gościem, który gra najbardziej spektakularne koncerty na świecie (Schneider), z facetem, który nagrał Separate Ways (Smith) lub z typem, który przez lata kładł bębny za plecami wielkiego Lemmy’ego (Mikkey).
Paiste w sumie mogło dopłynąć na targi łódką. Mogliśmy podziwiać ich nowe efekty w serii PST X!
Pod kątem biznesowym to możliwość spotkania tak dużej liczby osób w jednym miejscu, na żywo, co jest lepsze niż dziesiątki telefonów i maili wysyłanych nawet przez dwa lata. Osobiste poznanie osób, z którymi się komunikowało na odległość. Szansa na ustalenie i ustawienie kolejnych ruchów na przyszłość.
Ale najważniejsza w tym wszystkim jest właśnie ta wspólnota, relacja, komitywa i familiarność, gdzie krążymy wokół jednego tematu – ustawowo i domyślnie. W takich sytuacjach da się odczuć prawdziwą magię instrumentu i mówię to bez przesadnego patosu. Natura ludzka daje znać o sobie i wyłażą na wierzch nasze potrzeby bezpośredniej interakcji. Poczujesz, jak odwiedzisz, bo gadać tak mogę bez końca.
Musi być też gigant Yamaha, a na nich ciekawe i tanie blaszki Zultan.
Zachęcamy odwiedzić w roku 2026 > TUTAJ
Bilety już dostępne!
Relacjonował: Maciej Nowak
A na koniec taki mały żart jaki zrobiliśmy na półce Schlagwerk