Michał Łysejko (Decapitated)
Z perkusistą zespołu Decapitated krok po kroku o nowej płycie "Anticult".
Michał Łysejko: Staraliśmy się przy okazji Anticult zachować jak najwięcej życia i groove zarówno w graniu, jak i w brzmieniu. Dlatego pracowaliśmy w następujący sposób: przede wszystkim nie grałem do gotowych nagranych pilotów, tylko Wacek grał ze mną cały czas numery w studio, nie słuchając metronomu, tylko mnie. Ja natomiast miałem w uchu bębny, klik i jego gitę. Celem tego było uzyskanie żywej, bujającej i naturalnej metalowej muzy, trochę tak, jak to było za dawnych lat.
Wbijaliśmy po około trzy "tejki" każdego kawałka, następnie wybieraliśmy najlepsze ujęcia danego riffu czy frazy i kleiliśmy to w całość. Na koniec miejscami lekka edycja, bo nie zamierzam ściemniać, że w ogóle jej nie było!
Odnośnie brzmienia - jest to żywy bęben bez próbek etc. Sound perkusji jest zorientowany na rewelacyjnie brzmiące pomieszczenie w studio Custom34, gdzie nagrywaliśmy bębny na Anticult. Sporo oddechu, szumu i brudu, ale zero ściemy. Gdy słucham tej płyty słyszę pot kapiący mi z brody na siodełko i pod nogi. Również pod względem dynamiki zostawiliśmy ślady tak, jak nagrałem, nawet, jeżeli czasem kusiło coś poprawić i zamienić uderzenie na "lepsze". Przejdźmy do numerów.
IMPULSE
Otwieracz aż miło! Intro, po czym lekko połamana "zamieć" na dzień dobry, przejście, wejście gity, groove’iący blast. Później thrashowo-decapowe bicie i wokal. Moim zdaniem numer zalatuje trochę Decapem z okresu Organic, z lekko nowoczesną nutą.
Wstęp dość trudny, ale ograny na próbach, więc poszło dość szybko. Impulse był - z tego, co pamiętam - wbity jako pierwszy na sesji. Chłopaki ustawili mi za szybą książkę: "Głos z ciemności" okładką do mnie. Roman Kostrzewski spoglądał na mnie i pilnował, by diabła nie zabrakło. Zdecydowanie najtrudniejszym elementem tego numeru był dla mnie wolny beat, mniej więcej za połową numeru. Już na etapie komponowania znalezienie tempa do tego riffu spędzało nam sen z powiek. Wbicie tego z odpowiednim osadzeniem również było nie lada wyzwaniem!
DEATHVALUATION
Myślę, że numer ten, jak i sam wstęp, dla wielu słuchaczy mógł być zaskoczeniem ze względu na przestrzenne elementy, nazywane przez nas "pejzażami", sporo melodii i ogólny pozytywny charakter utworu.
Jest to generalnie prosty, idący "do przodu" kawałek. Czuję w kościach, iż okaże się killerem koncertowym. Osobiście uwielbiam refren z "mechanicznym" heavymetalowym beatem, Wacek przechodzi tam samego siebie, jeżeli chodzi o kozackie riffy, Rasta wokalem nie odstępuje go na krok. Był to również najcięższy fragment numeru do nagrania, ponieważ wymagał on ekstremalnej równości przy zachowaniu zwinnego i sprężystego groove.
KILL THE CULT
Pierwszy z dwóch moich ulubionych kawałków na Anticult. Wyłaniający się z Deathvaluation strzał prosto w pysk. Starałem się zagrać ten numer najprościej jak się da, ale ze smakiem. Beat z riffu prowadzącego, czyli metalowe AC/ DC, to jeden z elementów, z którym najdłużej walczyłem w studio. Pozornie banał, ale utrzymanie groove w tak długiej frazie z ciągiem na stopach to nie lada wyzwanie. Nie było mowy o jakimkolwiek zawahaniu, każdy werbel musiał być wbity dokładnie w swoje miejsce, żeby całość ciągnęła do przodu. Refren przestrzenny i nowoczesny. Szkielet beatu pod refren, wymyślony przez Wacka w drodze po córkę do przedszkola, później opracowany i w sumie uproszczony na próbach i podczas wbijania przedprodukcji w domowym studio. Uwielbiam grać rytmy, gdzie jest czas przysadzić w werbel zza ucha.
Kolejny riff to znów przestrzenny, pejzażowy wstęp do solo Wacka z wymagającym ode mnie dobrym wyczekaniem każdego wejścia, lekko progresywnym zacięciem na bębnach. Czas na solo Vogga, które kruszy mury Watykanu!
Dla mnie "ciary" od początku do końca, doskonała solówka, doskonały panterowy riff i beat pod solo. Jaram się jak głupi. Znów jest czas na przyłożenie zza ucha i lekko progresywna, przesuwająca się struktura beatu. Absolutnie uwielbiam grać takie rzeczy, szczególnie na żywo. Fraza wykończona przejściem na bębnach, sprawiającym moim zdaniem wrażenie puszczonego od tyłu, wyszło tak przez zupełny przypadek. Później znów refren i na koniec dogniecenie wolnym bujającym beatem. Mam nadzieję, że więcej takich patentów pojawi się w przyszłości w Decapie!
ONE EYED NATION
To mój drugi faworyt na płycie. Lekki ukłon w stronę starszego Decapitated i kawałek bardziej w deathmetalowym klimacie. Trzon numeru powstał podczas jammowania na sali prób. Jedni słyszą tu echo Homo Sum, ja nawet trochę Day 69 we wstępie. Duszny i wciągający klimat, ciężkie gniotące i duszące riffy i beaty. Utwór ćwiczony przed wejściem do studia 20 (!) razy dziennie, codziennie. Głównie przez długie frazy szybkich stóp. Edycja takich beatów to przysłowiowa rzeźba w..., więc muszą być posadzone solidnie.
ANGER LINE
Krótki i szybki, deathmetalowy cios. Wbity przedostatni na sesji, bo jest to kawałek wymagający dobrej formy. Przejścia inspirowane trochę Nickiem Barkerem i Sandovalem. W graniu dające dużo satysfakcji! Tyle w temacie.
EARTH SCAR
Utwór skomponowany i zaaranżowany w dużej mierze podczas jammowania na sali prób, a nawet podczas pobytu w studio. Wbity jako ostatni. Jeżeli chodzi o bębny, to ukłon w stronę klasycznego metalowego grania. Prosto, mocno i zza ucha, czyli tak, jak lubię najbardziej. Wióry z pałek muszą lecieć, rimshot, gdzie tylko się da! Efekt mojego zamiłowania do stylu Igora Cavalery czy Paula Bostapha. Najtrudniejsze elementy to znów beat pod solo Vogga, ciąg 32 na stopach z 16 na ride, akcentując na bellu co drugie uderzenie. Wykończenie numeru również wymagające, 32 unisono stopy z werblem, do tego akcenty pod riff na werblu, świetny finał numeru!
NEVER
Utwór skomponowany jako pierwszy podczas pracy nad "Anticult". Grany na żywo jeszcze przed premierą płyty, już teraz okazał się absolutnym killerem i obowiązkową pozycją w setliście. Ospały wstęp na gitarze i jeb! Kawałek pędzący do przodu bez opamiętania. Beat pod refren (1.39sek) inspirowany Hoglanem z ery Strapping Young Lad. Po raz kolejny najtrudniejszym elementem do nagrania okazał się wolny beat w środku numeru. Zagranie tego z groovem "ostatecznym" i na pełnym luzie było dla mnie zwyczajnie trudne, fragment ten uświadomił mi, że po zakończeniu sesji w studio i paru dniach odpoczynku, czas na kolejny POWRÓT DO PODSTAW. W tej chwili nie mogę się doczekać tego riffu i uwielbiam go grać na żywo.
AMEN
Koniec. Outro - confetti musi mieć czas opaść. Wolno, dosadnie, prosto i ciężko. Z ciekawostek dodam, że nagrywając ten bit, wyobrażałem sobie, że mam wąsy, czarną czapkę z daszkiem i skórzaną kamizelkę, a na obiad zjadłem rolada z modrom kapustom i gumiklyjzami... Chociaż jestem z Gdyni.
Foto: Oskar Szramka