Luis Ribeiro
Nazwa koncertu The World of Hans Zimmer przy okazji którego gościliśmy Luisa w Polsce idealnie oddaje charakter gry tego instrumentalisty. Świat wielkiego kompozytora jest tożsamy z tym, jak podchodzi do muzyki Luis.
Pochodzi z Sao Paulo w Brazylii, gdzie po raz pierwszy zapragnął grać na instrumentach perkusyjnych, jednak postanowił zmienić swoje zainteresowania w kierunku sportu. Na szczęście powrócił do pierwotnej pasji, dzięki czemu gra obecnie w projekcie „The World of Hans Zimmer”. Luis współpracuje również z polską sceną muzyczną i artystami takimi, jak Marek Napiórkowski, Paweł Dobrowolski i Jan Smoczyński. Na co dzień mieszka w Wiedniu i uczy na tamtejszym uniwersytecie muzycznym oraz prowadzi własny program edukacyjny Rhythm ‘n’ Business.
Ribeiro korzysta z imponujących rozmiarów zestawu instrumentów perkusyjnych firmy Meinl, których różnorodność (jak mówi Luis) pozwala mu na przekazywanie swoich emocji i komunikowanie się z widownią.
Perkusista: Jakie były twoje pierwsze kroki, związane z nauką gry na instrumentach perkusyjnych? Urodziłeś się w Brazylii?
Luis Ribeiro: Tak, w Sao Paulo. Moja przygoda z instrumentami perkusyjnymi zaczęła się troszkę inaczej niż w większości przypadków. Miałem 14 lat, kiedy zacząłem grać w bardzo dużej szkole samby o nazwie Wai-Wai. Kiedy już zaczniesz grać na jakimś instrumencie w takiej szkole, nie jest łatwo go zmienić na coś innego. Filozofia jest prosta – wybrałeś ten instrument, więc musisz na nim grać już do śmierci (śmiech). W tym momencie nie ma już takiego podejścia, szkoły mają obecnie szersze horyzonty i bardziej otwarte głowy na świat. Chciałem grać na werblu i innych instrumentach, chciałem uczyć się grać na wszystkim, co wpadło mi w ręce, ale nie pozwalali mi na to. Musiałbym uczęszczać do różnych szkół, aby mieć taką możliwość, dlatego czasem zmieniałem szkoły i grałem w nich do 18 roku życia.
W wieku 16 lat zacząłem się zastanawiać nad zawodem profesjonalnego muzyka, ale w tamtym czasie, w Brazylii, nie było łatwo dostać się do normalnej szkoły muzycznej. Naturalnie chodziło przede wszystkim o pieniądze, ponieważ taka szkoła była bardzo kosztowna, a moja rodzina nie mogła pozwolić sobie na taki wydatek. Doszło do mnie wtedy, że nie mogę utrzymywać się z grania, muszę pomóc rodzinie. Zacząłem uprawiać różnego rodzaju sporty i przyjechałem do Europy, aby coś tutaj w tej dziedzinie osiągnąć.
Jednak mój były szwagier, który był niesamowitym gitarzystą i siostra, która jest wokalistką i choreografem tańca, sprowadzili mnie z powrotem na ścieżkę muzyki. Miałem 22 lata, kiedy znowu zacząłem grać, bardzo dużo ćwiczyłem. Dostałem się do szkoły muzycznej w Wiedniu, gdzie uczyłem się gry na bębnach. Pojawiły się okazje, aby grać z mnóstwem różnych muzyków, co oczywiście wykorzystałem i moja kariera zaczęła się rozwijać. Mój telefon się rozdzwonił i byłem zapraszany do współpracy przy różnego rodzaju projektach.
Teraz jesteś również nauczycielem gry na instrumentach perkusyjnych, prawda?
Tak, obecnie uczę gry na instrumentach perkusyjnych właśnie w tej szkole w Wiedniu, co jest dla mnie czymś niesamowitym. Poza tym pracuję ze wspaniałymi ludźmi, a Hans Zimmer jest właśnie jedną z nich. Jestem niesamowicie szczęśliwy ze względu na ten projekt.
Wiemy, że jesteś osobą, która bardzo sobie ceni zdrowe życie – opowiedz coś więcej na ten temat, bo jak to mówią „w zdrowym ciele, zdrowy duch”.
Dokładnie tak! Kiedy jesteś w harmonii z samym sobą, to wszystko jest automatycznie lepsze. Naturalnie, ja uprawiałem sporty, co jest bardzo istotne, ale zawsze staram się również zdrowo odżywiać. Kto mnie zna, ten wie, że mam na tym punkcie bzika – jestem z tego znany. Kiedy jestem w Wiedniu, codziennie budzę się godzinę wcześniej niż muszę, po to, aby ugotować sobie jedzenie na cały dzień. W ciągu dnia jem sześć posiłków. Najpierw owsianka z owocami i do tego jakaś wersja tzw. „power food” – czyli jedzenie, które daje kopa na cały dzień. Ważnym składnikiem śniadania są proteiny. Następny posiłek to słodkie ziemniaki z kurczakiem, później jem naturalny ryż z kurczakiem i brokułami, następnie wypijam shake proteinowy, ponieważ to mój czas treningu. Potem kolejna porcja ryżu z kurczakiem lub rybą i warzywami, później jest pora na dwa lub trzy jajka z warzywami i może odrobiną kurczaka, a wieczorem jem już tylko białe jajka – czasem dodaję do tego jeszcze brokuły.
W trasie chyba nie jest ci łatwo trzymać taki plan żywieniowy?
Tak, to zupełnie inna sytuacja. Czasem jestem w stanie zaplanować swoje posiłki, ale muszę powiedzieć organizatorom czy w hotelu, czego potrzebuję. Proteiny zawsze mam przy sobie, więc z tym nie ma problemu. Często w trasie muszę kupować różne rzeczy, jak na przykład migdały i owoce.
Co z treningami w czasie trasy?
Kiedy byłem ostatnio w trasie z Hansem Zimmerem, ćwiczyłem 5-6 razy w tygodniu po godzinie lub trochę dłużej. W tym momencie troszkę przystopowałem i ćwiczę trzy razy w tygodniu, troszkę łagodniej – rozciąganie i tym podobne. Wszystko jednak zależy od tego, jak się czuję w danym momencie, jeżeli uważam, że muszę poćwiczyć więcej to jestem w stanie zorganizować sobie na to czas i wtedy się nie oszczędzam (śmiech). Prowadzę bardzo zdrowy tryb życia i staram się być pozytywnie nastawiony do świata. Jeżeli dzieje się coś złego, to staram się wyciągnąć z tego coś dobrego, nauczyć się z danego doświadczenia. Uwielbiam to! Pozytywne nastawienie jest dla mnie bardzo ważnym elementem zdrowego życia – pod względem umysłowym i fizycznym. Dzięki temu nastawieniu przyciągam do siebie innych pozytywnych ludzi, myślę, że mam taką wewnętrzną zdolność, która chroni mnie od negatywnych emocji. To dla mnie naprawdę bardzo ważny aspekt życia.
Masz nowy projekt „Rhythm ‘n’ Business”. Na czym on polega?
To wspaniały projekt, pracuję z wieloma menadżerami, uczę rytmu. Nie używam przy tym wielu melodii, ale skupiam się na rytmie i emocjach – pokazuję to za pomocą głosu. Ciężko to opisać tak, aby ktoś zrozumiał, o co chodzi, czytając o tym w wywiadzie, ale skupiam się na ciele, a nie instrumentach. Klaskanie, wydawanie dźwięków, pstrykanie palcami, śpiewanie – to narzędzia, którymi pracujemy w tym projekcie. Ważna jest koordynacja, ale uczę też ludzi, jak przezwyciężać problemy, trudności, jakie napotykamy w życiu i walczymy z tym przy pomocy pozytywnego nastawienia i rytmu. Trzeba się jakby na nowo połączyć z samym sobą, aby to wszystko miało sens i było pozytywnym doświadczeniem.
Zdarza się, że ludzie są pesymistycznie nastawieni i ciężko wykrzesać z nich tę pozytywność? Co wtedy robisz?
Nigdy mi się to nie zdarzyło (śmiech). Jeżeli nawet przychodzą z negatywną energią, to ona szybko znika, ponieważ taka ilość pozytywnych wibracji nie pozostawia miejsca na inne emocje. Generalnie zawsze skupiam się na tym, co pozytywne, więc czasem mogę nie zauważyć, że coś jest nie tak (śmiech). Jeżeli wyczuwam, że ktoś jest źle do mnie nastawiony, to czasem zapraszam taką osobę na jedzenie i zaczynam z nią rozmawiać, aż w końcu widzę, że ta osoba się zmienia i to jest niesamowite, lubię to robić i zyskuję wielu przyjaciół.
Twoje brzmienie jest niesamowite, zastanawiasz się nad nim, czy powstaje ono bardziej naturalnie, spontanicznie?
Zawsze myślę o brzmieniu, może nie w danym momencie, gdy gram, ale pracuję nad nim przez większość czasu. Może nawet nie tyle chodzi o brzmienie, co o jego tożsamość.
Miewasz gorsze dni, kiedy nie wszystko układa się po twojej myśli?
Naturalnie. Zdarzają się takie gorsze dni. Zawsze, kiedy mam zagrać koncert, mówię sobie, że dzisiaj zagram najlepszy koncert w moim życiu, że będę na najwyższym poziomie. Czasami, będąc już na scenie, okazuje się, że jednak nie jest tak kolorowo, że coś poszło nie tak, jak to zaplanowałem i kiedy schodzę ze sceny dochodzę do wniosku, że całość występu była zupełnym przeciwieństwem tego, o czym myślałem przed wejściem na scenę. Staram się wtedy przekonać, że jutro mam kolejną szansę i muszę się postarać, żeby było dużo lepiej. Marek Napiórkowski jest świetnym przykładem. Wychodzimy na scenę z zamiarem pozamiatania wszystkim i wszystkimi, a kiedy schodzimy, myślimy: „Występ był fatalny... Porażka”. Był kiedyś jeden gościu, który nagrywał cały koncert kamerką GoPro i zdążył wrzucić całość na komputer, kiedy przyszliśmy na backstage, więc poprosiliśmy, żeby kawałek odtworzył i okazało się, że zagraliśmy świetnie! To było coś niesamowitego, ale my, muzycy, mamy taką tendencję do bycia zbyt surowymi dla siebie. Większość czasu wyrzucamy sobie, co zrobiliśmy źle, jak bardzo się zbłaźniliśmy, że to powinno inaczej wyglądać, ale nawet, jeżeli zdarzy się, że coś nam nie wyjdzie po myśli, to przecież jest to tylko jeden dzień – każdemu zdarza się mieć gorszy dzień.
Bywa też zupełnie na odwrót, wydaje ci się, że było świetnie, ale okazuje się, że to jednak nie jest tak do końca... To działa w obie strony. Zależy od podejścia. Nie mam z tym większego problemu, ponieważ staram się nie podchodzić do wszystkiego na poważnie, trzeba mieć trochę luzu w sobie. Poza tym takie odczucia są bardzo subiektywne – publika odbiera występ na swój sposób, a ty na swój – nie ma jednej drogi odbioru ani żadnego klucza. Czasami wystarczy włożyć swoje ego do kieszeni i żyć chwilą, komunikować się z innymi poprzez muzykę.
Jestem osobą, która ma wiele twarzy, że tak powiem. Gram przeróżne style muzyki – pochodzę z Brazylii, ale gram dużo muzyki rock, pop, jazz i innych. To, co uważam za swoją mocną stronę, to właśnie to, że mogę wyrazić swoje emocje poprzez różne style grania. Czuję się w tym komfortowo i staram się, aby ludzie poczuli to, co staram się im przekazać – to jest dla mnie ogromnie istotna sprawa. Poza tym chcę się tym cieszyć, tak po prostu. My, muzycy, a w szczególności perkusjoniści, jesteśmy jak naukowcy! Przez cały czas poszukujemy nowych brzmień, kombinacji, czegoś niespodziewanego, zadziwiającego swoim brzmieniem. Każdy muzyk powinien mieć w sobie taki głód. Nieważne, na czym się gra, ale ważne, by starać się generować emocje. O to w tym wszystkim przecież chodzi! Za to jesteśmy odpowiedzialni w muzyce.
Współpracujesz z firmą Meinl, opowiedz nam o instrumentach, których używasz.
W projekcie z Hansem Zimmerem mam ogromny zestaw instrumentów. Ekipa z firmy Meinl jest niesamowita. Ci ludzie są jedyni w swoim rodzaju. Jeżeli czegoś potrzebuję, czegokolwiek, to wiem, że to właśnie dostanę. Mój zestaw zawiera mniej więcej: sea drums brazylijskie surdo, trzy bębny conga, bongo, cajon, djembe, floor tom i werbel. W pewnym momencie koncertu, kiedy gramy ścieżkę z Króla Lwa, wychodzę naprzód i gram na djembe i surdo. Także zestaw jest spory, mógłby być większy, ale chyba przy tym zostanę (śmiech).
Co powiesz nam o swojej rutynie ćwiczeniowej? Ćwiczysz na instrumentach, kiedy jesteś w trasie?
Nie, niestety, jest to niemożliwe. Mogę jedynie korzystać z instrumentów przed soundcheckiem, ale wtedy to właściwie nie są ćwiczenia. Trzeba sobie jakoś radzić, więc używam stołu do ćwiczeń, zawsze to robiłem, gdy byłem dzieckiem i nie miałem instrumentu, zawsze posługiwałem się stołem i wybijałem na nim rytmy. Gram również pałeczkami, więc gram nimi na padzie do ćwiczeń, ale mam też kilka mniejszych instrumentów w pokoju – pandeiro, talking drum, kastaniety, shakery, więc mogę sobie coś pograć i poćwiczyć. Zajmuję się także bardziej elektronicznymi aspektami muzyki, więc mam swój komputer, który przydaje się w trasie. Dużo też piszę, ogólnie cały czas znajduję sobie zajęcie, nie mam czasu się nudzić.
Mimo to ciągle jesteś w stanie prowadzić zdrowy tryb życia?
Tak, oczywiście. Staram się wstawać wcześnie, jem śniadanie, ćwiczę, pracuję, zajmuję się swoim biznesem, odpisuję na maile i tak dalej. Niekończąca się historia.
Czyli zajmujesz się marketingiem, jesteś menadżerem, artystą – wszystko w jednej osobie?
Tak! Tak to działa. Mój syn wziął się za muzykę, ma teraz 16 lat i jest naprawdę bardzo dobrym bębniarzem, nie mówię tego, ponieważ jest moim synem, bo drugi nie jest tak utalentowany, ale ten ma w sobie to coś i jest świetny. Gra również na pianinie, gra zresztą na tym instrumencie na mojej pierwszej płycie – miał wtedy 11 lat i stworzył własne kompozycje. Powiedział mi, że nie jest pewien co do tej branży, bo co, jeżeli z muzyką mu nie wyjdzie? Zapytałem, o co mu chodzi i powiedziałem, że ma wielki talent. Trzeba sobie zdawać sprawę ze swojego talentu i trzeba nauczyć się nim zarządzać. Muzyk musi być też biznesmenem i menadżerem. To twój biznes, jesteś produktem i musisz zająć się marketingiem tego produktu. Musisz być dobrze zorganizowany, mieć wizję, wiedzieć, jak wejść na rynek, być poważnym w tym, co robisz, żeby inni wiedzieli, że warto z tobą współpracować. Każda poważna firma tak robi – Coca Cola, McDonald – wstaw tu, co chcesz.
Myślę, że w tej chwili ci nowocześni muzycy muszą być bardziej elastyczni. Tak, jak mówimy w Brazylii: „Bądź wodą!”. Woda jest niesamowita, bo się dostosowuje do danego otoczenia, może być w butelce, szklance, rzece, ale zawsze pozostaje wodą. To wspaniała lekcja. W obecnych czasach nie tylko muzycy muszą być elastyczni, ale wszyscy, ponieważ wszystko zmienia się w okamgnieniu. Uczę na uniwersytecie i moi uczniowie mówią, że chcą jedynie być tutaj nauczycielami, nie chcą grać w żadnych projektach. Wtedy mówię im, że to nie wystarczy, bo kiedy się zastanowisz, okazuje się, że może się pojawić taka sytuacja, że za 10 lat będziesz miał 2-3 dzieci i jesteś nauczycielem w szkole i nagle zmieni się rząd i cała filozofia rządzenia – utną budżet i stracisz pracę. Co wtedy? Musisz być kreatywny, otwarty na różne możliwości, musisz mieć w sobie tę ciekawość świata, aby móc się odnaleźć w nowej sytuacji. Muzycy są kreatywni, więc muszą stworzyć sobie strukturę, która pozwoli im znaleźć się na lepszej pozycji. To, co robimy, jest naprawdę niesamowite.
Cały czas wiele się uczę. Hans Zimmer jest nadzwyczajnym muzykiem, ale również i biznesmenem. W jego projekcie jest mnóstwo wspaniałych muzyków z całego świata i każdy świetnie sobie radzi w tym biznesowym aspekcie pracy muzyka, a jednocześnie poziom muzyczny jest niezwykle wysoki. Muzyka Hansa jest zniewalająca i piękna, to wielki zaszczyt dla nas wszystkich, że możemy być tego częścią. Jego zdolności biznesowe są godne podziwu, więc obserwuję go i staram się uczyć czegoś nowego każdego dnia. Nasz zespół to niesamowity miks kulturowy, każdy wywodzi się z innego otoczenia, gatunku – mamy ludzi z Wenezueli, Kuby, Nowego Jorku, Hiszpanii, Palestyny, Niemiec, Afryki, Serbii i z Brazylii oczywiście – i wszyscy gramy razem w orkiestrze symfonicznej! Mamy ogromne szczęście, że możemy to robić i zwiedzamy przy tym cały świat – dzisiaj Kraków, jutro Anglia, później Hiszpania... Możemy dzielić się z ludźmi z każdego zakątka świata tą muzyką, tymi emocjami.
Masz jakąś radę dla młodych muzyków, którzy mogą mieć wątpliwości co do ścieżki ich kariery?
Jeżeli nie jesteś szczery wobec siebie – to masz problem. Jeżeli nie pasuje ci jakaś konkretna muzyka, to jej nie graj. Masz problem z jakąś osobą, to z nią nie pracuj. Przecież to jest proste, wystarczy być szczerym i znaleźć sposób na siebie, aby móc żyć z grania tego, co lubisz. Musisz znaleźć własny balans, wiedzieć, co jest dla ciebie dobre – gdy już do tego dojdziesz, to wszystko zacznie nabierać sensu i się układać.
To jest właśnie ten klucz?
Tak! Myślę, że to jest właśnie to. Mam taką nadzieję (śmiech).
Materiał przygotowali: Grzegorz Krawczyk, Salemia
Zdjęcia: Romana Makówka