Analiza stylu: Nick Menza (Megadeth)
Pamiętam jak słynna radiowa "trójka" emitowała wieczorną audycję "pół perfekcyjnej płyty", której współautorem był nieodżałowany Janusz "Kosa" Kosiński. Razu pewnego, ku naszemu wielkiemu zaskoczeniu w eter poleciało - "Rust In Peace" Megadeth.
Razem z kolegami byliśmy strasznie zadowoleni gdy z głośników rozpędzał się "Rudzielec" z ekipą, w kawałku "Holy Wars". Cudownie było słyszeć w komercyjnej i ogólnopolskiej rozgłośni "Hangar 18" czy wyjątkowo przaśny "Take no prisoners" (take no shit!).
Z wielu względów, historia bębnów płyty "Rust In Peace" wydawała mi się bardzo ciekawa, Chciałem jednak, uniknąć tutaj cytowania dziwnych opowieści, które nie zawsze były zgodne z prawdą, a krążą gdzieś tam, wśród fanów zespołu. Skierowałem więc swoje kroki bezpośrednio do Davida Ellefsona, wieloletniego basisty Megadeth, a także "prawej ręki" samego Wodza. Razem z Menzą tworzyli wszakże w tym okresie jedną z bardziej piorunujących sekcji rytmicznych świata metalu. David z wielkim entuzjazmem przystał na pomysł opisania tego okresu zespołu. Szybko odpisał ?Matt, This may be a bit long but use what you'd like from it." (Matt, może tego jest trochę dużo ale wykorzystajcie z tego co chcecie). Gdy spojrzałem na treść, zamurowało mnie. Liczyłem na kilka zdań, tymczasem David opisał wszystkie okoliczności przyłączenia Nicka do zespołu i nagrań "Rdzy". Oto rezultat:
"Nick był wynajęty jako techniczny dla Chucka Behlera podczas trasy So Far, So Good..So What w 1987 roku, przez naszego inżyniera dźwięku, który był jego dobrym przyjacielem i można nawet powiedzieć, fanem. Tak jak wielu muzyków, Nick czekał i liczył na jakiś przełom, szansę wejścia na scenę rock and rolla. Miał umiejętności, siłę, wizerunek i odpowiednią postawą do tego wszystkiego co miało później nastąpić.
W lecie 1989 roku, los się w końcu do niego uśmiechnął i został oficjalnie przesłuchany w celu zajęcia miejsca bębniarza w zespole. Pamiętam, że byłem jedynym, który miał z nim próby. Pamiętam też, że graliśmy takie numery jak "The Mechanix" w małej salce prób w North Hollywood, CA. Nick miał prawdziwy ogień i pasję do grania metalu. Na pierwszej próbie nie zawsze grał równo, głównie ze względu na to, że był strasznie nakręcony i napalony na granie, a podczas gry wychodził z niego prawdziwy szaleniec.
Przez całą resztę 1989 roku napisaliśmy większość materiału na "Rust in Peace". Utwory takie jak "Holy Wars", "Tornado of Souls" czy "Polaris" były już napisane kiedy Chuck był w zespole. Skomponowane były, a później nagrane na potrzeby taśmy demo w zdecydowanie wolniejszym tempie. Kiedy pojawił się Nick, wszystko zostało mocno podkręcone, przez co z powrotem staliśmy się głównym zespołem speed/thrashowym.
Nagraliśmy ostateczne demo "Rust in Peace" w EMI Publishing studio w West Hollywood, CA, w grudniu 1989 roku. Nagrane zostało głównie tylko przez nas trzech: mnie, Dave?a i Nicka. Chris Poland został zaproszony do nagrania paru solówek. Nick podczas sesji dołączył także do chórków i pokazał jak silną ma charyzmę, jako członek zespołu. Miał także porządne wokalne rąbnięcie. Dosłownie parę miesięcy później wznowiliśmy przesłuchania gitarzystów i pojawił się Marty Friedman, mniej więcej miesiąc przed terminem nagrań do albumu, które to miały nastąpić latem 1990 roku.
Podczas nagrań, Nick, producent Mike Clink i ja, zrobiliśmy sami wszystkie partie basu i perkusji. Nikogo innego nie było w otoczeniu, przez co dało mi to możliwość nawiązania z Nickiem prawdziwą więź i stworzyć dobrą atmosferę współpracy. Byłem członkiem zespołu od dawna więc wiedziałem jak powinniśmy działać. Nick był bardzo złakniony gry i chciał udowodnić to przed sobą, i Mikem Clink, legendarnym producentem i reżyserem, któremu powierzaliśmy decydujące zdanie w czasie sesji. Towarzyszyła nam świetna atmosfera, a kawałki wyszły wręcz niesamowicie.
Nagranie wyglądało tak, że siedzieliśmy razem z Nickiem w Rumbo Recorders Studio w Van Nuys, CA, w dużym pomieszczeniu perkusyjnym, ze słuchawkami na uszach, grając utwory jeden za drugim. Ze względu na częste zmiany tempa w poszczególnych piosenkach, nagrywaliśmy każdy numer po kawałku. Robiliśmy po trzy wersje każdej części i przechodziliśmy do kolejnej części piosenki. Kiedy nagraliśmy wszystkie partie bębnów, co zajęło nam około tygodnia, Mike Clink przez następny tydzień edytował te wszystkie setki kawałeczków taśmy i składał je w całość by zrobić ostateczna wersję. To był niesamowity widok, działo się to przed erą tych wszystkich programów do nagrywania typu Pro Tools i wszystkie części musiały być bardzo precyzyjnie razem sklejone żeby wszystko później dobrze grało. Było tak wiele różnych miejsc w piosenkach, w różnych tempach, że nie było możliwości zrobienia "klika", który dałby nam możliwość zrobienia numeru od góry do dołu, po całości. Każde ujęcie było bardzo gęste co wymagało ekstremalnej kondycji i koncentracji, jak u wyczynowego sportowca. Z resztą, razem z Nickiem lubiliśmy jeździć na rowerze, po wzgórzach Los Angeles co jednocześnie trzymało nas w dobrej formie, ale także dawało możliwość lepszego poznania się nawzajem poza sferą grania muzyki.
Wszystkie partie bębnów były nagrane przez Nicka, Żaden fragment nie był generowany komputerowo lub w jakikolwiek sposób samplowany, co było wtedy akurat dość często wykorzystywane przez takie zespoły jak Whitesnake, Def Leppard czy inne topowe kapele tego okresu. To było surowe, prawdziwe, to jest właśnie ta część tej atmosfery nagrań którą słyszysz na płycie, to tak jakbyśmy stali w pokoju i grali naprzeciw ciebie.
Po bębnach wstawiliśmy bas, gitary i na końcu wokale."
Megadeth, legenda thrash metalu, to zespół, którego fanom cięższych brzmień nie trzeba przedstawiać. Jest on uważany, wraz z takimi gigantami jak Metallica czy Slayer, za ojca chrzestnego, który definiował gatunek. Zespół ma na swym koncie już X płyt, a każda z nich osiągała status co najmniej złotej. Trzon składu stanowili wówczas: założyciel i lider, charyzmatyczny Dave Mustaine, obsługujący wokal i gitary oraz basista David Eleffson, reszta muzyków ulegała częstym zmianom i nikt na dłużej nie zagrzał w zespole miejsca. W 1989 roku Megadeth przymierzał się do nagrania czwartej płyty w dyskografii. Mustaine, który dopiero co zerwał z narkotykowym nałogiem, postanowił zatrudnic nowych muzyków. Do zespołu dołączył Marty Friedman, wirtuoz gitary znany ze współpracy z Jasonem Beckerem w Cacophony, oraz perkusista Nick Menza, który dotychczas pełnił funkcję technicznego poprzedniego bębniarza Megadeth, Chucka Behlera. W tym zestawieniu zespół nagrał cztery płyty i jest uważany przez wielu za najmocniejszy i "klasyczny" skład w historii grupy. W 1990 roku zespół wszedł do studia i stworzył arcydzieło metalu, jedną z najważniejszych pozycji w historii gatunku, zgodnie uważane za największe artystyczne osiągnięcie zespołu, płytę "Rust In Peace". Na albumie dominują długie progresywne utwory, z gęstymi , zagmatwanymi riffami, częstymi zmianami temp oraz rozbudowanymi partiami solowymi gitarzystów. Za obsługę "garów" odpowiedzialny był wspomniany wcześniej Nick Menza, którego wybranym partiom z tego albumu zamierzamy się bliżej przyjrzeć.
Nick wywodził się z muzycznej rodziny, jego ojciec, Don Menza był znanym amerykańskim saksofonistą jazzowym i współpracował z takimi sławami jak Buddy Rich, Elvin Jones czy Maynard Fergusson, wsławił się również wzięciem udziału w nagraniu słynnego, powszechnie znanego utworu nie tylko fanom jazzu, mianowicie "Pink Panther Theme". Nick rozpoczął naukę gry na perkusji już w wieku dwóch lat, dzięki ojcu obracał się w towarzystwie takich muzyków i otrzymywał rady między innymi od Buddy?ego Richa, Steve?a Gadda czy Louie?ego Bellsona. Jego zainteresowania obejmowały przeróżne gatunki muzyczne, od R&B, gospel i funku po heavy metal. Przed dołączeniem do Megadeth obok funkcji technicznego zespołu, był również studyjnym muzykiem sesyjnym.
Gdy słuchamy dzisiaj gry Nicka Menzy na "Rust In Peace", nie powala ona od strony technicznej, jednak jest w niej coś co do dzisiaj robi na mnie ogromne wrażenie. Są to świetne rockowe partie, zaaranżowane bez zbędnych fajerwerków, które doskonale wpisują się w muzyczną całość i świetnie podkreślają, współgrając ze złożonymi, i pokręconymi riffami gitarowymi. Mimo lat w jakich zostały nagrane, słychać w nich niesamowitą energię, świeżość oraz specyficzny luz i radość grania. Są to cechy charakterystyczne grania na perkusji Nicka Menzy, dlatego warto przyjrzeć się bliżej jego partiom zagranym na "Rust In Peace", co szczególnie polecam młodszym adeptom perkusji, którzy pragną poznać warsztat metalowego pałkera.
PRZYKŁAD 1
Utwór "Tornado of Souls" to jeden z największych przebojów Megadeth, który na stałe został włączony do koncertowej setlisty zespołu. Jest to równocześnie bardzo dobry przykład na dobrze podłożony beat pod thrashowy utwór. Poszczególne fragmenty są zarazem bardzo dobrym ćwiczeniem i prezentują idealnie metalowe granie. Dokonując analizy części rytmicznej tego utworu można odkryć szereg ciekawych i uniwersalnych zagrywek.
a) WEJŚCIE W UTWÓR
Jak to bywa w ogromnej liczbie utworów metalowych także i ten kawałek rozpoczyna się od gitarowego riffu, w którym bębny podbijają akcenty, egzekwowane poprzez natychmiastowe stłumienie uderzonego crasha, nie pozwalając mu wybrzmiewać. Tego typu tłumienia są dość charakterystyczne w gatunku muzyki i spotykane w takich kapelach jak Slayer czy Metallica.
Można je ćwiczyć naprzemiennie z pojawiającymi się w drugiej części utworu tłumieniami będącymi bardzo podobnymi do tego z początku, jednak z trochę inaczej rozłożonymi akcentami.
Kolejna część to dwutaktowe przejście (wejście głównego riffu). Tego typu przejścia można ogrywać stopniowo robiąc pętlę.
b) RYTMY
Tą cześć ćwiczeń oparta o zwrotkę oraz bridge utworu gramy na półotwartym hihacie, co w przykładowym zapisie nutowym zostało oznaczone niewielkim kółeczkiem nad każdą nutą hi-hatu. Zwrotka oraz bridge nie powinny przysporzyć większych problemów technicznych, są to typowe rockowe rytmy nie wymagające większej niezależności.
Podkład pod solówkę to zapętlona ośmiotaktowa fraza, którą Menza powtarza w sumie 9 razy, bezpośrednio przed solo gitary robiąc dwutaktowe przejście. W Tornado solo gitary trwa przez 48 taktów i jest to wyraźny sygnał dla bębniarza od gitarzystów "teraz moja kolej!".
Refren jest również bardzo ciekawym przykładem Grany jest prawą ręką na kopułce talerza ride, werbel uderzany jest rzadziej niż w rytmie ze zwrotki, tylko raz na każdą trzecią cześć taktu. Pojawia się tu również, figura rytmiczna na podwójnej stopie (tak gra ją Nick), którą warto na początek przećwiczyć w wolniejszym tempie.
Bardziej zaawansowani bębniarze mogą zagrać tą partię na jednej stopie. Najwygodniej będzie zagrać tą partie bębna basowego zaczynając od lewej nogi, według zasady prawa stopa na mocną, a lewa na słabą cześć taktu. Oczywiście możemy też grac ją w odwrotnej kolejności zaczynając od prawej nogi, traktując to jako ćwiczenie na niezależność.
c) ŁĄCZENIE ELEMENTÓW
Gdy słuchamy dalej utworu po drugim refrenie w 1:48 następuje element pełniący funkcję bridge?a, gdzie pojawiają się triole grane na podwójnej stopie, które bardzo fajnie wpasowują się w pauzę w gitarowym riffie. Poniższy przykład pozwala stwierdzić jakiej płynności może nabrać dwójkowy podkład z tego typu triolami.
Bridge ten kończy się efektownym przejściem, tzw. "młynkiem", czyli dwie szesnastki na tomie lub werblu na zmianę z dwiema szesnastkami na podwójnej stopie. Jest to jedna z podstawowych zagrywek z arsenału metalowego perkusisty. Szczególnie polecam ją ćwiczyć w wolniejszym tempie, oczywiście z metronomem, starając się by wszystkie uderzenia były egzekwowane z jednakową dynamiką. W tym miejscu nasuwają się od razu skojarzenia z grą Mike?a Portnoya, który tego typu zagrywki stosuje bardzo często w różnych konfiguracjach
Doskonałym łącznikiem jest również wspominane wcześniej dwutaktowe przejście, które umieszczane w odpowiednich ilościach jest zazwyczaj dobrą zapowiedzią kolejnej części utworu.
d) CODA
Coda utworu to część, w której mamy najwięcej zmian rytmu. Nick Menza umiejętnie manewruje "rozbujanym" utworem, nie pozwalając słuchaczowi popaść w znudzenie, jednocześnie nie wstawiając żadnych nowych rozbudowanych elementów dając możliwość efektownego zakończenia utworu. Warto więc przeanalizować kolejne zagrywki nie tylko pod kątem technicznych aspektów gry, ale przede wszystkim aranżacji..
Pierwsza część to dosyć prosty rytm z półotwartym hi-hatem
Wykończony na werblu przechodzi w jeden z typowych metalowych patentów - werbel grany na każdą mocną część taktu wraz z kopułką talerza ride, a stopa na słabą część taktu z normalnie uderzanym ridem.
Potem znowu następuje rytm z werblem na dwa i cztery, z zamknięciem hihatu nogą na cztery, dokładnie z uderzeniem werbla.
Po czterech taktach tego rytmu znowu zagęszczamy werbel, uderzając go na każdą mocną, a stopę na słabą część taktu, przy czym półotwarty hihat gra ćwierćnuty.
Po tym wracamy do rytmu z zamknięciem hihatu nogą na cztery oraz jednym taktem na dwa i cztery. Utwór kończy się dwutaktowym przejściem, gdzie w drugim takcie znowu pojawia się efektowny "młynek" zakończony złapaniem crasha na 4i.
Solidne przegranie powyższych podziałów rytmicznych pozwoli nie tylko na odegranie piosenki, ale także na swobodniejsze poruszanie się w innych utworach stylu thrash and heavy metal. Polecamy zatem metodę Tomka Łosowskiego - powoli, wolniej, jeszcze wolniej.
PRZYKŁAD 2
Innym ciekawym przykładem jest fragment z początku utworu "Holy Wars? Punishment Due" Rozpoczyna się od gitarowego riffu, który następnie jest podbijany przez przejście na werblu i tomach. Jest to niezbyt skomplikowana kombinacja ósemek i szesnastek, po czym wchodzi podstawowy riff, pod który Nick gra bardzo ciekawy rytm. Hihat grany jest półotwarty, werbel akcentujemy na dwa i cztery, natomiast nutki w nawiasach to tak zwane "ghost notes", czyli grane zdecydowanie ciszej niż główne uderzenia na werblu na dwa i cztery. Dwie ostatnie ósemki w 9 i 11 takcie przykładu, tj. werbel i stopa uderzamy jednocześnie z talerzem Crash. Rytm ten można zastosować w wielu sytuacjach muzycznych, niekoniecznie tylko w cięższym graniu. Na przykład ten sam rytm zagrany zdecydowanie wolniej i z zamkniętym hiatem zabrzmi bardziej funkowo.
PRZYKŁAD 3
Jest to fragment z utworu "Hangar 18" który pojawia się w 3:46s. W tej części kompozycji następuje rozbudowana partia solówek gitarowych, w której na zmianę popisują się panowie Friedman i Mustaine. Sola te przerywane są krótką czterotaktową zagrywką gitar podbitych przez przejście na bębnach i powtarza się ona w dalszej części parę razy, na niej zakończono też utwór. Nie jest to technicznie trudna partia perkusji, ale za to jest to bardzo ciekawy zabieg aranżacyjny, który świetnie wkomponowuje się i łączy szybkie partie solowe gitarzystów. Szesnastki na dwóch tomach grane są jednocześnie z szesnastkami na podwójnej stopie, a następnie podbite są trzy triole ćwierćnutowe gitarowego riffu na talerzu crash. Podbijanie przejścia tomów podwójną stopą to bardzo fajny i efektowny patent doskonale sprawdzający się w ciężkiej muzyce, dodaje on przejściom mocy i brzmią one potężniej.
PRZYKŁAD 4
Inny pomysł na kombinację w przejściu werbla, tomów i podwójnej stopy pojawia się w utworze "Take No Prisoners". Jest fragment pochodzący z 1:16s. W tym przypadku również polecam zagrać ją według zasady prawa stopa na mocną, a lewa na słabą cześć taktu. A zatem w pierwszym takcie omawianego przykładu najwygodniej będzie zagrać partię podwójnej stopy zaczynając od lewej nogi, gdyż rozpoczyna się ona od 2iii. W trzecim takcie grany jest natomiast regularny rytm. Prawą ręką gramy na kopułce talerza ride, lewą wybijamy na werblu co trzecią szesnastkę, natomiast na podwójnej stopie gramy regularne szesnastki. W ostatnim takcie na 1 uderzamy werbel i crash, nie pozwalając mu wybrzmiewać. Jest to oryginalna fraza z utworu, ale można ją wykończyć w dowolny sposób.
Na koniec parę słów Davida na temat Nicka jako człowieka i kompana.
"Jako człowiek Nick był w zespole bardzo barwną postacią z poczuciem humoru. Miał jasną osobowość, ale miał także swoją mroczną, artystyczną stronę, która była bardzo intrygującą częścią jego osoby w tamtym czasie. Jego ojciec, Don Menza jest uznanym saksofonistą i myślę, że Nick mimo buntu młodego rockmena, chciał żeby ojciec podzielił się z nim swoim doświadczeniem... Myślę, że Nick chciał zaznaczyć swoją obecność w swoim gatunki muzyki tak, jak zrobił jego ojciec w swoim. Opowiadał jak to w wieku trzech lat grał na zestawie Louie Bellsona i jak ci wszyscy legendarni muzycy, którzy współpracowali z jego ojcem, otaczali go w czasie kiedy dorastał. Nick to artysta pełną gębą.
Między Nickiem a Davem była specyficzna chemia ponieważ Nick był bardzo kreatywny i zawsze chciał odgrywać większą rolę, jako kompozytor, w zespole. Tak naprawdę spora część jego wkładu wynikała z pomyłek jakie powstawały gdy robiliśmy coś razem.. Dave zatrzymywał go i mówił "To było świetne, zrób to jeszcze raz!" ale Nick się śmiał i mówił "To była pomyłka, nie mam pojęcia co takiego zrobiłem!" To była właśnie część tej chemii tamtego składu. Wszystko samo się układało podczas nagrań tych czterech albumów (z Nickiem nagrano: Rust in Peace, Countdown to Extinction, Youthanasia oraz Cryptic Writings - przyp. red.) W rezultacie fani dobrze wiedzą, że to było bardzo prawdziwe i bez ściemy. To właśnie jest przyczyną, że ten skład jest tak wysoko w notowaniach aż po dzień dzisiejszy.
Nick był bardzo kreatywny, malował, grał na gitarze, bębnach i generalnie wykorzystywał każde narzędzie które nadawało się do przestawienia swojej twórczości. Pamiętam podczas sesji albumu Youthanasia napisaliśmy sporo piosnek w studio w Phoenix, które miało na ścianach wiele obrazów z umieszczoną ceną. Tak więc Nick przyniósł jeden ze swoich obrazów i powiesił na ścianie z ceną 100.000 dolarów, co jest astronomiczną kwotą! Było to dość kontrowersyjne, ale to był wtedy właśnie cały Nick, po całości, pewny siebie."
Opracowanie i analiza:
Łukasz Chmieliński