Jost Nickel - The Check In
Solowy album, debiut płytowy niemieckiego mistrza bębnów. Ile w tym muzyki, a ile samej perkusji?
Napęd: Jost Nickel (Leopard 2021)
Typ silnika: fusion, instrumentalny pop, funky
Trasa: Czas pandemii i brak koncertów, nastraja perkusistów do tworzenia własnych projektów w postaci szkółek, książek czy wreszcie płyt z własną muzyką. To wszystko dzieje się pod jednym oczywistym warunkiem – trzeba umieć to robić. Czy niemiecki wirtuoz perkusji jest też dobrym kompozytorem? Po przesłuchaniu jego debiutanckiego albumu będziemy mieć dużą jasność w temacie.
Podstawowa sprawa w przypadku albumu bębniarza to standardowa obawa, że zaleje nas perkusja, szczególnie, że mamy do czynienia z wielce wybitnym instrumentalistą, który naucza innych wirtuozów.
Początek płyty („I understand”) można uznać za mocno prostoduszny lub wręcz przaśny, ponieważ momentami sprawia wrażenie jakby był zlepkiem sampli i uruchamianych podkładów. Pojawia się więc pytanie czy będzie to płyta „na serio” czy też swoisty miszmasz, który wpada w ucho i zaraz wypada? Tym bardziej, że drugi nieco wakacyjny utwór („Bloon”) ma na końcu solo perkusyjne. Zagrane w formie vamp solo, na szczęście bardziej można je zakwalifikować, jako muzyczne granie w kontekście, a nie popis w oparciu o znaczniki. Jak się okazuje, jest to jedyne solo perkusyjne na płycie i od tego momentu płyta Josta rośnie jakościowo, prezentując się dojrzale i atrakcyjnie.
W grze perkusisty słychać kolosalny zasób możliwości, fenomenalną dynamikę i bogaty pakiet umiejętności, który sprawnie wykorzystuje w muzyce. Na uwagę zasługuje ciekawa gra, w wielu utworach, na obręczach bębnów. Miks perkusji świetnie leży w całości, niczego nie przysłania i nie stara się zdominować tematów kompozycji. Z resztą swobodnie korzystano z różnorodnych brzmień, ale – co też warto zaznaczyć – nie robiono tego w sposób „o, mam fajny sound, wciśnijmy go gdzieś!” Takie coś można zarzucić jedynie we wspomnianej pierwszej kompozycji, ponieważ reszta jest bardzo koherentna konceptualnie i brzmieniowo. W rejestrację utworów zaangażowanych było kilkanaście osób, w zależności od konieczności i potrzeby sytuacji. Godne podkreślenia jest brzmienie samej perkusji, zestaw Sonor Drums i talerze Meinl Cymbals prezentują się tak spójnie, że można się wręcz nimi otulić, chociaż wiadomo, że kluczowe znaczenie ma umiejętność korzystania z tego instrumentu przez muzyka.
Odpowiadając na pytanie z początku niniejszego opisu, czy Jost potrafi stworzyć własną muzykę? Odpowiedź jest jak najbardziej pozytywna, a nawet można pokusić się o wyróżnienie na tle innych perkusyjnych osobowości. Świetny debiut.
Wrażenia z jazdy: Płyta perkusisty, która z jednej strony jest perkusyjna, ale nie jest przegrana i przepełniona samouwielbieniem. Jost wykorzystał praktycznie swój wachlarz umiejętności i to co pokazuje na warsztatach, użył w muzyce. Materiału słucha się bardzo przyjemnie i jest dobrym materiałem towarzyszącym lub mówiąc inaczej – rozrywkowym. Nie ma pogmatwanej formy, wymagającej ciągłego skupienia, ale absolutnie nie jest też infantylnym strumieniem dźwięków, który by nużył po 3 utworach.
Odcinki specjalne: Całość płyty jest bardzo równa i prezentuje światowy poziom wykonawczy, dlatego zwracamy tu uwagę jedynie na wspaniałe, mięsiste brzmienie bębnów w „Cookies”, szczególnie po 2:20.