Thomann - „Behind The Passion” – The Story of Thomann
Z zewnątrz to zawsze wygląda fajnie, ale nie za każdym razem szło tak gładko.
Napęd: Film dokumentalny długości niecałych 25 minut. Pięć wersji językowych: niemiecka, angielska, hiszpańska, włoska i francuska. (Niemcy 2024)
Trasa: „Jak mam zły humor, gram na perkusji. Po dziesięciu minutach wszystko jest z powrotem w porządku." mówi Hans Thomann Jr. w filmie dokumentalnym z okazji 70 lecia istnienia sklepu Thomann. Krótki, ale treściwy obrazek, oparty na luźnej narracji przeplatanej inscenizowanymi scenkami przedstawiającymi młodego właściciela, pracującego w jeszcze mało znanym sklepie muzycznym, gdzieś „po środku niczego” w małej wiosce Treppendorf.
Wiadomo, że film o Thomann, zrobiony przez Thomann będzie pewnym typem laurki. Co do tego chyba nie ma nikt wątpliwości. Można się jednak dość pozytywnie zdziwić. Są tu podkreślone dwa podstawowe wątki, które łączy jedna ważna cecha. Pierwszym jest etos pracy, oddanie się budowie sklepu i jego potęgi, co miało duży wpływ na życie rodzinne bohatera. Drugim jest pasja do muzyki, co w efekcie tworzy decydującą różnicę w stosunku do sklepów typu Amazon. A co jest tą wspólną cechą łącząca oba wątki? To, że film jest zrealizowany przez pragmatycznych Niemców, a nie pełnych patosu Amerykanów, przez co wszystko to, o czym jest mowa musi mieć swoje oparcie w faktach. Autorzy nie chcą snuć jedynie romantycznych hollywoodzkich scenariuszy. Wypowiadają się m.in. Reinhold Meinl czy Hans Peter Messner z Gewa (Gretsch), ale też… sąsiadka ze wsi. Przykłady muzycznej pasji uwiarygadnia załoga sklepu składająca się w ogromnej części z muzyków. Ciężko rzec, czy obrazek ten jest wystarczająco przekonujący, ponieważ miałem możliwość odwiedzenia zakątków tego sklepu, więc z doświadczenia wiem, że faktycznie tak to wygląda i taka właśnie jest tam atmosfera, jednak przeciętny widz tego nie wie i może być nieco sceptyczny.
Stopniowe budowanie siły sklepu doskonale pokazuje moment, kiedy to firma zdecydowała się na pełne wejście w jeszcze mocno raczkujący internet. Trudno w to teraz uwierzyć, ale wówczas pukano się w głowę, że niemożliwe by pojawił się jakiś głupiec, który kupi gitarę lub trąbkę w ten sposób. Sam sklep z racji swojego położenia nie miał mocnej pozycji i opcji konkurencji do takich ośrodków jak Monachium czy Frankfurt. „Z zewnątrz to zawsze wygląda fajnie, ale nie za każdym razem szło tak gładko”, mówi bohater. Teraz, ludzie z tych miast oddalonych o 200 kilometrów potrafią przyjechać do Thomann docelowo, chociaż nikt aż do samego końca filmu nie chwali się wielkością tego sklepu (a mógłby, bo miałby czym).
Autorzy nie epatują tu również przesadną martyrologią. Wiadomo, że wspomniana pracowitość ma swoje konsekwencje, co chyba najbardziej boleśnie opisuje Hans Thomann pod koniec filmu, kiedy to zastanawia się nad przyszłością firmy i tłumaczy, dlaczego nie ma bezpośredniego dziedzica. Z resztą jest to człowiek mocno stojący na ziemi, ale żyjący non stop swoim sklepem. Daleko mu do blichtru i kabotynizmu, ale też nie jest dusigroszem, bo każde zarobione euro pompuje w rozwój, co widać po skali rozbudowania wiejskiego sklepiku do rangi małego miasteczka. Jak sam mówi - rozbudowuje, bo może.
Wrażenia z jazdy: Przyzwoita wizytówka olbrzymiego sklepu, dobrze zrealizowana technicznie, gdzie widać włożony wysiłek i pomysł. Rozsądne i zbalansowane rozłożenie treści i skupienie się na idei służby klientowi muzycznemu. Brak samouwielbienia lub tworzenia bohaterskiego wizerunku. Raczej dla tych, którzy interesują się ogólnie sceną muzyczną, a nie tylko muzykowaniem.