Brandon Barnes (Rise Against)
Dodano: 06.12.2012
Odwieczny punkowy problem - szczerość czy sukces? Brandon Barnes opowiada nam, jak Rise Against przesłuchało miliony nagrań, aby trzymać się swoich idei.
Ten artykuł czytasz ZA DARMO w ramach bezpłatnego dostępu. Zarejestruj się i zaloguj, by mieć dostęp do wszystkich treści. Możesz też wykupić dostęp cyfrowy i wesprzeć rozwój serwisu.
Zespół istnieje już ponad dekadę i wydał sześć albumów, ale Brandon Barnes i Rise Against dopiero teraz uzyskali uznanie na całym świecie, na które notabene w pełni zasługują. Amerykańscy punkowcy stali i obserwowali, jak niezliczona masa odurzonych obcokrajowców nabija im rekordową sprzedaż po tej stronie Atlantyku, jednak dopiero zeszłoroczny Endgame, szósty i najnowszy album studyjny zespołu, zdaje się wreszcie odwrócić koleje ich losu.
W przeszłości były dwa popularne w Stanach albumy, ale tym razem - po raz pierwszy w historii zespołu - płyta trafiła do pierwszej 30 na brytyjskiej liście przebojów. Ich poprzednią, najwyższą pozycją było miejsce 68. Tak oto zaczął się wielki sukces. Wyprzedane występy na Wyspach pod koniec 2011 roku udowodniły, że zespół pochodzący z Chicago nareszcie wstrzelił się w Europę, pomimo odrzucania wszelkich kompromisów, pozostając wiernym w obu swoich stanowiskach - muzycznym i politycznym. Tak też było podczas marcowego koncertu w warszawskiej Stodole. Napakowana sala potwierdziła skok popularności i w tej części Europy.
"Tworzymy ten zespół już ponad 10 lat i nasza czwórka jest szczęśliwa, grając małe punkowe występy. Jest to dla nas zabawa, chociaż tak naprawdę teraz to coś o wiele większego" - mówi perkusista Brandon Barnes - "Myślę, że staliśmy się bardziej rozpoznawalni, ale nadal mamy swoją uczciwość i przekaz dla ludzi."
Potrzeba podążania własną ścieżką, a nie bycie prowadzonym przez innych, sięga początków Brandona za zestawem perkusyjnym. Brandon mówi: "Grałem kiedyś na pianinie, ale ciągnęło mnie jednak do perkusji. Bardziej bawiło mnie uderzanie w różne rzeczy. Naprawdę interesował mnie rock. Moi rodzice mieli mnóstwo różnych nagrań i bardzo spodobało mi się Led Zeppelin, wtedy zapragnąłem być rockowym perkusistą. Nie wiem tak naprawdę, co pociągało mnie w perkusji, ale czułem się po prostu dobrze, grając na niej. Bardzo lubię rockową muzykę, a bębnienie jest dla mnie przyjemne. Gra na pianinie też była fajna, ale uderzając w bębny można się pozbyć pewnej energii i agresji."
Kiedy jego miejsce za garami było już przesądzone, Brandon znalazł kilka silnych wzorców, które mógł naśladować i czerpać inspirację od najlepszych bębniarzy popowych, rockowych i metalowych. "Dorastałem na nagraniach moich rodziców. Zacząłem od Beatlesów. Ringo i te jego perkusyjne partie były świetne, ale łatwe do zagrania dla dziecka, czyli wtedy, gdy uczyłem się grać. Kiedy byłem nastolatkiem, miałem bzika na punkcie takich perkusistów, jak Bill Ward i John Bonham. Słuchałem też Metalliki i Slayera. To właśnie wtedy zacząłem uczyć się szybkiej gry, a potem wytrzymałości, bo oczywiście trzeba się tego nauczyć, by móc grać."
Po thrashu, Brandon szybko zainteresował się punkiem, co dało mu perfekcyjne podstawy dla dalszej kariery, którą osiągnął grając z Rise Against, pozwoliło mu to dodać punkowego ostrza do nauczonych wcześniej zagrywek. "Dostałem się do kilku punkowych zespołów, były to naprawdę dobre kapele i grało się tam bardzo szybko" - mówi Brandon. "Było też dużo zespołów, gdzie perkusiści byli niedbali. Nie chodziło o to, aby być perfekcyjnym, nie byli, jak Neil Peart w punkowej kapeli. To było niezgrabne i pogmatwane, ale było w tym coś fajnego."
Może nie chce być Neilem Peartem punkowej kapeli, ale mimo to istnieje pewien poziom umiejętności technicznych oznaczony w całej grze Brandona. Wyjaśniając swój styl mówi: "Dojście do tego zajęło wiele lekcji gry, gdy byłem dzieckiem. Zacząłem od grania jazzu. Większość muzyki, której się uczyłem to były właśnie jazzowe schematy, więc było to także moje tło muzyczne. Mam nadzieję, że większość perkusistów słucha różnych rodzajów muzyki, aby móc ulepszyć nieco swój styl. Bazując na tym, mój styl zdecydowanie jest trochę dziwny."
Ten bogaty wachlarz perkusyjnych punktów odniesienia jest już zakorzeniony w charakterystycznym brzmieniu Rise Against i jest to obszar, w którym Brandon po dzień dzisiejszy kontynuuje swoją pracę. Nawet teraz, gdy sprzedaż płyt gwałtownie wzrosła, wciąż dąży do tego, by stać się lepszym bębniarzem.
IM WIĘCEJ JESTEŚ W TRASIE...
"Myślę, że jestem lepszy niż byłem kiedyś" - stwierdza Brandon. "Myślę, że kiedy zaczynałem grać w tym zespole, jakieś 10 czy 11 lat temu, nie byłem wtedy tak dobrym bębniarzem. Im więcej się jeździ w trasy, tym więcej się gra, a jak jeszcze przyzwyczaisz się do studia, to stajesz się lepszy. Sądzę, że jestem bardziej doświadczony w graniu na żywo i zdałem sobie sprawę, że pewne rzeczy, które robisz w studiu, mogą nie być idealnie słyszalne w rzeczywistym otoczeniu. Wiesz, że niektórych wypełnień, które robisz na nagraniu, nie da się przełożyć na wielki występ. Kiedy więc wymyślam jakieś partie na bębny, staram się myśleć o rzeczach, które będą odpowiednie do nagrań studyjnych, ale również do występów na żywo, bo tak właściwie to jesteśmy live bandem. Słuchanie naszych nagrań na żywo również pomaga wybrać partie, które brzmią na scenie potężnie i potrafią przeszyć publikę."
Przemyślane połączenie umiejętności technicznych Brandona, mocy wciskanych tomów oraz prostej prędkości jest najlepiej widoczne na Endgame z 2011 roku. Jest to nagranie, które nigdy nie było zrobione z myślą o podbiciu sklepowych półek z hitami, ale jest świetną perkusyjną robotą i brzmieniem opartym na bogatej grze bębniarza. "Bill Stevenson z The Descendents nagrywa nasze albumy" - tłumaczy Brandon. "On jest jednym z moich idoli. Lubię punkowych perkusistów z lat 80 - nie wiem, dlaczego, ale jest w nich coś naprawdę wyjątkowego. Natomiast, kiedy szukam inspiracji, odwołuję się do Billa Warda i Johna Bonhama. Kolejny gość, który rejestruje nasze nagrania to Jason Livermore, który jest także wspaniałym bębniarzem. Jestem w dobrych rękach."
Może i mają dobre ręce, ale na pewno posiadanie tak wykwalifikowanych pałkerów, otaczających cię w studiu może podkręcić i tak już nerwową atmosferę, związaną z nagrywaniem płyty, która będzie dostarczona wydawcy. Brandon mówi: "Bill [Stevenson] jest świetny. On jest naprawdę bardzo dobrym perkusistą i to faktycznie może powodować pewną nerwowość, ale to także jest bardzo pomocne, ponieważ ma dużo fajnych pomysłów. On rozumie, do czego staram się dążyć. Wspaniale jest nagrywać z Billem. Kiedy ćwiczę jakiś utwór kilka razy - on mówi: "Spróbuj tego tutaj.". Miło jest mieć producenta, który w rzeczywistości jest perkusistą. On faktycznie troszczy się o partie bębnów i myśli o nich. Może gdyby producent nie byłby perkusistą, to nie zwracałby takiej uwagi na te partie."
"Praca z Billem i Jasonem może powoduje większą presję, ale znam tych gości już tak długo, jesteśmy kumplami i nagrywanie z nimi jest właściwie zabawą. To jest jak impreza perkusyjna, na której siadamy i eksperymentujemy z bębnami. Kiedy byłem młodszy i robiliśmy nasze drugie nagranie z Billem, czułem się trochę onieśmielony, przecież on jest legendą w punkowym świecie muzycznym. Teraz nie ma żadnej presji, bardzo komfortowo pracuje się w studiu, gdzie znam tych gości i wiem, że dbają o bębny tak, jak o wszystko inne."
Brandon nadal odrzuca wszelkie obawy, związane z nerwami przy nagraniach, kładzie nacisk na odrabianie zadań w domu, co stara się zawsze wykonać, zanim wejdzie do studia, podobnie ze swobodą do eksperymentowania, do czasu, aż rzeczy nie staną się po prostu idealne.
PRÓBY I BŁĘDY
Brandon tłumaczy: "Zwykle mamy przygotowane prawie drugie tyle piosenek, których tak naprawdę potrzebujemy i mam dość dobre pomysły na to, co mógłbym zagrać. Kiedy wchodzę do studia pracować z Billem i Jasonem, gram utwory kilka razy, czasem zmieniam też talerze do różnych partii, kombinuję ze zwrotkami granymi na ride i bawię się trochę uzupełnieniami po to, żeby dobrze współpracowały z gitarami i wokalami. To metoda prób i błędów. Powtarzamy utwory w kółko, aż wreszcie zgodnie stwierdzimy, że to jest właśnie to."
Podejście metodą prób i błędów obejmuje zarówno brzmienie, jak i partie Brandona. Na pewno nie jest kimś, kto spieszyłby się z zakończeniem czegoś, jeżeli nie jest zadowolony z tego w 100%. "Jestem przyzwyczajony do tego, że moje bębny brzmią w pewien określony sposób. Jestem pochłonięty tymi dźwiękami. Na żywo staramy się, aby bębny brzmiały tak tłusto i potężnie, jak na nagraniach. Jestem dość wybredny, więc każdego dnia przed występem spędzamy sporo czasu na pozbywaniu się niepożądanych dźwięków."
Chociaż może to czasem trochę potrwać zanim do tego dojdą, to kiedy już Brandon i reszta Rise Against zamkną się w swoich dźwiękach - efekty później są zdumiewające. Utwory takie, jak Help Is On The Way i Architects są świetnie wyprodukowane, pełne i masywne, ze wspólnie śpiewanymi melodiami, rozsadzającymi głowę partiami i dynamiczną pracą na stopie niczym drapiący się za uchem królik... Z całą pewnością ta duża ilość perkusistów podczas produkcji nie psuje efektu - w rzeczywistości zdaje się, że im więcej tym lepiej...
"Bębny wyglądają naprawdę dobrze. Spędziliśmy mnóstwo czasu skupiając się na ich brzmieniu. Kiedy składaliśmy nagranie, Chris Lord-Alge, zebrał to wszystko do kupy, a on również jest perkusistą i jest świetny w ustawieniu dobrych brzmień garów. Ja, Bill i Jason wybieramy brzmienia i przekazujemy je Chrisowi, to jest świetne połączenie. Często, gdy zespoły idą do gościa składać nagrania, tam zamieniane jest brzmienie bębnów. Niestety, w tych czasach łatwo jest zastąpić dźwięki perkusji, ale my w studiu staramy się wydobywać jak najlepsze brzmienia, żeby nie trzeba było z nimi zbyt wiele robić, można je jedynie ulepszyć. Bill jest doskonały w strojeniu baniaków, spędziliśmy sporo czasu, aby upewnić się, czy brzmią właściwie."
To właśnie mieszanka podstawowych, punkowych składników i umiejętności technicznych, pomogły wybić Endgame tak wysoko. "Stworzyliśmy utwory, które chcieliśmy i które brzmią tak, jak tego chcieliśmy" - dodaje Brandon. "To było naprawdę miłe. Bardzo ciężko pracowaliśmy. Byliśmy w trasie od lat i koncertowaliśmy ciężko, ale opłaciło się. Sam fakt, że otrzymujemy brzmienie i przesłanie, które chcieliśmy przekazać - dotarcie do tego poziomu jest wspaniałym uczuciem. To bardzo satysfakcjonujące, a nawet zaskakujące. Nie sądzę, żeby którykolwiek z nas spodziewał się, że do tego dojdziemy."
"Help Is On The Way jest jednym z moich ulubionych kawałków. Jest naprawdę przyjemny do grania. Ten kawałek bardzo dobrze się skomponował i posiada kilka prostych, ale fajnych, drobnych partii bębnów. Świetnie się go czuje na żywo, a fani zdają się na niego żywiej reagować. To taki ostateczny test, gdy jesteś tam na scenie i grasz."
NAPIĘTY HARMONOGRAM
O tak, oczywiście, koncerty. Z takim sukcesem jest to nieuniknione, że dziennik zespołu zapełni się terminami w najbliższej przyszłości, a granie noc w noc z taką mocą, z jaką gra Brandon, wymaga pewnego przygotowania zanim uderzy się w trasę. Brandon opowiada: "W tym zespole wytrzymałość jest ważna - przecież nie chcesz się wykończyć. Perkusiści się tego uczą, gdy dużo koncertują. Podczas występu chcesz pokazać wszystko, na co cię stać. Gramy godzinę i 45 minut, i nawet pod koniec chcemy grać najlepiej, jak się da. Sam musisz ustalać tempo i to jest właśnie wytrzymałość kondycyjna. Najlepiej to opanować poprzez zamykanie się w piwnicy i ćwiczenie przed trasą, aby się upewnić, że dasz radę zagrać wszystkie piosenki."
"Przed występem zawsze staram się zagrać część setu. Za kulisami mam swój zestaw padów ćwiczeniowych z centralą i stopą, a reszta to po prostu cztery pady, które reprezentują trzy bębny i talerz. Zawsze staram się grać zanim wyjdę na scenę, sprawiam wtedy, że tętno skacze mi w górę tak, jakbym już grał koncert, więc nie ma tego początkowego szoku. Na tydzień przed ruszeniem w trasę, dzień w dzień ćwiczę granie całego setu. Robię to tylko po to, aby mieć pewność, że jestem wystarczająco wytrzymały." Może przez duży wysiłek fizyczny podczas koncertów Brandon ogarnia cały koncert Rise Against na małym zestawie. Nie ma tu wszakże skakania z jednego tomu na drugi. Jak to zostało wcześniej wspomniane, to nie Peart grający The Pistols.
"Wolę, gdy zestaw składa się z jednego toma i jednego floora. Moje partie nie są super zakręcone, więc staramy się o bezpośrednią moc, do której nie potrzeba dużej ilości tomów. Z czteroczęściowym zestawem jestem w stanie zrobić wszystko, czego mi trzeba. Lubię też, jak mój ride jest na wprost mnie, więc mając tylko jeden tom, mogę ustawić ride nad centralą. Czteroczęściowy zestaw jest wygodny i się sprawdza."
Podczas, gdy album nadal się sprzedaje zespół dorzuca coraz to nowe terminy do swojego kalendarza koncertów. Mimo, że to wyczerpujące życie, Brandonowi nie przechodzi nawet przez myśl, żeby je zmienić. Zamiast tego, jest po prostu bardzo wdzięczny, że tej bandzie bezkompromisowych punków udało się dotrzeć do globalnej publiczności.
Brandon podsumowuje: "Bardzo lubimy koncertować. To stara zasada Rise Against - pracuj ciężko i staraj się dotrzeć do wszystkich naszych fanów. Będziemy również w trasie przez cały 2012 rok. Przez ostatnie 10 lat mnóstwo jeździliśmy po świecie, dając koncerty i kochamy to. To jest fajne i spędzamy miło czas. Myślę, że to rzadkość - nadal kochamy i cieszymy się koncertowaniem."
Przygotowali: Salemia oraz Rich Chamberlain
Fot: Joby Sessions
QUIZ – Nie wiesz tego o Evans!
1 / 12
Evans jest w rodzinie firmy D’Addario wspólnie z marką pałeczek…