Jacek Olejarz i Leszek Palczak
Dodano: 10.12.2012
Jacek Olejarz uważa, że przy doborze odpowiedniego instrumentu nieistotny jest jego koszt czy wygląd.
Ten artykuł czytasz ZA DARMO w ramach bezpłatnego dostępu. Zarejestruj się i zaloguj, by mieć dostęp do wszystkich treści. Możesz też wykupić dostęp cyfrowy i wesprzeć rozwój serwisu.
Najważniejsze bowiem jest uzyskanie odpowiedniego brzmienia, pasującego do utworów zespołu Raz Dwa Trzy. To jest podstawowe kryterium. Mamy przez to okazję podejrzeć na wspaniałym przykładzie, jaka jest różnica pomiędzy "być", a "mieć" w świecie instrumentów perkusyjnych.
Jacek to perkusista, który z pewnością "jest". Jeżeli chodzi o posiadanie czyli "mieć" interesuje go w sumie tylko jedno - posiadać brzmienie, swoje, indywidualne, pasujące do kompozycji i wizji utworów. Dla wielu z Was rola bębnów w zespole Raz Dwa Trzy może się kłócić z wizją szalejącego za zestawem bębniarza, kręcącego młyny lub z wizją wyrafinowanego chirurga o kamiennej twarzy szyjącego większość swoich partii w metrum 13/16 w tempie 180bpm. To dobrze. Mamy tu do czynienia z zupełnie czymś innym, dzięki czemu może chociaż kilkoro z Was pójdzie do swojej ćwiczeniówki i spojrzy na bębny pod nieco innym kątem.
Spotkaliśmy się w jednym z warszawskich hoteli, tuż przed koncertem poświęconym pamięci zmarłemu rok temu wspaniałemu perkusiście Piotrowi "Stopie" Żyżelewiczowi, gdzie Raz Dwa Trzy miało zagrać? cztery utwory. Towarzyszyli mi: Jacek Olejarz oraz akustyk zespołu i jednocześnie perkusista, który z "niejednej centralki jadł" - Leszek Palczak. Nasze zadanie dotyczyło głównie ustalenia pewnego progu pomiędzy postrzeganiem bębnów pod kątem brzmienia, a dążeniem do jednoczesnej estetyki wizualnej instrumentu, na jakim gramy. Wszystko to w oparciu o rodzimą formację Jacka. Zadanie było dość ciekawe, tym bardziej, że zespół Raz Dwa Trzy nie jest formacją, którą można łatwo zaszufladkować? Wręcz przeciwnie, szczerość tworzenia oparta o szczerość w doborze brzmienia od początku pozwalała mieć nadzieję, że wyciągniemy kilka ciekawych konkluzji w naszym temacie. I tak też się stało?
Sam temat jest bardzo aktualny. Tak się składa, że mam mnóstwo kontaktu z młodymi ludźmi, bo oprócz nagłaśniania Raz Dwa Trzy i grania, zajmuję się kilkunastoma zespołami przy Domu Kultury. Jest to zajęcie obejmujące od wręcz rozwiązywania prywatnych problemów po właśnie doradzanie w kwestii muzyki i pojawia się tam mnóstwo pytań, dotyczących bębnów. Chodzi tu też o problemy przy kupowaniu. Nie tak dawno mieliśmy ciekawą sytuację, ponieważ chłopak w Poznaniu chciał sprzedać swój stary instrument. Był to jeden z pierwszych modeli Pearla, natomiast chłopak go sprzedawał, bo chciał właśnie nowszy, ładniejszy.
Czekaj, muszę ci przerwać. Simon Phillips, człowiek, który od kilkudziesięciu lat jest przy tworzeniu bębnów w fabrykach twierdzi, że kiedyś bębny były robione z tego, co było pod ręką.
Możliwe, tylko, że stary bęben miał pewną specyfikę brzmienia. Były to zestawy z krótką centralką i szczerze, we wszystkich nowoczesnych brzmieniach nie uzyskasz tego starego brzmienia. Wszystkie te stare Ludwigi? To miało swoiste brzmienie. Ten chłopak grał akurat muzykę nowoczesną z takim swingowym zacięciem. Mówię mu więc, że ja taką muzykę widzę tak, że jest ona nowoczesna, ale na tym starym brzmieniu, żeby bębny miały ambienty, dużo powietrza. Jeżeli sprzedasz taki instrument i kupisz nowy to nigdy tego nie uzyskasz.
Do tego istotna tu jest cena tych bębnów
Są to bębny za 1500 złotych, tyle weźmiesz na aukcji, jeżeli w ogóle ktoś ci tyle za nie da. Mówię więc, żeby pożyczył od kogoś te 1500 złotych, a te bębny niech sobie zostawi. Nagle się okaże, że za 4 lata będziecie chcieli nagrywać sobie płytę "na setkę" w studio i potrzebne będą właśnie takie bębny. Za 4 lata pójdziesz do gościa, który ma takie bębny, a ten ci powie: "Takie stare te baniaki, to spokojnie musisz zapłacić mi trójkę". Mówię mu, by zostawił je sobie, na co on, że mu coś nie brzmi. No, nie brzmi, bo trzeba popracować trochę przy nich np. nad naciągami?
A Jacek, czego ty akurat potrzebujesz?
Ja dużo gram rózgami, szczotkami, bardzo mało pałkami. Potrzebne jest mi więc czyste akustyczne brzmienie. Przechodziłem przez wiele naciągów i doszedłem do takiej konkluzji, że na centralkę zakładam Powerstroke Fiberskyn, przez co teraz brzmi tak, jak powinna. Tak staro, troszeczkę tępo. Natomiast na kotły Ambassador Renaissance i nie dość, że staro wyglądają to jeszcze podobnie staro brzmią. Mówię mu więc, by spróbował właśnie takie naciągi. Popukał i stwierdził, że rzeczywiście, fajnie. Nie jest to więc czasami kwestia instrumentu tylko odpowiedniego doboru naciągu. Ktoś gra miękko, delikatnie, a założysz mu podwójny naciąg, gdzie trzeba naprawdę przyłoić, to bez sensu. Chociaż z młodzieżą tak jest, że chcą ładne, śliczne, świecące? Niestety, to głównie popowi bębniarze pokazują na jakiej marce grają, a później ktoś kupuje i nie jest to, co mu się wydawało, że jest.
Mamy syndrom "sroki", która lubi świecidełka? A jak jest u ciebie z grą?
Wiesz, to jest tak, że ja nie jestem technicznym bębniarzem. Nie jestem dobry technicznie, w tych czasach, gdy wszyscy bębniarze siedzieli w piwnicy i tłukli to ja grałem na basie, a dopiero w Raz Dwa Trzy musiałem usiąść za bębnami.
Przykro mi. (śmiech)
Później już byłem za stary, żeby siedzieć po te osiem godzin dziennie. Widziałem, że ten gra tak, a ten tak, podpytywałem, jak co wygląda. Chodzi o to, że tak, jak w jakimś karate jest - powiedzmy - "styl małpy", tak i tu trzeba znaleźć swoje miejsce. Z drogimi bębnami jest jeszcze jedna ciekawa sytuacja. Im masz lepszy model bębnów to tym bardziej słychać, jeśli masz słabą technikę. Masz bębny za 12-15 tysięcy i gdy nie trafisz w sam środek to on ci nie zabrzmi i zaczynasz zastanawiać się, na co wydałeś te pieniądze.
Zauważyliśmy to podczas testów, a w studio przecież wszystko wyłazi. Obnaża braki umiejętności.
Tak samo jest z każdym instrumentem, z gitarą i fortepianem. Akurat ostatnio mieliśmy do czynienia z takim fortepianem, że ciężko było na nim zagrać, natomiast akustycy mówili, że kiedy przychodzili prawdziwi wirtuozi to tworzyli na nim perełki.
Przygotowanie bębnów do koncertu - jak to wygląda w Raz Dwa Trzy?
Jestem zwolennikiem kompletnego braku tłumienia. Żadnych plastrów, żeli, tłumików. Trzeba go tylko dobrze zestroić. Nie mam jakiegoś swojego złotego środka, bo czasami musisz nastroić bębny do sali. Jak sala ma za dużo góry, to trochę praktyki pozwala ci ocenić, że trzeba troszeczkę opuścić strój, by złapać dół.
Niektórzy mają swoje żelazne standardy.
Ale nie ja. Zgadza się, że są tacy, co wpadają ze stroikami, stroją? Dla mnie bębny muszą współbrzmieć z całością zespołu, z basem, z gitarą, z salą. Ja mam o tyle dobrze, że mam akustyka, który jest bębniarzem i większość brzmienia jest z overheadów, czyli tak, jak brzmi instrument. Bez żadnych cięć, bez bramek. Staramy się w ten sposób robić. Trzeba go tak dostroić, żeby gadał. Też nie histeryzuję z czyszczeniem blach. Dlatego też gram rózgami, bo na jednej z pierwszych płyt zagrałem rózgami i strasznie podobało mi się to ciepłe brzmienie blach i nie mogłem się przyzwyczaić do blachy uderzanej pałką. Później zacząłem grać jeszcze bardziej miękkimi rózgami, aż w końcu zacząłem ściągać sprężyny z werbla, bo było jeszcze cieplej. Dlatego też te brudne blachy tak mi się podobają. W studio zazwyczaj przyjmuje się, że najlepiej jest mieć nowy set, nowe blachy i naciągi. No, ale jeżeli potrzebujesz brudno brzmiących bębnów to po co ci nowy zupełnie naciąg? Czasami też akustycy przesadzają z tą jakością, ale przyjeżdżają znani bębniarze z zagranicy, patrzysz na ich werbel, a tam błoto. Brudna blacha ma więc coś w sobie. Wiadomo, trzeba ją w końcu wyczyścić i te pierwsze koncerty brzmi tak?
Nie można się do niej przyzwyczaić, nie ma tego piachu, co wcześniej.
Dokładnie, ale to i tak zależy kto, co chce.
Ale znajdźmy rozwiązanie, żeby mieć takie staro brzmiące, ale wizualnie żeby też były ładne.
Moim zdaniem instrument jest do grania, a nie do oglądania. Jeśli grasz pop i chcesz ładnie wyglądać to sobie możesz żaróweczki nawet powkręcać, ale jeżeli chcesz zagrać świetną klubową sztukę to niepotrzebny jest ci żaden taki bajer. To ma brzmieć.
Z tym pojęciem "ładne" to także jest kwestia względna, ponieważ po latach mnóstwo firm wróciło do starego design, jak np. Ludwig z tym wystającym beznadziejnym zaczepem na tom (śmiech). Wśród starych zestawów jest też mnóstwo pięknych instrumentów. I to też nie jest tak, że stary to znaczy: brzydki, obleśny i poobijany.
Ja to też rozumiem i młodzi kolesie czasami histeryzują. Był taki moment, że weszła dawno temu Yamaha i kolesie posprzedawali stare Gretsche i kupili Yamahy, a po czasie nagle stwierdzili, że czegoś jednak ta Yamaha nie ma. Jest ładnie, pięknie i święcąco, ale nie ma tej duszy. Te brudy i ogony, mnie się to akurat podoba. Oczywiście, to też zależy, bo jak jesteś popowym bębniarzem, zakładasz słuchawki to liczy się klik, do tego techniczny wszystko wypoleruje, ty jeszcze będziesz kręcił pałami. I na tym to polega.
Ale to nie jest złe?
Nikt tego nie neguje.
Oczywiście! Świetni bębniarze grają pop. Omar Hakim potrafi wyjść z Rolandem i zagrać z Madonną cała trasę.
Z drugiej strony nie uzgodniliśmy, co to są stare bębny. Bo dla jednego mojego kolegi będą to bębny z lat 90, ponieważ ma 16 lat, a dla mnie stare bębny to z lat co najmniej 70, najlepiej 60. Myślę, że taką granica vintage w gitarach i bębnach, jest granica początku lat 80. Żeby było jasne - również nie zgadzam się z tym, że wszystkie stare bębny są dobre, to nie w tym rzecz. Bywają takie badziewia, na których nie da się grać.
Więc co kupić?
Przychodzą do mnie czasami ludzie i pytają: "Panie Jacku, mam tyle pieniędzy, co mam kupić?". Odpowiadam, żeby weszli w Internet i poszukali, bo okaże się, że wydadzą 5-6 tysięcy złotych a za dwa tysiące można mieć dobre bębny. Ja gram na perkusji za 2 tysiące złotych.
Nie wolno chyba kupować bębnów jedynie z tzw. katalogu.
Ze zdjęcia, nie można kupować bębnów "ze zdjęcia".
Instrument trzeba uderzyć. Ja akurat nigdy nie miałem nowych bębnów, zawsze miałem używane. Pierwszy, na początku lat 90, był to kilkumiesięczny Premier APK, czarny, okleinowany. To był chyba eukaliptus wymieszany z czymś? Później dokupiłem taką samą centralkę 22, bo tamta była 20 i grałem na 22. Miałem bębny o rozmiarach 10, 12, 14, 16 i te dwie centralki. Opukane bębny. Był to pierwszy mój instrument i nie miałem pojęcia, jak powinien brzmieć bęben. Był to mój początek w Raz Dwa Trzy. Grałem na hi-hacie i położonych dwóch bongosach na ziemi. To był początek mojej techniki. I tak graliśmy przez dwa lata.
O rany?
No, tak było. Później kupiłem werbel, dodałem ride?a, podniosłem bongosy. Dalej jednak bez centralki. Jechaliśmy kiedyś na koncert do Jarocina i doszliśmy do wniosku, że chyba byłoby dobrze jednak mieć tę centralkę (śmiech). Taki był pomysł na muzykę, na ten zespół. Kupiłem więc tego Premiera. Później zacząłem kombinować już z naciągami? Świętej pamięci Stopa mnie dużo nauczył. Graliśmy razem z Voo Voo, pokazywał mi, jak stroi tu, tam, a ja nie bałem się pytać. Uważam, że to była najlepsza szkoła. "Piotrek, a jak stroisz to, a jakie masz naciągi, a jaki na werblu?" Dla mnie wielki guru. To są rzeczy, do których dochodzisz w praktyce.
Trzeba myśleć.
Tak, trzeba troszkę myśleć. W momencie, gdy nagrywam płytę to robię tak, że wymyślam sobie cały koncept brzmienia bębnów.
Nie kłóci się to z ogólną wizją muzyki?
Wcześniej robiliśmy tak, że numery były ogrywane na koncertach. Jak już mieliśmy wszystkie zagrane i ograne to wchodziliśmy do studia. Wtedy miałem też wizję tego, jak mają brzmieć moje bębny, jakie blachy itd. Dogadywałem się z akustykiem, jak ma brzmieć np. mocna płyta grana rózgami.
Gary zawsze można w studio wyciągnąć.
Innym razem wymyśliłem, żeby było brzmienie lat 70. Było to po akustycznych płytach. Nigdy też nie pałowałem się na konkretne talerze, że o, Sabian i lecimy całym setem. Później w praktyce się okazuje, że np. wszystkich Zildjianów nie założysz. Miałem kiedyś A Custom, który zostawiłem sobie na hi-hacie, bo crash był dla mnie za ostry. Myślałem później o brudniejszych talerzach. Tak, jak wtedy, gdy zobaczyłem, na czym grał Jacek Olter z Miłością, gdzie okazało się, że stuka w jakiś stary Amati. I to jest fajne, szukasz swojego własnego brzmienia i nieważne, że jest to jakieś brzydkie. To wszystko oczywiście znów kłóci się z tym popowym podejściem, które jest, jakie jest.
Ale teraz młodzież ma lepiej, łatwiejszy dostęp.
No tak, teraz to nasze starsze pokolenie cieszy się, gdy dostanie dobry bęben, a zaczynało się grać na Polmuzach. Dziś, troszkę niestety jest to tak, że ktoś ma tatę, który bez problemu wykłada kasę na bębny, a za jakiś czas te bębny już można kupić na Allegro, nie docenia się tego dostępu do tych wszystkich brzmień. Ja i tak miałem dużo szczęścia, bo w Żaganiu, jak zaczynałem, były bębny Rogersa, a ja jeszcze miałem klucz do kantorka, w którym stały, więc do szkoły nie chciało się chodzić tylko popatrzeć na bębny. Do tego jeszcze podróbę basu Rickenbackera, nieważne, że to jakaś podróbka, ale wyglądała jak Rickenbacker! Wiesz, co jest najważniejsze w tej całej dyskusji? To jest trochę tak, jak powiedział Marcus Miller (jak ktoś nie wie, to jest to fenomenalny amerykański basista - przyp. red.) . To nie jest do końca kwestia instrumentu. Jeżeli jest fajna muzyka, jest fajny numer to da się to zagrać na niekoniecznie instrumencie z najwyższej póki. Są fajne basy o kosmicznej wręcz technologii i Marcus mówi, że cudownie, że tak jest, ale przychodzi koleś, bierze starego Jazz Bass, gra z bębniarzem i jest groove! Bierzesz te nowe kosmiczne zabawki, owszem, wszystko na tym możesz zagrać, ale jakoś to tak nie groove?i?
Jednak jest dzięki temu kolorowo?
Trzeba uważać. Dlatego często powtarzam dzieciakom - skoro wyciągnąłeś od ojca jakieś pieniądze w kwocie 5-6 tys. to poszukaj naprawdę dobrego bębna. Bębny Premiera APK, XPK, Signia i Genista, na wszystkich grałem. Są to bębny robione do lat 90 i wiem, że spokojnie mogę je polecić każdemu młodemu bębniarzowi. Kupiłem piękną Genistę za chyba 4 tys. i nawet Czarek Konrad był zainteresowany, gdzie dorwałem takie bębny. Okazało się, że stały u kogoś w studio. Możesz kupić za 4 tys. bardzo dobry instrument, ba, możesz nawet za 2 tys. kupić dobry instrument. Zobacz więc, co się dzieje z tymi 6 tysiącami? Kupisz sobie do tego fajny werbel, kilka blach. Normalne zestawy, jak są sprzedawane w kompletach, mają dość słabe werble. To też kwestia odpowiedniego dostosowania. Czasami jest to kwestia założenia dobrych sprężyn np. PureSounda i już jest inne brzmienie.
W Domu Kultury nie założę PureSoundów, ponieważ tam sprężyny potrafi ą przeżyć? miesiąc. Dlatego używam tańsze Fat Cat czy Pearl i w przedziale do 100 złotych jestem w stanie poprawić brzmienie werbla. Jest to kwestia odpowiedniego dopasowania i wyszukania. Jest bowiem jeden problem, o którym tutaj nie powiedzieliśmy, że młodzi ludzie, ale nie tylko i nie wszyscy, nabierają się na wygląd. Więcej czytają o instrumencie, a nikt go nie słucha. Nabierają się na sygnaturę.
Tak, że ten werbel brzmi jak Steve Gadd, ale dlatego, że gra na nim Steve Gadd (śmiech). A ty wydałeś pieniądze, a brzmienia, jak nie było, tak nie ma.
Mało kto słucha brzmienia. Każdy instrument ma swoje brzmienie, lepsze lub gorsze, tylko trzeba go posłuchać. To, co mój brat, perkusista, od zawsze mi powtarzał. Każdy bębniarz ma swoje brzmienie zakodowane gdzieś w głowie i zawsze do niego dąży. Pamiętaj, każdy instrument ma swoje brzmienie i idź za brzmieniem tego instrumentu, szukaj tego brzmienia, kręć tak długo aż ono się odezwie. Zgadzam się też z tym, że na starych instrumentach nie da się zawsze zagrać tego, co jest grane teraz. Na starych centralkach nie zagrasz metalu i nie przebijesz się przez gitary. Stąd te lata 80 były tak kluczowe. Zaczęto szukać mocniejszego brzmienia, ostrzejszego, głośniejszego z dużą górą. Podobnie blachy?
Wtedy powstały Rude Paiste.
Dokładnie. To głośne granie uśpiło na lata takie piękne blachy, jak 602, które dopiero teraz wróciły. Mnóstwo ludzi, którzy chcą mieć takie ciepłe brzmienie, jak Jacek, wraca do tych starych instrumentów, które mają właśnie to ciepło. Na żywo wiadomo, że technika poszła mocno do przodu odnośnie nagłaśniania bębnów, ale powinno się wykorzystywać zarówno to, jak kiedyś podchodzono do kwestii nagłaśniania oraz współczesną technologię. Ilu akustyków podchodzi do bębniarza, żeby posłuchać, jak brzmią akustycznie bębny?
Oj, racja, mało kto?
Dokładnie. Inaczej jest, kiedy jesteś akustykiem danego zespołu, gdzie znasz muzykę, a inaczej jak jest akustyk zewnętrzny.
Na ogół na festiwalach robi się kompresję, robi się jedną bułę i nieważne, czy ten instrument kosztuje 20 tys. Wszystkie gary oblepione są taśmami, tłumikami, a jak masz triggery, to i bębny za tysiąc złotych możesz mieć. Ja nie wiem, jak się sprawdza to na koncertach, bo nie gramy tak i na takie koncerty nie chodzę, ale może tak to powinno być? Nie wiem. W latach 70 grało się razem i to było najważniejsze. Zwalniało się, przyspieszało. Teraz jest klik i wszystko jest tak samo, dla mnie to trochę zabija muzykę. Trzeba to powiedzieć - musisz mieć band! Możesz grać w piwnicy latami, możesz być cudowny technicznie, ale wyjdziesz na jakiś jam i nie zgrasz z basistą, bo nigdy nie grałeś z kimś, nie ma interakcji. A są kapele, które grają razem, siedzą w piwnicy i zasuwają razem jako zespół. Tak było u Piaska kiedyś, dla mnie to był najlepiej brzmiący zespół. Młodzi, grali ze sobą i byli niesamowicie zgrani.
Jacek, twój jeden instrument z zestawu na bezludnej wyspie?
Werbel? Tak, jednak werbel. To jest ta podstawa, na której można zagrać niemal wszystko, a najważniejszy jest groove. Każdy histeryzuje, bo się naoglądał filmików, więc na początku niemal wszyscy muszą przejść przez te kartofle, później w zasadzie jedyne, co ci jest potrzebne to jakaś 10 i 14, i już.
Zawsze mówiłem, najważniejsza jest stopa, werbel, hi-hat, później zaczynają się dodatki typu ride i crash, i jak masz te dwie rzeczy to w sumie masz wszystko. Dalej tom i reszta, ile chcesz i jak chcesz, ale to już później.
Czasem wchodzę na jeden numer z tą podstawą i pytają mnie, co chcę jeszcze. Odpowiadam, że nic, wszystko mam, po co rozstawiać całe bębny na jeden numer, skoro numer znam, wiem, jak go zagrać i będę rozstawiał bębny tylko po to, żeby zagrać raz na tomie. Są oczywiście tacy, co panikują i chcą rozstawiać wszystko, ale ja nie widzę takiej potrzeby, by angażować sztab ludzi, bo potrzebny jest jeden tom. Do tego sztuka telewizyjna, gdzie ci wszystko przytną i skompresują, więc po co to. (śmiech)
Chwilę potem panowie musieli udać się już do busa, który miał zawieźć ich do warszawskiej Stodoły na koncert dla Stopy. W międzyczasie udało nam się zaczepić o jeszcze jeden bardzo ciekawy temat, który może się Wam przydać. Leszek rozwinął kwestię nagłaśniania bębnów Jacka (w tym przypadku mikrofonami Lewitt) i okazało się, że nie jest to tak oczywista sprawa, jak się niektórym wydaje, a rozwiązania, jakie stosuje, mogą być dla wielu perkusistów bardzo pomocne. Wrócimy do tego niebawem!
Fot. Miłosz Nasierowski
QUIZ – Nie wiesz tego o Evans!
1 / 12
Evans jest w rodzinie firmy D’Addario wspólnie z marką pałeczek…