Michał Wiśnia Wiśniewski
Dodano: 11.03.2013
Insane, Orbita Wiru, Carnal, The Supergroup, Hedfirst, Hellectricity i kilka pomniejszych projektów - to dotychczasowa muzyczna droga mojego rozmówcy.
Ten artykuł czytasz ZA DARMO w ramach bezpłatnego dostępu. Zarejestruj się i zaloguj, by mieć dostęp do wszystkich treści. Możesz też wykupić dostęp cyfrowy i wesprzeć rozwój serwisu.
Nienawidzi triggerów, nie pała entuzjazmem do blastów, ale energii, precyzyjności w studio i strzału w łapie mogłoby mu pozazdrościć wielu uznanych bębniarzy. Przed Wami - Wiśnia!
Jak na przestrzeni lat zmieniał się twój zestaw perkusyjny, od czego zaczynałeś i na czym grasz obecnie - wymień, proszę, i opisz.
Pierwszy zestaw perkusyjny, jaki miałem, to bębny firmy PowerBeat. Nie przypominam sobie, żebym często na nich grał, bo wtedy próby łoiło się na zestawach wynajmowanych w salach prób. Finalnie gary poszły do kolejnego początkującego beczkotłuka, a ja zacząłem przymierzać się do poważniejszego zestawu. W grę wchodziły dwie firmy: Tama i Yamaha. Ostatecznie wybór padł na Yamahę, model Maple Custom, w kolorze black maple. To rewelacyjne, klonowe bębny, które robione były na zamówienie. Do dziś, kiedy je zwożę do studia, robią wrażenie na realizatorach nie tylko wyglądem, ale głębokim, mocnym brzmieniem. Pierwsze ustawienie było następujące: tomy 8", 10", 13" i tom 15" służący jako floor, stopa 22" i klonowy werbel 14"x4,5". Potem wywaliłem z zestawu 8-kę i tak gram do dziś. Dodatkowo każdy z tomów jest głębszy od standardowego. W ostatnim czasie zmieniłem werbel na stalowy model firmy Tama, sygnowany przez perkusistę Anthrax - Charliego Benante. To niesamowity bęben, mający w sobie mega potężne brzmienie, które idealnie wkomponowało się w całość zestawu.
Jeżeli chodzi o blachy to również moje upodobania zmieniały się dość często. Zacząłem od Paistów, modeli 2000 i 2002 - ultra potężne blachy. Potem był Zildjian, a ostatecznie wybór padł na Sabiany - modele AAX i HHX, które stosuję do dziś dzień. Stopa DW model 9000, którą kupiłem przesiadając się z Tamy Iron Cobry. Jeżeli chodzi o naciągi, to na jednym z koncertów Carnal dźwiękowiec, niejaki Szyba, zarzucił temat, by sprawdzić na tomach Remo Pinstripe Clear i to był strzał w dziesiątkę. Na stopie od dłuższego czasu używam Remo Powerstroke, natomiast na werblu Remo Emperor X Coated. W takiej konfiguracji nagrywałem ostatni album Hedfirst "44" i myślę, że to specyfikacja, przy której zostanę na jakiś czas. Ponoć zwycięskiego składu się nie zmienia.
Jeżeli chodzi o blachy to również moje upodobania zmieniały się dość często. Zacząłem od Paistów, modeli 2000 i 2002 - ultra potężne blachy. Potem był Zildjian, a ostatecznie wybór padł na Sabiany - modele AAX i HHX, które stosuję do dziś dzień. Stopa DW model 9000, którą kupiłem przesiadając się z Tamy Iron Cobry. Jeżeli chodzi o naciągi, to na jednym z koncertów Carnal dźwiękowiec, niejaki Szyba, zarzucił temat, by sprawdzić na tomach Remo Pinstripe Clear i to był strzał w dziesiątkę. Na stopie od dłuższego czasu używam Remo Powerstroke, natomiast na werblu Remo Emperor X Coated. W takiej konfiguracji nagrywałem ostatni album Hedfirst "44" i myślę, że to specyfikacja, przy której zostanę na jakiś czas. Ponoć zwycięskiego składu się nie zmienia.
Czy to twój wymarzony zestaw, czy też jest perkusja, o której śnisz po nocach?
Zdecydowanie tak. Z reguły śnią mi się fajniejsze rzeczy niż perkusja (śmiech). Zresztą z perkusją jest jak z każdym innym instrumentem. Wszystko jest rzeczą indywidualnych upodobań i gustu. Jeden będzie uważał, że najlepiej brzmiącymi bębnami są Pearle, inny, że DW, a jeszcze inny, że Tama. Ja uwielbiam brzmienie i wygląd mojej Yamahy. Może kiedyś najdzie mnie inwencja twórcza i wybiorę jakiś nowy zestaw, ale w najbliższej przyszłości się nie zapowiada.
Wiem, że masz dość jednoznacznie negatywne podejście do triggerowania bębnów. Ale nie powiesz mi, że nigdy nie używałeś próbek w studio? Jak to jest?
Nie znoszę triggerów. W ogóle jestem mało nowoczesny i mało otwarty na nowinki wspomagające współcześnie perkusistów. Najchętniej nagrywałbym gary analogowo. Natomiast pracując na cyfrze w studio próbkuję bębny i absolutnie się tego nie wyrzekam. Często i gęsto potem takie próbki pomagają wzmocnić brzmienie. Zresztą sprawy techniczne pozostawiam realizatorowi, bo on z reguły ma jakąś wizję brzmienia, a ja znów nie siedzę gościowi na głowie i nie mówię, co i jak ma wyglądać. Dopiero w trakcie nagrania, jeżeli coś wydaje mi się dokumentnie spieprzone to wtedy się wtrącam. Natomiast od kilku lat udaje mi się współpracować z ludźmi bardzo dobrze rozumiejącymi moje spojrzenie na temat brzmienia perkusji i w takim przypadku uwagi są absolutnie zbyteczne.
Słyniesz z szybkiej i sprawnej pracy w studio, zdarza ci się nagrywać numery już przy pierwszym podejściu. Ale też zawsze wolisz być w studio tylko z realizatorem, bez nikogo z zespołu. Dlaczego tak jest? Powiedz coś więcej o kulisach studyjnej pracy Wiśni.
Lubię spokój i ciszę w studio. Rzeczywiście najlepiej pracuje mi się w konfiguracji ja - realizator. Od pewnego czasu lubię, jak w studio towarzyszy mi mój syn Kubuś. Nie korzystam też z pilotów. Gram tylko do metronomu. Dlaczego? Po pierwsze, jeśli za dużo ludzi siedzi w studio to nagrania przeciągają się w nieskończoność, bo każdy stara się być mądrzejszy od tego, co nagrywa. Po każdym dniu nagrań zapraszam kolegów z zespołu, aby posłuchali mojej pracy i wtedy rzucali uwagi. W trakcie nagrań mi to przeszkadza. A co do szybkości mojej pracy... Po prostu staram się być przygotowany, bo zdaję sobie sprawę, że osoba siedząca za gałami też lubi szybką konkretną pracę, a nie, kiedy bębniarz podczas sesji uczy się struktury utworu. Pamiętam jeden raz, gdy nagrywałem utwór korespondencyjnie przez telefon. To był numer "Hope Against Hope" zespołu Carnal z płyty "Re-Creation". Kawałek powstał w momencie, gdy ja już praktycznie kończyłem nagrania. Znałem tylko jego wstępną strukturę. O finalny wygląd numeru musiałem dopytywać kolegów, którzy pracowali nad nim w Warszawie.
Hedfirst wydał płytę w 2012 roku, Hellectricity miał premierę w październiku, a co z Carnal? Powiedz, co obecnie dzieje się w "twoich" zespołach i jakie są plany na bliższą i dalszą przyszłość?
Z Carnal odszedłem oficjalnie na początku 2012 roku. Bardzo żałuję tego rozpadu, bo oprócz mnie z zespołu odszedł jeszcze wokalista - Robert. Do dziś wszyscy członkowie Carnal są moimi przyjaciółmi i gadamy razem od czasu do czasu. Brakuje mi naszego wspólnego grania i mam nadzieję, że kiedyś uda nam się porozumieć i nagrać w składzie z Robertem, Zuśką, Kubą i Godzem następcę "Re-Creation". Hedfirst to temat, który pojawił się na zgliszczach gasnącej Supergrupy. Okazało się, że fajnie rozumiemy się z Kubą (gitarzystą Hedfirst) i od samego początku wszystko w funkcjonowało jak powinno. W marcu wydaliśmy pierwszą od czterech lat płytę "44", z której jestem bardzo zadowolony. Od końca września chcemy oprócz dalszej promocji "44" zabrać się za komponowanie premierowego materiału. Jeżeli chodzi o Hellectricity, to pierwsza płyta ukazała się 8 października 2012 nakładem Metal Mind Production. Materiał na "Salem Blood" został skomponowany dosłownie na kilku próbach. Jestem mile zaskoczony zainteresowaniem zawartością debiutu Hellki, gdyż "Salem Blood" zostało wybrane płytą miesiąca października w magazynie Metal Hammer. Z zaciekawieniem czekam na to, co się będzie działo dalej... Na brak zajęć narzekać nie mogę...
Jak porównałbyś pracę i nagrywanie twoich dwóch ostatnich płyt - Hed i Hellki?
Dwóch zupełnie innych realizatorów, dwa zupełnie odmienne sposoby spojrzenia na brzmienie bębnów, inna muza, ale za to muzycy jacyś tacy znajomi (śmiech). Obie sesje wspominam bardzo fajnie. Praca z Maltą to był taki szybki dwudniowy epizod, zasypany solidną dawką mocnej tabaki. Jeden dzień strojenie i ustawianie beczek, drugi - nagrywanie. Wszystko poszło zaskakująco szybko. Nagrałem całą płytę bodajże w 10 godzin, czyli sprawnie i z przytupem (śmiech). Zresztą Malty chyba nikomu przedstawiać nie trzeba. To facet, który doskonale zna się na swoim fachu, dlatego nie mogło być inaczej. Praca nad płytą Hedfirst poszła równie szybko. Mam same pozytywne wspomnienie po sesjach z Marchewą i przyznam szczerze, że z przyjemnością będę wracać do studia Freeze Art, by zarejestrować jakieś ścieżki bębnów. Tak, jak mówiłem wcześniej, wchodząc do studia staram się dać jak najwięcej wolności wizjom realizatora. Nie jestem upierdliwym gościem dokładnie analizującym przesunięcie każdego potencjometru o milimetr. Daje mi to możliwość skupienia się na nagrywaniu, a nie na pierdołach, które tak naprawdę dopracowaliśmy podczas miksów. Summa summarum w obu przypadkach moja Yamaha brzmi trochę inaczej, co też jest fajnym efektem tych sesji...
Rozmawiał: Przemek Łucyan
QUIZ – Nie wiesz tego o Evans!
1 / 12
Evans jest w rodzinie firmy D’Addario wspólnie z marką pałeczek…