Miguel Gaspar (Moonspell)
Dodano: 26.06.2013
O nowej płycie, dwudziestu latach na scenie oraz oczywiście o swojej niesłabnącej miłości do perkusji opowiedział mi współzałożyciel i podpora Moonspell - Miguel "Mike" Gaspar.
Ten artykuł czytasz ZA DARMO w ramach bezpłatnego dostępu. Zarejestruj się i zaloguj, by mieć dostęp do wszystkich treści. Możesz też wykupić dostęp cyfrowy i wesprzeć rozwój serwisu.
Od wydania Night Eternal do Alpha Noir minęły cztery lata, czyli kazaliście fanom czekać na nowy album dłużej niż zwykle. Co się działo przez ten czas?
Night Eternal odniósł duży sukces, spotkał się z bardzo dobrym przyjęciem, co wiązało się z dużą ilością koncertów. Zagraliśmy trzy trasy w USA, dwa razy w Ameryce Południowej, w Europie trzy, czy cztery trasy oraz sporo letnich festiwali. W międzyczasie zrobiliśmy jeszcze projekt nazwany Sombra, który zawierał utwory z różnych płyt Moonspell w akustycznych wersjach, z różnymi orkiestrowymi instrumentami. Zagraliśmy serię takich koncertów w teatrach w Portugalii i wyszło to naprawdę dobrze. To sprawiło, że prace nad nowym albumem przesunęły się mniej więcej o rok. Oprócz tego, czuliśmy, że nie musimy się spieszyć z nowym materiałem, że nie musimy już niczego nikomu udowadniać i chcieliśmy, aby powstał on w naturalny sposób, dzięki czemu powstały najlepsze utwory, jakie tylko mogliśmy w tym czasie stworzyć.
Od powstania Moonspell minęło już ponad dwadzieścia lat. Chyba samo to, że nadal gracie i odnosicie sukcesy to powód do dumy?
O tak, bez wątpienia. Patrząc na naszą historię widzę jednak przede wszystkim bardzo dużo ciężkiej pracy, widzę też, jak nasza młodość przeleciała nam zupełnie inaczej, można powiedzieć, że zespół ukradł nam ją w całości. Gdy zacząłem w nim grać miałem szesnaście lat, tak więc dorastaliśmy i dojrzewaliśmy razem nie tylko muzycznie, ale też życiowo. Z drugiej strony granie w zespole sprawia, że możesz pozostać nastolatkiem dużo dłużej, cały czas jesteśmy trochę dzieciakami. Różnica jest tylko taka, że teraz mamy nieco bardziej skomplikowane życie. Natomiast samo granie jest równie ekscytujące jak wtedy, gdy jechaliśmy w naszą pierwszą trasę z Morbid Angel. Pamiętam, że każdy dzień, każda minuta była dla nas wtedy maksymalnie ekscytująca. I świetne jest to, że nadal czujemy tę ekscytację. Może nie cieszy nas już każda minuta, nie skaczemy z radości, gdy musimy spędzić długie godziny w busie, czy nie możemy się wyspać, ale są rzeczy, które nas niezmiennie ekscytują, jak sam koncert, spotkania z fanami, ciekawy wywiad. Oprócz tego jestem dumny, że przez te wszystkie lata stworzyliśmy naprawdę dużo dobrej i interesującej muzyki, spróbowaliśmy sił w różnych stylistykach, nie zamykaliśmy się w żadnej szufladce. I to chyba również dzięki temu, gdy po dwudziestu latach wydajemy kolejny album, to fani na niego czekają i go doceniają.
Jesteś z czegoś szczególnie dumny?
Podpisanie pierwszego kontraktu z Century Media i wydanie pierwszej płyty - Wolfheart, która odniosła taki sukces było dla nas czymś nieziemskim. I kolejny album Irreligious, który wydaliśmy zaledwie rok później. Trafił na wysokie miejsca listy sprzedaży w Niemczech, gdzie zagraliśmy wtedy trasę z Type O Negative, który był jednym z naszych ulubionych zespołów i od początku nas inspirował. To był dla nas niesamowity okres, graliśmy co noc dla ok. pięciu tysięcy osób. Do tej pory postrzegam to jako nasze szczytowe momenty. Bycie w trasie z Type O Negative było niesamowite, to był prawdziwy rock & roll (śmiech).
Jak duży udział w komponowaniu masz jako perkusista?
To się zmieniało przy różnych płytach. Na przykład utwór Opium powstał na bazie mojego beatu. Grałem sam w garażu i grałem to jako jedno z ćwiczeń. Potem pojawił się riff, który doskonale się w to wpasował i w kilka minut powstał cały numer. Tak więc nie ma jednego konkretnego przepisu. Czasem utwory powstają na bazie gitarowych riffów i to ja tworzę swoje partie pod nie, a czasem jest dokładnie odwrotnie.
Gdy ukazał się Irreligious bardzo dużo osób ekscytowało się twoimi partiami z podwójną stopą w Opium. Wolfheart i właśnie Irreligious odniosły wielki sukces i wielu waszych fanów nadal postrzega je jako wasze szczytowe osiągnięcia. Czy dla was to błogosławieństwo, czy raczej przekleństwo, że to właśnie dwie pierwsze płyty zdefiniowały postrzeganie waszego zespołu przez kolejne dwadzieścia lat i do tej pory kolejne płyty, jakie wydajecie, są do nich porównywane?
To, że mamy na koncie albumy, które tak dużo znaczą dla ludzi to powód do dumy. Czasem może irytować, jeśli ktoś domaga się od nas ciągle tego samego, ale wydaje mi się, że udowodniliśmy wiele razy, że nadal jesteśmy w stanie tworzyć ciekawe i ekscytujące albumy. Fani muszą zrozumieć, że to niemożliwe, aby cofnąć się w czasie i tworzyć coś dokładnie takiego jak tamte płyty. Czasy się zmieniły, my się zmieniliśmy jako zespół i jako ludzie, ale również technologia się zmieniała. Tamte płyty nagrywaliśmy jeszcze na taśmę. Od wielu lat już się tego nie robi. Trzeba być otwartym na to, co jest przed nami, na nowe rzeczy. Mam poczucie, że dobrze nam idzie, przez te wszystkie lata powstało wiele świetnych zespołów, zmieniały się trendy w muzyce i w samym metalu, a nam udaje się trwać na silnej pozycji. Moim zdaniem jest tak również dlatego, że muzycznie nie kopiujemy samych siebie i za każdym kolejnym razem staramy się stworzyć coś ciekawego i trochę innego. Jest wiele zespołów, których pierwsze płyty są dla ich fanów najważniejsze, może również dlatego, że fani dorastali na tych albumach, poznawali na nich muzykę i są z nimi najbardziej związani emocjonalnie. Trzeba się tylko cieszyć, że po dwudziestu latach nasze pierwsze płyty nadal cieszą się takim zainteresowaniem ludzi, że przez te wszystkie lata cały czas graliśmy i gramy masę koncertów, na które ludzie przychodzą, często wypełniając kluby po brzegi. Muszę przyznać, że były takie momenty, kiedy mieliśmy totalnie dość grania na żywo Alma Mater, czy Vampiria, ale teraz mamy ponownie wielką radość z grania tych numerów. A jest tak dlatego, że publika reaguje na nie tak entuzjastycznie, że za każdym razem daje nam to niesamowitego kopa i masę przyjemności.
Porozmawiajmy chwilę o twoim zestawie.
Mam Pearl Reference. Z przodu mam cztery tomy: 8’, 10’, 12’ i 13’, do tego dwa floor tomy 16’ i 18’. Używam mosiężnego werbla 14’ na 6,5’. Lubię grube i potężne brzmienie werbla. Ten jest naprawdę ciężki. Całość jest na ramie Pearl i do tego mam dziesięć blach Zildjian. Uwielbiam orientalnie brzmiące Chinki, mam takie dwie 18’ po lewej stronie i 20’ po prawej. Ponieważ używam ich do podstawowych rytmów muszą brzmieć nieco ciemniej, bo zbyt wysokie za mocno syczą. Do tego splashe, belle i oczywiście crashe. Mam trzy sztuki ich starej edycji mega Bell, jednego używam na trasie, drugi mam w domu, a trzeci wisi na ścianie w Hard Rock Cafe w Lisbonie (śmiech). Obecne serie, które wypuścili już mi się tak bardzo nie podobają. Mogę sobie dowolnie konfigurować zestaw blach, ponieważ jestem endorserem Zildjian. Używam pałek ProMark. Od kilku lat gram mniej więcej na takim właśnie zestawie, czyli takim dość klasycznym metalowym zestawie. Za czasów płyty Sin/Pecado, używałem zestawu z jednym tomem z przodu, dwoma stopami i dwoma floor tomami. Wtedy zmniejszanie zestawu było dla mnie inspirujące. Z jednej strony starałem się grać bardziej powściągliwie i odpowiednio do muzyki, jaką wtedy tworzyliśmy, z drugiej strony musiałem nauczyć się grać ciekawe rzeczy przy użyciu mniejszej ilości bębnów. Czasami też wymagały tego warunki koncertowe, gdy graliśmy jako support, nie mieliśmy dużo miejsca na scenie, mniejszy zestaw lepiej się sprawdzał. Przez jakiś rok grałem też tylko na jednej stopie, używając podwójnego pedału, jednak nigdy mi to do końca nie pasowało. Najlepiej czuję się z dwoma centralami i zwykłymi pedałami. Gdy zaczęliśmy powracać do bardziej brutalnych rejonów muzyki, zaczęło mi brakować większego zestawu, większego urozmaicenia dźwiękowego na tomach.
Często musisz wymieniać pedały? To dość częsta przypadłość metalowych perkusistów.
O tak (śmiech). Zniszczyłem wiele pedałów. Wypróbowałem też chyba wszystkie ogólnodostępne na rynku od Iron Cobry, przez różne serie Pearl i DW. Obecnie od kilku lat najlepiej sprawdza mi się DW 9000. Jest dokładny i nie pęka, podczas, gdy mając serię 5000 dość często je łamałem. A nawet jeśli nie pękały to szybko dostawały luzów i przestawały być precyzyjne i dobrze reagować na moje ruchy. Chodzi zresztą nie tylko o wytrzymałość na samą grę, ale również transport. Transportowanie sprzętu samolotami często kończy się ich zniszczeniem.
Kilka lat temu dostaliście nagrodę za promowanie kultury portugalskiej poza granicami waszej ojczyzny. Czym dla ciebie było to wyróżnienie?
Mam dwojakie odczucie z tym związane. Z jednej strony przez wiele lat byliśmy w Portugalii ignorowani przez włodarzy, ze względu na styl muzyki, jaki gramy. Dopiero nasze sukcesy zagraniczne zwróciły na nas ich uwagę. Z drugiej strony jesteśmy dumni z naszego kraju, czujemy się Portugalczykami i ma to też bezpośredni wpływ na naszą twórczość. Szczególnie na teksty, w których pojawiają się wątki związane z historią naszego kraju. Finalnie było to jednak miłe, nie tylko dla nas, ale również dla naszych fanów z Portugalii. Mamy też od jakiegoś czasu swój znaczek pocztowy z albumem Wolfheart, o wartości 1 Euro, który wyszedł w ramach serii Rockowych Zespołów Portugalskich.
Graliście w Polsce wiele razy, nie podejmę się policzenia. Wielu artystów szczególnie dobrze pamięta naszą wódkę...
Vodkia! O tak! (śmiech).
Jakie są twoje odczucia i wspomnienia dotyczące naszego kraju?
Po raz pierwszy zagraliśmy tu chyba w ramach festiwalu Metalmania obok Fear Factory i pamiętam, że jedynym określeniem, jakie przychodziło nam wtedy do głów, aby opisać polską publiczność było maniacy. Nigdy wcześniej nie graliśmy dla ludzi tak szalonych na punkcie muzyki. Pamiętam, że wtedy koszulki były dla Polaków bardzo drogie, więc postanowiliśmy rozdać kilka ze sceny i z rozpędu rzuciłem w publiczność moje trasowe backstage passy (śmiech). Przez chwilę chciałem je odzyskać, ale pod sceną panował taki kocioł, że było to oczywiście niemożliwe. Tak więc ktoś ma moje plakietki z 1995 roku (śmiech). Mamy z tego koncertu świetne wspomnienia i muszę przyznać, że publiczność w Polsce stała za nami murem od samego początku, nie musieliśmy was do siebie przekonywać, od razu był szał. Czasami nawet ludzie nas pytają, co jest powodem tego, że w Polsce jesteśmy tak bardzo popularni. Nie umiem na to odpowiedzieć, ale to czysta przyjemność powracać do was na kolejne koncerty.
Przemek Łucyan
Fot. Paula Moreia/Naked Fotografia
QUIZ – Nie wiesz tego o Evans!
1 / 12
Evans jest w rodzinie firmy D’Addario wspólnie z marką pałeczek…