Robert Kubiszyn
Dodano: 05.09.2013
O perkusistach rozmawiamy z rozchwytywanym polskim basistą Robertem Kubiszynem.
Ten artykuł czytasz ZA DARMO w ramach bezpłatnego dostępu. Zarejestruj się i zaloguj, by mieć dostęp do wszystkich treści. Możesz też wykupić dostęp cyfrowy i wesprzeć rozwój serwisu.
Przed koncertem w Łodzi, widziałem cię przez chwilę za bębnami Krzyśka Dziedzica. Jesteś wziętym basistą, ale czy grałeś kiedyś na bębnach?
Nigdy nie podchodziłem do bębnów "na poważnie". Oczywiście, bardzo szanuję bębniarzy, z którymi współpracuję i podziwiam ich umiejętności, jednak sam nie próbowałem na poważnie zająć się tym instrumentem. Coś tam kiedyś siadałem za zestawem i potrafię coś wypukać - myślę o najbardziej podstawowych beatach czy rudymentach. Chciałbym się nauczyć grać na bębnach, bo świadomość tego instrumentu przydaje się muzykom. Może kiedyś jeszcze znajdę czas, żeby do tego instrumentu przysiąść na poważnie i lepiej go poznać. Ciągnie mnie do bębnów. Muszę wziąć parę lekcji u jakiegoś kolegi... (śmiech)
Na bębnach gra coraz więcej muzyków, nie perkusistów...
To nie jest żadna nowość. Od dawna tak było, jest i pewnie będzie. Perkusja pozwala szlifować poczucie rytmu, które jest szalenie ważne u wszystkich muzyków i najważniejsze - szlifować wyczucie czasu, czyli absolutnie najważniejszą sprawę. Wielu moich kolegów, nie perkusistów, doskonale o tym wie i grają na bębnach w wolnych chwilach. Nie są zawodowcami, ale potrafi ą grać i bawić się bębnami. A jednocześnie, edukować. To szalenie rozwojowy instrument, przez wielu niedoceniany.
Wielu też szlifuje go do perfekcji...
Co innego szlifować, czyli pracować z timem, czyli czymś, co przydaje się w graniu na scenie, a co innego przepoczwarzać muzykę w sport lub gorzej - w cyrk. Strasznie mnie denerwuje u perkusistów, zwłaszcza młodych, sportowe podejście do instrumentu. Te wszystkie "Drum Battle", kto szybciej, gęściej... Kompletnie bez sensu. Nie lubię przesadnego popisywania się bębniarzy, bardzo często maskującego brak muzykalności, umiejętności prowadzenia groove’ów.
Znaczy, że co? Wymiatacze i młynarze są niepotrzebni?
Absolutnie nie! Źle mnie zrozumiałeś! (śmiech) Widząc gościa wyprawiającego za bębnami ponadludzkie kombinacje, zawsze zadaję sobie pytanie, czy człowiek ten potrafi łby wykorzystać te swoje fantastyczne umiejętności, potencjał i wiedzę do tego, by zagrać z innymi muzykę. By tworzyć muzykę, a nie jednoosobowe show. Uwielbiam, gdy drummer znajdzie odpowiednie miejsce i zagra takie przejście, że "kapcie spadną", ale tylko wtedy, gdy jest uzasadnione muzycznie... Zasadniczym sukcesem nie tylko bębniarza, ale i innych muzyków, jest oprócz grania, umiejętność słuchania. Bębniarz może grać dwójki i rudymenty z prędkością światła, ale co z tego, skoro nie będzie potrafił słuchać? Znam wielu takich, którzy potrafią nieziemsko wywijać i grać z innymi muzykę, oraz takich, którzy wywijają kosmicznie, ale nie potrafią uczynić z tego muzyki. Po tym poznaję dobrego bębniarza, a nie tylko po cyrku i siłowni.
Nierzadko u tego samego artysty zmieniają się muzycy - w tym bardzo często bębniarze. Raz z Henrykiem Miśkiewiczem gra Krzysiek Dziedzic, raz Łukasz Żyta. Nie przeszkadzają ci takie transfery na scenie?
Nie. Są bardzo ciekawe. Mam to szczęście i zaszczyt, iż mogę grać z najlepszymi perkusistami w kraju... Uwielbiam to, a "dobry bęben" zawsze wywołuje banana na mojej twarzy! Uważam, że muzyka jest taką dziedziną sztuki, że każdy może dać od siebie coś zupełnie innego, wyjątkowego. Przeważnie o brzmieniu zespołu decyduje właśnie perkusista. I to jest fajne w tej całej sztuce współistnienia na scenie, że ten sam zespół w ciut innym składzie może brzmieć zupełnie inaczej. W muzyce jest trochę tak, jak w chemii. Różne substancje zmieszane ze sobą mogą dawać inne efekty. Perkusista jest motorem i sercem zespołu. Od tego, jak gra bębniarz, zależy 60 procent brzmienia i charakteru zespołu.
Jak to jest? Spotykasz na scenie nowego bębniarza, z którym jeszcze nie grałeś i trzeba się dogadać? Jak?
Trzeba mieć uszy jak nietoperz (śmiech) i starać się usłyszeć jak najwięcej dźwięków, które gra, licząc, że i on działa tak samo. Poza tym ważne jest, aby wzajemnie się do siebie "dopasować’’, wyczuć puls i drive. To jest jedyna recepta na dialog, na to, żeby razem tworzyć muzykę, a nie prezentować to, co ogarnęło się samemu w sali poprzez godziny łupania do ścian. Kiedy gram z kimś nowym, oprócz słuchania, obserwuję perkusistę. To, jak on reaguje na muzykę, jaka jest motoryczność bębniarza. Kontakt wzrokowy muzyków jest także bardzo ważny. Uwielbiam patrzeć, jak gra Czarek Konrad, rewelacyjny bębniarz z ogromnym wyczuciem. Czasem mam wrażenie, że Czarek gra całym organizmem. Nie tylko rękoma i nogami...
Sporo grałeś za Oceanem. Jak postrzegasz amerykańskich perkusistów?
Mają niesamowite podejście do brzmienia, artykulacji i dynamiki. Potrafi ą grać bardzo cicho, co nie tylko dla polskich, ale także europejskich perkusistów jest sporym wyzwaniem. Nierzadko miałem wrażenie, że gdybym postawił jeden stereofoniczny mikrofon przed całym bandem, nikogo by potem w miksie nie brakowało. Oczywiście tyczy się to też reszty muzyków. Rewelacja. Umieć grać cicho na bębnach z zachowaniem brzmienia i dynamiki to wielka sztuka.
Co denerwuje cię u perkusistów?
Czasami wkurzam się, gdy jest nieskomplikowany utwór, gdzie trzeba grać długo wolny, prosty groove, a bębniarz zamiast z pokorą oddawać się nutom, zaczyna się nudzić i zaczyna mieszać.
Jak globalnie postrzegasz stan polskich bębnów?
Mamy bardzo wielu świetnych zawodowców i genialnych drummerów. Budujące jest dla mnie to, że rośnie generacja świetnie zapowiadających się bębniarzy, w tym bębniarzy jazzowych. Perkusja to instrument, który od kilku lat w Polsce przeżywa renesans. I świetnie. To chyba też tendencja światowa. Obserwuję, jak młodzi ludzie garną się do gry na bębnach. Jak grają Gospel Chops i inne style. Jest dużo świetnych poradników i multimediów, które pomagają okiełznać ten instrument. Niech tylko słuchają rad starszych kolegów i nie tracą pokory do muzyki.
Kiedy zaczynasz lekcje gry na bębnach?
Jak znajdę trochę czasu... (śmiech). Coraz go mniej, niestety. Mam nadzieję, że kiedyś mi się uda. Za to uwielbiam programować bębny. Lubię się tym bawić. Pewnie przez to, że gram w sekcji i bębniarze to moi bracia! (śmiech)
Wojtek Andrzejewski
QUIZ – Nie wiesz tego o Evans!
1 / 12
Evans jest w rodzinie firmy D’Addario wspólnie z marką pałeczek…