Beata Polak

Dodano: 12.09.2013
Beata Polak to zdecydowanie jedna z najlepszych polskich perkusistek w muzyce rockowej i metalowej.
Ten artykuł czytasz ZA DARMO w ramach bezpłatnego dostępu. Zarejestruj się i zaloguj, by mieć dostęp do wszystkich treści. Możesz też wykupić dostęp cyfrowy i wesprzeć rozwój serwisu.

Potrafi zagrać nie tylko solidnie na dwie stopy, trzaskając przy tym werbel zza ucha, jest również świetną perkusjonistką i nauczycielem. Obserwujemy coraz więcej rodzimych dziewczyn, które siadają odważnie za zestaw perkusyjny i próbują grać mocne rytmy, ale Beata wciąż bije je wszystkie o kilka długości pałek perkusyjnych. Zarówno pod kątem gry, jak i profesjonalizmu scenicznego. Ona sama oczywiście nie postrzega tego w takich kategoriach, tak więc musimy powiedzieć to wyraźnie za nią. To skromna i jednocześnie wesoła dziewczyna, ale pamiętajcie, Beata wie, czego chce i czasami może tupnąć swoimi wielkimi buciorami!

Armia


Z Armią pierwszy swój koncert zagrałam w 97 roku, zastępując na bębnach "Stopkę" (Piotra Żyżelewicza), i już w następnym roku pojechaliśmy razem na koncerty do USA... Przez niecałe 2 lata byłam często zastępcą "Stopy", ale płytę "Droga" (1999) nagrywałam już jako stały członek zespołu (niestety, Stopa miał bardzo dużo koncertów z Voo Voo, co było nie do pogodzenia z Armią)... Później nagrałam z Armią 2-płytowy album koncertowy Soul Side Story, z którym najmocniej kojarzy mi się jedna sytuacja, kiedy w Krakowie zaczęliśmy już grać intro i zorientowałam się, że pedał stopy nie jest przykręcony do centrali... Rozpoczął się "Wyludniacz" i szybkie triole na podwójnej stopie... Prawy pedał wywrócił się na bok... Zaczęłam krzyczeć do mojego technicznego Adama, który był mocno zapatrzony w tłum ludzi... Niestety, nic nie słyszał, a ja z coraz większą determinacją krzyczałam: "Adaaaaam, stoooopa!!!!" i jeszcze kilka innych słów... Wszystko wyszło na jaw przy miksowaniu, gdy okazało się, że na śladach bębnów są również moje niecenzuralne krzyki... Chłopaki żartowali, że zostawią to jako bonus do płyty. Później nagrałam jeszcze płytę "Pocałunek Mongolskiego Księcia". Graliśmy dużo koncertów i zawsze bardzo dobrze wspominam ten czas. Wyszła bardzo fajna książka, napisana przez Budzego "Soul Side Story", opisująca wiele ciekawych historii zespołu, do której dołączona jest płyta z filmem "Podróż na wschód"... Jest to film na podstawie noweli "Maszynista Grot" Stefana Grabińskiego, w którym muzycy grają siebie, ale też wcielają się w postaci z noweli. Jest tam m.in. taka scenka, jak w przedziale wagonu siedzi trzech bębniarzy Armii i tłumaczą sobie, grając na kolanach, w jaki sposób wykonują utwór "Przebłysk" (każdy inaczej). Przewija się też kabaret Mumio.

Błędy


Błędy są chyba nieuniknione zarówno w grze, jak i w życiu. Moim pierwszym błędem w grze było to, że za późno zaczęłam grać na bębnach i za wcześnie zaczęłam grać w topowych kapelach, nie mając jeszcze ukształtowanego swojego warsztatu gry... Choć muszę przyznać, że wiele się wówczas nauczyłam, bo ucząc się grania "Stopy" w Armii i 2Tm2,3, czy Goehsa w 2Tm2,3 i Wolf Spiderze albo Tomika w Houku, dotykałam różnych stylów gry i to na pewno procentuje do dzisiaj. Błędem było poddawanie się presji innych osób i rezygnowanie z różnych propozycji grania. Błędów życiowych popełniłam chyba najwięcej, ale jak patrzę na nie z perspektywy czasu to widzę ich sens, bo przecież życie to jakiś ciąg logiczny - z jednej rzeczy, jaką zrobisz, wynikają następne i następne.... I wiele razy widziałam, że jak popełniłam jakąś głupotę, to później w tym całym ciągu wydarzeń pojawiały się jednak rzeczy bardzo dobre. A mogłoby ich nie być, gdyby nie poprzedzające je wydarzenia. Jest takie powiedzenie, że Pan Bóg nawet z największej głupoty potrafi wyprowadzić dobro - i u mnie to się potwierdza.

Ciąża


Dla mnie ciąża przede wszystkim nie jest chorobą... I mogę tylko dziękować Bogu, że wszystkie ciąże przechodziłam bezproblemowo i mogłam do końca normalnie funkcjonować, a nawet grać na bębnach... Gdy 9 lat temu zaszłam w ciążę z moim najstarszym synem Maksymilianem, to mój mąż poszedł ze mną do ginekologa, żeby uświadomić mu, że jestem muzykiem, grającym ostrą muzykę, w dużym hałasie scenicznym, i że powinnam zaprzestać dla dobra dziecka grania na perkusji, bo przecież na wysokości brzucha łoję w werbel z rimshotem... Aż znieruchomiałam, jak to usłyszałam. Ku mojemu zaskoczeniu pan doktor, którego żona również jest muzykiem (co prawda klasycznym - pianistką) odpowiedział, że nie widzi przeciwwskazań, skoro nie od dziś gram taką muzykę i dla dziecka będzie to jakby naturalne środowisko rozwoju. Dlatego jeszcze w 6-tym miesiącu ciąży grałam koncerty z solowym projektem Tomka Budzyńskiego , a w 8-mym miesiącu nagrywałam rockowe bębny do płyty zespołu Sunguest. Pamiętam, że podczas tej sesji, która odbywała się w studiu "Free Fly Studio" w prywatnym domu Michała Garsteckiego, pojawiały się w szybie drzwi do studia niedowierzające twarze gości Michała i jego żony. Ale w 2Tm2,3 akustycznym grałam trasę koncertową do samego końca - to, co prawda, nie jest granie na zestawie, ale "obskakiwanie" całego koła instrumentów perkusyjnych. Mieliśmy dwie części trasy i akurat w przerwie kilkudniowej urodziłam Krystiana... I druga część trasy odbyła się już beze mnie... Chociaż chłopaki żartowali, że pewnie dwa dni po porodzie zacznę grać.

Dom


Jestem typem domatora, choć moje usposobienie pewnie tego nie zdradza. Bardzo lubię przebywać w domu i go urządzać. Po moim ojcu jestem majsterkowiczem i najbardziej ubolewam, że nie mam prawdziwego warsztatu i wciąż muszę gdzieś jeździć, by przyciąć kilka desek... Ale kupuję też tkaniny i szyję, by ozdobić moje cztery ściany. Lubię kolory i mój dom jest tego najlepszym przykładem. Odcienie beżu można znaleźć tylko w pokoju mojej mamy, a cały dom kolorystycznie odzwierciedla moją żywą naturę. Najlepiej się czuję w domu, gdy nie muszę z niego wychodzić , mogę zająć się różnymi pracami. Mam wówczas w zasięgu moich chłopaków, którzy w każdej chwili mogą przyjść do mnie ze swoimi problemami. To jednak nie zmienia faktu, że bardzo lubię podróże, szczególnie takie, które sama sobie organizuję, i spontaniczne wypady. Jednak z przyjemnością wracam zawsze do domu. Ale w kontekście domu i grania widzę, jak wiele razy powstaje konflikt interesów. W domu wciąż jest coś do zrobienia... I nie mam na myśli tylko sprzątania czy gotowania, ale również to, co należałoby zrobić wkoło domu. Nie wspomnę już o czasie, jaki należy poświęcić dzieciom. I w tym wszystkim znalezienie jeszcze czasu na granie i przede wszystkim posiadanie do tego sił po całym dniu jest nie lada sukcesem.

Edukacja


Wiele razy słyszałam taką opinię, że szkoła muzyczna wręcz ogranicza człowieka, bo wkłada go w pewne schematy. Biorąc pod uwagę, że szkoła muzyczna głównie kształci pod kątem klasycznym, można by przy tej opinii pozostać... Ale ja uważam, że to nie szkoła ogranicza, a człowiek sam się ogranicza, gdyż nie jest poszukujący lub nie ma swoich zainteresowań muzycznych, które inspirowałyby go do jakiejś kreatywności muzycznej. Zaletą szkoły muzycznej niewątpliwie jest zdobywanie techniki gry i wiedzy ogólno-muzycznej, a jak muzyk wykorzysta tę technikę i sposób realizacji to już jego indywidualna sprawa. To, czy bębniarz będzie grał werbel z rimshotem czy bez, lub grał stopą z podniesioną piętą czy opartą na pedale, jest już jego dopasowaniem się do stylu muzyki, jaki gra, a nie ograniczaniem tylko do tych technik, które wykorzystywał w szkole. Uczę w szkole muzycznej perkusji klasycznej, choć sama gram muzykę rockową i metalową. Ale najbardziej zależy mi w tej edukacji, by wytworzyć w uczniu jego indywidualny "szkielet" muzyczny. Nie zależy mi na kształtowaniu tylko odtwórców perkusyjnych, ale na tym, by każdy z nich odnalazł w graniu siebie i był w tym charakterystyczny. Dlatego nie zraża mnie, gdy jakiś uczeń nie czyni równych postępów w grze, bo wiem, że każda rzecz ma swój czas i gdy jedno zostaje w tyle, inne idzie do przodu albo utrzymuje się w jakiejś równowadze. Przychodzi moment, kiedy tworzy się z tego całość...

Poza tym trochę przeraża mnie w szkolnictwie muzycznym ta presja, jaką wytwarza się na uczniach poprzez przesłuchania - makroregionalne i ogólnopolskie... Przez kilka lat każdy uczeń miał obowiązek brać w tym udział i był oceniany zarówno uczeń, jak i nauczyciel. Dziś zasady są trochę inne, ale wciąż jest ta presja wystąpienia i poddania się ocenie... W takiej sytuacji jest duża łatwość przekreślania ucznia zawczasu, bo musi mieścić się w kryteriach oceny tego przesłuchania, a jak się nie mieści to co? Wyrzucić ze szkoły, bo szkoda na niego czasu? Ja wciąż uważam, że rozwój może być nierównomierny, na co ma wpływ wiele czynników, ale to nie znaczy, że nie ruszy w pewnym momencie mocno do przodu... Poza tym jestem zdania, że szkoła muzyczna nie jest tylko dla tych, którzy mają zajmować pierwsze miejsca w konkursach muzycznych, czy zdobywać posadę w Filharmonii lub Teatrze Wielkim... Bardzo utkwiło mi w pamięci zdanie Pani Dyrektor szkoły, w której uczę, że ta szkoła nie ma nastawiać się tylko na tych, którzy są talentami, ale przede wszystkim jej zadaniem jest umuzykalniać ucznia...

Fryzura


Włosy - zawsze długie i blond (dziś już rozjaśniane, bo po porodach mocno mi ściemniały)… Wiele razy pytano mnie, czy mi nie przeszkadzają, szczególnie w grze... A ja czułabym się bez nich bardzo nieswojo, wręcz przeszkadzałoby mi i mnie rozpraszało, gdyby ich nie było... To taka moja "zasłona"... Długie i gęste włosy to dziś rzadkość... Wiele razy kobiety zaczepiają mnie i pytają, czy to moje naturalne czy doczepiane, albo co ja robię, że są takie gęste? Odpowiadam, że myję je raz na 3-4 dni przez 2-3 minuty (bo bardzo nie lubię tego robić...) a one są zaskoczone. Włosy to również element image’u ... Myślę, że to jedna z dwóch rzeczy, przez które jestem rozpoznawalna, bo drugą są jeszcze buty - masywne, na tzw. żelazkach, czyli wysokiej podeszwie i często z wysoką cholewą. Ale najważniejszy aspekt włosów to kobiecość... Uważam, że długie włosy nadają kobiecie właśnie kobiecości, wdzięku i uroku... Dla mnie to bardzo ważne, bo wykonując w pewnym sensie męski zawód, jak gra na perkusji, można bardzo łatwo dać się zaszufladkować jako tzw. "babo-chłop". A ja chcę w tym wszystkim być postrzegana jako kobieta, która mimo grania thrash metalu ma swoją wrażliwość, lubi ładnie wyglądać, prawie zawsze robi makijaż, nosi sukienki, lubi babskie zakupy i spotkania z koleżankami.... I oczywiście duuużo butów.

Gwiazdorzenie


Ja od zawsze mam taki lęk, by nie postrzegano mnie jako kogoś, kto wynosi się ponad innych. Jestem osobą otwartą i bezpośrednią, i czasami ktoś może to opacznie odebrać. Podobnie jest z moim byciem na scenie... Na scenie staram się dawać 100% siebie i grając nie myślę o tym, by np. "nie machnąć za bardzo nogą, bo nie wypada" lub nie mieć głupiej miny czy miło uśmiechać się do tych, których spojrzenie skrzyżowało się z moim... Podczas gry jestem tak mocno nią pochłonięta, że nie wiem, co się dzieje dwa metry ode mnie, i gdy chłopaki po koncercie opowiadają sobie jakieś zdarzenia, które działy się podczas koncertu, to ja o niczym nie wiem, bo byłam tak skupiona na grze, że nic nie widziałam... Podobnie rzecz się ma po koncercie - często przemykam w tłumie w taki sposób, by nie zwracać na siebie uwagi, by ktoś nie pomyślał, że "noszę się jak jakaś gwiazda". Najczęściej siedzę w garderobie i szybko wracam tam po koncercie...

Ale miałam okazję przeczytać jakiś czas temu na facebooku Wolf Spidera takie zdanie: "A następnym razem pani gwiazdunia mogłaby krócej nagłaśniać tę stopę"... Trochę się uśmiałam, bo zabrzmiało to tak, jakby moje monotonne uderzanie w stopę na życzenie akustyka, który próbował ustawić właściwe brzmienie, było moją zamierzoną prezentacją samej siebie na scenie. Następnego razu podczas koncertu w warszawskim Radiu Luxembourg grało przed nami siedem zespołów i muzycy z tych siedmiu zespołów zajęli jedyną garderobę wielkości 3m x4m paląc tam papierosy i pijąc. Nie mieliśmy nawet, jak wejść do środka, bo był taki tłum w tym wielkim tumanie dymu, a co tu mówić o jakimś kącie, by się np. przygotować do koncertu. Zwróciłam ekipie uwagę, żeby chociaż nie palili w garderobie, bo nie ma czym oddychać, i na jakimś forum przeczytałam takie zdanie: "Mój kumpel grał koncert z Wolf Spiderem - strasznie gwiazdorzą", ha ha... I co byś nie zrobił, czy nie powiedział, to jak ktoś będzie chciał być "hejterem", to nawet normalny odruch uzna za gwiazdor zenie.

Heavy Metal


Moje pierwsze kapele metalowe to AC/DC, Saxon, Scorpions, Iron Maiden... Pamiętam, jak chodziłam do jednej z bardziej elitarnych szkół muzycznych w Polsce (wówczas jedyna z połączoną podstawówką i muzyczną) i w siódmej klasie słuchałam właśnie tych kapel, i cała moja ławka była opisana nazwami tych zespołów... A ten gatunek muzyki nie był dobrze widziany w takiej szkole. W liceum poszłam bardziej w kierunku rocka progresywnego i nowej fali, ale w średniej szkole muzycznej był powrót do metalu z racji ekipy metalowej w klasie. Była Metallica, Slayer, Motorhead, Van Halen, Megadeth. Na studiach pojawiła się Pantera, Machine Head, Korn, Tool, Grip Inc... Dziś najchętniej słucham Perfect Circle i od całkiem niedawna jestem pod dużym wrażeniem PERIPHERY...

Irytacja


Myślę, że najbardziej irytuje mnie wywieranie presji oraz brak szacunku dla odmiennego zdania... Infantylność... Irytują mnie też ludzie, którzy czerpią energię z krytykowania innych. Czasem irytuje mnie moje "zakręcenie" i ogrom spraw na głowie, przez co popełniam później banalne błędy... Radary na drodze... Zależność od urzędników, a może bardziej od przepisów, które zamiast pomagać, często utrudniają życie... Ogromnie irytuje mnie brak czasu - to już nawet nie irytuje, ale dobija mnie... Moja słaba znajomość angielskiego... Słabe nadgarstki... Słaba opłacalność muzyki... Jak widać wszystko, co "słabe" mnie irytuje, ha ha...

Joey Jordison


Ups.... Oboje jesteśmy w stajni Pearl’a. Doceniam jego warsztat techniczny, jest skubany bardzo szybki, jednak ja lubię bębniarzy, którzy mocno "siedzą" w bębnach, może grają mniej wygibasów, ale są osadzeni w tej grze, a Joey, moim zdaniem, wciąż "unosi się" nad bębnami z racji szybkich temp w jakich gra... Poza tym staram się unikać okultyzmu w muzyce, a myślę, że Slipknot od tego nie stroni. I może popełniam teraz jakąś gafę, mówiąc takie rzeczy, bo nigdy nie zgłębiałam tematu tego zespołu, ale wystarczy mi moje osobiste doświadczenie z pierwszą płytą Slipknot. Dostałam ją od Tomasza Dziubińskiego, właściciela Metal Mind Production. Wtedy jeszcze mało kto ich znał, bo występowali bez nazwisk, ale w maskach. Machine Head zawsze uważałam za mocno grającą kapelę z dużą dozą rytmiki, ale po włożeniu płyty Slipknota do odtwarzacza doznałam lekkiego szoku rytmicznego... Płyta oczywiście świetnie wyprodukowana... Jednak miałam wrażenie, że dźwięki, które do mnie docierają sprawiają, że ogarnia mnie jakiś paraliż, i że za chwile stanie mi serce. Po kilku utworach wyłączyłam, bo nie byłam w stanie słuchać dalej... Pierwszy raz coś takiego mi się zdarzyło, żeby muza wywarła na mój organizm tak negatywny wpływ, że autentycznie miałam odczucia jakiejś wewnętrznej swojej destrukcji... Gdy po jakimś czasie mój mąż przyniósł do domu drugą płytę Slipknot to bez zastanowienia udałam się do łazienki i wrzuciłam ją do muszli klozetowej... Niestety, nie chciała się spłukać...

Kobiecość


O kobiecości już trochę mówiłam przy literce "F", ale mogę dodać, że mimo grania na bębnach czuję się w pełni kobietą. Mam wiele słabości, z niektórymi rzeczami sobie nie radzę, wiele razy potrzebuję męskiej ręki do pomocy. Nie zamierzam ani udawać faceta, przez to, że gram na perkusji, ani z mężczyznami rywalizować... Im jestem starsza, tym bardziej doceniam towarzystwo innych kobiet. Mogę nawet powiedzieć, że uważam się za przyjaciela kobiet. Nie mam w sobie takiej chorej zazdrości czy rywalizacji w stosunku do innych kobiet. Tak dobrze czuję się w swojej skórze, że nie muszę nikogo udawać, ani na nikogo się kreować. Bardzo lubię babskie grupowe spotkania z moimi koleżankami, bo to są bardzo fajne interesujące kobiety. I absolutnie nie czuję się feministką... Zajmuję się domem, sprzątam, gotuję, wychowuję dzieci. I wiem, że to kobieta z racji swego urodzenia i predyspozycji musi poświęcać temu więcej siebie niż mężczyzna. Moja najstarsza córka ma 24 lata, a mój najmłodszy syn 4 lata, ale dopiero od kilku lat mogę powiedzieć, że odkryłam swoją kobiecość i w pełni czuję się kobietą.

Lęki


Niektórym to może wydać się śmieszne, ale najbardziej mam lęk o to, czy osiągnę życie wieczne... Nie przeraża mnie to, że nie znam swojej przyszłości, że nie wiem, jak długo będę jeszcze grała i z kim będę grała... Czy uda mi się spłacić kredyt na dom... Czy będę miała za co żyć... Bo to są sprawy, które zawsze można jakoś rozwiązać... Natomiast w sprawach Nieba już się nie zakombinuje. Tam jest: tak-tak, nie-nie... I jeszcze czasami zastanawiam się, czy uda mi się dobrze wychować moich trzech synów....

Łatwizna


Łatwizną może nie były utwory Wolf Spidera, gdy się ich uczyłam, ale teraz granie ich sprawia mi wielką przyjemność - szczególnie tych z "Kingdom of Paranoia" i tych nowych, które teraz robimy na płytę. Myślę, że mam łatwość grania na 2 stopy... Nie gram blastów, nie gram szybkich przejść... Lubię osadzone rytmy, ale też takie "nabijanie" stopa-werbel-stopa- -werbel. Moje tempo na 2 stopy, które jest czytelne i równo zagrane bez triggera to 175. Lubię używać w grze dużo blach - mam 3 crashe i 2 chine’y...

Modlitwa


Mam wrażenie, że tym pytaniem prowokujesz mnie (zgadza się - przyp.red.). Modlitwa - dla mnie to nie wyklepana regułka, ale osobista rozmowa z Bogiem. Czym jest? W pewnym sensie pokarmem, który daje siłę... Kiedy? Najlepiej w każdym momencie... Jest coś takiego, jak "modlitwa nieustanna", kiedy człowiek w każdym momencie jest w obecności Bożej, to znaczy, że kiedy budzisz się, jesz śniadanie, pracujesz, odpoczywasz, grasz... masz świadomość kontaktu z Nim...

Nagrania


Mocno w pamięci utkwiły mi nagrania do płyty Armii "Pocałunek Mongolskiego Księcia", które robiliśmy w analogowym studiu Wojtka "Voycka" Czern w Rogalowie koło Lublina. Tam był totalny analog... Mikrofony lampowe z okresu II wojny światowej - niektóre jeszcze ze swastyką, wysokie pomieszczenie z wmurowanymi w ściany drewnianymi drzwiami dla efektu akustycznego. Tam po raz pierwszy stroiłam bębny do fortepianu, zachowując interwał trytonu między górnym a dolnym naciągiem i te bębny naprawdę pięknie brzmiały. Miały dużo powietrza. Gdy zgraliśmy ze stołu bębny z pilotami to tak nam się podobało, że chcieliśmy, aby tak samo brzmiały po miksie... Ale niestety nigdy nie zabrzmiały nawet podobnie, ponieważ nasz realizator pogubił ślady bębnów i w konsekwencji ratował się podkładaniem próbek. Gdy odsłuchiwałam miks to autentycznie ryczałam, że nic nie zostało z tych bębnów, które nagrałam...

Bardzo dobrze wspominam też nagrania 2Tm2,3 do płyty "Pascha 2000". Mieliśmy wtedy wynajęte studia u Fotisa w Poznaniu i właśnie w studiu robiliśmy próby i powstawały utwory. Każdy utwór od razu nagrywaliśmy. Miałam też doświadczenie sideman’a podczas sesji Maryli Rodowicz do płyty "Przed zakrętem". Kończyłam z 2Tm2,3 nagrywać drugą płytę w Warszawie. Zadzwonił Andrzej Karp, proponując nagranie kilku piosenek następnego dnia od rana. Pojechałam na noc do studia w Izabelinie. Tam dostałam kasetę z utworami do posłuchania i od rana zaczęła się praca. Najpierw złożenie zestawu Remo ze szczątków leżących pod ścianą, a później strojenie werbla, a właściwie opuszczanie naciągu do momentu, w którym moim zdaniem już przestawał brzmieć, a okazało się, że na mikrofonie zabrzmiał bardzo dobrze. Z tych najbardziej znanych utworów nagrałam rockową wersję "Małgośki" i "Co się stało z mamą". Gdy w którymś momencie użyłam w przebitce podwójnej stopy Andrzej wpadł do studia krzycząc: "Beata,, to nie heavy metal, tylko Maryla Rodowicz". Bardzo komfortową miałam sesję z Wolf Spiderem z nowymi utworami, którą nagrywał Mańkover. Duży spokój i tolerancja, a jednocześnie wymagania i dokładność.

Ograniczenia


Ograniczeń, podobnie jak błędów, zawsze jest dużo. Jeśli chodzi o grę to moim ograniczeniem na pewno są ręce... Zawsze czułam, że są słabe... Ogranicza mnie mój styl gry - wiele razy marzyło mi się rozpoczęcie nauki od nowa u jakiegoś bębniarza, który ukierunkowałby mnie na inne myślenie w grze. Ograniczeniem jest duża blokada na uczenie się języka - czasem myślę, że może jest to dla mnie ratunek, bo mając łatwość w porozumiewaniu się mogłabym za bardzo rozwinąć skrzydła, a przecież muszę brać pod uwagę moje dzieci. Ograniczenia finansowe - są ogromne... Dalej ograniczenia, jakie ludzie stawiają sobie nawzajem. Jeżeli jeden nie ma zaufania do drugiego, to choćby nie wiem, jakie stawiał mu ograniczenia, i tak nie osiągnie w tym pokoju. Bo to jest problem tego, który ogranicza, ponieważ patrzy na drugiego przez pryzmat problemów, jakie sam ma ze sobą i przenosi je na innych. Wiele razy też obserwuję, jak ludzie sami się ograniczają ze względu na swój wiek. Panuje przeświadczenie, że czegoś nie wypada w jakimś wieku. I tak np. usłyszałam, że ktoś nie może już grać na gitarze, bo w tym wieku to jest już śmieszne... Dla mnie zawody artystyczne są na całe życie, bo nie wyobrażam sobie, żeby można było być pianistą czy perkusistą tylko do 50 roku życia, a później już koniec z graniem... Albo żeby artysta-malarz po osiągnięciu jakiegoś wieku musiał skończyć z malowaniem. Spotkałam się również z takim ograniczeniem, że skoro mam dzieci to powinnam zaprzestać grania. Dla mnie bzdura totalna. Lubię żartować i wygłupiać się, i gdybym z powodu mojego wieku miała teraz zaprzestać tego, to stałabym się chodzącym trupem... a przecież życie, mimo trudności, potrafi być takie piękne...

Pearl-Pro Mark-Paiste


Dla mnie każda z tych marek ma swoje źródło w firmie Silesia Music Center, z którą już współpracuję od 13 lat, gdyż wszystkie moje kontrakty były załatwiane właśnie przez Silesię. Jest to już tak długi czas współpracy, że wydaje mi się, jakbyśmy byli rodziną. W 2000 roku firma Silesia przedstawiła mnie firmie Paiste i załatwiła dla mnie kontrakt na talerze. Już wtedy wybrałam sobie set Signature Line. Dziś mam już kontrakt bezpośredni z firmą Paiste, natomiast w kwestii Pearl’a i Pro Marka obsługuje mnie nadal Silesia. Bardzo miłe dla mnie było spotkanie w Poznaniu z Kelly Paiste, kiedy obwoziłam ją po muzycznych sklepach dla zorientowania się w sytuacji Paiste’ów w Polsce. Jeszcze milszym akcentem było zaproszenie nas (mam tu na myśli siebie i Maćka, zadającego mi te trudne pytania) na przyjęcie Paiste’a podczas NAMM 2011... Rok przed kontraktem z Paiste’m zakupiłam po rabatach swój charakterystyczny zestaw bębnów MMX w kolorze canary mist, zastrzeżony wówczas dla Dennisa Chambersa, którego konfiguracja i model stał się moim ulubionym. Mimo grania w międzyczasie na Pearl’u Studio, Refenence, MPL i Masterworks’ie wróciłam jednak do starego MMX-a, dziś nazywanego MMP - Masters Premium. Od zeszłego roku jestem również endorserem pałek Pro Mark i reklamuję model 5A Shira Kashi Oak.

Rywalizacja


Tak, jak już wcześniej mówiłam, nie staram się z nikim rywalizować i nic nikomu udowadniać... Wiadome jest, że nie jest rzeczą łatwą, jako kobieta, mieć uznanie jako muzyk - perkusista, a nie jako kobieta grająca na bębnach - to dwie różne rzeczy... Szczególnie w thrashu nie jest to łatwe. Rywalizacji nie uznaję, ale uważam, że dobrze jest podpatrywać innych bębniarzy i się od nich uczyć.

Skowronki


Skowronki to poznański dziewczęcy chór z 65-letnią już tradycją, prowadzony przez p. Alicję Szelugę. Mam przyjemność grywać z nimi na instrumentach perkusyjnych i zawsze jestem pod wielkim wrażeniem wykonania naprawdę trudnych i bardzo zróżnicowanych utworów. Jest to chór, który zdobywa pierwsze nagrody nie tylko w Polsce, ale i w świecie - np. I nagroda w Macedonii i Grand Prix za wykonanie "Tota pulchra es Maria" F. Poulenck’a i "Psalm 100" Marka Jasińskiego.

Trasy


Trasy koncertowe mogę podzielić na 3 rodzaje: pierwsza - to trasa z zespołem Syndicate jako support Vadera i Acid Drinkers, druga - to trasy Armii, solowego projektu Tomasza Budzyńskiego i czadowego 2Tm2,3 (na 2 zestawy ze "Stopką") i trzecia - to trasy z 2Tm2,3 akustycznym. Pierwsza trasa z Acid Drinkers i Vaderem były całkiem normalne, bo jeździliśmy oddzielnym busem, ale trasa z Acidami, podczas której jeździliśmy jednym autobusem była dla mnie "walką o przetrwanie". Ja nie jestem typem rock&roll’owca. Nie piję, nie palę, nie imprezuję... Lubię towarzyskie spotkania, ale bez żadnych przegięć. Przede wszystkim lubię intensywnie pracować, a granie jest dla mnie pracą, i później lubię dochodzić w spokoju do siebie... A niestety moja kobieca natura okazała się za słaba na opowieści i sytuacje, które miewały miejsce podczas wspólnych podróży z Acidami. Dlatego na jednym z postojów w lesie, gdy jeden z muzyków (zróbmy konkurs - który?) zjadł dużą, tłustą ćmę, którą ściągnął z drzewa i padło kilka pikantnych opowieści, zwyczajnie wymiękłam i chciałam wrócić do domu, nie kończąc tej trasy...

Ale drugi rodzaj trasy - z Armią, Budzym Solo i 2Tm2,3 - były naprawdę super... Zawsze było wesoło, ale w takim pozytywnym znaczeniu. Jadąc przez pól Polski planowaliśmy, gdzie możemy zatrzymać się w jakimś ciekawym miejscu... I np. jechaliśmy do ruin Zamku w Chęcinach, gdzie chłopaki ganiali się z pistoletami na kapiszony albo zrobiliśmy wycieczkę przez Jurę Krakowsko-Częstochowską, po której powstał utwór "W krainie smoków". Zawsze wytwarzały się jakieś ciekawe, zaskakujące sytuacje. Koncerty były świetne, pełne adrenaliny i graliśmy ich wtedy naprawdę dużo. Raz zdarzyło się, że w ciągu jednej doby zagraliśmy (ja, Budzy, Kmieta i Drężek) 4 koncerty - w nocy graliśmy z Armią i 2Tm2,3 na festiwalu Song Of Songs w Toruniu. Stamtąd od razu po koncercie jechaliśmy na drugi koniec Polski, by w południe zagrać na jakimś Zlocie Młodzieży, a wczesnym wieczorem graliśmy znowu z 2Tm2,3 w innym miejscu. Wiele imprez było takich, że grałam 2 koncerty pod rząd - najpierw z Armią, a później z 2Tm2,3, ale na pierwszym festiwalu SOS w Toruniu zagrałam 3 koncerty pod rząd, bo grałam jeszcze z Houkiem.

Trzeci rodzaj trasy - z akustycznym 2Tm2,3 to zupełnie inna bajka - przede wszystkim wszystko zaplanowane, przygotowane - dobre noclegi, wykwintne kolacje i klimat bardzo rodzinny. W pewnym momencie, obie z Angeliką (wokalistką) w tym samym czasie zaszłyśmy w ciążę i obie grałyśmy w takim stanie jedną trasę. Gdy urodziłyśmy synów, to na kolejną trasę Litza dał nam swój samochód z większą budą, żebyśmy mogły jechać z tymi małymi dziećmi, zabierając dla nich wózki i inne potrzebne rzeczy. I to było tak naturalne, jak wyjazd na wakacje... Wyjazdy koncertowe z Wolf Spiderem mogę zaliczyć do tego drugiego rodzaju tras koncertowych. Jest wesoło, ale nie ma chamstwa, bo tego nie toleruję... Chłopaki traktują mnie jak kumpla, co jest dobrym podłożem do współpracy.

Uciechy


Ja marzę o wolnym czasie, by móc wybierać to, co chciałabym robić, a nie robić to, co trzeba zrobić... Niestety, mam takie braki czasowe i ogrom wiszących rzeczy nade mną, które trzeba zrobić, że jak idę np. na plac zabaw z synami to mam poczucie niepełnego wykorzystania czasu, bo kiedy chłopaki bawią się na placu, ja mogłabym w tym czasie coś robić np. grać na bębnach. Pamiętam, że jak robiłam edycję nagrań na płytę Sunguesta to szłam na plac zabaw z laptopem i słuchawkami i pracowałam... Miesiąc temu pojechałam z chłopakami w góry. Codziennie gdzieś chodziliśmy i było naprawdę super, ale ja miałam ciągłe wyrzuty sumienia, że w torebce mam nuty do nowych utworów Wolf Spidera, w które nawet nie mam kiedy zajrzeć, by skonfrontować je z nagraniami... Ogólnie najlepiej wychodzą mi spontaniczne wypady, organizowane często na ostatnią chwile...Wtedy nie ma czasu na analizowanie uwarunkowań i obwarowań...

Wolf Spider


Jedna z moich najlepszych kapel, w jakich grałam... Może nie pod względem komercyjnym, bo przecież thrash metal jest mało komercyjny, ale pod względem załogi, pracy nad utworami, układów międzyludzkich. Gdyby jeszcze pieniądze z tego były tak dobre, jak cała reszta, to byłaby pełnia szczęścia.

Zło


Najbardziej boję się nie tego "zła", które atakuje bezpośrednio, ale tego "zła", które jest ukryte, bo ono zahacza o duchowość... Są to często niezauważalne niuanse dla kogoś, kto na takie rzeczy nigdy nie zwracał uwagi i je bagatelizuje. A z drugiej strony, takiej typowo ludzkiej, bardzo boję się tego "zła", które ja mogę wyrządzać drugiemu człowiekowi. Zawsze można w jakimś momencie odwrócić działanie na dobre, ale powstałych konsekwencji nie da się już odwrócić, one pozostają...

Zdjęcia: Joanna Przybylska, Adam Salomon, Anita Horowska (www.ahor.pl), Aleksandra "Acidolka" Mielińska, Justyna Gackowska-Milecka

QUIZ – Nie wiesz tego o Evans!
1 / 12
Evans jest w rodzinie firmy D’Addario wspólnie z marką pałeczek…
Dalej !
Left image
Right image
nowość
Platforma medialna Magazynu Perkusista
Dlaczego warto dołączyć do grona subskrybentów magazynu Perkusista online ?
Platforma medialna magazynu Perkusista to największy w Polsce zbiór wywiadów, testów, lekcji, recenzji, relacji i innych materiałów związanych z szeroko pojętą tematyką perkusyjną.