Thomas Lang
Dodano: 20.02.2014
Thomas już kilkukrotnie gościł na łamach naszego magazynu. Tym razem okazja jest wyjątkowa, ponieważ przyjechał do Polski nie tylko popisywać się swoją techniką, ale przede wszystkim, by pokazać, jak do takiego poziomu dojść…
Ten artykuł czytasz ZA DARMO w ramach bezpłatnego dostępu. Zarejestruj się i zaloguj, by mieć dostęp do wszystkich treści. Możesz też wykupić dostęp cyfrowy i wesprzeć rozwój serwisu.
Często otrzymując korespondencję zza Wielkiej Wody dostaję informację o kolejnych klinikach i obozach szkoleniowych. Z zazdrością patrzyłem, jak warsztaty Thomasa Langa przyciągają kolejne grono spragnionych wiedzy perkusistów. Szkoda, że nie ma czegoś takiego w Polsce… Nie ma? Nagle trafiła mnie informacja niczym piorun, że Thomas ruszył w trasę ze swoimi szkoleniami i zamierza przyjechać do Polski! Całość działań związanych z organizacją imprezy wzięła na swoje barki Agnieszka Trzeszczak, która przede wszystkim sama chciała skorzystać z wiedzy Thomasa. Jak więc zrobić, by Thomas przyjechał na lekcje? Trzeba zebrać grupę równie głodnych muzyków oraz ustalić czas i miejsce! Stopniowo dzień po dniu napływały nowe informacje o terminie i warunkach, jakie wysuwa Thomas, związanych z organizacją imprezy. Z pomocą przychodzi dystrybutor bębnów Thomasa czyli PMI DW Drums Polska. Całe szczęście, że Thomas nie gra już na Sonorze! Bo nie wiadomo, jak by to wyglądało…
Lang przedstawia koszty trzydniowych warsztatów. Wielu perkusistów złapało się za głowy i zaczęło głośno komentować. Thomas zaproponował praktycznie te same warunki, co wszędzie na świecie, idąc też na kilka ustępstw. Organizatorzy załatwiają wszelkie formalności i kompletnie bez żadnego wynagrodzenia stają na głowie, by wszystko przebiegło z klasą, bez obciachu, z czego Polska potrafi czasami zasłynąć. Dzięki wysiłkom organizatorów impreza się udaje w pełni! Trzy dni intensywnych warsztatów, poruszających nie tylko aspekty gry na perkusji, ale także inne tematy, które mniej lub bardziej dotyczą muzyków. Ilość komentarzy, wrzucanych zdjęć na Facebook, udowadnia, że uczestnicy dobrze zainwestowali. Thomas gra dodatkowy mini camp wraz z recitalem w podwarszawskim Grodzisku, a także jedzie do oszczędnych poznaniaków zagrać im darmowy mały pokaz. Nie ulega wątpliwości, że impreza będzie miała swoją kontynuację...
Nasza redakcja, mocno wspierająca obóz perkusyjny Thomasa Langa, spotkała się z nim pierwszego dnia jego pracy. Już na korytarzu warszawskiego Hear Studio słychać było klapanie pałeczkami o rozstawione pady. Skupieni uczestnicy dokładnie słuchali i analizowali, co mówi muzyk. Przyszedł wreszcie czas na dłuższą przerwę obiadową i cała wesoła gromadka udała się do niedaleko położonej knajpki, by coś przekąsić. Usiedliśmy z Thomasem naprzeciw siebie: "Pierogi, bardzo dobra rzecz. Lubię wasze pierogi" - powiedział Thomas, przeglądając w swoich okularkach kartę dań. "O, zamówię sobie pierś z kurczaka, samą, bez niczego" - ostatecznie wybrał. Zdrowe odżywianie przy takim wysiłku to ważna rzecz. Rozpoczęliśmy naszą rozmowę od wspomnień. Thomas opowiadał o swoim domu w Los Angeles, przeprowadzkach, sesjach nagraniowych i innych - nie do końca związanych z muzyką - historiach. Nie chcieliśmy przedstawiać wam materiału na temat jego początków, inspiracji i tego typu sprawach. Te tematy już kilkukrotnie wałkowaliśmy, dlatego też sprytnie przeszliśmy do tematu zestawów perkusyjnych, komfortu gry i rozstawień instrumentów, by tym tropem zanotować dalej kilka ciekawych przemyśleń artysty…
Nie lubisz symetrii w bębnach…
Nie lubię. W kontekście brzmienia mój zestaw nigdy nie był symetryczny, zawsze był przeciwny, pomimo, że mam dwie centralki i dwa hi-haty. Mój zestaw nie jest symetryczny pod kątem brzmienia czy rozmiarów. Są perkusiści, którzy używają tych samych talerzy z jednej i drugiej strony. Nie lubiłem nigdy takiej koncepcji. Jeżeli chodzi o układ i komfort gry, lubię symetryczne rozstawienie instrumentów pod warunkiem, że są od siebie zupełnie inne. Różne kolory i brzmienia.
O czym myślisz podczas gry?
Ojej.. W zależności od tego, co mam grać.
Powiedzmy, że zasuwasz solo.
Jeżeli grasz solo w danym kontekście to musisz mieć dobry plan. Wtedy wykonujesz swój plan - zazwyczaj. Plan może być różny, może być kompletnie improwizowany. Możesz chcieć też zagrać konkretnie to, to i to. Odwiedzić wszystkie stacje i połączyć je improwizacją. Plan może też być konkretną kompozycją, którą masz przygotowaną i wyćwiczoną w domu. Tak więc nawet w kontekście solówki wszystko jest różne. W momencie, gdy gram solo lub prowadzę klinikę, staram się improwizować, jak tylko się da i grać tylko te rzeczy, które mam przygotowane, a pojawiają się w kolejnych pomysłach. Podczas improwizacji nie myślisz, ponieważ chodzi o intuicję i spontaniczność. Słuchasz to, co grasz i starasz się stworzyć spontaniczną kompozycję. To się dzieje w tej konkretnej chwili. Nie ma wtedy czegoś takiego, jak tylko i wyłącznie analityczne myślenie. To jest myślenie kreatywne. Tak więc to, co robisz, to słuchanie tego, co grasz i eksperymentujesz. Przekonujesz się, co działa, a co nie i gdzie cię prowadzi.
Perkusista musi mieć technikę… Zawsze to powtarzasz. Zdarzają się perkusiści, którzy zaklinają się, by nie posiadać żadnej techniki i buńczucznie twierdzą, że jest to bardziej szczere…
To poniekąd też jest prawda. Znam fantastycznych muzyków, nie tylko perkusistów, którzy nie posiadają żadnej techniki. Zobacz na Ringo. Fantastyczny, świetny perkusista, lubię każde jego nagranie i nie ma tam prawie wcale techniki. Z drugiej strony są magiczni technicy, którzy nie grają w sposób taki, żeby sprawiało to przyjemność.
No dobrze, ale żeby grac solo i nie myśleć o tym, to trzeba mieć odpowiednią technikę, trzeba być ogranym…
To fakt, zgadza się. W ogóle uważam, że ta cała rozmowa o technice kontra muzykalność jest bezcelowa, ponieważ obie te rzeczy nie mają ze sobą wiele wspólnego. Możesz być bardzo muzykalny z techniką i bardzo muzykalny bez techniki. Jednakże nie możesz być technikiem bez techniki czyli ograniczasz się, jeżeli chodzi o możliwość wyrażania się… Hm… Jedne z najwspanialszych melodii, jakie powstały w historii ludzkości, są bardzo techniczne: Mozart, Bach, Chopin… To ultra technicznie muzyka. Bycie doskonałym technikiem nie oznacza, że nie możesz stworzyć czegoś pięknego, że nie jesteś muzykalny. Ci kompozytorzy udowadniają, że techniczna muzyka jest bardzo piękna. Praktycznie każdy klasyczny utwór, nawet współczesny, to dość techniczna muzyka.
Ale ci kompozytorzy nie tworzyli muzyki z myślą o technice…
Dokładnie! Im więcej masz techniki, tym łatwiej jest poruszać się po zestawie, tym więcej masz możliwości wypowiedzi, tym większą możliwość wyrażenia się. Możesz dodawać więcej kolorów i ich odcieni. Tym samym wracamy do tego, o co zapytałeś wcześniej - "o czym myślę podczas gry". Kiedy grasz ograny na próbach fragment w kontekście solówki, czyli masz przygotowane solo, możesz je zagrać np. na festiwalu Bonhama, ćwiczysz je przez pół roku w domu - ponieważ są ludzie, którzy tak robią - wtedy egzekwujesz fragment, myślisz o tym fragmencie, zastanawiasz się, czy grasz go właściwie i pamiętasz, gdzie masz przejść dalej. Masz strukturę w głowie i wykonujesz plan. Jeżeli grasz solo, którego nie ogrywałeś wcześniej i w całości w pełni improwizowane, wtedy mamy do czynienia z czymś kompletnie innym. Mamy do czynienia z zupełnie innym sposobem myślenia. Słuchasz wtedy, co z ciebie wychodzi i reagujesz na to. Jest to niczym konwersacja z samym sobą. To bardzo intuicyjne i spontaniczne, nie jest to racjonalne i analityczne. Dodatkowo reagujesz na to, co robi publiczność itd. Gdy grasz przygotowany fragment nie reagujesz tak na publikę, po prostu robisz swoje: "O, ta część się spodobała, ale muszę być skoncentrowanym, bo muszę już grać kolejne rzeczy." Podczas improwizacji bardziej chodzi o dynamikę i ekscytowanie się występem.
Publiczność widzi i czuje, czy perkusista ma radość z tego, co robi.
Zgadza się. Takie granie jest bardziej kreatywne i emocjonalne…
Co cię denerwuje we współczesnym graniu?
Jest kilka rzeczy, których nie lubię w grze na perkusji, które są w kilku perkusistach. Nie lubię, jak ludzie, którzy grają agresywną muzyką, jak np. metal, a metal jest domyślnie agresywną muzyką, zamiast uderzać tylko dotykają bębny… Na litość boską, to jest heavy metal! To bardzo energetyczna, wybuchowa muzyka. Jeżeli pomyślisz o korzeniach heavy metalu jak Black Sabbath, Deep Purple i wcześniejsze rzeczy, a później Slayer, Anthrax, wczesny thrash, to masz agresywną muzykę, na miarę swoich czasów. Kiedy słucham metalu dziś, czy to jakiś speed czy death, to te granie nie jest agresywne! Wydaje mi się, że to jakiś żart! Często ludzie zapraszają mnie za kulisy, bym zobaczył zespół i perkusistę, to sobie myślę, że ten perkusista nie gra, tylko głaszcze bębny. Ciężko to nawet usłyszeć. Stoję za podestem na bębny i mogę z kimś rozmawiać w takiej głośności, jak my rozmawiamy teraz… To nie ma mocy, nie ma jaj, nie ma energii. Z przodu masz zestaw triggerów, ale obok bębnów masz ci*owate brzmienie.To nie jest ok! Lubię bębniarzy takich, jak Dave Lombardo, Pete Sandoval czyli stara szkoła metalu, gdzie grasz szybko i głośno. Pełno nowych bębniarzy jest - niestety - tylko szybkich… Nie powiedziałbym, że mnie to denerwuje, ale raczej powiedziałbym, że czuję się rozczarowany. Patrzę na coś takiego i… ooo, to jest żałosne… Ogólnie rzecz biorąc, czasami chciałbym, żeby perkusista lub inny muzyk w tym, co robi przekazał więcej emocji, serca, groove’u, jakiejś wibracji, a tego nie robią. Z drugiej strony im dłużej gram na bębnach, tym bardziej doceniam wstawianie drobnych niuansów w grę, których niektórzy perkusiści nie byli wstanie opracować, nie są w stanie wychwycić. Mam dużo satysfakcji z drobnych niuansów we frazowaniu, w time’ie, w brzmieniu. Daje mi to dużo przyjemności i mogą to robić ludzie, nie posiadający techniki. Zobacz na Meg White z White Stripes. To bardzo, bardzo proste granie, ale jest w tym coś pięknego, coś ekscytującego. Super minimalistyczne granie, mając w sobie dużo serca i pełno emocji, nie ma techniki. Może dlatego, że jestem bardzo technicznym perkusistą, doceniałem to i cały czas doceniam bardziej niż techniczne granie.
Co jest najtrudniejsze dla ciebie do przekazania na swoich obozach perkusyjnych?
…Hm… Nic. Nie ma takich rzeczy.
A tobie co sprawia trudność podczas campów?
Także nic. Wynika to z tego, że każdy obóz jest inny. Nie wiem, czy widziałeś to dziś rano, ale zawsze pytam uczestników, jakie są trzy podstawowe rzeczy, które chcą rozwinąć. Program nauczania oparty jest o to. Jeżeli więc przyjdziesz na camp i powiesz mi, jakie trzy rzeczy, trzy największe bolączki, chcesz wyeliminować ze swojej gry, to rozpiszę sobie i program nauczania będę opierał o to. Reaguję na twoje życzenia i pracujemy nad problemem. Każdy camp jest inny, bo każdy student ma inne problemy. Jest oczywiście wiele rzeczy wspólnych, jak praca nad techniką rak, techniką nóg, koordynacją. Są jednak rzeczy typu strojenie, sztuczki z pałeczkami, ghosty itd. Dla mnie jest to prawdziwa zabawa i jednocześnie wyzwanie, by reagować na różne pytania i problemy…
Czyli jednocześnie ćwiczysz, ponieważ mówiłeś, że nie ćwiczysz już w domu.
Bardzo bym chciał. Nie powiedziałem tego dlatego, że nie chcę ćwiczyć, po prostu chciałbym mieć tyle czasu, by spokojnie ćwiczyć. Cały czas gram, gdy pracuję. Do tego ważną rzeczą jest fakt, że odświeżam regularnie sobie pewne zagadnienia podczas klinik, warsztatów czy campów. Ponadto wiele eksperymentuję. Nauczyłem się także ćwiczyć bez zestawu perkusyjnego podczas długich lotów i nudnych nocy w hotelu. Wiele rzeczy możesz przećwiczyć w swojej głowie, nie mając zestawu perkusyjnego.
Czytasz komentarze w internecie na swój temat?
Nie, nie bardzo.
Pytam dlatego, że w moim odczuciu jesteś z kategorii tych kontrowersyjnych perkusistów…
Tak, zdecydowanie… Jeżeli pracujesz w branży rozrywkowej, a szczególnie w branży muzycznej, musisz być nauczony tego, że spotkasz się z odmową. To pierwsza i podstawowa rzecz. Musisz wiedzieć, że na tyle osób, ile cię lubi, tak samo tyle albo więcej cię nie lubi. Lady Gaga ma 80 milionów fanów, ale ma 300 milionów ludzi, którzy jej nie znoszą. Ona koncentruje się nie na tych, co nienawidzą, tylko na swoich fanach.
No dobrze, zapytam z innej strony. Dlaczego Thomas Lang jest kontrowersyjnym perkusistą?
Tyle, ile ja widzę, a nie czytam tych wszystkich komentarzy, są zawsze dwie strony medalu. Wydaje mi się, że trzeba utrzymać ten balans. Tak, jak wspomniałem, są osoby, które cię lubię i nie lubią. Myślę, że trzeba być kontrowersyjnym. Są ludzie, którzy mają cię głęboko w du*ie i są osoby, które poświęcają czas na to, by skomentować twój fi lm, co jest swego rodzaju komplementem. Jeżeli ktoś poświęca czas, by napisać: "O, to jest okropne… Ten gość to leszcz… Jestem lepszy…" - znaczy to, że 13-letni dzieciak nie ma co robić (śmiech). Ludzie, którzy mają daną sprawę gdzieś, nie będą komentować. Znając branżę muzyczną, dobrze wiesz, że każdy, kto poświęca czas, by dać komentarz profesjonalnemu muzykowi, sam nie jest profesjonalnym muzykiem. Myślisz, że Steve Gadd lub Vinnie Colaiuta poświęcaliby czas, by skomentować moje video? Albo, czy ja skomentowałem Vinniego Colaiutę albo Dave Weckla, Virgila Donati? Komentarze, szczególnie te negatywne, są bezwartościowe, ponieważ pochodzą od niekompetentnych krytyków.
Na przestrzeni lat twojej kariery, która już trwa trochę… Nie jesteś już przecież najmłodszy…
…tak, też to odnotowałem (śmiech).
Jaka krytyka twojej działalności i gry była dla ciebie największą inspiracją?
Zawsze to była kwestia muzyków, którymi się otaczałem i z którymi współpracowałem. Kiedy ktoś powiedział: "O, to było beznadziejne, zrób to jeszcze raz" albo, że gdzieś przyspieszyłem niepotrzebnie. No wiesz, zawsze muzycy, z którymi gram. Pamiętam dokładnie, to było w studio w Monachium, gdzie nagrywaliśmy, jeszcze chyba w latach osiemdziesiątych… Gdzieś na początku mojej kariery. Zagrałem jedno ujęcie i wróciłem do reżyserki. Gitarzysta - to był Włoch - lider zespołu powiedział do mnie: "Dlaczego w ogóle się fatygujesz tu przychodzić? Wracaj i zagraj jeszcze raz!" Myślałem, że było świetnie, a okazało się, że było tragicznie. Ja do nich: "Idioci, to było wspaniałe!" (śmiech), a oni: "Mówisz poważnie? To ty jesteś idiotą, posłuchaj tego!" Byłem w szoku, że inny muzyk ma lepsze pojęcie na temat mojego występu niż ja. Ścięło mnie to z nóg. Nie wiedziałem zupełnie, jak kiepski byłem! To był głośny dzwonek rozsądku dla mnie. Zmieniło to kompletnie moje nastawienie do nagrywania, grania i występowania. Jeden gość, który nazwał mnie beznadziejnym przypadkiem, ponieważ nie zdawałem sobie sprawy, jak słabo zagrałem, traciłem czas, by to odsłuchać, marnując przy tym czas innych. Jesteś idiotą, amatorskim idiotą!
Jak to brzmiało?
Zagrałem za dużo, było to egoistyczne ujęcie, nie wsparłem muzyki. Zmieniłem kompletnie swoje nastawienie po tym zdarzeniu. Od tego czasu zrobiłem wiele sesji, mieszkałem wtedy w Londynie, przez 15 lat. Skoncentrowałem się na time’ie, groove’ie i brzmieniu, i na niczym innym. Jeżeli posłuchasz tych nagrań z tego właśnie okresu, to przyznam, że czuję się w tym naprawdę dobrze, nawet dziś. To działa. Nawet, jak słyszę to w radio, myślę sobie: "Hmm, to dobre!" Jest to różne oczywiście, ponieważ są to sesje innych artystów i musisz wspierać produkt danego artysty, więc nie może tam być zbyt wiele twojego osobistego dotyku.
Czasami perkusiści zbyt osobiście odbierają pewne rzeczy.
Tak, oczywiście, czasami tak jest, bierzesz rzeczy zbyt osobiście, ponieważ jesteś osobą. Jak komuś się coś nie podoba, musisz być przygotowany na odrzucenie tego, co zrobiłeś. Jako muzyk sesyjny nauczyć się musisz przede wszystkim, by zadowolić producenta i autorów, osób, które cię zatrudniły. Jest to pewna forma prostytucji. Chcesz rockowej perkusji? To zagram rockową perkusję, nie zagram ci przecież latyno. Zadowolić producentów, spełnić oczekiwania. To jest praca, to jest opis perkusisty sesyjnego. Nie ma w tym wiele osobistych spraw. Kiedyś można jeszcze było eksperymentować podczas sesji, teraz już się to nie zdarza. Jeżeli jesteś Jeffem Porcaro, który wychował się w tamtych czasach, gdzie nie było limitów budżetowych na studio, wszyscy sobie leżą na kanapach, eksperymentują… Ale te czasy już minęły.
Mam więc kolejne pytanie…
Strzelaj!
Co było dla ciebie największym wyzwaniem do tej pory?
Hm… Nie jest to rzecz, która dotyczy tylko i wyłącznie mnie, ale wielu muzyków w obecnej muzyce. Największym wyzwaniem jest to, by pozostać zajętym, pracować. W momencie, gdy biznes muzyczny się zmienia, wiedzieć, jak spieniężyć muzykę. Sięgać do wielu źródeł jednocześnie. Ja np. nie tylko gram, ćwiczę i robię muzykę. Większość rzeczy wiąże się z produkcją muzyki, sprzedażą muzyki, jej reklamowaniem. To jest najtrudniejsze, by znaleźć odpowiednie kierunki, dostosować swoją karierę do zmieniających się okoliczności.
Nie uważasz, że perkusiści są - albo inaczej - muszą być znacznie bardziej menadżerami niż 20 lat temu?
Nie tylko perkusiści - ogólnie muzycy tak muszą działać. Po pierwsze - musisz być najlepszym muzykiem, jak tylko możesz być. Po drugie - musisz być swoim dobrym menadżerem, autopromotorem, publicystą, montażystą fi lmów, realizatorem nagrań, nauczycielem, autorem… Rozumiesz? Wielką częścią obecnego rynku muzycznego jest autopromocja, ponieważ wytwórnie płytowe nie funkcjonują już tak, jak funkcjonowały 20 lat temu. Wtedy podpisywałeś kontrakt z wytwórnią, która dbała o twój wizerunek i promocję. Teraz w czasach YouTube i Sound Cloud, nie potrzebujesz wytwórni do produkcji, ale potrzebujesz powiadomić świat, że twój produkt istnieje. I tą osobą jesteś ty! Nie ma wytwórni , nie ma działu marketingu, który by to za ciebie zrobił. To ty musisz powiedzieć światu: "Hej, to jest mój nowy album, zobaczcie go na Sound Cloud! Tu jest link." To musi się stać dla ciebie pracą. Jedynym sposobem na to, by sprzedawać swoją muzykę jest powiadomienie ich o tym, że istnieje i że jest wspaniała. Skierować oczy i uszy na twój produkt. Musisz stać się specjalistą do spraw mediów, reklamy i temu podobnych rzeczy. To jest wyzwanie dla każdego, szczególnie dla muzyków. Jest to zupełnie inna bajka i wymaga innego spojrzenia na branżę muzyczną.
Czyli trzeba wychodzić z piwnic i garaży. Są perkusiści, którzy mówią: "Jestem świetnym perkusistą, dlaczego nie gram z nikim?".
To jest głupie pytanie, bardzo durne pytanie z ich strony. Jestem bardzo staromodny i wydaje mi się, że zamieszczanie takiego grania na YouTube jest nic nie warte. Nikt z prawdziwej branży muzycznej tym się nie zainteresuje. Mamy obecnie nowy fenomen na świecie, a mianowicie wirtualny sukces i prawdziwy sukces. Kojarzysz Cobusa Potgieter, jego kanał na YouTube ma największa oglądalność ze wszystkich perkusyjnych kanałów. Jest bardzo znanym perkusistą online, ma miliony wejść na swoje fi lmy. Wsadził kilkadziesiąt tysięcy dolarów, by zrobić te fi lmy video, tymczasem ma zero dolarów zarobionych z tego tytułu. Te reklamy tam to jakieś centy… Wielki sukces w sieci, ale na żywo żaden sukces. Nowa generacja nie bardzo potrafi rozróżnić wirtualny sukces od tego prawdziwego, gdzie są dolary, domy, baseny itd. Młodzi myślą, że sukces na YouTube coś znaczy, tak naprawdę nic nie znaczy. Wracamy znowu do tematu o złych komentarzach. Jeżeli ktoś daje mi negatywne komentarze w internecie to nie ma to wpływu na mnie i moją karierę, ponieważ jest wyraźne rozdzielenie świata realnego i świata cyfrowego. Tu masz szum, a tu masz dolary. Jeżeli chodzi o to wychodzenie z piwnic i garaży, o którym wspominałeś, to ludzie powinni z powrotem do nich wejść, ale ze swoimi kolegami. Powinni wrócić do starej szkoły tworzenia.
Co masz przez to na myśli?
Mam na myśli, by grać razem, osiągnąć prawdziwy sukces. Zagrać w barze z kapelą, wejść do garażu i grać próby.
Zgadzasz się z tym, by łapać każdą okazję do gry?
Jak najbardziej. Musisz pokazać, że ci zależy, że jesteś w temacie i jesteś gotowy. Nie zawsze się to wiąże na początku z pieniędzmi. Szczególnie młodzi powinni nieraz poświęcić parę rzeczy na początek. Być w kontakcie!
W tym momencie wróciliśmy już do Hear Studio, gdzie każdy z pełnym brzuchem i po uchwyceniu dawki słońca, był gotowy zasiąść do kolejnej porcji ćwiczeń. Bez większych wstępów Thomas przeszedł do kolejnego tematu swojego campu. Niesamowicie rozbrajający był moment przerwy jakieś półtorej godziny później. Celem odświeżenia głów Thomas zarządził dziesięć minut pauzy. Uczestnicy ten czas poświęcili na… siedzenie przy zestawie Thomasa i zabawie brzmieniami Rolanda, na którym grał. Lang przedzierał się przez olbrzymi bank brzmień modułu i każdy ich zestaw ogrywał w danym stylu. Uczestnicy campu nie mieli dość, a to był dopiero początek...
Serdeczne podziękowania dla Agnieszki Trzeszczak
Foto: DW Drums Polska oraz Meinl Drum Festival
Powiązane artykuły
QUIZ – Nie wiesz tego o Evans!
1 / 12
Evans jest w rodzinie firmy D’Addario wspólnie z marką pałeczek…