Jurek Skarżyński (The Lowest, Sailor’s Grave)
Dodano: 12.06.2014
Reprezentanci krajowej sceny hardcore rzadko mają okazję pojawić się na łamach Magazynu Perkusista.
Ten artykuł czytasz ZA DARMO w ramach bezpłatnego dostępu. Zarejestruj się i zaloguj, by mieć dostęp do wszystkich treści. Możesz też wykupić dostęp cyfrowy i wesprzeć rozwój serwisu.
Jurek Skarżyński, na co dzień bębni w dwóch flagowych formacjach dla nurtu hc i metalcore - The Lowest oraz Sailor’s Grave. Z Jurkiem rozmawiamy o tym, czym jest scena hc, jak jego zespoły odnajdują się na rynku, a przede wszystkim o tym, czy środowiska, których jest częścią, walczą ze sobą.
Na początek z grubej rury. Pochodzisz ze środowiska hc, ale poza The Lowest - zespołem nie tylko w mojej opinii mogącym w przyszłości mieć papier z Deathwish Inc, stukasz w bębny również w metalcore’owym Sailor’s Grave. Wbrew pozorom jedno i drugie ma ze sobą związek, gdyż obydwie kapele mniej lub bardziej są częścią "sceny". Czym dla Ciebie jest tzw. scena i czy to hasło nie uległo czasem dezaktualizacji?
Cóż, moim zdaniem zespoły faktycznie należą do tej samej sceny. Z SG od początku trzymamy się bardziej sceny hardcore/punk, co owocuje tym, że jesteśmy zawieszeni trochę pomiędzy nią, a sceną metalcore. Kiedyś było to z grubsza to samo towarzystwo. Teraz metalcore idzie w dziwną stronę, zespoły grają coraz bardziej popowo (śpiewane refreny na autotunie nawet jeśli ktoś nie radzi sobie ze śpiewaniem etc.) co sprawia że ludzie słuchający tej muzy też się zmieniają. Drogi hardcore'a i metalcore'a (przynajmniej na razie) się rozchodzą. Dla mnie scena to jest coś więcej niż muzyka, to jest właśnie super w scenie hardcore, że poza tym że lubimy posłuchać dobrej muzyki, tworzymy jakąś społeczność, lubimy sobie pomagać i coś budować razem. To jest dla mnie scena.
Scena przeżywa liczne kryzysy związane z pojawiającymi się trendami i nowymi zjawiskami także czysto społecznymi. Co dziś jest jej dumą a co ją niszczy? Masz jakikolwiek punkt odniesienia do sceny sprzed dekady? Koledzy z zespołów pamiętają scenowe zatargi?
Hmm... To co działo się 10 lat temu znam z opowieści, bo sam miałem wtedy 11 lat, zaczynałem przygodę z bębnami, muzyką i nie myślałem, że kiedyś stanę się w ogóle częścią czegoś tak fajnego jak scena hc. Z opowieści jednak wynika, że te dziesięć lat temu sprawa przedstawiała się inaczej. Było trochę mniej personalnych rozjazdów, mniej kwasu w tym wszystkim. Wtedy też metalcore był jednością z hardcore'em, co teraz się rozpłynęło. Brzmi jakbyśmy wstrzelili się w zły czas z naszym pomysłem na kapele, ale też nie jest tak, że teraz się nie da, co staramy się udowodnić.
Nie uważasz, że na swój sposób prowadzicie taką małą wojenkę z malkontentami którzy na metalcorze od lat wieszają psy? A może odwrotnie, z hardcore’owcami, którzy przeważnie są dość hermetycznym i ograniczonym środowiskiem unikającym "nowinek"?
Wojenką bym tego nie nazwał. Czasami kiedy występujemy na koncertach hc mam wrażenie, że to co gramy nie do końca trafia do ludzi ponieważ parę lat temu skreślili już metalcore'a ze swojej playlisty, albo w ogóle go nie słuchali. Zawsze jednak po koncertach dużo osób mówi, że fajnie i że im się podobało. Wiesz, do każdego nie trafimy, nieważne jak bardzo byśmy chcieli. Grunt, że na każdym gigu ktoś podejdzie i powie, że było spoko. Wtedy każdy z nas w swojej głowie świętuje małe zwycięstwo, nie wiem czy w wojence czy nie, my w każdym razie nikomu wojny nie wypowiadamy. To są po prostu małe kroczki po gigantycznych schodach.
Co jak do tej pory było największym wyzwaniem? Przemówienie do fanów Parkway Drive, że w Polsce też można tak grać i nie robić tego na pół gwizdka? (śmiech)
Wiadomo, że od samego początku inspirujemy się Parkway Drive i australijską szkołą grania. Stwierdziliśmy, że będziemy robić swoje i żywić nadzieję, że nie tylko nam będzie się to podobało (śmiech). Myślę, że największym wyzwaniem dla nas jest granie muzyki, w której większość rzeczy została już wymyślona, co skutecznie podcina skrzydła mniejszym kapelom. Ostatnio, po wydaniu naszej pierwszej długogrającej płyty pojawiło się kilka głosów, że coś tam ukradzione, przekalkowane. Staramy się jak możemy dodawać do tego coś od siebie, nie mamy na celu kopiowania nikogo. Gramy ciężką muzykę w australijskim nurcie i tyle.
A w The Lowest nie kradniecie? (śmiech)
Oczywiście jak TL wypuściło pierwszy materiał też kradliśmy (śmiech). Teraz jakoś nam przeszło podobno. Ale miejcie się na baczności!
A jak zaczęła się Twoja przygoda z perkusją?
Już od małego gadałem że "będę grał na bębence", Zawsze jarał mnie ten instrument. Rola nadającego rytm serca zespołu zawsze mi się podobała. W wieku 11 lat zapisałem się na prywatne lekcje do pana Tadzia (pozdrawiam). A potem, kiedy doszedł do wniosku, że przekazał mi wszystko co potrafi, przeniosłem się do szkoły muzycznej im. Krzysztofa Komedy w Warszawie i tam pod okiem pana Irka (pozdrawiam również) cudem dobrnąłem do jej końca (śmiech). Przygoda trwa, nie nudzę się i nie daję sobie odpuścić.
Założę się, że perkusja nie była Twoim wiodącym instrumentem w szkole?
Jest to szkoła muzyki rozrywkowej, w dodatku prywatna, a ja od razu zostałem przyjęty na drugi rok, bo coś tam umiałem. Perkusja towarzyszyła mi zatem od początku, ale poza nią miałem gitarę, wibrafon i instrumenty perkusyjne, zajęcia z zespołem sekcyjnym, harmonię jazzową opartą o pianino i parę przedmiotów zgłębiających historię muzyki. Więc perka nie była jedynym instrumentem z jakim miałem do czynienia.
Powiedziałeś mi kiedyś, że grasz metalcore, bo to bardziej wymagająca muzyka niż hc. Wiedzę wyniesioną ze szkoły muzycznej stosujesz właśnie w SG?
To jest tak, że w szkole nauczyli mnie jak grać na perkusji i dobrze wydobywać z niej dźwięk. W takim razie automatycznie wiedza zdobyta w szkole pomaga mi w Sailor's Grave i w The Lowest. Oczywiście nie gram tam z dynamiką charakterystyczną dla bossa novy czy funku, ale fakt, że poznałem sposoby, w jakie gra się inne gatunki pozwala mi używać różnych dynamik i kontrolować to co gram z pełną świadomością.
Breakdown to dla Ciebie ważna część utworu?
Zdecydowanie tak, ale przemyślany. Jestem zwolennikiem nieco szybszych breakdownów, gdzie jedna z gitar gra ów breakdown a druga nałożoną na niego linię melodyczną. Nie gardzę jednak topornymi breakami, ale też muszą coś w sobie mieć. No i nie lubię używania ich w każdym kawałku, bez przesady (śmiech).
Dostosowujesz wielkość zestawu do koncertu / gry w danym zespole? Jakiego sprzętu używasz?
Z The Lowest gram na trochę mniejszym zestawie. W obu zespołach używam tylko jednego toma i floora. Poszerzam zestaw o więcej talerzy kiedy mam grać z SG ale nie zawsze. Czasami, kiedy klub nie pozwala, gram na tym co jest albo dostosowuję swój zestaw. Nie upieram się przy konkretnym ustawieniu. Nie zawsze jest to wygodne, a czasem orientuję się, że któreś ustawienie ma w sobie coś lepszego niż moje i stosuję je u siebie. Mój zestaw to Ddrum Dominion Maple z centralą 22"x20" (jest mega) Tomy 12" i 16", werbel Tama Warlord Valkyrie Custom 13". Blach używam rożnych, nie mam endorsmentu ani sponsora żadnego, więc dobieram spośród różnych marek według uznania. Ostatnio królują u mnie Sabian i Zildjian. Przede wszystkim Sabian. Mam hihat Zildjiana Z3 14", splasha Paiste Alpha 10", crasha Sabian AAX X-plosion 17", crasha Sabian HHX Stage 18", Jakiegoś starego zmęczonego rida Saludy chyba 20" i chinę Sabian AAX Xtreme 17".
Jesteś z pokolenia, które ma dostęp do wszystkiego. Muzyki, lekcji, sprzętu. Czego zatem pragniesz, z tego co pozostaje poza Twoim zasięgiem?
Faktycznie, jeśli chodzi o możliwości w dzisiejszych czasach jestem rozpieszczony i mam dostęp do wielu pomocy naukowych. Problemem jest zwrócenie na siebie uwagi ludzi z branży promującej muzykę. Myślę, że wynika to z tego, iż teraz łatwo jest pokazać swoją twórczość, pływamy w morzu kapel i tylko niektórzy zostaną zauważeni. The Lowest ma łatwiej pod tym względem, bo w scenie hardcore jest wiele wytwórni działających na zasadzie DIY i ludzie chcą coś robić bardziej dla zajawki niż zysku. W świecie metalcore'a są normalne gwiazdy i jest to rynek nastawiony bardziej na robienie kasy. Poza tym, nie ma już tak, że chodzą łowcy talentów, wyłapują z podziemia jakieś kapele i wynoszą je na szczyt. Teraz jest tak, że żeby zostać zauważonym w zasadzie musisz być na poziomie, który pozwala ci działać samemu. Wtedy to tylko ułatwienie, gdy label ogarnie Ci trasę albo pomoże wydać płytę.
Z The Lowest na przykład dość regularnie koncertujecie po Europie.
Zgadza się. Staramy się przynajmniej jedną trasę w roku zaliczyć. Trochę już zwiedziliśmy Europy. W przyszłym tygodniu wyjeżdżamy, aby objechać Bałtyk dookoła. Siedzę już trochę na szpilkach (śmiech).
Wszystko DIY?
Trasy ogarniamy sobie sami. Piszemy tonę maili szukając organizatorów w miastach i jak znajdujemy to klepiemy to i tak w końcu całość układa się w trasę. 100% DIY
Wychodzicie na zero?
Jak na razie tylko jedna trasa okazała się wtopą. Narobiliśmy merchu, na który na południu, jak się okazało, nie ma za bardzo popytu i trochę trzeba było dołożyć do interesu. Zwykle jednak bez problemu wychodzimy na zero.
A w Polsce?
W Polsce z SG nie zawsze wychodzimy na zero. Z The Lowest mamy mniej przygód pieniężnych niż Sailor's Grave, bo towarzystwo robiące nam koncerty TL jest często bardziej ogarnięte. Nie trafiamy z TL na ludzi, którzy nie wywiązują się z ustalonej stawki mimo, że na koncercie było spokojnie tyle osób żeby zapewnić nam wymaganą sumę. Czasami wracaliśmy na minusie. Ale to się poprawia. My wiemy czego żądać, do kogo się odzywać, gdzie jeździć. Uczymy się na błędach.
Oby było ich najmniej. To kiedy ten tour the Baltic?
Wyjeżdżamy 18 czerwca. Trasa potrwa 12 dni. Będzie super. Myślę, że gdyby nie to, że zasiliłem szeregi TL mógłbym nigdy takiej podróży nie odbyć.
Mam nadzieję, że wszystko się uda. Dzięki za Twój czas i do następnego.
Wielkie dzięki za wywiad. Do usłyszenia i zobaczenia!
Rozmawiał Grzegorz "Chain" Pindor
QUIZ – Nie wiesz tego o Evans!
1 / 12
Evans jest w rodzinie firmy D’Addario wspólnie z marką pałeczek…