Wirtuoz gitary, znany u nas przede wszystkim z występów w Megadeth, gdzie razem z Nickiem Menzą tworzył - zdaniem wielu prawdziwych fanów - najlepsze oblicze zespołu.
Grał z wieloma perkusistami, którzy prezentują olbrzymi poziom. Okazało się, że Marty ma po prostu zwyczaj współpracy z takimi muzykami, o czym wspomina już na początku naszej rozmowy.
Marty Friedman to gitarzysta, który potrafi nieziemsko groove’ić. Słychać to może nie tyle w pierwszym okresie jego twórczości, ale właśnie później, kiedy dołączył do Megadeth i grał wówczas z jednym z najlepiej groove’iących perkusistów thrash metalu, jakim bez wątpienia był Nick Menza. Marty bardzo poważnie podchodzi do współpracy z perkusistami, co widać po nazwiskach, jakie obsługują perkusję w jego nagraniach.
Spotkaliśmy wirtuoza podczas prezentacji sprzętu firmy Roland, a więc również efektów Bossa, na specjalnym pokazie przed targami NAMM Show. Marty uległ wielkiemu wpływowi współczesnej kultury japońskiej i wyglądał dość ekstrawagancko w stosunku do tego, co można spotkać w naszej szerokości geograficznej. Przyznam szczerze, że dodaje to jeszcze więcej charakteru temu muzykowi, który bardzo mocno zaprzyjaźnił się z Krajem Kwitnącej Wiśni.
Muzyk nie dał się długo prosić, temat perkusji okazał się zachęcający. Widać było, że jest to swego rodzaju odskocznia od setek wywiadów gitarowych, gdzie mimo olbrzymiej ilości ciekawych historii i tematów, sedno jest to samo. Tym razem było to coś specjalnego. Usiedliśmy więc na kanapach przed salą bankietową i mimo ogromnego gwaru wkoło oraz wielkiego zainteresowania otaczających nas ludzi zagłębiliśmy się w perkusyjną stronę Marty’ego, który wyraźnie powiedział nam, jaki typ perkusistów mu odpowiada, a jaki omija szerokim łukiem. Okazuje się, że gitarzysta - mimo spokojnego sposobu bycia na co dzień - lubi, kiedy na scenie perkusista zmienia się w zwierzę. Sami zobaczcie…
Jaki jest twój ogólny pogląd na rolę perkusisty?
Zacznę może tak - miałem mnóstwo szczęścia, jeżeli chodzi o perkusistów. Mój pierwszy zespół miał świetnego perkusistę, naprawdę super, super dobrego bębniarza. Tak więc już od samych młodzieńczych lat miałem możliwość współpracy z dobrymi perkusistami. Dlatego też jestem bardzo wyczulony na ich punkcie. Każdy, kto lubi muzykę rockową, heavy rock czy też metal, powinien sobie zdawać sprawę, że perkusja to niesamowicie ważny instrument. Jest to wręcz najważniejszy instrument.
Serio. Jestem w trakcie nagrywania albumu, więc wiem, jak niezwykle ważny jest to instrument. Jestem wyczulony na perkusistów i muszę ci powiedzieć, że jestem przeciwnie nastawiony do 95% współczesnych perkusistów.
Lubię perkusistów, którzy grają równo, trafiają w "time". Jeżeli posłuchasz moich solowych płyt, to usłyszysz tam bardzo solidne bębnienie. Jest to dokładnie to, co chciałem mieć. Chciałem powiedzieć - interesujące bębnienie, ale muszę powiedzieć, że nie lubię interesującego bębnienia. Lubię dobre bębnienie. Nie lubię interesującego bębnienia, innowacyjnego bębnienia, wykwintnego bębnienia, technicznego bębnienia, cwanego bębnienia, bębnienia, gdzie jest dużo wysokich dźwięków, nie lubię zbyt dużej ilości talerzy. Kiedy perkusista uderza w talerz, lubię, jak jest on uderzony bardzo, ale to bardzo mocno. Całe bębny powinny być uderzane solidnie. Bardzo mocno, idealnie w "time", a talerze tylko wtedy, kiedy to naprawdę konieczne. Zbyt dużo talerzy to koszmar, ale zbyt mało talerzy jest jeszcze gorsze.
Wtedy wchodzi do akcji praca w studio…
Nie lubię wracać do studia i kwantyzować grę perkusisty. Każdy perkusista, nawet ci najlepsi na świecie, może troszeczkę się kołysać. Jeśli jest to minimalna kosmetyka to ok, może być. Jednak, jeżeli perkusista nie potrafi mocno zagrać do klika to moim zdaniem nie może się nazywać perkusistą w XXI wieku. Musisz być bardzo mocno zaznajomiony z metronomem, zarówno w studio, jak i na żywo, na scenie. Im bardziej jesteś zaznajomiony z klikiem, tym więcej rzeczy będziesz w stanie zrobić, tym więcej ofert pracy otrzymasz, więcej sesji w studio i koncertów.
Jednym z moich ulubionych perkusistów jest Jeremy Colson. Znasz go zapewne? Grał trasę ze mną i grał na moich wcześniejszych płytach. Potrafi zrobić jedną z ważniejszych rzeczy, grając z metronomem. Nie każdy perkusista to potrafi. W momencie zmiany tempa w trakcie utworu np. na początku jest 165, a utwór kończy się w 185. On to potrafi płynnie zrobić, co uważam za oznakę markowego perkusisty. Daje to wolność reszcie zespołu w interpretacji kompozycji. Myślę, że im lepiej radzisz sobie z metronomem, tym lepszym perkusistą jesteś.
Wszyscy perkusiści, z którymi grałeś, posługiwali się metronomem? Nick Menza, Deen Castronovo?
Graliśmy zawsze z metronomem. Gdyby Deen nie był w stanie grać z klikiem nie grałby już 20 lat z Journey. To mówi samo za siebie.
Jaką radę dałbyś młodym perkusistom?
Jeżeli miałbym dać radę perkusistom to byłoby dokładnie to - zawsze, ale to zawsze grajcie z metronomem. Oczywiście, czasami jest tak, że nie masz metronomu, co jest ok, ale tak czy inaczej twoje ciało potrzebuje tego zegara.
Billy Cobham mówił mi, że nie potrzebuje mechanicznego metronomu, że ma zegar w sobie.
Cobham to fantastyczny perkusista, ale to nie jest mój świat.
Ale nie uważasz, że utwory potrzebują czasami kołysania, by dodać charakteru?
Oczywiście, że tak uważam, ale zanim będziesz w stanie coś takiego zrobić, musisz przez lata nabierać doświadczenia. Musisz być profesjonalistą, by tak grać. Nie jest to może rzecz, którą chciałbym mówić młodym perkusistom. Dopiero, gdy jesteś zawodowcem, potrafiącym grać z metronomem, możesz odstawić metronom i robić fale w tempie, ale robisz to wtedy świadomie i masz nad tym kontrolę. Powinieneś być w stanie to robić nawet wtedy, gdy klik jest włączony. Jest to bardzo, bardzo zaawansowany poziom i też nie jest niezbędny w prawdziwym życiu. W niektórych sytuacjach jest to oczywiście niezbędne. Wszystko zależy od sytuacji. Np. z Beyonce będziesz grał przez większość czasu z klikiem, z The Beatles będziesz trzymał tempo, w moim zespole będziesz grał w danym tempie, ale jest u mnie wiele zmian, które są ściśle wykonane na podstawie metronomu. Wszystko więc sprowadza się do tego, co mówiłem wcześniej, im lepiej grasz z metronomem, tym lepiej dla ciebie.
Co jeszcze cię denerwuje w garowych?
Gdy perkusista nie gra w time - to już mówiłem, ale jeszcze raz podkreślam, bo to jest analogicznie tak, jakby gitarzysta był rozstrojony. Kolejną rzeczą, której nie lubię, jest to, kiedy perkusiści grają jakiś rytm i nie ma w tym czucia. Nie znoszę też, gdy perkusiści nie grają dostatecznie mocno. Nie lubię też, gdy jest zbyt gęsto, zbyt dużo przejść, a z pewnością u mnie na płycie nigdy nie usłyszysz rototomów. Moim zdaniem nie ma miejsca na takie brzmienie. Jestem oczywiście tylko jedną osobą i wypowiadam się za siebie, każdy ma swoje przyzwyczajenia i ma prawo do swojej opinii.
Gdybyśmy chcieli aplikować do gry u ciebie?
Powinieneś mocno się spocić u mnie podczas gry na bębnach, uderzać w bębny tak mocno, jak tylko jesteś w stanie. Żeby wyglądało to tak, jakbyś był w muzyce. Oczywiście, zdarzają się przypadki, gdzie uderzając nieco lżej, brzmisz głośniej. W momencie, gdy oglądam perkusistów, chciałbym, by wyglądali tak, jak Tommy Lee. Tak powinni prezentować się rockowi perkusiści.
Lubisz widowisko za bębnami?
Jest to najbardziej wizualny i widowiskowy instrument, więc trzeba z tego korzystać. Jest to jedyny członek zespołu, który siedzi z tyłu, więc nie ma dla niego żadnego wytłumaczenia, by nie zachowywać się jak zwierzak (śmiech). Gitarzysta stoi z gitarą przez dwie godziny, a bębniarz siedzi na dupie, więc ma większą szansę zrobić lepszy show. Nie ma tu żadnej wymówki.
Graj w time, graj mocno. Z kogo brać przykłady - twoim zdaniem?
AC/DC czy wspominany Tommy Lee to są dobre przykłady na dobrą grę na bębnach. Nauka utworów AC/DC nie jest zbyt trudna, ale na pewno bardzo, bardzo trudne będzie zagranie tego jak mężczyzna. To jest kolejna moja rada - jeżeli będziesz w stanie zagrać w "time" jak facet, bardzo energetycznie utwory AC/DC to prawdopodobnie będziesz w stanie współpracować z każdym w muzyce rockowej.
Rozumiem więc, że współpraca z takimi muzykami jak Gene Krupa czy Buddy Rich nie jest tym, czego chciałbyś najbardziej w kwestii bębnów?
Bardzo ich szanuję, to są prawdziwe legendy, wielcy perkusiści, ale to nie jest mój świat. Tak, jak mówiłem, lubię granie takie, jak Jeremy Colson czy Deen. Musisz posłuchać też na moim nowym albumie perkusisty Anup Sastry. Stary, to fantastyczny perkusista!