Damion Reid
Dodano: 23.12.2015
Nowoczesne podejście do jazzu nie musi być jakimś karkołomnym siłowaniem się na oryginalność, która wyróżnia się bardziej formą niż treścią.
Ten artykuł czytasz ZA DARMO w ramach bezpłatnego dostępu. Zarejestruj się i zaloguj, by mieć dostęp do wszystkich treści. Możesz też wykupić dostęp cyfrowy i wesprzeć rozwój serwisu.
Idealnym przykładem jest Damion, który przyjechał do Polski z Robertem Glasperem, by w specyficznym klimacie tworzonym przez pianistę pokazać, że bębny nie mają żadnych ograniczeń stylistycznych.
Historia muzycznego życia naszego znakomitego gościa wydaje się być jedną z wielu podobnych, jakie słyszymy u czarnoskórych perkusistów. Damion ma jednak w sobie pewną dawkę tzw. sportowej złości, która dotyczy stereotypów i ciasnoty umysłowej, jaka panuje nie tylko w muzyce. Doskonale to widać w jego stylu gry, który ciężko porównać do kogokolwiek. Jest to istna mieszanka wielu stylistyk, czasami niespodziewanych, którą muzyk z wielką świadomością dostosowuje za każdym razem do granego repertuaru. Czy można nazwać to nowoczesną grą? Z pewnością, ponieważ ten miks gatunków oparty jest na bardzo solidnych fundamentach i nie jest jakimś nagłym wymysłem perkusisty, o czym będziecie mogli przeczytać w naszej rozmowie.
Przyjechał do Polski z Robertem Glasperem, który w swoim teoretycznie jazzowym obliczu sięga śmiało i z powodzeniem po soul, hip-hop czy RnB. Miejsce idealne dla Damiona! Złapaliśmy go na scenie, jak razem z obsługą techniczną bardzo rozentuzjazmowany komentował walory brzmieniowe swojego Sakae Celestial, który rozstawiony w rogu niepozornie drzemał przed zbliżającym się koncertem. Uśmiechnięty perkusista zeskoczył ze sceny, przybił "piątkę" i zapytał: "Możemy wyjść na zewnątrz? Chciałbym złapać nieco powietrza przed koncertem."
Damion jest ciekawym przypadkiem perkusisty odwiedzającego nasz kraj. Ciężko powiedzieć, czy jakikolwiek inny bębniarz może pochwalić się swoistą systematycznością wizyt z różnymi artystami. Od tego wątku rozpoczęliśmy naszą rozmowę, która przerodziła się w bardzo emocjonalne zwierzenia.
Rozmawiał: Artur Baran
Zdjęcia Damiona: Jarek Rerych
Zdjęcie bębnów: Perkusista
Wywiad ukazał się w numerze wrzesień 2015
Historia muzycznego życia naszego znakomitego gościa wydaje się być jedną z wielu podobnych, jakie słyszymy u czarnoskórych perkusistów. Damion ma jednak w sobie pewną dawkę tzw. sportowej złości, która dotyczy stereotypów i ciasnoty umysłowej, jaka panuje nie tylko w muzyce. Doskonale to widać w jego stylu gry, który ciężko porównać do kogokolwiek. Jest to istna mieszanka wielu stylistyk, czasami niespodziewanych, którą muzyk z wielką świadomością dostosowuje za każdym razem do granego repertuaru. Czy można nazwać to nowoczesną grą? Z pewnością, ponieważ ten miks gatunków oparty jest na bardzo solidnych fundamentach i nie jest jakimś nagłym wymysłem perkusisty, o czym będziecie mogli przeczytać w naszej rozmowie.
Przyjechał do Polski z Robertem Glasperem, który w swoim teoretycznie jazzowym obliczu sięga śmiało i z powodzeniem po soul, hip-hop czy RnB. Miejsce idealne dla Damiona! Złapaliśmy go na scenie, jak razem z obsługą techniczną bardzo rozentuzjazmowany komentował walory brzmieniowe swojego Sakae Celestial, który rozstawiony w rogu niepozornie drzemał przed zbliżającym się koncertem. Uśmiechnięty perkusista zeskoczył ze sceny, przybił "piątkę" i zapytał: "Możemy wyjść na zewnątrz? Chciałbym złapać nieco powietrza przed koncertem."
Damion jest ciekawym przypadkiem perkusisty odwiedzającego nasz kraj. Ciężko powiedzieć, czy jakikolwiek inny bębniarz może pochwalić się swoistą systematycznością wizyt z różnymi artystami. Od tego wątku rozpoczęliśmy naszą rozmowę, która przerodziła się w bardzo emocjonalne zwierzenia.
Nie odwiedzasz Polski po raz pierwszy?
No tak, to już będzie chyba moja piąta wizyta w Polsce. Byłem ze 3 razy w Warszawie, odwiedziłem też Poznań i Gdańsk. Przyjeżdżałem tu z takimi muzykami, jak Rudresh Mahanthappa, Greg Osby, Liberty Ellman, a w Gdańsku pamiętam, że grałem ze Stevem Lehmanem. Z Robertem jestem tu pierwszy raz. Wychodzi na to, że za każdym razem byłem tu z innym artystą.
Tyle razy ze wspaniałymi muzykami, a nasi perkusiści cię jeszcze bliżej nie znają. Kim jesteś?
Nazywam się Damion Reid i pochodzę z West Covina w stanie Kalifornia, jest to wschodnia część Los Angeles. Pochodzę z muzycznej rodziny, dlatego usiadłem za bębnami, gdy miałem trzy lata. Mój tata gra na kontrabasie i na typowym elektrycznym basie. Zaczynałem oczywiście w kościele, później grałem dużo z moim tatą i wszedłem w klimaty jazzowe. Moja mama gra na pianinie i śpiewa, z nią grałem na początku w kościołach, z tatą klimaty blues jazz, czyli ogólnie bardziej, nazwijmy to - świecką muzykę - grałem, jak skończyłem czternaście lat. Takie były moje początki i podstawy. Po skończeniu średniej szkoły przeniosłem się do konserwatorium muzycznego w Bostonie, czyli z jednego krańca Stanów na drugi. Później dostałem się na Thelonious Monk Institute of Jazz w University of Southern California, by ostatecznie znowu przenieść się na wschodnie wybrzeże do The New School w Nowym Jorku. Jak widzisz, troszkę się naskakałem po kraju, ale większość czasu spędziłem na wschodnim wybrzeżu w Nowej Anglii. Po przenosinach do Thelonious Monk Institute usłyszałem wiele różnych opinii na jego temat, dlatego wolałem wrócić na wschodnie wybrzeże, tym razem już do Nowego Jorku.
Czyli w sumie serca jazzu…
Dokładnie. Tam właśnie poznałem Roberta i cała historia mojego grania zaczęła się na dobre. Mówiąc w skrócie - tak wyglądała moja droga do profesjonalnego grania, sporo decyzji dotyczących szkół, ale chyba wyszło wszystko na dobre.
No dobrze, ale po jakiego diabła złapałeś się za bębny?
(śmiech) W sumie to dobre pytanie. Zawsze mi mówiono, że ciągoty w kierunku grania na bębnach miałem od zawsze. Miałem predyspozycje rytmiczne. Mama i moje ciotki powtarzały, że jak mama grała na pianinie to siedziałem i kopałem w rytm. Tu jest też bardzo ciekawa historia. Wyciągałem garnki i patelnie, by sobie na nich grać, teoretycznie nic nadzwyczajnego, bo wielu tak robiło, tylko, że ja zawsze wyciągałem dokładnie ten sam zestaw! Wyciągałem jakiś garnek "puk", sprawdzałem, nie podobał mi się, to trach go za siebie. Rodzicie mi opowiadali, że zawsze wyciągałem ten sam cholerny zestaw garnków. Mama wsadziła mi je wreszcie w pudełko, bym sobie mógł w nie stukać i nie niszczył innych sprzętów kuchennych. To był w sumie mój pierwszy zestaw, nawet tego nie pamiętam, tak młody byłem. Naturalnie później, gdy miałem już 3 lata, dostałem prawdziwe bębny, półprofesjonalne, ale mogłem sobie już jakoś pograć piosenki. Byłem rzecz jasna za młody, by z kimś grać, ale zacząłem się rozwijać. Gdy miałem 11 lat dostałem prawdziwy, fachowy set garów. Reszta to już historia i godziny ćwiczeń…
Właśnie, zazwyczaj o to nie pytamy, bo jest to nudne w przypadku typowych perkusistów, ale w twoim przypadku jest inaczej. Jest to niby open handed, ale nie do końca. O co tu chodzi?
Jestem ogólnie praworęczny, ale mam tendencję do robienia różnych rzeczy lewą ręką. Wydaje mi się, że jest to po pierwsze efekt lustra, tego, jak się obserwuje swoją grę w lustrze. Po drugie jest to u mnie naturalne ułożenie z dzieciństwa. Tak układały mi się ręce na samym początku, na garnkach. Mój tata grywał z Alanem Dawsonem i zaprowadził mnie do niego, jak miałem 4 lata. Chciał, by mnie przestawił na klasyczne ułożenie skrzyżowanych rąk. Alan powiedział: "Nie, nie, zostaw go tak, niech tak gra." Pokazał mi kilka rudymentów, czyli flamy, dwójki, paradidle. W takim ułożeniu nie używałem tradycyjnego uchwytu, tylko uchwytu niemieckiego. Moja lewa ręka była moją prowadzącą ręką przez cały okres studiów. Gdy poszedłem do The New School w Nowym Jorku, nawiązałem kontakt z Lewisem Nashem. Powiedział mi, bym spróbował grać praworęcznie, nie przestawać prowadzić lewą ręką, ale grać prawą ręką na zestawie i rozwijać umiejętności w tym zakresie. Na początku ćwiczyłem w domu, bo nie odważyłem się zagrać tak na scenie. Najgorsze było w tym wszystkim to, że zmuszałem się do grania tradycyjnym uchwytem, co w tym przypadku było ciężkie, wręcz nienaturalne. Kolejny nauczyciel powiedział mi, żebym został przy niemieckim uchwycie, ale próbował robić to, co mówił mi Nash. Lewa ręka pozostała wciąż moją silniejszą, mimo, że jestem praworęczny. Musiałem podciągnąć prawą i wyszło w sumie tak, że obie ręce ćwiczyłem jednocześnie, a bodaj w 2005 roku zacząłem publicznie grać praworęcznie. Zacząłem poszerzać swoje perkusyjne słownictwo i czuć się pewniej, moje poruszanie po zestawie było szersze, co pozwoliło na przeskakiwanie między prowadzącą prawą lub lewą ręką. Zostałem ostatecznie przy takim układzie, dzięki czemu naprawdę mogę uzyskiwać różne brzmienia.
To ma kolosalny wpływ na twój styl, bo jest to blast beat-jazz… Wszystko!
Zgadza się. To jest coś, co doceniam u wielu perkusistów metalowych, byli dla mnie inspiracją do grania z wielką energią i z równą siłą zarówno jedną, jak i drugą ręką. Jest to efekt budowania mocy i wydajności w obu rękach jednocześnie. W jazzie liczy się doskonała umiejętność posługiwania się w praktyce rudymentami, do tego dochodzi umiejętność dynamizowania, czasami trzeba zagrać cicho, czasami uderzyć mocniej, umiejętność gry na samym hi-hacie, odpowiednia praca na ride i bębnie basowym. Połączenie tej tradycji z nowoczesnością jest czymś, co zacząłem próbować robić. Bardzo się cieszę, że słyszysz to w moim graniu, słyszysz coś innego, ale jednocześnie potrafisz określić pochodzenie tych elementów. Naprawdę jest to dla mnie ważne, ponieważ fakt, że to zauważasz, świadczy o tym, że udaje mi się to przetłumaczyć w praktyce. W innym przypadku mógłbym mówić cokolwiek by do głowy przyszło na temat tego, co i jak gram. Widzisz jednak, że: "O, on ma korzenie w jazzie, ale korzysta też z nowoczesnych technik, które mogą przypominać metalowe zagrywki". Jest to rezultat mojej ogólnej miłości do wszelakiej muzyki. Ekstremalni metalowi perkusiści mają specyficzne brzmienie, które wpłynęło na rozwój perkusji. Od talerzy przez centralę, tomy po werbel. Nawet budowa pedałów perkusyjnych ewoluowała niesamowicie ze względu właśnie na metalowych perkusistów. Myślę, że są to rzeczy, nad którymi perkusiści mogliby się zastanowić, ponieważ wiele teoretycznie obcych elementów można wykorzystać w swojej grze. Dzięki takim kombinacjom z dynamiką, kolorami, warstwami można uzyskać coś, czego wcześniej nie było.
Ma to sens, ponieważ kompletnie cię nie czytam. Większość perkusistów da się porównać do innego perkusisty, z tobą jest problem…
No i proszę bardzo, masz odpowiedź. Jest mi niezwykle miło. Zawsze byłem uczony przez wytrawnych jazzmanów, żebym szukał własnego głosu. Własny głos to nie jest kopiowanie kogoś i dorzucanie czegoś od siebie. Nie, nie. Twój głos to twój głos! Urodziłem się w ciekawym roku, bo 1979, dzięki czemu jestem człowiekiem między dwoma światami. Mamy obecnie muzykę, która jest mocno zdigitalizowana, programowane bębny w pop, rapie czy też triggery w metalu. Jest to łączone z brzmieniem akustycznym. Ciąży na nas duża odpowiedzialność, ponieważ wielu starszych perkusistów miało do czynienia jedynie z brzmieniem akustycznym. Musieli się nauczyć, jak samemu zbudować duże lub małe brzmienie dla muzyki. Dlatego weź tę wiedzę i połącz ją ze współczesnymi możliwościami technologicznymi. Najgłupszą rzeczą, jaką może zrobić współczesny perkusista, to nie czerpać wiedzy z różnych stylistyk. Wszystko się zmienia i pewne rzeczy nie są takie jak kiedyś. Country nie jest takie samo, pop nie jest taki sam, metal nie jest taki sam, nawet jazz nie jest taki sam! Nie możesz więc być tak ograniczonym, by powiedzieć, że twoim ulubionym perkusistą jest Philly Joe Jones i robić wszystko to, co on robi. Bez urazy dla jego fanów. Dla mnie jednak jest to coś, co nie pozwala mi się rozwinąć. Oznacza to, że będę pasował tylko w jedno miejsce i jak ktoś powie: "Hej, Damion, jest rockowy zespół, w którym mógłbyś zagrać" to nie będę w stanie dać im tego, co potrzebują w tej muzyce. Zawsze chciałem być uniwersalny w tym, co robię niż być ekspertem w jednej dziedzinie. Jeżeli chcesz być mistrzem w bębnach to znaczy, że musisz grać więcej niż tylko jeden styl.
Czyli kiedy mamy jakiś rockowy jam w klubie to spokojnie możemy wyciągnąć cię za bębny…
Jasne, jedziemy z tym! Dla naszej generacji bardzo ważne jest być otwartym. Jeżeli nie jesteś, to się niczego nie nauczysz. To jest jak z ciągłym jedzeniem jednej rzeczy, resztę można sobie już samemu dopowiedzieć i wyobrazić.
Czy to ograniczanie się do współczesnej wersji muzyki nie jest przypadkiem podstawowym błędem najmłodszych pokoleń?
Oczywiście. Każdy dobry fachowiec zna historię swojego fachu. Nie mogę więc powiedzieć, że operuję w latach 90 i jestem dobrym rzemieślnikiem. Muszę sięgnąć dalej do historii. Nowoczesne bębny to ok. 100 lat historii. Właśnie tam muszę sięgnąć, by stać się prawdziwym fachowcem. Muszę zacząć w 1910 i dojść aż do lat 70, gdzie zaczęła pojawiać się elektronika. Jeżeli tego nie zrobię, to nie będę dobrym "majstrem". Było wielu perkusistów, którzy wnosili kolejne innowacje do perkusji i jak nie poznasz tej genezy, to nie będziesz mógł zagłębić się w nowoczesność, nie będziesz znał sposobu myślenia, w jaki sposób osiągnięto kolejne etapy rozwoju. Tak, jak prawnik, który jeżeli nie będzie znał historii prawa, to nie będzie rozumiał genezy powstania współczesnych przepisów. Chodzi tu przede wszystkim o niepopełnianie tych samych błędów lub nietworzenia fałszywego progresu, czyli coś, co wygląda jak rozwój, ale w rzeczywistości cię cofa. Dlatego w przypadku naszego pokolenia, ale też i pokolenia młodych perkusistów, dużym zagrożeniem jest negowanie historii. Kochamy to, co kochamy, gramy to, co gramy, ale nie możemy być zamknięci w jednej wizji, nie możemy pozwalać, by nasze ego brało nad nami górę, musimy to wyrzucić za siebie i mieć świadomość historii perkusji i objąć całą spuściznę, jaką pozostawili nam wielcy tamtych lat. Wtedy dopiero możesz powiedzieć, że czegoś nie lubisz lub nie jest tym, co cię rusza. Dzięki temu, że poznałeś i spróbowałeś tych rzeczy, możesz część z nich świadomie odrzucić i przyjąć to, co jest ci bliskie, a przez to kreować swoje własne brzmienie.
Ładnie nam się rozmawia, zgadzamy się niemal we wszystkim, ale przecież życie takie nie jest. Z czym musisz się zmagać na co dzień i naprzeciw czemu musisz stawać?
Dobrze, że o to pytasz. Można to nazwać "oczekiwaniami z założenia" ze względu na to (w tym momencie Damion pokazał skórę na swoich rękach). W moim kraju, gdybym chciał grać coś innego, to wiele osób by powiedziało, że nie mogę tego robić, bo przecież jestem czarny. Czyli opinia oparta na tym, jak wyglądam. Mogę powiedzieć, że jest to największe wyzwanie, ponieważ jestem Afroamerykaninem, który urodził się w USA i tam dorastał. Wiedz o tym, że jest różnica między wschodnim a zachodnim wybrzeżem, między środkowym wschodem i południem. Wszędzie są te różnice kulturowe. Osobiście mam to gdzieś, bo dla mnie liczy się to, co dla mnie brzmi dobrze. W tym jest całe sedno! Żeby ludzie zamknęli oczy i użyli swoich uszu! Tu jest największy problem, bo przecież tak samo można powiedzieć odwrotnie, że biali nie powinni grać czegoś tam! A wszystko przez to, że nie zamkniesz oczu i nie zaczniesz słuchać. To jest największy problem współczesności, że mamy tyle uprzedzeń, dyskryminacji, narzuconych opinii, kto co powinien robić. Jasne, że pewne osoby są predysponowane mocniej do pewnych stylistyk, ale głównie ze względu na to, że miały z tym większą styczność tak, jak ja. Po jakimś czasie, jeżeli wykorzystasz swoje umiejętności, znajomość historii i tradycji, to możesz używając swojego rozumu zacząć studiować co tylko sobie zażyczysz. W tym jest problem, że ludzie jak mnie widzą to nie myślą pop, metal tylko hip-hop, jazz… Ok, jestem w hip-hopie i jazzie, ale też w wielu innych rzeczach. Lubię grać z różnymi składami i zespołami, bo jest to dla mnie wyzwanie, coś, co zmusza mnie do działania i wyciśnięcia ze mnie rzeczy, których nie wycisnąłbym w innym projekcie.
Z Robertem mogę grać jazz, blues i hip-hop. Z innym przyjacielem, gitarzystą gram rzeczy bardziej zorientowane na rock, wręcz metal. Wiele osób, jak to słyszy, to mówi: "O, nie wiedziałem, że gustujesz w takich klimatach." Wszystko przez to, że dokonują powierzchownej oceny. To jest problem naszego pokolenia, że wiele osób nie chce przekroczyć tej linii. Jeżeli ktoś gra w stylistyce, której się po nim spodziewasz to wszystko jest ok, nie podważam tego, bo to przecież absolutnie nic złego, ale może być taka sytuacja, że jakiś polski kontrabasista będzie najlepszym jazzowym kontrabasistą świata, a jakiś czarny bębniarz będzie wypasionym super bębniarzem metalowym. Nie masz je*anej pewności, że tak nie jest! Zobacz, Mike Smith (ex-Suffocation) był jednym z twórców ekstremalnego metalu. Tylko, że teraz mało kto pamięta, kim był Mike Smith, ponieważ oceniany jest przez to (tu Damion znowu wskazał na skórę na swoich rękach). Rozumiesz? To jest najgłupsza rzecz na świecie! Nienawidzę takich stereotypów, tak, jak teraz jest debata w Stanach na temat Meksykanów i stawiania ich w bardzo negatywnym świetle. Wynika to wszystko z ograniczeń, bojaźni i braku świadomości. Mam jedną z najlepszych prac na świecie, ponieważ jeżdżąc po świecie dużo się uczę. Przyjechałem tu nie tylko, by grać muzykę, ale też, by się czegoś nauczyć o tej części świata. Jest tu jedzenie, którego nie jadłem, jest tu alkohol, którego jeszcze nie piłem. Byłbym ignorantem, gdybym powiedział, że piję tylko koniak, a w tym kraju jest świetna wódka, czy też "perogi". Jak mogę powiedzieć, że ich nie lubię, skoro ich nie próbowałem? Najciekawsze jednak jest to, że ta sytuacja idealnie przekłada się na muzykę. Ludzie mówią, że nie będą słuchać polki, muzyki celtyckiej czy czegokolwiek tam jeszcze, ponieważ twierdzą, że nie jest dla nich. Użyj swoich uszu!
Z Robertem mogę grać jazz, blues i hip-hop. Z innym przyjacielem, gitarzystą gram rzeczy bardziej zorientowane na rock, wręcz metal. Wiele osób, jak to słyszy, to mówi: "O, nie wiedziałem, że gustujesz w takich klimatach." Wszystko przez to, że dokonują powierzchownej oceny. To jest problem naszego pokolenia, że wiele osób nie chce przekroczyć tej linii. Jeżeli ktoś gra w stylistyce, której się po nim spodziewasz to wszystko jest ok, nie podważam tego, bo to przecież absolutnie nic złego, ale może być taka sytuacja, że jakiś polski kontrabasista będzie najlepszym jazzowym kontrabasistą świata, a jakiś czarny bębniarz będzie wypasionym super bębniarzem metalowym. Nie masz je*anej pewności, że tak nie jest! Zobacz, Mike Smith (ex-Suffocation) był jednym z twórców ekstremalnego metalu. Tylko, że teraz mało kto pamięta, kim był Mike Smith, ponieważ oceniany jest przez to (tu Damion znowu wskazał na skórę na swoich rękach). Rozumiesz? To jest najgłupsza rzecz na świecie! Nienawidzę takich stereotypów, tak, jak teraz jest debata w Stanach na temat Meksykanów i stawiania ich w bardzo negatywnym świetle. Wynika to wszystko z ograniczeń, bojaźni i braku świadomości. Mam jedną z najlepszych prac na świecie, ponieważ jeżdżąc po świecie dużo się uczę. Przyjechałem tu nie tylko, by grać muzykę, ale też, by się czegoś nauczyć o tej części świata. Jest tu jedzenie, którego nie jadłem, jest tu alkohol, którego jeszcze nie piłem. Byłbym ignorantem, gdybym powiedział, że piję tylko koniak, a w tym kraju jest świetna wódka, czy też "perogi". Jak mogę powiedzieć, że ich nie lubię, skoro ich nie próbowałem? Najciekawsze jednak jest to, że ta sytuacja idealnie przekłada się na muzykę. Ludzie mówią, że nie będą słuchać polki, muzyki celtyckiej czy czegokolwiek tam jeszcze, ponieważ twierdzą, że nie jest dla nich. Użyj swoich uszu!
Plany na przyszłość?
Chcę kontynuować to, co robię. Uwielbiam muzykę improwizowaną, siedzi mocno w moim sercu, ponieważ pozostawia dużo wolności twórczej. Możliwe, że znajdę się w jakimś agresywniejszym obliczu, ale też chcę kontynuować jazz. Chcę znaleźć balans pomiędzy grą akustyczną, a bardziej współczesną. Chcę się rozwijać i otaczać coraz większą ilością muzyków, którym podoba się to, co robię, ponieważ perkusiści uznawani są czasami za muzyków drugiej kategorii, gdzie tak naprawdę jesteśmy muzykami pierwszej kategorii. Bez nas by nawet nie wiedziano, czym jest muzyka (śmiech). Miałem szczęście grać ze wspaniałymi muzykami, którzy pomogli mi w rozwoju, a ja ubarwiłem im muzykę swoją grą.
Jak zapatrujesz się na opcje klinik?
Wiesz, póki co nie chcę za bardzo wchodzić w granie klinik ze względu na to, że jestem bardziej na etapie tworzenia i póki jestem w miarę młody, to chciałbym tu zostać. Wielu perkusistów wchodzi w kliniki ze względu na pieniądze i na fakt, by być w świetle reflektorów. Dla mnie kliniki to jak sztuki walki. Mistrzem jest ten, kto ćwiczył baaaardzo długo. Dochodzi do pewnego momentu, gdzie ma doświadczenie, umiejętności, dyskografię. Jasne, chciałbym zobaczyć warsztaty Ralpha Petersona, Vinnie Colaiuty, Marvina Smitty Smith czy nawet Thomasa Langa, ale oni są mistrzami. Oni ćwiczą to od wielu lat! Jest dla mnie zaszczytem, że ktoś chce się ode mnie uczyć, ale daj mi proszę więcej czasu, daj mi jeszcze coś stworzyć. Jak będę starszy to będę miał więcej do powiedzenia dwudziestolatkowi niż teraz, zaopatrzę go w większą wiedzę niż jak miałbym to robić teraz, będę się czuł pewniej mówiąc, co i jak trzeba ćwiczyć. Ja sam wciąż potrzebuję mentora i wciąż rozglądam się i obserwuję innych perkusistów. Teraz koncentruję się na muzyce, dlatego nie znajdziesz żadnych moich ofert lekcji, warsztatów, klinik itp. Chcę grać muzykę, bo wszyscy nasi idole przede wszystkim grali muzykę, a cały biznes warsztatów wziął się głównie z chęci przetrwania. Zwróć uwagę, jak dużo z tych nauczycieli nagrywało, grało trasy z prawdziwego zdarzenia? Nie chcę tu nikogo obrażać czy się z kogoś śmiać, ale widząc płytę, gdzie występuje muzyk, mogę mieć zasadne przypuszczenie, że perkusista wykorzystuje to, co mi mówi na zajęciach. Prawda? W innym przypadku jest to dość naciągane. Nie będę tu wskazywał nazwisk, ale chyba każdy łatwo znajdzie takie nazwisko. To duża umiejętność, by wybrać odpowiednie elementy ze swojej gry i zestawić je z całą muzyką zespołu. Pewne rzeczy są do grania solówek, a pewne rzeczy są do grania z innymi muzykami. Ja jeszcze z warsztatami się wstrzymam, bo nie czuję się na tyle kompetentny, by z pełną odpowiedzialnością brać na swoje barki czyjś rozwój. Będę miał większą wiedzę, dyskografię, doświadczenie sceniczne, wtedy nad tym pomyślę.
Możesz jednak coś nam polecić…
Perkusiści powinni myśleć o tym, by być coraz lepszymi instrumentalistami, by ćwiczyć, by tworzyć muzykę czyli grać z muzykami! To jest jedyna droga, by być lepszym. Weź to, czego się nauczyłeś i wstaw do muzyki.
Rozmawiał: Artur Baran
Zdjęcia Damiona: Jarek Rerych
Zdjęcie bębnów: Perkusista
Wywiad ukazał się w numerze wrzesień 2015
QUIZ – Nie wiesz tego o Evans!
1 / 12
Evans jest w rodzinie firmy D’Addario wspólnie z marką pałeczek…